„Klub”
Paulina piątkowej nocy
wylądowała pośród świateł reflektorów, ogłuszającej muzyki i
dymu nikotynowego, unoszącego się w powietrzu. Było więc
dokładnie tak jak to przewidział mały Bartuś – jak niemal co
piątek poszła do klubu.
Babcia, czytając chłopcu bajkę
na dobranoc i utulając do snu, tłumaczyła, że Paula jest jeszcze
młoda, że musi się wyszaleć i wybawić, by potem poukładać
sobie w dojrzały sposób życie. Zdaniem samej Pauliny, ona już
była wystarczająco dojrzała i dorosła, a te weekendy spędzone
pośród przyjaciół, na tańcu i popijaniu przeróżnych alkoholi,
uważała jedynie za odskocznie, za coś niezmiennego, coś co będzie
jej towarzyszyło bardzo długo, jeszcze co najmniej przez dwie
dekady.
Blondynka w tygodniu, od
poniedziałku do piątku, pracowała w komisie z telefonami
komórkowymi. Była to praca zawsze od dziesiątej do osiemnastej,
tak więc skutecznie odbierała jej niemal cały dzień, bo ledwie
wstała, a już pędziła na autobus albo, by zaoszczędzić,
wybierała się na poranny spacer. Wracając, decydowała się
posilić na mieście, w tak zwanym biegu, a potem zakładała rolki i
jeździła po ścieżce rowerowej dla utrzymania kondycji. Nie
chodziło jej o zachowanie wagi czy wyrzeźbienie nóg. Ona chciała
po prostu być w formie, by zwykłe schylanie się nie sprawiało jej
takich problemów jak niektórym jej koleżankom. Poza tym te
przejażdżki na rolkach miały też swój niepodważalny plus dla
całej rodziny, bo zabierała z sobą Bartka i skutecznie męczyła
go długością trasy na tyle, by po powrocie chłopiec miał siłę
jedynie na kąpiel i położenie się do łóżka.
– Powinnaś iść na studia –
nieustannie powtarzała jej przyjaciółka.
– Klaudyna, musisz o tym nawet
w klubie? – nie dowierzała. Pokręciła głową, by zaakcentować
swoje odczucia, a następnie wyciągnęła dłoń po odpalonego
papierosa, który znajdował się między wargami Norberta.
Norbi przymknął powieki. Gadka
o nauce go męczyła. Postanowił więc, że uda się do baru i
zamówi po piwie dla każdego. Ten piątek, to był dzień jego
wypłaty, więc ten jeden dzień postanowił nie przejmować się
wydatkami. Miał tak co miesiąc, to był jego rytuał – jeden
dzień bez zmartwień, a później życie przez to pod kreską.
– Ale ja mówię poważnie –
Klaudia dalej trwała przy swoim. – Masz podejście do dzieci,
byłabyś świetną przedszkolanką. Może spróbuj chociaż
policealne jakieś zrobić, niańkę lub coś.
– Lub coś – powtórzyła
kpiąco i zaciągnęła się dymem tak mocno, że aż poczuła jak
wypełnia się nim niemal każdy cal jej płuc. – Ja ledwie teraz
znajduję czas dla samej siebie, a co dopiero, gdybym poszła do
szkoły? Gdyby ojciec żył albo gdyby Natalia... – westchnęła
teatralnie. – Nie zrozumiesz mnie, bo ty się nie musisz o nic
martwić. Studiujesz dziennie, jesteś na utrzymaniu rodziców, a w
soboty dorabiasz na własne kaprysy, ubrania i gadżety.
– To nie moja wina, że...
– Nie winię cię! Daję ci
jedynie do zrozumienia, że jesteśmy po dwóch różnych stronach
rzeki. Ja muszę pomóc matce i siostrze w uregulowaniu czynszu, bo
ciągle po zimie nie możemy wyjść na prostą, a niedługo
przyjdzie kolejna. Ty nawet sobie nie wyobrażasz ile kosztuje opał,
bo mieszkasz w bloku z kaloryferami. Podobnie z prądem i życiem,
też się muszę dołożyć i nawet jeśliby mi na to wszystko
starczyło z niepełnoetatowej pracy, to wtedy byłabym zmuszona żyć
jak mniszka, bo nie stać by mnie było nawet na piwo, że już o
kosmetykach, ubraniach i wypadach od czasu do czasu nie wspomnę. Nie
chcę sobie wszystkiego odmawiać dla papierka, jakiegoś dyplomu, po
którym prawdopodobnie i tak nigdy nie otrzymam pracy w zawodzie.
– Nie sądziłam, że jesteś
taką pesymistką.
– Bo nie jestem, tylko czasami
mi się tak zdarza. Dobrze jest tak jak jest! – krzyknęła,
przybrała na twarz uśmiech zadowolenia, ugasiła papierosa na
stoliku, bo popielniczki nigdzie nie było i ruszyła na parkiet, po
drodze zaczepiając Norberta i odbierając od niego swoje piwo.
Porwała mężczyznę do tańca,
bo dobrze się czuła w jego obecności, bezpieczniej. Był wysoki,
przystojny, nieźle zbudowany i wiedziała, że w razie potrzeby nie
pozwoli jej nikomu tknąć, a wiadomo, że w klubie łatwo było o
niechciane macanki i napastowanie ze strony napalonych kolesi.
Odwróciła się do Norbiego
plecami i tańcząc, seksownie ocierała się o jego ciało,
szczególnie kolana i uda, podczas schodzenia w dół. Dotykał ją,
zatrzymywał swoje dłonie na jej jędrnych, młodych piersiach, ale
on przecież nie był jak wszyscy, był dla niej kimś więcej, był
jej chłopakiem.
Problemów w Norbercie jednak
było kilka, a wszystkie skupiały się do słowa
„nieodpowiedzialność”. Mężczyzna lubił się bawić, dużo
pił, na przemian pracował i spał, a gdy przychodziło co do czego,
to zazwyczaj trudno było na nim polegać. W pewnym sensie Paulinie
go brakowało, chociaż nieustannie go miała. Zdarzało jej się
zazdrościć niektórym koleżankom i przyjaciółkom, gdy te
opowiadały o wyjściach na kolacje do restauracji, zjedzeniu
wspólnego obiadu, który on przygotował w warunkach domowych, ale
też w chwilach, gdy chwaliły się biżuterią, którą otrzymały w
imię jakieś rocznicy. Norbert, choć Paula była z nim od ponad
trzech lat, nawet nie pamiętał o jej urodzinach, dopóki ktoś mu o
nich nie przypomniał, a co tu dopiero wymagać, by pamiętał o
takich rzeczach jak dzień pierwszego pocałunku, ustawienia się z
sobą i innych tego typu. Na prezenty i romantyczne chwile bez okazji
nawet nie miała śmiałości liczyć.
– Zamyśliłaś się –
zauważył, więc wyszeptał to wprost do jej ucha.
– Wydaje ci się! –
odkrzyknęła i tańczyła dalej.
Bawiła się, paliła, piła.
Później wychodziła co jakiś czas na dwór z pijaną koleżanką,
po czym wracała, ale na zabawę nie miała już ochoty. Noc nagle
zaczęła mijać wyjątkowo mozolnie, a ona zapragnęła już wracać
do domu.
– Norbert! – krzyknęła,
gdy on stał przy barze i opierał się o podświetlany blat. –
Musimy już iść do domu. Agata źle się czuje. Upiła się, bo
Seba z nią zerwał.
– To idźcie – odparł,
zbywając temat i odpędzając się od niej niczym od natrętnej
muchy. Zajęty był rozmową z kolegami z dzieciństwa, z którymi
uczęszczał do jednej i tej samej podstawówki. – Naprawdę nie
sądziłem, że po tylu latach się spotkamy w takim miejscu! –
krzyczał do jednego z nich, a potem zamawiał od barmana trzy
podwójne lufy, sugerując tym samym, iż grzechem byłoby nie opić
takiego zbiegu okoliczności.
– Ja pasuję! – odkrzyknął
niewysoki, ale też nieniski brunet. – Prowadzę! – dodał, a
potem spojrzał na blondynkę. – Jak ci na imię?!
– Paulina! – odpowiedziała,
a potem ponownie zawisła na ramieniu swojego chłopaka. – Norbert,
chodź już, bo my nie będziemy same po nocach wracać! Z tobą jest
bezpieczniej! – namawiała go dalej, ale on uparcie twierdził, że
jeszcze tylko pięć, góra dziesięć minut. – Poczekamy na ciebie
na zewnątrz – zadecydowała.
Wyszła wraz z Agatą, bo
Klaudyna już wcześniej zamówiła sobie taksówkę i powróciła do
domu. Paula teraz pluła sobie w brodę, że nie zdecydowały się
wracać razem z nią, a przecież dziewczyna im to proponowała.
Blondynka jednak pokładała wiarę w Norbercie, a i też uważała,
że spacer po wypiciu takiej ilości alkoholu dobrze jej zrobi.
Dzięki temu miała szansę względnie przetrzeźwieć zanim stanie w
progu własnego domu, a przy tym też niczego nie pozrzucać i nie
postawić wszystkich na nogi w środku nocy.
Usadziła swoją przyjaciółkę
na pobliskich schodach, które prowadziły do opuszczenia piwnicznego
klubu. Wyczekiwała rychłego pojawienia się Norberta, ale ten się
nie zjawiał. Zdecydowała się na moment zostawić Agatę samą i
wyciągnąć swojego chłopaka choćby siłą na zewnątrz. Ten
jednak bawił się w najlepsze dalej. Właśnie pił piwo i tańczył
jednocześnie z jakąś opaloną, seksowną brunetką. To był ten
moment, gdy czara się przelała, a ona przyznała sama przed sobą,
że ma naprawdę dość. Stanęła przed swoim jeszcze chłopakiem,
wymierzyła mu publicznie policzek w twarz i prosto w oczy wrzasnęła:
– Zrywam z tobą!
Norbert w pierwszej chwili był
zaskoczony, w drugiej nawet trochę się przejął, ale już w
trzeciej uznał, że załatwi to jutro i też jutro wszystko
ponaprawia, a dziś będzie się bawił dalej, gdyż właśnie na to
miał ochotę.
Tomek, kumpel Norberta z
podstawówki, jednak postanowił ruszyć za blondynką. Dogonił ją
jeszcze zanim ta wyszła z klubu.
– Może mogę jakoś pomóc? –
zapytał.
– Co? Nic nie słyszę?! –
odkrzyknęła, bo stali akurat w takim miejscu, gdzie muzyka zdawała
się być najgłośniejsza.
– Tomek! – przestawił się
i wyciągnął do niej swoją dłoń.
Uścisnęła ją niepewnie,
jakby nie wiedziała czego może się po nim spodziewać. W tym
akurat nie było niczego dziwnego, gdyż widziała tego mężczyznę
pierwszy raz na oczy. Zlustrowała go nieco bezczelnie od samych stóp
po czubek głowy. Rzuciło jej się w oczy, że ma oryginalne, ale
nieszpanerskie, całkiem zwyczajne, czarne adidasy. Standardowe,
jasne dżinsy zdawały się idealnie komponować z jego czarną,
nieco wyblakłą koszulą. W końcu doszła do wniosku, że nie ma w
nim niczego ciekawego, niczego co przyciągałoby wzrok i zmuszało
go do zatrzymania na dłużej. Tomasz był jej zdaniem całkiem
przeciętny.
– Śpieszę się! – zbyła
go.
On z jej słów niewiele
usłyszał, więc zdecydował się pójść za nią i śledzić
wzrokiem jak drepcze w, zapewne niewygodnych, ale przykuwających
uwagę, stanowczo za wysokich butach.
Paulina dotarła do miejsca,
gdzie wcześniej siedziała Agata. Na szczęście dziewczynie nie
przyszło do głowy, by gdziekolwiek się udać, więc teraz nie
musiała jej nigdzie szukać. Postanowiła, że sama, bez niczyjej
pomocy, zatarga ją do domu. Zarzuciła sobie rękę koleżanki na
kark i zmierzała w stronę wyjścia z klubu, a następnie środkiem
zupełnie pustej ulicy. Nie myślała ile zajmie im ta żmudna podróż
na pieszo. W głowie miała Norberta, ich ostatnią wymianę zdań i
ilość zmarnowanych lat, które echem odbijały się od jej obolałej
potylicy. Zawsze gdy opuszczała pełen gwaru, muzyki, dymu
tytoniowego i oparów alkoholowych klub, to czuła ten sam ból.
Pomimo tego nigdy jednak nawet nie przyszło jej do głowy, by
całkiem zrezygnować z nocnego, weekendowego życia.
Jakiś samochód, który
sądziła, że przejedzie obok nich, zdawał się zwalniać.
Dokładnie widziała jak odbijają się światła jego reflektorów.
Zdecydowała się ukradkiem otrzeć łzy, które samoistnie wypłynęły
na jej policzki i zająć umysł biadoleniem Agaty, która plotła
niezrozumiałe trzy po trzy. Uznała jednak, że już to jest
lepsze, niż rozmyślanie o Norbercie i ich nieudanym związku, który
opierał się jedynie na wspólnej zabawie.
– Może podwieźć? –
usłyszała niespodziewanie.
Spojrzała w bok i zobaczyła
Tomka, siedzącego za kierownicą starego, ale zadbanego, granatowego
Golfa. Szyba była uchylona na tyle, by mogli z sobą rozmawiać.
Poczuła dziwną obawę, bo jego
wzrok zdawał się ją pożerać albo przynajmniej zachłannie się w
nią wgapiać. Był tak mocno namacalny, iż postanowiła pozostać
czujna i jednak odmówić.
– Nie, dzięki. –
Uśmiechnęła się delikatnie, ale dało się w tym uśmiechu wyczuć
zdenerwowanie.
– Daj spokój, nic złego wam
nie zrobię. Naprawdę chcesz iść na piechotę?
– Nie wsiadam z obcymi! –
warknęła.
– Tomasz Bordych, rocznik
tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty ósmy – przedstawił się
pełnym imieniem i nazwiskiem. – Teraz już nie jestem obcy –
dodał i uśmiechnął się w bardzo uroczy sposób. Jego oczy przy
tym też się zaśmiały, tak sympatycznie zaświeciły, iż nagle
przestały się Paulinie wydawać groźne i molestujące.
Zaufała mu. Zgodziła się i
jednocześnie zdziwiła, gdy on po usłyszeniu jej zgody wysiadł.
Mężczyzna uczynił tak, bo postanowił jej pomóc usadzić
koleżankę na tylne siedzenia. Paulina zdecydowała się usiąść
obok niej, a więc to on zamknął za nimi drzwi. Obszedł maskę i
ponownie zajął miejsce kierowcy.
– Pod jaki adres mam się
kierować? – zapytał, spoglądając przez ramię na szczupłą
blondynkę. Szczególnie wzrokiem zlustrował jej dekolt, bo choć
jej piersi nie miały imponujących rozmiarów i zdawały się mu być
całkiem przeciętne jeśli chodziło o numer miseczki, to jednak
były opalone i wyglądały na jędrne tak mocno, że aż chciało
się dotknąć. Dostrzegł też na jednej z nich tatuaż, niewielką
nutkę poprzedzoną kluczem wiolinowym.