„Buciki”
Paulina i Tomasz przemierzali
klatkę schodową, chcąc dostać się do swojego mieszkania. A kiedy
już znaleźli się przed drzwiami, Bordych zrzucił z ramienia
ciężką torbę i rozpoczął poszukiwanie kluczy po kieszeniach.
Paulina marudziła, by się pośpieszył, przeskakując przy tym z
nogi na nogę.
– Błagam cię, szybciej. Siku
mi się chce.
– Już, już. – Ledwie
nakierował klucz do dziurki, a drzwi otworzyły się jakby
samoistnie.
Przez krótki moment poczuli
przerażenie, obawiając się, że w domu może być jakiś złodziej.
Szybko jednak zobaczyli Agatę, która wyjaśniła:
– Właśnie przyszłam do
waszego kota.
Dziewczyna o ognisto rudych
włosach trzymała sierściucha na rękach i szczebiotała do niego
jakby był kilkumiesięcznym niemowlęciem.
– Ładne – Paulina
skomentowała nowy kolor włosów przyjaciółki i czym prędzej
wyminęła ją, udając się do łazienki.
Bordych więc samodzielnie
wtaszczył najpierw torbę, a następnie walizkę do przedpokoju.
Potem zamknął drzwi i zaproponował Agacie, że zrobi jej coś do
picia.
– Nie, dzięki. Już sobie
sama zrobiłam – odpowiedziała wesoło, wskazując na kubek
postawiony na ławie.
– W ogóle dzięki, że się
nim zajęłaś. – Pogłaskał Batmana po czarnej sierści, a potem
zabrał go od przyjaciółki swojej żony i przytulił, zupełnie tak
jakby się za nim bardzo mocno stęsknił. Szybko jednak musiał go
oddać Paulinie, która wyszła z łazienki i także zaczęła się
dopominać o pupila.
– Widzisz, Bartuś miał
jednak rację, przyzwyczaił się do takiego tarmoszenia i noszenia
na rękach – stwierdziła, a chwilę po tym posmutniała, zdając
sobie sprawę z tego, że siostrzeńca nie widziała już bardzo
długo.
– Napisałam dla ciebie tę
pracę – wtrąciła Agata.
– Jaką pracę? – Paula
spojrzała na Tomka, a ten w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami.
– Zaliczeniową –
odpowiedziała Aga.
– Odrabiasz za niego lekcje? –
zdziwiła się. – Nie wierzę – skomentowała.
– Ktoś musi, tobie się nie
chciało.
– Nie, że mi się nie
chciało, tylko mogłeś sam...
– Nie lubię. – Wykonał
teatralną, smutną minkę, a potem stanął za swoją żoną, objął
ją w pół i położył brodę na jej ramieniu. – Nie lubię
niczego robić sam – wyszeptał wprost do ucha, które potem
pocałował.
– Cieszę się, że wam się
układa. Klaudyna wróżyła wam rychłe rozstanie.
– Klaudia mnie nie lubi –
stwierdził Tomek. – Ja jej też nie, więc wisi mi to co o mnie
myśli i co mówi.
– Zaczęła spotykać się z
Norbertem.
– Z Norbertem? – zdziwiła
się Paula.
– No tak, z tym twoim.
– On już nie jest mój. –
Blondynka uśmiechnęła się, a potem wzruszyła ramionami, jakby ta
informacja wcale, ale to wcale jej nie dotknęła. – Życzę im
szczęścia w każdym bądź razie.
– A ja mam ochotę na pizzę –
wtrącił Tomek, chcąc zmienić temat. – Agata, zjesz z nami, nie?
– No, za tę pracę to mi się
należy. Dwie godziny nad nią spędziłam.
– Dwie godziny, serio? To ja
tyle nawet nad żoną nie spędzam – skomentował żartobliwie.
– Haha ha, bardzo śmieszne –
wydrwiła Paulina.
– To akurat było śmieszne –
szepnęła do niej Agata. – Jak nie dostaniesz piątki, to jebnij
porządnie tej nauczycielce, tylko tym razem traf! – krzyknęła za
Tomkiem, który udał się do kuchni po ulotkę przyczepioną
magnesami do lodówki.
– Tym razem? – podłapała
blondynka.
– Jak byłem młodszy to tak
mnie wychowawczyni zdenerwowała, że rzuciłem w nią doniczką.
Wybierajcie – polecił, kładąc ulotkę na środek ławy.
– Jak mogłeś rzucić w
nauczycielkę doniczką? – nie dowierzał.
– Byłem narwany.
– To nie jest wyjaśnienie.
– Paula, miałem z dziesięć
lat.
– To też nie jest
wyjaśnienie.
– Daj mu spokój. Kupę lat
temu coś zrobił, a czepiasz się tego bardziej niż Klaudia –
stanęła w obronie Tomasza Agata.
– A Klaudia oczywiście ma
informacje z pierwszej ręki, bo jest z Norbertem – dopowiedział
Tomek.
– Może też powinnam się z
nim spotkać, bo ty mi o takich rzeczach nie mówisz. Ja chcę
piątkę, pasuje wam? – zapytała, pokazując Tomkowi ulotkę.
– Bo widzę jak na nie
reagujesz. Co do wyboru, to mnie wszystko jedno. Agata?
– Może być. Ja pizzę to
lubię w każdym wydaniu. Macie do niej jakieś piwo?
– Ja skoczę zaraz do sklepu –
zgłosił się na ochotnika.
– Rozmowa o doniczce poczeka,
ale nie ucieknie – poinformowała go Paula.
– Skarbie, ale tam nie ma
niczego do tłumaczenia. Byłem dzieckiem.
– Cholernie niebezpiecznym,
skoro celowałeś doniczką w głowę nauczycielki.
– Celowałem w tułowie, bo w
głowę wiedziałem, że z ostatniej ławki będzie ciężko trafić.
Agata słysząc wyjaśnienie
Tomka zaczęła się śmiać, a Paula posłała jej złowrogie,
karcące spojrzenie.
– Zamówcie, a ja lecę po
piwo. – W ten sposób Tomasz uwolnił się nim dyskusja na dobre
się rozpoczęła. Miał nadzieję, że żona już nie powróci do
tego ani tym podobnych tematów.
– Nie bądź dla niego taka –
rzekła Agata, gdy Paulina wybrała numer pizzerii. Odczekała aż
koleżanka złoży zamówienie i kontynuowała. – On dużo przeżył.
– Tak, wiem, matka
alkoholiczka, ale to go nie ze wszystkiego tłumaczy.
– Nie tylko matka
alkoholiczka. Był jeszcze ojciec co tresował żonę i dzieci. Ponoć
ta kobieta zaczęła przez niego pić. Zniszczył ją.
– Tego nie wiedziałam –
przyznała, siadając na kanapie. – O ojcu Tomek wcale nie
wspomina.
– A dziwisz mu się?
– Niby nie, ale ja jednak
chciałabym wiedzieć. I chciałabym takie rzeczy wiedzieć od niego,
a nie o latających doniczkach dowiadywać się od ciebie.
– Przepraszam, że ci
powiedziałam.
– To on powinien przepraszać,
że sam mi nie powiedział.
– Może nie uznał tego za
wystarczająco ważne.
– Ta, jasne – syknęła i
splotła ręce na piersi okazując w ten sposób swoje
niezadowolenie.
– Nie zachowuj się jak
dziecko. – Agata trąciła przyjaciółkę ramieniem.
Paula roześmiała się, czując
się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy obydwie były jeszcze w
liceum. To zawsze ona szybciej rzucała fochem, ale też niemal
zawsze jej przechodziło, gdy Aga wytykała jej, że zachowuje się
jak kilkulatka.
– W ogóle muszę z twoim
mężem porozmawiać.
– Zacznę być zazdrosna,
naprawdę – uprzedziła z uśmiechem na ustach.
– Przecież nie powiedziałam,
że na osobności. Po prostu panele już mamy w domu całkiem
zjechane, płytki w kuchni popękane, od ścian to już kilka
odpadło. On wziąłby za to mniej niż taki inny wynajęty.
– Pewnie tak.
– Wcale bym nic nie wziął.
Tylko tyle co za materiały! – krzyknął, zanim jeszcze dobrze
wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Odłożył siatkę
z piwami na stół. – Jestem zdania, że przyjaciołom się pomaga.
Być może kiedyś ja będę potrzebował twojej pomocy. Ile wy tam
macie metrów, niewiele, nie?
– No, z jakieś trzydzieści
sześć.
– No, to spokojnie z końcówek
kolekcji coś znajdziesz po kosztach. Ja tutaj też tak robiłem.
Niby to mieszkanie jest duże, ale jak się je podzieli na sześć
pomieszczeń to niemal każde to klitka nie większa niż kilkanaście
metrów kwadratowych. W ten sposób można kupić tańsze materiały.
– Dlaczego? – zainteresowała
się Paulina.
– Bo zazwyczaj ludzie kupują
czegoś dużą ilość. Mało kto kupuje paneli czy gresu na
kilkanaście metrów, a nawet jeśli tak kupuje, to większość
wybiera to co nowe, niby modne, zamiast poszukać kolekcji, które
pół roku temu były na czasie albo nawet połączyć dwa różne
wzory czy kolory.
– Tak jak my mamy w korytarzu?
– Właśnie.
– A ja myślałam, że to tak
miało być, że to był taki zamysł artystyczny, a to...
oszczędność?
– Zwał jak zwał. Uznajmy, że
i oszczędność, i zamysł artystyczny. – Podszedł do swojej żony
z piwem w ręku. Nachylił się, by musnąć ją w czoło, a potem
zapytał się, gdzie mają otwieracz.
– Nie mamy takich rzeczy –
odpowiedziała, odbierając od niego butelkę. Postanowiła w celu
otwarcia posłużyć się zapalniczką.
– Nigdy tego nie potrafiłem –
wspomniał jakby z nostalgią.
– Ja też nie.
– Bo to już jest talent.
Dajcie, otworze wam.
Jeszcze w lutym u Agaty
rozpoczął się remont. Paulina często tam przesiadywała, pomagała
nawet w odmalowywaniu ścian. W którymś momencie jednak zakręciło
jej się w głowie i odniosła wrażenie, jakby mdlił ją zapach
farby w spreju, którą Agata odnawiała chromowane elementy.
– Coś nie tak? –
zainteresowała się ruda.
– Nie, chyba nie –
odpowiedziała, gdyż szybko jej przeszło. Wystarczyło, że szerzej
otworzyła okno. – Po prostu matka do mnie dzisiaj dzwoniła i...
– I co? Pogodziłyście się?
– Nie. Odniosłam wrażenie,
jakby chciała usłyszeć, że mi się z Tomkiem nie układa, tylko
po to, bo to potwierdziłoby jej racje. Poza tym Norbert u niej był,
nagadał jakiś głupot i nawet nie chciałam tego słuchać.
– Rozumiem, ale... takie
odcinanie się...
– Ja się nie odcinam, ja po
prostu chcę, by zaakceptowała moją decyzję. Natalia cokolwiek
zrobiła, to matka zawsze ją wspierała, a ja zawsze byłam ta
gorsza, tylko dlatego, że byłam niechcianą wpadką. Natalia zaszła
w ciąże, to było ok, przyprowadziła Michała, też nie było źle
i to nieważne czy się zaręczyła, czy postanowiła, że on się
wprowadzi. Z moich zaręczyn z Tomkiem się nie cieszyła, moja
wyprowadzka nie była jej na rękę, zamążpójścia mi nawet nie
pogratulowała, więc jeśli okaże się, że jestem w ciąży, to
nawet ją o tym nie poinformuję.
– Zrobisz jak zechcesz, ale
myślisz, że... – Spojrzała znacząco na brzuch blondynki.
– Nie wiem. Za tydzień, jak
nie dostanę okresu to zrobię test.
– Ale fajnie. Może będę
ciocią – ucieszyła się.
– Chrzestną – dopowiedziała
Paula.
– Jej, ale by było super.
Byłby taki mały Tomuś.
– Albo mała Paulinka –
stwierdziła z udawanym oburzeniem. – Żartuję, też wolałabym
pierwszego syna, ale znając moje szczęście, to będzie
dziewczynka. O ile będzie.
Paulina okazała się mieć
dobre przeczucie i już wkrótce na teście ciążowym pojawiły się
dwie kreski, z czego jedna była dużo jaśniejsza, bladoróżowa.
Nic nie powiedziała o tym Tomkowi. Samodzielnie umówiła wizytę u
ginekologa, a gdy miała już stuprocentową pewność, że zostanie
mamą, to zakupiła w sklepie z artykułami dziecięcymi małe,
materiałowe buciki, wzorowane na najzwyklejszych czerwono-białych
trampkach.
– Mam dla ciebie prezent –
oznajmiła mężowi, gdy weszła do domu. Nawet nie rozebrała się z
odzieży wierzchniej ani nie zdjęła jesiennych kozaków, które na
późnozimową porę nadawały się tylko dlatego, że w tym roku
zimy właściwie nie było.
– Myłem podłogi – śmiał
zauważyć Bordych.
– Potem poprawię. –
Machnęła na to ręką. – Mam prezent! – niemal wykrzyknęła,
choć stała od niego niecały metr.
– Urodziny mam za tydzień –
wymruczał.
– To będzie przedwczesny. –
Wcisnęła mu w ręce sporych rozmiarów pudełko, opakowane w złoty
papier i przewiązane czerwoną wstążką.
– Mam nadzieje, że nie bomba.
– Zerknął na nią podejrzliwie.
– Otwórz! –
Zniecierpliwiona, ledwie powstrzymała się od tupnięcia nogą.
Usiadła na krześle i rozpoczęła rozsupływanie sznurówek.
Tomasz w tym czasie rozsupływał
kokardę i rwał papier. Po uniesieniu wieczka szarego kartonu do
góry, jednak czekało go lekkie rozczarowanie i kolejne, identycznie
zapakowane pudełko, z tą różnicą, że to owinięte było w
srebrny papier i miało niebieską kokardę.
– Żartujesz sobie?
– Poniekąd – przyznała. –
Ale końcowy prezent cię zadowoli, zapewniam.
– Końcowy? To ile jeszcze
jest tych pudełek? – zapytał, gdy właśnie dopadł do kolejnego,
tym razem papier był śliski, czerwony, a kokarda złota.
– To jest ostatnie – rzekła
z dumą i wstała, jednocześnie pozbywając się różowego
płaszczyku. Chciała móc dokładnie widzieć reakcję swojego męża.
– Naprawdę? – zapytał ze
łzami w oczach. Wyjął niemowlęce buciki, obejrzał je z każdej
strony, a potem odłożył na stół. – Naprawdę? – powtórzył
pytanie.
Nie odpowiedziała werbalnie.
Przytaknęła tylko ruchem głowy, uśmiechając się przy tym
szeroko. Następnie poczuła jak Tomek bierze ją w objęcia,
następnie odsuwa się od niej, ogląda, zatrzymując przy tym uwagę
na brzuchu.
– Przecież jeszcze nie widać
– skomentowała.
– To co? Ja już je kocham –
stwierdził, padając na kolana i składając pocałunek poprzez
materiał popielatego sweterka.