Autor tego bloga należy do grupy „Projekt Prozaicy”, z tego też powodu strona korzysta z płatnych linków. Ujmując to krócej i bardziej zrozumiale – autor zarabia, a czytelnicy nic na tym nie tracą. Te linki są całkowicie bezpieczne dla komputerów, tabletów i smartphone-ów pod warunkiem, że postępuje się zgodnie z instrukcją, czyli nie klika w reklamy, nic nie ściąga na swój sprzęt, a jedynie odczekuje symboliczne pięć sekund i przechodzi dalej. Za wszelkie utrudnienia autor bloga przeprasza, za waszą aktywność jest wdzięczny, a prywatnie pozdrawia i życzy dobrej zabawy podczas czytania.

Link do instrukcji – KLIK

wtorek, 28 marca 2017

#30 – „Paulina” – Rozdział 24

Buciki”

Paulina i Tomasz przemierzali klatkę schodową, chcąc dostać się do swojego mieszkania. A kiedy już znaleźli się przed drzwiami, Bordych zrzucił z ramienia ciężką torbę i rozpoczął poszukiwanie kluczy po kieszeniach. Paulina marudziła, by się pośpieszył, przeskakując przy tym z nogi na nogę.
Błagam cię, szybciej. Siku mi się chce.
Już, już. – Ledwie nakierował klucz do dziurki, a drzwi otworzyły się jakby samoistnie.
Przez krótki moment poczuli przerażenie, obawiając się, że w domu może być jakiś złodziej. Szybko jednak zobaczyli Agatę, która wyjaśniła:
Właśnie przyszłam do waszego kota.
Dziewczyna o ognisto rudych włosach trzymała sierściucha na rękach i szczebiotała do niego jakby był kilkumiesięcznym niemowlęciem.
Ładne – Paulina skomentowała nowy kolor włosów przyjaciółki i czym prędzej wyminęła ją, udając się do łazienki.
Bordych więc samodzielnie wtaszczył najpierw torbę, a następnie walizkę do przedpokoju. Potem zamknął drzwi i zaproponował Agacie, że zrobi jej coś do picia.
Nie, dzięki. Już sobie sama zrobiłam – odpowiedziała wesoło, wskazując na kubek postawiony na ławie.
W ogóle dzięki, że się nim zajęłaś. – Pogłaskał Batmana po czarnej sierści, a potem zabrał go od przyjaciółki swojej żony i przytulił, zupełnie tak jakby się za nim bardzo mocno stęsknił. Szybko jednak musiał go oddać Paulinie, która wyszła z łazienki i także zaczęła się dopominać o pupila.
Widzisz, Bartuś miał jednak rację, przyzwyczaił się do takiego tarmoszenia i noszenia na rękach – stwierdziła, a chwilę po tym posmutniała, zdając sobie sprawę z tego, że siostrzeńca nie widziała już bardzo długo.
Napisałam dla ciebie tę pracę – wtrąciła Agata.
Jaką pracę? – Paula spojrzała na Tomka, a ten w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami.
Zaliczeniową – odpowiedziała Aga.
Odrabiasz za niego lekcje? – zdziwiła się. – Nie wierzę – skomentowała.
Ktoś musi, tobie się nie chciało.
Nie, że mi się nie chciało, tylko mogłeś sam...
Nie lubię. – Wykonał teatralną, smutną minkę, a potem stanął za swoją żoną, objął ją w pół i położył brodę na jej ramieniu. – Nie lubię niczego robić sam – wyszeptał wprost do ucha, które potem pocałował.
Cieszę się, że wam się układa. Klaudyna wróżyła wam rychłe rozstanie.
Klaudia mnie nie lubi – stwierdził Tomek. – Ja jej też nie, więc wisi mi to co o mnie myśli i co mówi.
Zaczęła spotykać się z Norbertem.
Z Norbertem? – zdziwiła się Paula.
No tak, z tym twoim.
On już nie jest mój. – Blondynka uśmiechnęła się, a potem wzruszyła ramionami, jakby ta informacja wcale, ale to wcale jej nie dotknęła. – Życzę im szczęścia w każdym bądź razie.
A ja mam ochotę na pizzę – wtrącił Tomek, chcąc zmienić temat. – Agata, zjesz z nami, nie?
No, za tę pracę to mi się należy. Dwie godziny nad nią spędziłam.
Dwie godziny, serio? To ja tyle nawet nad żoną nie spędzam – skomentował żartobliwie.
Haha ha, bardzo śmieszne – wydrwiła Paulina.
To akurat było śmieszne – szepnęła do niej Agata. – Jak nie dostaniesz piątki, to jebnij porządnie tej nauczycielce, tylko tym razem traf! – krzyknęła za Tomkiem, który udał się do kuchni po ulotkę przyczepioną magnesami do lodówki.
Tym razem? – podłapała blondynka.
Jak byłem młodszy to tak mnie wychowawczyni zdenerwowała, że rzuciłem w nią doniczką. Wybierajcie – polecił, kładąc ulotkę na środek ławy.
Jak mogłeś rzucić w nauczycielkę doniczką? – nie dowierzał.
Byłem narwany.
To nie jest wyjaśnienie.
Paula, miałem z dziesięć lat.
To też nie jest wyjaśnienie.
Daj mu spokój. Kupę lat temu coś zrobił, a czepiasz się tego bardziej niż Klaudia – stanęła w obronie Tomasza Agata.
A Klaudia oczywiście ma informacje z pierwszej ręki, bo jest z Norbertem – dopowiedział Tomek.
Może też powinnam się z nim spotkać, bo ty mi o takich rzeczach nie mówisz. Ja chcę piątkę, pasuje wam? – zapytała, pokazując Tomkowi ulotkę.
Bo widzę jak na nie reagujesz. Co do wyboru, to mnie wszystko jedno. Agata?
Może być. Ja pizzę to lubię w każdym wydaniu. Macie do niej jakieś piwo?
Ja skoczę zaraz do sklepu – zgłosił się na ochotnika.
Rozmowa o doniczce poczeka, ale nie ucieknie – poinformowała go Paula.
Skarbie, ale tam nie ma niczego do tłumaczenia. Byłem dzieckiem.
Cholernie niebezpiecznym, skoro celowałeś doniczką w głowę nauczycielki.
Celowałem w tułowie, bo w głowę wiedziałem, że z ostatniej ławki będzie ciężko trafić.
Agata słysząc wyjaśnienie Tomka zaczęła się śmiać, a Paula posłała jej złowrogie, karcące spojrzenie.
Zamówcie, a ja lecę po piwo. – W ten sposób Tomasz uwolnił się nim dyskusja na dobre się rozpoczęła. Miał nadzieję, że żona już nie powróci do tego ani tym podobnych tematów.
Nie bądź dla niego taka – rzekła Agata, gdy Paulina wybrała numer pizzerii. Odczekała aż koleżanka złoży zamówienie i kontynuowała. – On dużo przeżył.
Tak, wiem, matka alkoholiczka, ale to go nie ze wszystkiego tłumaczy.
Nie tylko matka alkoholiczka. Był jeszcze ojciec co tresował żonę i dzieci. Ponoć ta kobieta zaczęła przez niego pić. Zniszczył ją.
Tego nie wiedziałam – przyznała, siadając na kanapie. – O ojcu Tomek wcale nie wspomina.
A dziwisz mu się?
Niby nie, ale ja jednak chciałabym wiedzieć. I chciałabym takie rzeczy wiedzieć od niego, a nie o latających doniczkach dowiadywać się od ciebie.
Przepraszam, że ci powiedziałam.
To on powinien przepraszać, że sam mi nie powiedział.
Może nie uznał tego za wystarczająco ważne.
Ta, jasne – syknęła i splotła ręce na piersi okazując w ten sposób swoje niezadowolenie.
Nie zachowuj się jak dziecko. – Agata trąciła przyjaciółkę ramieniem.
Paula roześmiała się, czując się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy obydwie były jeszcze w liceum. To zawsze ona szybciej rzucała fochem, ale też niemal zawsze jej przechodziło, gdy Aga wytykała jej, że zachowuje się jak kilkulatka.
W ogóle muszę z twoim mężem porozmawiać.
Zacznę być zazdrosna, naprawdę – uprzedziła z uśmiechem na ustach.
Przecież nie powiedziałam, że na osobności. Po prostu panele już mamy w domu całkiem zjechane, płytki w kuchni popękane, od ścian to już kilka odpadło. On wziąłby za to mniej niż taki inny wynajęty.
Pewnie tak.
Wcale bym nic nie wziął. Tylko tyle co za materiały! – krzyknął, zanim jeszcze dobrze wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Odłożył siatkę z piwami na stół. – Jestem zdania, że przyjaciołom się pomaga. Być może kiedyś ja będę potrzebował twojej pomocy. Ile wy tam macie metrów, niewiele, nie?
No, z jakieś trzydzieści sześć.
No, to spokojnie z końcówek kolekcji coś znajdziesz po kosztach. Ja tutaj też tak robiłem. Niby to mieszkanie jest duże, ale jak się je podzieli na sześć pomieszczeń to niemal każde to klitka nie większa niż kilkanaście metrów kwadratowych. W ten sposób można kupić tańsze materiały.
Dlaczego? – zainteresowała się Paulina.
Bo zazwyczaj ludzie kupują czegoś dużą ilość. Mało kto kupuje paneli czy gresu na kilkanaście metrów, a nawet jeśli tak kupuje, to większość wybiera to co nowe, niby modne, zamiast poszukać kolekcji, które pół roku temu były na czasie albo nawet połączyć dwa różne wzory czy kolory.
Tak jak my mamy w korytarzu?
Właśnie.
A ja myślałam, że to tak miało być, że to był taki zamysł artystyczny, a to... oszczędność?
Zwał jak zwał. Uznajmy, że i oszczędność, i zamysł artystyczny. – Podszedł do swojej żony z piwem w ręku. Nachylił się, by musnąć ją w czoło, a potem zapytał się, gdzie mają otwieracz.
Nie mamy takich rzeczy – odpowiedziała, odbierając od niego butelkę. Postanowiła w celu otwarcia posłużyć się zapalniczką.
Nigdy tego nie potrafiłem – wspomniał jakby z nostalgią.
Ja też nie.
Bo to już jest talent. Dajcie, otworze wam.
Jeszcze w lutym u Agaty rozpoczął się remont. Paulina często tam przesiadywała, pomagała nawet w odmalowywaniu ścian. W którymś momencie jednak zakręciło jej się w głowie i odniosła wrażenie, jakby mdlił ją zapach farby w spreju, którą Agata odnawiała chromowane elementy.
Coś nie tak? – zainteresowała się ruda.
Nie, chyba nie – odpowiedziała, gdyż szybko jej przeszło. Wystarczyło, że szerzej otworzyła okno. – Po prostu matka do mnie dzisiaj dzwoniła i...
I co? Pogodziłyście się?
Nie. Odniosłam wrażenie, jakby chciała usłyszeć, że mi się z Tomkiem nie układa, tylko po to, bo to potwierdziłoby jej racje. Poza tym Norbert u niej był, nagadał jakiś głupot i nawet nie chciałam tego słuchać.
Rozumiem, ale... takie odcinanie się...
Ja się nie odcinam, ja po prostu chcę, by zaakceptowała moją decyzję. Natalia cokolwiek zrobiła, to matka zawsze ją wspierała, a ja zawsze byłam ta gorsza, tylko dlatego, że byłam niechcianą wpadką. Natalia zaszła w ciąże, to było ok, przyprowadziła Michała, też nie było źle i to nieważne czy się zaręczyła, czy postanowiła, że on się wprowadzi. Z moich zaręczyn z Tomkiem się nie cieszyła, moja wyprowadzka nie była jej na rękę, zamążpójścia mi nawet nie pogratulowała, więc jeśli okaże się, że jestem w ciąży, to nawet ją o tym nie poinformuję.
Zrobisz jak zechcesz, ale myślisz, że... – Spojrzała znacząco na brzuch blondynki.
Nie wiem. Za tydzień, jak nie dostanę okresu to zrobię test.
Ale fajnie. Może będę ciocią – ucieszyła się.
Chrzestną – dopowiedziała Paula.
Jej, ale by było super. Byłby taki mały Tomuś.
Albo mała Paulinka – stwierdziła z udawanym oburzeniem. – Żartuję, też wolałabym pierwszego syna, ale znając moje szczęście, to będzie dziewczynka. O ile będzie.
Paulina okazała się mieć dobre przeczucie i już wkrótce na teście ciążowym pojawiły się dwie kreski, z czego jedna była dużo jaśniejsza, bladoróżowa. Nic nie powiedziała o tym Tomkowi. Samodzielnie umówiła wizytę u ginekologa, a gdy miała już stuprocentową pewność, że zostanie mamą, to zakupiła w sklepie z artykułami dziecięcymi małe, materiałowe buciki, wzorowane na najzwyklejszych czerwono-białych trampkach.
Mam dla ciebie prezent – oznajmiła mężowi, gdy weszła do domu. Nawet nie rozebrała się z odzieży wierzchniej ani nie zdjęła jesiennych kozaków, które na późnozimową porę nadawały się tylko dlatego, że w tym roku zimy właściwie nie było.
Myłem podłogi – śmiał zauważyć Bordych.
Potem poprawię. – Machnęła na to ręką. – Mam prezent! – niemal wykrzyknęła, choć stała od niego niecały metr.
Urodziny mam za tydzień – wymruczał.
To będzie przedwczesny. – Wcisnęła mu w ręce sporych rozmiarów pudełko, opakowane w złoty papier i przewiązane czerwoną wstążką.
Mam nadzieje, że nie bomba. – Zerknął na nią podejrzliwie.
Otwórz! – Zniecierpliwiona, ledwie powstrzymała się od tupnięcia nogą. Usiadła na krześle i rozpoczęła rozsupływanie sznurówek.
Tomasz w tym czasie rozsupływał kokardę i rwał papier. Po uniesieniu wieczka szarego kartonu do góry, jednak czekało go lekkie rozczarowanie i kolejne, identycznie zapakowane pudełko, z tą różnicą, że to owinięte było w srebrny papier i miało niebieską kokardę.
Żartujesz sobie?
Poniekąd – przyznała. – Ale końcowy prezent cię zadowoli, zapewniam.
Końcowy? To ile jeszcze jest tych pudełek? – zapytał, gdy właśnie dopadł do kolejnego, tym razem papier był śliski, czerwony, a kokarda złota.
To jest ostatnie – rzekła z dumą i wstała, jednocześnie pozbywając się różowego płaszczyku. Chciała móc dokładnie widzieć reakcję swojego męża.
Naprawdę? – zapytał ze łzami w oczach. Wyjął niemowlęce buciki, obejrzał je z każdej strony, a potem odłożył na stół. – Naprawdę? – powtórzył pytanie.
Nie odpowiedziała werbalnie. Przytaknęła tylko ruchem głowy, uśmiechając się przy tym szeroko. Następnie poczuła jak Tomek bierze ją w objęcia, następnie odsuwa się od niej, ogląda, zatrzymując przy tym uwagę na brzuchu.
Przecież jeszcze nie widać – skomentowała.
To co? Ja już je kocham – stwierdził, padając na kolana i składając pocałunek poprzez materiał popielatego sweterka.

#29 – „Paulina” – Rozdział 23

Sylwestrowe i walentynkowe prezenty”

Tomasz starał się rozweselić żonę. Czuł się winny, gdyż uważał, że to przez niego popsuły się relacje Pauliny z rodziną – matką i siostrą. Widać też było, że dziewczynie najbardziej brakowało Bartusia. Paula jednak należała do osób zawziętych i upartych. Nie była skora do tego, by pierwsza wyciągać dłoń do zgody, ale też nie zamierzała od razu jednoczyć się w uścisku z kimś kto wykonał taki krok. Bordych często mawiał, że była kapryśna. Zwykle też dodawał, że ma to swój urok, ale tej drugiej części zdania jego żona zdawała się nie słyszeć.
To nie kaprys! – wykłócała się z nim. – Po prostu, jak Natalia przyszła z brzuchem, to było wszystko super, pięknie, fajnie. Matka się nawet nie wkurzyła, jedynie ze smutkiem stwierdziła, że teraz będzie ciężko, ale na swój sposób się cieszyła. Ja przyprowadzam męża i jest źle.
Nie jest źle. – Przyklęknął przy niej, gdy siedziała na łóżku. Przeszkodził jej w ubieraniu spodni, przez co miała na sobie tylko jedną nogawkę, a drugą trzymała w rękach. – Po prostu, zaskoczyliśmy ich wszystkich – tłumaczył. – Pomyśl, jak ty byś się czuła, gdyby kiedyś nasza córka przyprowadziła męża do domu. Chyba wolałabyś być obecna na ślubie, weselu...
Nie pozwoliłabym, by jej siostra wyzywała jej męża od przestępcy. Zresztą, nie mamy dzieci, więc nie ma co gdybać na zapas.
Tomasz po słowach Pauliny poczuł na duszy dziwne, zupełnie mu obce ciepło. Zrozumiał, że Paula nie jest aż tak mocno zła na matkę o nie akceptację jej wyborów, a o to, że ta pozwoliła, by Natalia go obrażała, bo w mniemaniu Pauliny było to nic innego jak właśnie obrażanie. Sam Tomek miał do tego zupełnie inne podejście.
Ona nie powiedziała niczego co byłoby nieprawdą.
W takim razie my mogliśmy ją wyzwać od puszczalskiej, nieodpowiedzialnej, a jej narzeczonego od nieroba...
Dobrze wiesz, że to nie tak! – uniósł się, gdy zauważył, że Paulina zaczęła się rozkręcać. Chciał powstrzymać jej wybuch gniewu, który osiągnąłby rozmiarem kulę lawinową. Miał na celu pogodzenie ją z bliskimi, a nie zaostrzenie konfliktów. – Natalia jest matką jaką jest, ale to też z waszej winy, bo niczego od niej nie wymagałyście i we wszystkim wyręczałyście. Nie dałyście jej poczuć tego, no tego, no... instynktu. – Pstryknął palcami i wstał na równe nogi. – A Michał jest dobrym księgowym, nadaje się do siedzenia za biurkiem, ale nie pracy fizycznej, bo jest typem flegmatycznym. To nie jest tak, że on nie szuka pracy i nie próbuje jej podjąć. Przestań, kurwa, oceniać ludzi z góry i w złości!
Nie krzycz na mnie! – odpowiedziała równie głośnym tonem co on i dokończyła ubieranie się. – Idę do pracy – poinformowała.
Wsparł ręce na biodrach, wbił wzrok w ruch uliczny widoczny za oknem i głośno odetchnął, ale nie w taki sposób jakby poczuł ulgę. Wyglądało to tak, jakby Bordych nadal był zmęczony, pomimo że do awantury nawet nie doszło.
Masz jedną rodzinę, szanuj ją – szepnął do samego siebie, gdyż Pauli nie było już w mieszkaniu.
Pogłaskał kota siedzącego na parapecie po łebku i wzdłuż grzbietu, a potem wykonał telefon, by dogadać się z kimś w sprawie niespodzianki jaką szykował dla żony od dłuższego czasu. Jeszcze gdy byli w górach, obiecał jej w dniu ślubu przelot balonem. Ślub był spontaniczny i zupełnie nie planowany, więc nie miał szansy na spełnienie obietnicy wcześniej. Uważał, że powitanie dwutysięcznego piętnastego roku, to wprost idealna okazja na taki przelot, najlepiej chwilę przed północą, gdy niebo rozbłyśnie fajerwerkami.
Tomek miał rację, niespodzianka się udała, choć Paulina sama przyznała, że bała się niemiłosiernie i wcześniej nawet nie spodziewała się, że będą jej się aż tak trzęsły nogi. Sądziła, że nie ma lęku wysokości. On miał taki lęk, od dziecka, ale dawał radę go w sobie zwalczyć. Poniekąd był typem wojownika, chłopaka z nieciekawej rodziny, który dawał radę spełniać polski sen. Założył firmę, kupił mieszkanie, ożenił się, a nawet planował z Paulą powiększenie rodziny.
Naprawdę jesteś pewna, że to odpowiedni moment? – dopytywał, gdy usłyszał od niej, że odrzuciła tabletki antykoncepcyjne.
Przecież już o tym rozmawialiśmy.
No tak, ale rozmowa, gdybanie, a podjęcie decyzji, to coś zupełnie innego – stwierdził, stawiając dwie czekolady na gorąco na ławie w salonie. Wrócił się do kuchni po bitą śmietanę w spreju i karmelową posypkę.
Jak nie chcesz dzieci to powiedz – odparła, a jej ton nabrał na agresywności.
Nie, że nie chcę, ale... co ze szkołą? – zapytał, pochylając się nad przezroczystymi kubkami, które designem przypominały słoiki. Rozpoczął zabawę bitą śmietaną z uśmiechem tak chłopięcym, jakby ledwie skończył siedem lat.
Niektóre gimnazjalistki rodzą. Ja chodzę do szkoły dla dorosłych. Jakoś damy radę, podzielimy się. Mam już dwadzieścia trzy lata.
A ja prawie dwadzieścia siedem. Jednak nie o wiek chodzi.
A o co?
Będziesz z tym sama. Znaczy będę ci pomagał, ale... gdybyś pogodziła się z matką...
Ona będzie miała szczęście, jak jej się pozwolę do mojego dziecka zbliżyć. – Chwyciła za ucho kubka, a w drugą dłoń wzięła łyżeczkę.
Zawzięta jesteś i mam dziwne wrażenie, że decydujesz się na bycie matką z bardzo egoistycznych pobudek.
Co!?
Pokłóciłaś się z rodziną, to uznałaś, że machniesz sobie dzieci i będziesz miała własną rodzinę. To tak nie działa, Paula. – Ledwie usiadł obok niej, a ona pod wpływem irytacji wstała, wcześniej odkładając czekoladę na szklany, czarny blat ławy.
Po prostu powiedz, że nie chcesz! – zażądała.
Tylko, że... że ja chce – przyznał sam przed sobą, nawet bardziej niż przed nią. – Jestem gotowy na zmienianie osranych pieluch i niezapowiedziane, nocne pobudki. Na ten całodobowy ryk spowodowany kolką.
Przedstawiasz to w najgorszych barwach – zauważyła.
W odpowiedzi wzruszył ramionami. Wyciągnął ręce, by móc chwycić ją za dłonie. Z jednej z nich wyjął łyżeczkę i wrzucił do kubka, omyłkowo do tego, w którym znajdowała się jego, a nie jej, czekolada.
Wolałbym jednak, by nasze dziecko miało kogoś więcej niż tylko nas. Z mojej strony nie ma co liczyć na dziadków. Dla matki liczy się tylko chlanie, a ojciec udaje, że ma mniej lat niż ma. Poza tym, to straszny egoista. Twój ojciec nie żyje, ale masz matkę, siostrę, jej chłopaka, Bartka. Nie możemy się odcinać, tylko dlatego, że nastąpiła między nami jakaś różnica poglądów lub, że nam nie przyklasnęli, nie musieli.
Nie będę ich przepraszała.
Tu nie chodzi o przepraszanie. Po prostu zadzwoń do siostry tak normalnie, zaproś ją na spacer, lody, do nas. Zamów się Batmanem. – Wskazał dłonią na kota. – Bartek na pewno za nim tęskni.
Westchnęła w taki sposób, jakby była zmęczona takim naleganiem, ale kryształki, które zatańczyły w jej oczach, wskazywały na to, że jego słowa do niej dotarły, że jej także było ciężko i smutno bez najbliższych.
Możemy też tak po prostu wejść do twojej mamy. Pokażmy, że nie jesteśmy pamiętliwi.
Dobra – przytaknęła, przewracając przy tym oczami.
Ale najpierw Wenecja. – Niespodziewanie uniósł nieco tyłek z kanapy i z tylnej kieszeni dżinsów wyjął bilety lotnicze zakupione w biurze podróży. – Rozmawiałem już z Agatą, weźmie wszystkie twoje zmiany. Będzie miała ferie i przyda jej się dodatkowa gotówka. Poza tym masz prawie dwa tygodnie, by sobie wszystko rozplanować – dodał szybko, nim zdążyła zauważyć jakieś minusy takich niespodziewanych wakacji.
Przyłożyła dłonie do jego policzków i zaczęła muskać w usta, najpierw delikatnie, a potem coraz intensywniej. W końcu usiadła okrakiem na jego kolanach i z pewnością w oczach oraz bez najmniejszego zadrgania głosu, oznajmiła:
Kocham cię, wiesz o tym?
Wiem, ale ja ciebie kocham bardziej – odparł, wplatając dłonie w jej długie blond włosy.

poniedziałek, 27 marca 2017

#28 – „Paulina” – Rozdział 22

Spontaniczny ślub”

Niekiedy całego życia wydaje się być za mało. Zwykle wiele lat nie wystarcza aby poznać drugiego człowieka. Są nawet o tym przysłowia, choćby te znane wszystkim, o beczkach soli. Paulina znała Tomka nieco ponad rok, gdy zdecydowała się go poślubić. Obawiała się jak na to zareaguje jej rodzina, zwłaszcza, że było już po fakcie. On nie miał takich problemów. Brata poinformował o zaślubinach za pomocą maila. Z ojcem nie był w dobrych relacjach. Matki nie widział od lat, choć mieszkała w tym samym mieście.
Dwudziestego czwartego grudnia, Paulina i Tomek zjawili się w jej rodzinnym domu. Mieli z sobą dobre wino, drobne upominki dla wszystkich i duży, naprawdę ogromny prezent dla Bartka.
Chłopiec od razu domyślił się co dostanie. Nie do końca już wierzył w Mikołaja. Dostrzegał w tym jakąś bajkę i zakłamanie, więc nie oczekiwał pana w czerwonym kubraku, z siwą jak śnieg brodą. Z resztą, tej zimy, nawet śniegu było niewiele, a święta pogodą bardziej przypominały Wielkanoc niż Boże narodzenie.
Rower typu BMX, który Bordych wniósł do mieszkania, obwiązany był szarym papierem i niebieskimi wstążkami. Do niego przywiązane były zielone balony na hel. Tośkowi więc od razu zaświeciły się oczy i ani myślał wyczekiwać pierwszej gwiazdki. Z resztą, członkowie rodziny nie byli aż takimi tradycjonalistami, by tego od niego wymagać. Paulina z Iwoną nawet pomogły mu rozpakowywać.
Dwanaście potraw, z czego nie wszystkie były postnymi, zawitało na dużą, rozłożoną ławę, okrytą białym obrusem. Nie było pod nim siana, ale nikt z obecnych zdawał się nie zwracać na to uwagi. Do kolacji zasiadła cała najbliższa rodzina, do której Michał i Tomek, także już się zaliczali. Obaj z ochotą zajadali się schabowymi i bigosem, a przy tym nawet nie zawracali sobie głowy kapustą z grochem, makiełkami i ulubioną potrawą Bartka, jaką były frytki z paluszkami rybnymi.
Tak właśnie myślałam, że nie ma co kierować się zasadą postu – skomentowała Iwona, gdy Tomek zapytał się o chrzan, którym miał zamiar doprawić białą, gotowaną kiełbasę.
Ja jestem zdania, że pości się, gdy się nie ma, a gdy jest, to się je – odpowiedział Bordych, będący już w połowie drogi do lodówki. W domu Pauliny zaczynał się już czuć tak jakby był u siebie. A nawet czuł się w nim lepiej niż w domu ojca czy w mieszkaniu matki za czasów dzieciństwa.
Dokładnie, dokładnie tak – poparł Tomka Michał, sięgając po kolejnego kotleta. – Tylko nie opowiadaj w szkole, że tak jemy – skierował swoje słowa do Bartka.
Dlaczemu?
Bo to wstyd – odpowiedziała Paulina.
Dlaczego robimy wstyd?
Dla smaku. – Tomek odłożył słoik z chrzanem na stół, położył dłonie na ramionach Tośka i lekko nim potrząsnął. – Czasami robi się coś dla własnej wygody, nawet gdy nie wypada.
Jeść nie wypada?
Według religii, to trzeba, chłopie, biedę klepać.
A myślałam, że jesteś religijny. – Paula aż zmarszczyła czoło, podczas wypowiadania tych słów.
Bo jestem, ale nie z każdym aspektem wiary się zgadzam, kochanie. – Musnął ją w czoło, a potem przecisnął się z powrotem na swoje miejsce. – Powinniśmy wam o czymś powiedzieć – zaczął śmiertelnie poważnie.
Iwonie aż oczy się zaświeciły i nie czekając na kontynuację, zaczęła zgadywać:
Będę babcią?
Paula i Tomasz spojrzeli na siebie i oboje w dziwny sposób, jakby się zawiesili.
Eee, nie – odpowiedział w końcu Bordych. – Nie zyska pani jeszcze kolejnego wnuczka, ale zyskała pani zięcia.
Wszyscy zaniemówili, ale jedynie Natalia wydawała się być tą informacją mocno niepocieszona. Jej zdaniem, to ona powinna być pierwsza, która weźmie ślub, a nie jej młodsza siostra, która przecież nigdy nie była romantyczką, ani nie chciała rychłego zakładania rodziny.
Kiedy wesele? – dopytywała Iwona, ponownie doprowadzając do dziwnego zawieszenia się obojga.
Właściwie to... – zaczął Tomek, a potem spojrzał na blondynkę. – Może ty? – zachęcił.
Jesteśmy już po ślubie – rzekła w taki sposób, jakby rzucała wygrane karty na stół.
Jak to jesteście już po ślubie?
Michał przełknął głośno ślinę, czując na sobie wzrok Natalii, której choć dawno się oświadczył, to ciągle nie miał odwagi, ale też i możliwości na wykonanie kolejnego kroku jakim byłyby zaślubimy. Paulina natomiast poczuła jak Tomek chwyta jej dłoń pod stołem i delikatnie ją ściska, jakby chciał w ten sposób dodać jej otuchy albo po prostu dać do zrozumienia, że to ona powinna matce wytłumaczyć całe zajście.
Pobraliśmy się w górach, tydzień temu – wyznała z delikatnym uśmiechem.
Chyba muszę się napić – stwierdziła matka dziewczyny, a Tomek od razu ruszył z pomocą i zabrał się do otwierania wina.
Nie cieszy się pani – zauważył, gdy napełniał kieliszki wszystkim, nawet małemu Bartusiowi, choć temu polał odrobinkę, tak że chłopiec miał szanse ledwie skosztować jak smakuje rubinowa ciecz.
To nie jest tak, że się nie cieszę, Tomek, ale ile wy się znacie?
Rok.
Właśnie, rok.
Jesteśmy szczęśliwi, mamo – wtrąciła Paulina z niezadowoloną miną.
Tak? I myślisz, że na tym polega wspólne życie? Na byciu ciągle szczęśliwym? Pojawią się dzieci, problemy...
Jakoś na wnuka, mam wrażenie, że zareagowałabyś lepiej!
Przestań – szepnął Bordych, starając się doprowadzić tym szeptem do tego, by Paula zniżyła ton i nie wywoływała karczemnej awantury.
Nie uciszaj mnie! Taka prawda! Gdybym była w ciąży, to skakałaby pod sufit, nawet gdyby to miały być, kurwa, trojaczki! Nie przejmowałaby się, że zniszczy to moje plany, że tobie będzie ciężko prowadzić firmę z płaczącym dzieckiem po nocach. Wtedy w dupie miałaby to, że nie jesteśmy szczęśliwi, ale problemem jest... co właściwie jest problemem? Przeszkadza ci, że mam męża!?
To nie tak!
A jak!?
Uciekłaś z domu jak jakaś cyganka i wzięłaś ślub w sekrecie. Myślisz, że to jest dobrze!?
To mój ślub! Chuj ci do tego jak, gdzie i z kim!
Przestań! – krzyknęła Natalia, bo szczerze uważała, że jej siostra zaczyna przesadzać. Rozumiała też matkę i to w jak ciężkim jest szoku, gdyż takiej informacji nikt z obecnych się nie spodziewał.
Nie przestanę, bo mam rację. To moje życie, moja, kurwa, sprawa co z nim zrobię! Ty też z nikim nie konsultowałaś ciąży i tego jak urodzenie Bartka zmieni życie wszystkich! Zresztą, nic w tym dziwnego, bo twojego nie zmieniło, dalej się bawiłaś i szlajałaś za facetami!
Ale to nie mój facet napadł na jubilera! O przepraszam, teraz już mąż!
Jaki napad? – zapytała cicho Iwona. Za cicho, by córki mogły ją usłyszeć.
Obie panie dalej wypominały sobie wszystko co złe. Od urodzenia Bartka i poświęcenia Pauliny, która zrezygnowała ze szkoły, by pomóc wychować chłopca, przeszły do zadłużeń Pauli, które Natalia niegdyś pomogła spłacić. Z czasem ich wypominanie sięgnęło czasów wczesnego dzieciństwa.
Michał w tym wszystkim wykazał się trzeźwym umysłem i zdecydował się na zabranie Bartka na dwór, tłumacząc, że poszukają gwiazdki. Chłopiec nie rozumiał po co teraz szukać gwiazdki, skoro już jadł i widział prezenty, ale wolał nie dyskutować. Zresztą, dziecko wiedziało, że pośród takich krzyków i tak nikt by go nie usłyszał.
Jaki napad? – powtórzyła Iwona i jako jedyna siedząca, spojrzała na Tomasza.
Bordych odłożył wino, polecił Paulinie, by usiadła, by ona i siostra w końcu przestały się kłócić. Żadna go nie posłuchała. W końcu sam usiadł i pociągnął Paulinę za sobą, warcząc:
Siadaj!
Nie skończyłam! – zwróciła się do niego podniesionym tonem.
Niepotrzebnie zaczęłaś – skomentował. – Obie zaczęłyście – poprawił się.
Ktoś mi w końcu powie jaki napad!? – wrzasnęła Iwona i aż zatrzęsła się pod wpływem zniecierpliwienia.
Kiedyś dokonałem takiego gówniarskiego skoku z kolegami – odpowiedział poważnie Tomek. – Siedziałem za to w poprawczaku. To było lata temu.
Wiedziałaś o tym? – zwróciła się Iwona do córki, a ta przytaknęła, sięgając przy tym po swój kieliszek. – I zgodziłaś się za niego wyjść? – Matce dziewczyny to wszystko nie mieściło się w głowie.
Paulina jednak postanowiła stanąć w obronie męża.
W czym jest gorszy od bezrobotnego Michała? – zapytała.
Zejdź z Michała! – warknęła Natalia.
Mam wyższe ambicje i większe wymagania. Uwierz, nie weszłabym na niego – zakpiła z wyższością. – Wychodzimy – zadecydowała i nie czekając na Tomka, wstała i zaczęła się ubierać.
Wolisz kryminalistę!? – krzyknęła za nią Natalia, gdyż blondynka była już przy drzwiach.
Cała trójka, siedząca przy stole, usłyszała trzaśnięcie. To był znak, że Paulina wyszła.
Dopiero wtedy Tomek zdecydował się wstać i powiedzieć:
Przepraszam, w gorącej wodzie kąpana.
W przedpokoju pośpiesznie wciągnął buty i z kurtką trzymaną w dłoni, wybiegł za żoną. Zdziwił się, gdy nie zastał jej przy samochodzie.
Poszła w lewo – poinformował Michał i nawet jeśli chciał o coś zapytać, to Bartek, który przewrócił się podczas skakania z murku, skutecznie zajął jego uwagę.
Dzięki – odparł Bordych i najpierw upewnił się czy płaczącemu Tośkowi nic nie jest, a potem dopiero wsiadł do samochodu i ruszył we wskazanym przez Michała kierunku.
Paulinę dogonił dość szybko. Zatrzymał samochód, ale ona go wyminęła i szła dalej przed siebie.
Ej! – krzyknął za nią. – Co ty robisz!?
Milczała, konsekwentnie stawiając krok za krokiem.
Paula! – wydarł się, jednocześnie ponownie ruszając. Tym razem, gdy ją dogonił, to nie zatrzymywał pojazdu. Zwolnił i jechał przy jej boku. – Paulina! – zawołał spokojniej niż wcześniej.
Nie rozmawiam z tobą. Jedź do domu. Ja dojdę.
Westchnął i ani myślał wracać bez niej.
To było pewne, że się twoja matka wkurzy, ale niepotrzebnie zaczęłaś ją nakręcać. Przy tym nakręciłaś też Natalię.
A więc to moja wina!? – krzyknęła do niego.
Poniekąd – przyznał w zgodzie z własnym sumieniem. – Jesteś narwana. Trzeba było przemilczeć niektóre rzeczy.
Trzeba było nie napadać na jubilera!
Nie możesz mieć do mnie pretensji za przeszłość!
Ale mogę nie chcieć cię teraz oglądać i wrócić sama do domu.
Paulina, to nie jest, kurwa, moja wina!
Pewnie, że nie. To moja wina. Jestem narwana.
Bordych miał dość wymieniania zdań bezsensu, a widział, że ta rozmowa do niczego, poza staniem w miejscu, nie prowadzi. Wyprzedził żonę i zatrzymał samochód w taki sposób, że zagrodził jej drogę.
Wsiadaj! – polecił, szybko wysiadając.
Zaczęła go wymijać, ale on jedynie zastąpił jej drogę i otworzył tylne drzwi.
Wsiadaj – powtórzył ostrym tonem, ale bez podnoszenia głosu. Pochwycił ją za rękę. – Nie będę ci mówił tego samego po dwa razy – uprzedził.
Puść.
Nie zachowuj się jak dziecko. Wszyscy ochłoną, jutro im przejdzie.
Puść! – krzyknęła, zupełnie już nie słuchając tego co do niej mówił. W tamtej chwili chciała jedynie wygrać potyczkę i postawić na swoim, a jednocześnie, gdy już by tego dokonała, to nie wiedziałaby co robić dalej.
Paulina się szarpnęła, a Tomasz w odpowiedzi zacisnął dłoń mocniej na jej nadgarstku.
Wsiądź do samochodu – warknął przez zaciśnięte zęby i nie czekając na jej reakcję, pchnął ją z taką siłą, że upadła na tylne siedzenie. Chwycił za drzwi z zamiarem ich zamknięcia. – Nogi – poinformował, oczekując, że je zabierze i unikną dalszej szarpaniny. – Nogi, kurwa, bo ci je przytrzasnę!
Posłuchała go, ale gdy tylko zajął miejsce za kierownicą, to od razu powiedziała:
Nie waż się tak do mnie mówić. Nigdy więcej.
Uhu – odburknął w sposób ignorujący i włączył odtwarzacz płyt CD.

niedziela, 26 marca 2017

#27 – „Paulina” – Rozdział 21

Wspólne wyjazdy”

Paulina zmierzała w dół klatką schodową. Po drodze minęła Tomka i Michała. Zagadnęła jednego z nich o zapalniczkę.
Przyłączę się – zaproponował Bordych.
Już paliłeś.
Postoję z tobą dla towarzystwa.
Nie jestem pewna czy chcę twojego towarzystwa. – Nie zatrzymując się, szła dalej.
Tomasz pognał za nią, a Michał postanowił się nie wtrącać.
Wsparci o futrynę klatki schodowej patrzyli na siebie, milczeli. Ona odpalała papierosa, a on szukał słów, jakimi mógłby ją uraczyć, by choć odrobinę udobruchać.
Pomarszczysz się jak zepsuta pomarańcza – zaczął, nawiązując tym samym do pierwszego spotkania, gdy siedział z nią pod blokiem Agaty.
Uśmiechnęła się smutna. Zaciągnęła ponownie papierosem, tym razem szczególnie mocno.
Przy tobie nie da się nie palić. To jedyne co teraz mnie uspokaja.
Przepraszam – szepnął, czując jakby tego od niego oczekiwała.
Tak właściwie to Paulina swoim zachowaniem wymusiła te przeprosiny na narzeczonym. Być może wymusiłaby na nim coś jeszcze, coś więcej, jakąś obietnice czy przyrzeczenie, ale Bartuś im przeszkodził. Chłopiec zniósł na dół deskorolkę, którą dostał od mamy i Michała oraz rolki jakimi obdarowali go Paulina z Tomkiem.
Chcem je już wypróbować! – wykrzyknął radośnie, odkładając przedmioty na pobliski trawnik. – Najpierw deskę! – dokrzykiwał.
To zaczekaj! – Tomek zostawił palącą narzeczoną i podszedł do chłopca. Przyklęknął przed pięciolatkiem na jedno kolano i zabrał się do zawiązywania jego sznurówek. – Z rozwiązanymi wybiłbyś sobie zęby.
Mlecne! Tego, tu z tyłu już nie mam! – chwalił się, wkładając przy tym palce do buzi. – Widzisz? – dopytywał. – Sam wyrwałem, paluszkami! Troszkę klwi poleciało.
Bordych nie potrafił powstrzymać śmiechu, gdy słyszał z jakim przejęciem chłopiec to wszystko opowiada. W końcu jednak przestał się śmiać, wstał na równe nogi i nachylił się po deskorolkę, by położyć ją na środku ulicy.
Po chodniku niech jeździ! – krzyknęła blondynka, obserwująca całe zajście.
Chodnik jest nierówny. Tu i tak nie ma ruchu. Będę go pilnował.
Właśnie, będzie mnie pilnował! – poparł Tomasza Tosiek, a potem z radością przysłuchiwał się temu co mężczyzna mówi. Ten zaś cierpliwie tłumaczył mu jak należy położyć nogę i w jaki sposób się odepchnąć, by pojechać do przodu i uniknąć niechcianego chybotania na boki.
To co? Gotowy? – zapytał, przekładając czapkę chłopca daszkiem do przodu, a następnie zarzucając na jego głowę kaptur bluzki na krótki rękaw. – teraz wyglądasz jak rasowy gangster. Dawaj! Odpychasz się i jedziesz!
Jadę! – krzyknął radośnie, kiedy obydwie jego stopy znalazły się już na deskorolce.
Tomek cały czas biegł przy jego boku i dopingował, by ponownie się odepchnął. Potem proponował, by się przechylał to w jedną stronę, to w drugą.
Sklęcam! Oj! Spadłem!
Upadku Bartka tak naprawdę nie dało się nawet tak nazwać. Dzieciak zwyczajnie wyczuł, że traci równowagę i nie będzie w stanie jej utrzymać, więc czym prędzej zeskoczył, by sobie nie poobdzierać kolanek.
Paulina przypatrywała się siostrzeńcowi i zaangażowaniu Tomka w to, by nauczyć go poprawnie jeździć. Zauważyła, że Bordych, wbrew temu co mówił na początku, miał bardzo dobre podejście do dzieci. Maluchy zdawały się go lubić. Potrafił się z nimi bawić, grać w piłkę i oszukiwać ich przy zabawie w chowanego, o czym sama miała okazję się przekonać, kiedy postanowiła przyłączyć się do tej właśnie zabawy. Ledwie skończyła liczyć, stojąc odwrócona twarzą do rynny, a Bordych już wyjrzał przez klatkowe okno najwyższego piętra i dotknął owej rynny, by się zamudlać.
Nie bawię się z tobą! Poza tym mówi się „zaklepać” a nie „zamudlać”, więc się nie liczy! – wykłócała się z głową mocno zadartą.
Za moich czasów było „zamudlać”! – odkrzykiwał, zbiegając w dół po klatce schodowej.
– „Zamudlać” też się liczy! – popierał Tomka Bartuś, a jemu zawtórowała gromadka dzieci z sąsiedztwa, które bawiły się wspólnie z nimi.
Iwona wyniosła po kawałku tortu dla każdego dziecka, przy okazji komentując zachowanie swojej córki i jej partnera w sposób nieco kpiący. Mówiła o tym, że zachowują się gorzej niż te dzieci, na dodatek Paulina jest brudna bardziej niż one wszystkie razem wzięte.
No bo ja się zawsze upierniczałam, jak wychodziłam na podwórko, to co się dziwisz?
Tomek zaśmiał się i stając za swoją narzeczoną, objął ją od tyłu. Pocałował w zabrudzony policzek, który pokryty był dużą warstwą podkładu, by siniak na nim widniejący nie był widoczny dla rodziny.
To co? Zbieramy się? Bartek jedziesz z nami, nie? – dopytywał, ściskając przy tym blondynkę coraz bardziej.
Tak? – zdziwił się chłopczyk. Otworzył szeroko oczy i kilkakrotnie podskoczył na jednej nodze.
No bo mamy dla ciebie jeszcze jeden prezent – przypomniała mu Paulina.
To biegnę powiedzieć mamie! – Podskoczył, tym razem na dwóch nogach, i czym prędzej pognał na górę.
Iwona poszła za wnukiem, by móc go spakować. Sugerując, że gdyby Natalia to robiła, to pewnie w plecaku miałby same zabawki, ale nie byłoby tam ani piżamy, ani nawet szczoteczki do zębów.
To ja idę z tobą! Muszę się umyć. – Paula pobiegła za rodzicielką, a Tomek zasugerował, że to na nic się zda, że jedynie kąpiel byłaby w stanie ją doprowadzić do jakiegoś względnego wyglądu.
Potem Bordych pożegnał się z dzieciakami, przybijając kilkorgu z nich tak zwanego „żółwika” i zajął się tym, by zrobić w samochodzie miejsce dla Bartka. Niemal całe tylne siedzenie miał zawalone rolkami tapet i klejem do flizeliny. Były tam też katalogi ze wzorami, które bardzo spodobały się chłopcu.
Jak dorosnę, to będę budował domy – ogłosił cioci i wujkowi.
Jeśli będziesz świetnym architektem, to wtedy cię zatrudnię i będziemy razem stawiali domy, galerie handlowe, a nawet całe osiedla.
I będziemy bogaci! – dopowiedział pięciolatek, sięgając po kolejny z katalogów. – Chciałbym mieć w pokoju taką ścianę.
Pokaż!? – Bordych prowadząc, wyciągnął rękę do tyłu, by chłopiec podał mu oglądany album. Przyjrzał się uważnie fototapecie w graffiti. – Mógłbyś mieć taką nawet z własnym imieniem.
Serio? Namalujesz mi!?
Oczywiście, że tak – odpowiedział, bez wcześniejszego uzgadniania tego z kimkolwiek.
Paulina wykazała się większą trzeźwością umysłu i niemal od razu dopowiedziała:
Jeśli tylko, Bartuś, przekonasz do tego mamę, to Tomek ci zrobi taką ścianę.
Na pewno ją pszekonam.
Przekonam – poprawiła.
To dobrze, to ty ją przekonasz.
Nie, nie, nie. Ty ją przekonasz.
A czemu nie ty, przecież chciałaś?
Tomek nie potrafił powstrzymać śmiechu, przez co miał trudności z zaparkowaniem, choć to głównie przez to, że musiał się wciskać między dwa źle postawione samochody, które najechały na linie, zabierając mu tym odrobinę miejsca z każdej strony. W końcu jednak mu się udało i po chwili całą trójką znaleźli się przed zamkniętymi drzwiami mieszkania. Okazało się, że żadne z nich nie ma kluczy, bo Tomasz tego dnia nie wziął swoich, a Paulina zostawiła w domu rodzinnym całą torebkę.
To może ty pojedziesz, co? – zaproponował. – Ja z Bartkiem poczekam. Przejdziemy się do sklepu, kupić coś na kolację, najlepiej jakieś frytki.
Tak, tak! Frytki! Frytki! – krzyczał zadowolony chłopiec, podskakując przy tym na jednej nodze, co jakiś czas zmieniając lewą na prawą i odwrotnie.
Nie mam prawa jazdy – powiedziała Paulina, jednocześnie obserwując poczynania dziecka, które znalazło sobie zabawę w skakanie ze stopni schodów, za każdym razem po udanym skoku, wchodząc coraz wyżej. – Bartek, bo złamiesz nogę – zwróciła mu uwagę.
Ale wcale nie masz prawa jazdy czy tylko przy sobie nie masz? – dopytywał.
Wcale. Bartek! – uniosła się, gdy zdała sobie sprawę z tego, że siostrzeniec wcale jej nie posłuchał.
Tosiek na moment przystanął, ale chwilę potem, gdy Paulina ponownie zajęła się rozmową z Tomkiem i brała od niego pieniądze na zakupy, to on znowu wszedł na schody i zdecydował się na oddanie skoku.
Cholera jasna! – wydarł się Bordych niespodziewanie.
Paulina aż otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, a Tomasz chwycił chłopca za ramię i szarpnął na tyle, by dziecko stanęło przed nim.
Uspokoisz się w końcu czy nie!? – zapytał podniesionym tonem.
Być może mężczyzna wrzasnąłby coś jeszcze, ale starsza sąsiadka mu przeszkodziła. Właśnie wychodziła z domu, skorzystała więc z okazji i postanowiła się wypytać czy ten uroczy szkrab to ich.
Zaczęła więc standardowo, od:
Nie wiedziałam, że mają państwo dziecko. Wy tacy młodziutcy.
Bo nie mamy – odpowiedział szybko Tomek. – Śpieszę się. – Upewnił się, że w kieszeni ma klucze do samochodu i zaczął zbiegać schodami w dół.
Paulina wyjaśniła, że Bartek jest synem jej siostry, a Tosiek poskarżył się, że Tomek na niego krzyczał.
Bo byłeś niegrzeczny. – Paula chwyciła chłopca za rękę i zapowiedziała, że pójdą do sklepu po te frytki, które tak bardzo chciał.
Ale on na mnie krzyczał – upierał się dalej pięciolatek, jakby oczekiwał co najmniej przeprosin, najlepiej z jakąś czekoladą na poprawę humoru.
Bo skakałeś po schodach.
To co? Nie broniłaś mnie. Jak babcia krzyczała, to zawsze mnie broniłaś – przypomniał. – Kupimy duże frytki?
Największe jakie będą – zapewniła.
A starczy jeszcze na dobrą czekoladę?
Starczy. – Ścisnęła banknot stuzłotowy w dłoni, a następnie wsunęła go do kieszeni niebieskich, letnich spodni, które w kilku miejscach szpeciły plamy i zabrudzenia.
Nawet jeśli Bartuś miał narzeczonemu ciotki za złe, że ten na niego krzyknął, to szybko o tym zapomniał i już nie wracał do tematu. Kociak skutecznie go zajął i sprawił, że znowu się uśmiechał. Na dodatek, bawiąc się z czworonogiem, zajadał się czekoladą w taki sposób, jakby to był batonik.
Jak go nazwaliście? – dopytywał, wchodząc do kuchni, gdzie Paulina przygotowywała kolację, a Tomek zajmował się segregowaniem faktur.
Ty go nazwij, jest twój, tylko u nas mieszka – odpowiedziała, zamykając pokrywę frytkownicy.
Chcę by zwał się Batman.
Ładnie. Jest czarny, to do niego pasuje – skomentował Bordych i w końcu spojrzał na chłopca, którego buzia była cała brudna od czekolady.
Dziecko trzymało wyrywającego się kociaka na rękach i ani trochę nie przejmowało się tym, że zwierzątko nie ma już ochoty na wspólną zabawę.
Ale nie ściskaj go może tak. On chyba tego nie lubi – wyjaśnił, przeciągając się. Następnie zabrał segregatory do salonu, gdzie schował je do komody, w której znajdowały się też inne dokumenty.
To się przyzwyczai – stwierdził Bartuś i dalej tulił do siebie malutkiego Batmana, dając zwierzęciu przy tym całusa w sam środek łebka. – Jak już się przyzwyczai to polubi – dopowiedział, pewny swego.
Dwa tygodnie później, Paulina i Tomasz zawitali do małego, nieco zaniedbanego moteliku w Szklarskiej Porębie. Zaczęli pobyt tam od spaceru po karpackich górach i odwiedzeniu knajpki, w której zjedli oryginalnego oscypka i popili go mocnym, zimnym piwem.
Tomek podczas całego pobytu naprawdę się starał. Co prawda często był zajęty telefonami od pracowników, którzy chcieli się o coś zapytać, w czymś poradzić lub o czymś poinformować, ale kiedy nie miał komórki przy uchu, to całą swoją uwagę poświęcał narzeczonej. Jego starania nie kończyły się na uwadze. On obrał sobie za cel, przypomnienie jej jak kiedyś było między nimi dobrze. Zaczął więc od tego od czego zaczynał po pierwszym dniu spotkania z nią – od śniadania, które dostarczył jej do pokoju kurier.
Nieco zaskoczona odebrała pakunek z croissantami i kawę w styropianowym kubeczku. Zaczęła rozglądać się za narzeczonym, ale nigdzie w pokoju go nie było. Otworzyła więc papierową tytkę i przeczytała karteczkę, dokładnie taką samą jak przed niespełna rokiem, z tą różnicą, że ta miała strzałkę w narożniku. Odwróciła kartkę i przeczytała „Zajrzyj do łazienki”. Skosztowała duży łyk gorzkiej kawy, choć miała do dyspozycji cukier. Udała się we wskazane w liściku miejsce. Powitała ją wanna pełna piany, zapach olejku migdałowego, dwa kieliszki i szampan chłodzący się w metalowym wiadereczku. Do tego wszystkiego w łazience zjawił się Tomasz, niosąc z sobą szklaną salaterkę pełną truskawek.
Kocham cię – przypomniał, odkładając naczynie na pusty, drewniany taborek, który sobie wcześniej przygotował.
Ja ciebie też – odpowiedziała, sięgając po jedną z truskawek, ugryzła ją, a pozostałość wcisnęła narzeczonemu do ust. – Kąpiemy się razem, prawda?
Uhu – wymruczał i ochoczo zabrał się do tego, by pomóc jej w pozbyciu się piżamy.
Na drugi dzień, na stoliku nocnym znalazła kolejną niespodziankę. Tym razem były to dwie piramidy. Jedna składała się z pomarańczy, a druga z pełnych opakowań papierosów marki Marlboro. Nie potrafiła powstrzymać śmiechu, gdy je zobaczyła. Jednak jeszcze bardziej ucieszył ją widok balonów, które miała okazje podziwiać, siedząc na wyciągu krzesełkowym. Tomka miała wtedy obok siebie, więc nic nie stało jej na przeszkodzie, by móc mu od razu za tę niespodziankę podziękować. Uczyniła to gorącym, namiętnym pocałunkiem, przez co o mały włos, a przegapiliby moment, w którym należało z wyciągu zeskoczyć.
Zwieńczeniem tego wszystkiego, tych wszystkich starań Tomasza Bordycha, było zakończenie tych krótkich, tygodniowych wakacji. Odbyło się na balkonie, do którego mieli dostęp, choć nie należał on bezpośrednio do ich pokoju. Dostać się do niego można było z korytarza i dostępny był dla wszystkich wczasowiczów. Z tego balkonu Paulina i Tomek podziwiali balony, ale o wiele większe niż te wcześniejsze.
Nie wierzę! Gdzie ty ich znalazłeś? – dopytywała, wpatrzona z niedowierzaniem w osiem kolorowych, latających po niebie, ogromnych balonów.
Ludzie mają różne pasje. Mój pracownik lata paralotnią i skacze ze spadochronem, zna też tych od balonów. Należy do pewnej grupy i odwiedza z nimi różne festyny. Poprosiłem, by mi trochę pomógł. – Złożył pocałunek na odsłoniętym ramieniu Pauli. – Chciałabyś się takim przelecieć?
Echeś! – wykrzyknęła i niemal od razu odwróciła się w stronę narzeczonego.
Dostrzegł jak bardzo świecą jej się oczy z radości, zniecierpliwienia i podniecenia.
Za rok, gdy już będziesz moją żoną, obiecuję. – Szybko pochylił się i przerzucił blondynkę przez swoje ramię. Zaniósł do ich pokoju, a tam rzucił na łóżko.
Włożył kolano między jej uda, a następnie pochwycił delikatnie za jeden z nadgarstków. Sprawił, by podniosła rękę do góry, by ta znajdowała się na równi z jej głową. To samo uczynił z drugą dłonią Pauliny, podobnie jak poprzednio robiąc to z dużą delikatnością. Po tym czynie jednak nie uwolnił jej nadgarstków, zaczynał je ściskać coraz mocniej. Próbowała się ruszyć, podnieść, zmienić choć trochę pozycję. Nie była jednak w stanie poruszyć nawet rękoma. Z początku się wystraszyła, ale gdy narzeczony zaczął się nad nią pochylać, to momentalnie ona zaczęła płycej i szybciej oddychać. To była reakcja jej ciała na niego i sama nie potrafiła już nad nią zapanować. Posłusznie rozwarła usta i oczekiwała pocałunku.
Wrócili do domu, oboje podjęli się nauki, a Paulina nawet rozpoczęła kurs na prawo jazdy. Tomasz znalazł też klienta, dzięki któremu pozbył się nadprogramowych materiałów, tych które otrzymał z opóźnieniem i przez które było wcześniej tyle zamieszania. Podpisał umowy na wykonanie kolejnych zleceń, a w zasłużonej przerwie, po ich wykonaniu, zdecydował się zabrać narzeczoną do Francji. Pobyt w Paryżu miał być prezentem na jej urodziny. Ucieszyła się. Nauczyła się już przyjmować od niego podarki i czynić to bez wyrzutów sumienia. Tomek nie był już dla niej kimś obcym, przestał być też zwykłym narzeczonym, z którym zgodziła się spróbować budować wspólną przyszłość. Tomasz Bordych był tym, którego pokochała, i z którym zdecydowała się dzielić życie, swoje własne, jak i to należące niegdyś tylko do niego. Był tym, za kogo zgodziła się wyjść, spontanicznie, kiedy przed świętami ponownie odwiedzili góry, tym razem Zakopane. Tam podczas jednego ze spacerów minęli mały, drewniany kościółek. Ten skromny budyneczek był po prostu wymarzonym miejscem, by przysiąc sobie, że na zawsze będą razem i że nic ich nie rozdzieli.

sobota, 25 marca 2017

#26 – „Paulina” – Rozdział 20

Urodziny”

Mawia się, że po szczerej rozmowie wszystko wydaje się prostsze, że atmosfera się oczyszcza i robi się jakoś tak... klarowniej. Paulina ani trochę tego nie odczuwała, pomimo że Tomasz pierwszy raz w życiu był z nią aż tak bardzo szczery. Tu nie chodzi o to, że mężczyzna notorycznie kłamał, bo zazwyczaj mówił prawdę, ale był na tyle skryty, że ból wolał nosić w sobie, niż się przed kimś uzewnętrzniać. Pauliny był tak bardzo pewny, że przed nią się otworzył. Ona jednak po tym zamilkła. Kilkakrotnie zbierała się do wypowiedzenia jakichkolwiek słów, ale za każdym razem, gdy tylko otwierała usta, wydawało się jej, że żadne nie będą odpowiednie.
W końcu zdecydowała się na krok. Wstała z krzesła i podeszła do narzeczonego. Strach przed nim, gniew, który wywołał i rozczarowanie, jakie jeszcze nie tak dawno jej towarzyszyło, gdzieś uleciały. Pozostało współczucie, chęć zatroszczenia się i zapewnienia, że ona wciąż jest obok, że jeszcze nie wszystko jest stracone, że nie mogą ot tak, pochopnie przekreślać wspólnej przyszłości, zwłaszcza, że zazwyczaj dobrze im się układało.
Bordych poczuł dłonie Pauliny na swoich policzkach. Opuszkami kciuków starła kilka łez i pochyliła się na tyle, by móc dosięgnąć jego ust. Musnęła delikatnie, ledwie namacalnie. Za drugim razem i przy kolejnych była już śmielsza, ale te muśnięcia ciągle nosiły miano subtelnych.
Mężczyzna w końcu postanowił przejąć inicjatywę, bo miał już szczerze dość takiego rozczulania się. Nigdy nie lubił w nikim wzbudzać litości, dlatego też jak cierpiał, to w samotności. Choćby wtedy, gdy złamał nogę. Nie chciał, by dziewczyna widziała go takiego nieporadnego, leżącego w szpitalnym łóżku, na dodatek na środkach przeciwbólowych. To samo miało miejsce, gdy poleciał do Anglii, a następnie pojechał do Niemiec. Skłamał Pauli, że nie ustawił roamingu, a w rzeczywistości spotkanie z ojcem wyprowadziło go z równowagi na tyle, że nie miał ochoty na kontakt z nikim przez kilka dni, by nie przerzucać na nikogo swoich stresów i niepowodzeń.
Blondynka poczuła jak narzeczony wplata palce w jej włosy. Owinął znaczny pukiel wokół dłoni i lekko szarpnął, naprowadzając ją na stół, by usiadła na nim pośladkami. Wcześniej zrzucił z tego mebla jakiś zeszyt oraz otwartą puszkę coli. Opakowanie z ciastem dopchnął do samej ściany, by nie zawadzało.
Cały czas trzymając kobietę za włosy, ustawiał jej głowę według swoich potrzeb, tak by mieć dostęp do szyi. Szybko też opuścił spodenki i wysunął poza slipy swojego penisa. Wtedy w końcu wyplątał dłoń, a ona wykorzystała okazję, by delikatnie go odepchnąć.
Paulina nie chciała tym odepchnięciem niczego złego zaakcentować, nie miała też w planach go odrzucić. Tak naprawdę sama nabrała ochoty, by rozładować negatywne napięcie, jakie się pomiędzy nimi wytworzyło. Zeskoczyła więc na podłogę i położyła dłoń na klatce piersiowej Tomka. Wyczuła ciepło, pomimo że ta skryta była pod koszulą. Zaczęła się osuwać, aż padła na kolana. Zacisnęła dłoń w pięść na męskości swojego faceta i poruszyła intensywnie, następnie rozchyliła usta, a rączki schowała za plecami, sugerując w ten sposób, że nie będą jej już potrzebne, że potrafi działać bez nich.
Bordych uśmiechnął się w czysto chłopięcy sposób, choć w chwili obecnej nie dowierzał w niegrzeczny, bardzo dorosły czyn swojej dziewczyny. W pewnym momencie jego niedowierzanie wzrosło do maksimum, a było to w chwili, gdy chciał ją od siebie odsunąć, ale ona na to nie pozwoliła, sugerując niewerbalnym sprzeciwem, że połykanie nie stanowi dla niej żadnego problemu.
Atmosfera się oczyściła, jak to często bywa po udanym seksie. Żadne z nich nie było w stanie zapomnieć, ale uznali, że potrafią sobie wzajemnie wybaczyć i spróbować. Zasiedli do obiadu, który został odratowany tylko dzięki temu, że Paulina miała na tyle trzeźwości umysłu, by zmniejszyć moc indukcji, gdy tylko zaczęli się kłócić. Do deseru zabrali się siedząc w salonie, oglądając duński kryminał. Oboje woleli kryminały od komedii romantycznych.
Jedźmy gdzieś – powiedział nagle Tomek i przechylił głowę na bok, by móc spojrzeć w twarz narzeczonej, która oglądała film leżąc na kanapie, opierając się o jego klatkę piersiową.
Teraz?
Póki jeszcze nie zaczęliśmy szkoły. Co prawda chwilowo nie stać nas na dalekie, zagraniczne wakacje, ale chociażby jakieś góry, tani motelik.
Właśnie, finanse! – niemal wykrzyknęła. – My się musimy nimi jakoś podzielić – ożywiła się na tyle, by przestać leżeć. Spauzowała film i uklęknęła.
Jakie dzielić? – zdziwił się.
Nie możesz za wszystko płacić.
W sensie za wakacje? – Zmarszczył nos, zupełnie nie rozumiejąc o co jej chodzi.
Nie, Tomek! Mieszkanie, rachunki. Powinniśmy się dzielić.
Nagle Bordych ponownie zaczął wyglądać na zmęczonego. Westchnął głośno i odchylił głowę do tyłu. Wbił spojrzenie w popielaty sufit.
Nie ma mowy – warknął, ale z uśmiechem na ustach. – To zadanie mężczyzny, by utrzymać dom, by zapewnić rodzinie byt.
Nie zgadzam się na to.
Odetchnął, jakby to miało mu pomóc w zakończeniu niewygodnego tematu i postawieniu na swoim.
Jak czegoś przybraknie, coś będzie potrzebne, to dobrze, kup to sama. Ale rachunki i cotygodniowe zakupy biorę na siebie.
Tomek!
Koniec dyskusji – syknął, ciągle się uśmiechając. Przyjął taką samą pozycję jak ona, czyli uklęknął na kanapie. – Poza tym twojej mamie jest teraz ciężko. Z tego co wiem, Michał nadal nie ma pracy, więc jeśli już koniecznie chcesz się dokładać do utrzymania domu, to może tamtego, co? – Niespodziewanie zaczął ją całować, a potem łaskotać w taki sposób, że oboje skończyli na podłodze.
Nadal się nie zgadzam! – zawołała, poprzez śmiech.
Nadal nie masz nic do powiedzenia – odpowiedział, nie zdejmując rąk z jej żeber. – Boże, jaka ty jesteś chuda – skomentował, gdy podnosił jej bluzkę do góry, by móc musnąć ustami nagi brzuch.
To chyba dobrze, nie?
No, tak, tak. Łatwiej cię złamać w pół.
Tomek!
Żartowałem! – Rozchylił jej nogi i uklęknął między nimi. Szarpnął za uda, by znajdowała się bliżej, by mógł poprzez spodnie czuć ciepło od niej bijące. – To morze czy góry?
Nie wiem.
Decyduj.
Naprawdę nie wiem!
Szybko! – krzyknął, ale nadal nie przestawał się uśmiechać.
Pokręciła głową, przewróciła oczami i w końcu zadecydowała:
Góry!
Tomek wziął na siebie znalezienie noclegu oraz wyszukanie odpowiednich atrakcji. Paulina natomiast zdecydowała się na sprowadzenie do domu kotka, gdyż takie było właśnie marzenie jej siostrzeńca. Co prawda, wiedziała, że nie może go wcisnąć do domu matki, bo Natalia jeszcze gotowa byłaby go wystawić na podwórko, ale doszła do wniosku, że Bartuś i tak będzie często bywał u niej i Tomasza, gdy Michał w końcu znajdzie pracę. Kot więc mógł mieszkać z nią i jej narzeczonym, a Tosiek go odwiedzać kiedy tylko będzie chciał. Oczywiście nie był to jedyny prezent jaki chciała mu dać. Wraz z Tomkiem wybrali się do sklepu sportowego, by zakupić małemu rolki. Uważała, że jest już na tyle duży, by nauczyć się na nich jeździć.
Kiedy już goście i domownicy zaśpiewali „sto lat”, fałszując przy tym niemiłosiernie, a Bartuś pomyślał życzenie i zdmuchnął pięć świeczek, to przyszła kolej na otwieranie prezentów oraz zasypywanie Pauliny i Tomka pytaniami. Bartek więc zajmował się sobą i kolorowymi papierami, które darł z dużym zapałem, a Iwona z Natalią zbierały w tym czasie wszelkie informacje z pierwszej ręki, uprzedzone wcześniej tym co przekazał im Michał. Natalia co prawda nie wierzyła w przypuszczenia swojego chłopaka, ale Iwona od początku do Tomka nastawiona była z dużą rezerwą. Szanowała go i doceniała to ile robił dla jej córki, ale przy tym też odnosiła wrażenie, jakby mężczyzna grał przed nimi wszystkimi jakąś wyuczoną rolę. Czuła, że Tomasz nie jest w pełni sobą, obawiała się o dobro i bezpieczeństwo Pauliny.
Zaczęło się od pytań standardowych, czyli tego czy już się urządzili, jak im się wspólnie mieszka, czy oboje zamierzają podjąć się dalszej edukacji, tak jak planowali, czy będzie ślub i czy mają co liczyć na powiększenie rodziny.
Kiedy się zdecydujemy na małego gagatka, będziesz pierwszą osobą, której o tym powiemy – obiecywał przyszłej teściowej Bordych.
Paulina jedynie spuściła głowę. W obecnej sytuacji nie była pewna swojego położenia, czuła się jakby jeździła na sinusoidalnym rollercoasterze. Nie był to więc odpowiedni czas na zaślubiny i planowanie potomstwa. W ich wspólnym życiu nie było wiosen, nawet złotej polskiej jesieni nie było w nim. Odnosiła wrażenie, jakby ich wspólny świat dzielił się na gigantyczne burze i słoneczne, parne lata. Co więc wciąż jeszcze trzymało pierścionek zaręczynowy na jej palcu? Sama nie znała odpowiedzi na to pytanie. Może po prostu dobrze się czuła podczas drobnych czułości, którymi Tomasz zasypywał ją każdego dnia. Może nawykła już do luksusu i tego, że nie musiała oglądać co drugiej złotówki. Sama przed sobą wypierała się interesowności, ale także uczuć. Chciała być racjonalna. Postępować w zgodzie z własnymi przekonaniami i swoim sumieniem. Coraz trudniej jednak było jej patrzeć w lustro, zwłaszcza, gdy Tomka widziała w odbiciu, jak stał za jej plecami i obcałowywał szyję oraz barki.
Jesteś zamyślona – zauważyła Natalia.
Zdarza mi się czasami. Mam dużo na głowie. Nauka, szukam też innej pracy – odpowiedziała wymijająco.
W rzeczywistości, w myślach miała ostatnią z ostrzejszych wymian zdań, jakie zaistniały między nią a jej narzeczonym. To było na kilka chwil przed przyjściem na urodziny Bartka. Tomek po prostu uznał, że ma się przebrać, bo inaczej nigdzie nie idą. Jego zdaniem spodenki, które założyła były o wiele za krótkie. Z początku myślała, że on żartuje, że chce się tylko tak podroczyć, ale kiedy zamknął drzwi na klucz, a ten schował do kieszeni, głosząc „albo się przebierzesz, albo nigdzie nie idziemy i nie będę się powtarzał” zrozumiała, że to nie są żarty, że Tomek jest poważny, śmiertelnie poważny, a jego ton ostry jak brzytwa. Chciała uniknąć kłótni oraz nie dopuścić do sytuacji, by nie było ich na urodzinach Tośka, zwłaszcza, że mały nie miał innej rodziny jak tylko ich, babcie i mamę oraz jej partnera. Wybrała więc się przebrać.
Rozpromieniła się dopiero, gdy zobaczyła jak chłopiec cieszy się ze wszystkich prezentów. Na ucho szepnęła mu, że z Tomkiem mają dla niego coś jeszcze.
Nawet razy dwa – wtrącił Bordych, przysiadając się do dziewczyny i jej siostrzeńca.
Co dla mnie masz? – zapytał pięciolatek, zakładając wujkowi ręce na szyję. – No co? Co? – niecierpliwił się, przeskakując z nogi na nogę.
Zabiorę cię na prawdziwy, najprawdziwszy, naj naj...
No wyksztuś w końcu! – krzyknął z niezadowoloną miną.
Zabiorę cię na rycerski pojedynek.
Superaśnie! – ucieszył się i od razu pobiegł do babci, która przygotowywała w kuchni napoje na ciepło, by móc jej się tym pochwalić.
To ja pójdę zapalić – poinformował Tomek, spoglądając przy tym na Paulinę, tak jakby dawał jej do zrozumienia, że mówi to jedynie do niej, a reszta jest o tym informowana przy okazji.
Tomasz ledwie zniknął za drzwiami, zmierzając po klatce schodowej w dół, aż do wyjścia prowadzącego na podwórko z zaniedbanym ogrodem, a Michał udał się za nim. Zastanawiał się jak Bordych tego dokonał, że Tosiek aż tak za nim przepadał. Nawet miał Tomka o to zapytać. Szybko jednak doszedł do wniosku, że to zbyteczne. Jego zdaniem, brunet po prostu kupił sobie uwagę i uśmiech chłopca. Podobnie jak kiedyś niesamowitymi niespodziankami, kreatywnymi pomysłami i pieniędzmi, pozwalającymi je wszystkie zrealizować, zaimponował Paulinie. Tym samym imponował też Natalii, o czym dziewczyna odważyła się powiedzieć młodszej siostrze.
Ty jedziesz w góry, masz mieszkanie na własność, a mój Michał nawet nie ma pracy – rzuciła bez cienia gniewu, ale z wyczuwalną, lekką zazdrością.
To Tomek ma mieszkanie na własność, a nie ja – sprostowała blondynka, chowając przy tym zimne napoje do lodówki.
Będziesz jego żoną. Po ślubie wszystko będzie wspólne – trwała dalej przy swoim Nati, choć Paula ledwie ją rozumiała, gdyż dziewczyna nieustannie podjadała ciastka i mówiła z pełną buzią.
Jeszcze nie wiadomo czy za niego wyjdę.
Ja bym wychodziła, nie zważała na nic. Lepsza partia ci się nie trafi. To ogarnięty facet, a nie jak mój Michał, pieprzony maminsynek.
Gdybym nie zważała na nic, tylko na jego obrotność i zaradność, to pewnie w tej chwili byłabym w trzecim miesiącu ciąży, co najmniej. Staram się mieć jednak głowę na karku, choć przy nim to momentami cholernie trudne. Łatwo głowę stracić.
Ale coś z nim nie tak? – zainteresowała się i z wrażenia, złakniona pikantnych szczególików, aż przysiadła na krześle. Zaprzestała chowania ciasta, cukierków i ciastek do lodówki oraz szafki. Obejrzała się za siebie, by sprawdzić czy nikt nie podsłuchuje. – Matka jest w pokoju z Tusiem. Możesz mówić. Nie krępuj się.
Wiele jest z nim nie tak – odpowiedziała całkiem szczerze Paula. Polała naczynia płynem i już miała zabrać się do zmywania, gdy nagle zrezygnowała. Odwróciła się w stronę siostry, oparła przy tym o szafkę ze zlewozmywakiem i jeszcze bardziej posmutniała w oczach. – Miał bardzo ciężkie życie. Właściwie nie miał dzieciństwa. To tłumaczy jego zaradność. Musiał sobie od małego radzić, zadbać sam o siebie, więc jest zdolny na tyle, by nie klepać biedy i zawsze mieć co włożyć do garnka, ale przy tym jest też bardzo trudnym człowiekiem. Żyć z kimś z takim bagażem doświadczeń, nie będzie łatwo i chyba nie jestem na to gotowa.
Nie jesteś gotowa? – zdziwiła się.
Tak – szepnęła. – Nie czuję się gotowa.
To co ty jeszcze z nim robisz?! – niemal wykrzyknęła.
Nie wiem jak ci to wyjaśnić. To facet, przy którym czujesz się bezpiecznie, ale i nie czujesz się przy nim bezpieczna. Masz pewność, że obroni cię przed całym światem, wiesz, że nie obroni przed samym sobą. – Zaczęła nadmiernie gestykulować, pokazując przy tym obydwie strony związku z Tomaszem Bordychem. Już nie była ślepa, nie widziała w mężczyźnie tylko ideału. Dostrzegała coś więcej i nagle zaczynało robić się coraz trudniej.
A tak całkiem poważnie?
Ale co poważnie? Naprawdę nie rozumiesz?
Dobrze się pieprzy? – zgadywała, starając się przy tym zmienić temat na przyjemniejszy. Ona nigdy nie bawiła się w ciągnięcie czegoś w czym nie czuła się szczęśliwa, dlatego lista jej partnerów była dłuższa niż zeznania podatkowe polityków. Natalia była osobą, która wystawiała za drzwi, niczego nawet nie starając się naprawić.
Paulina była inna, nie umiała skreślać ludzi ot tak, dlatego sam Norbert, jako jej pierwszy poważniejszy chłopak, dostał niejedną szansę. Żadnej nie wykorzystał odpowiednio, wszystkie zmarnował. Liczyła, że z Tomkiem będzie inaczej.
Kiedy Natalia wspomniała o „pieprzeniu”, to Paulina akurat była w trakcie przełykania śliny. Zachłysnęła się nią, a potem roześmiała. Postanowiła nie martwić się na zapas i podjąć temat, który jej siostra zapoczątkowała. Najpierw jednak spłonęła rumieńcem, choć nie miała w codziennym zwyczaju czerwienienia się z byle powodu.
No nie wstydź się, starszej siostrze możesz opowiedzieć – nalegała brunetka.
Mam być szczera?
Nieprzyzwoicie szczera – wypowiedziała warknięciem przez mocno zaciśnięte zęby.
Jest zajebisty.
No nie gadaj, ale żeby aż tak?
Jest taki, ech, ach, och i wszystkie takie – opowiadała, wywracając przy tym oczami w teatralny sposób.
No ja pierdolę, a u mnie kiła, mogiła i nuda sobie już grób posiała, bo wie biedulka, że szybko to się od nas nie wyniesie. Zresztą, co ja się dziwię? Spróbuj uprawiać dziki seks z matką Teresą za ścianą i dzieciakiem w jednym i tym samym pokoju.
Blondynka wybuchnęła śmiechem, bo przypomniała sobie jak Bartek przeszkodził jej i Tomkowi, a następnie do pokoju wkroczyła jej matka i o mały włos, a by ich wzrokiem pozabijała. Na głos jednak powiedziała coś zupełnie innego:
Ciesz się Nati ze stabilności i tej nudy. Ja ma dość karuzeli. No nie patrz się tak. Naprawdę czuję się jak dziewczynka w wesołym miasteczku. Raz jest to przejażdżka końmi na wiedeńskiej, a innymi razy diabelska łańcuchowa albo jeszcze inne dziwactwo.
Ale znajdujesz w tym jakieś spełnienie, uwielbienie, ukojenie...
Myślę, że gorzej być już nie może, a on, gdy zyska pewność, że nie mam w planach go zdradzić i że nie rzucę się na szyję każdemu facetowi, który obetnie mój tyłek wzrokiem, to się ustabilizuje... uspokoi.
Bez zazdrości nie ma miłości.
Nienawiści też nie – stwierdziła smutno w odpowiedzi.
No, kurwa, teraz to przesadzasz.
Nie przesadzam. Spędziłabyś z nim dwa tygodnie sam na sam, a zmieniłabyś zdanie. Ty i matka widzicie go raz na jakiś czas, a ja momentami spędzam z nim całe doby. Nie jest tak różowo, jak sobie to wyobrażałam, że będzie. Tomek jest trudny, jest apodyktycznym zazdrośnikiem, na dodatek bywa nerwowy.
To go rzuć, jeśli ci tak źle – zaproponowała.
Nie jest mi źle! Właśnie o to chodzi, że sama, kurwa, nie wiem jak mi jest! – wybuchnęła, energicznie wstając. Postanowiła podobnie jak Tomek, udać się na dwór, by zapalić papierosa.
Natalia wybuch siostry i jej niezdecydowanie skwitowała szeptem do samej siebie:
Huśtawki nastrojów. Też przez to przechodziłam, gdy byłam w ciąży.