„Emilka”
Paulina leżała w łóżku,
zmęczona całą sytuacją. Jeszcze raz w głowie odtwarzała minione
wydarzenie. Widziała zawód w oczach Bartusia, gniew siostry,
reakcję Tomka. Powtórzyła czynność odtwarzania tych wspomnień
kilkakrotnie, aż w końcu usnęła.
Obudził ją męski dotyk na
ramieniu. Zawsze lubiła, gdy delikatnie zaciskał palce, ale w
tamtej chwili, nie miała ochoty na to, by go czuć w jakikolwiek
sposób. Chyba był w stanie to zauważyć, bo szybko przerwał.
Zrezygnował nawet z pocałunku w policzek, który miał zamiar jej
dać. Chwycił za złożony koc położony w rogu łóżka. Rozwinął
go, ale nie całkiem. Zdecydował się przykryć tylko nogi
blondynki.
– Lepiej się z tym czujesz,
gdy nagle jesteś miły? – zapytała i nawet nie musiała silić
się na złośliwy ton. Była zła.
– Zawsze staram się być dla
ciebie miły.
Zaśmiała się cynicznie.
– Pokazałeś to kilka godzin
temu. – Skuliła się bardziej na łóżku i podciągnęła kocyk
niemal pod szyję.
Bordych stał jak słup, ale
oczy mu chodziły. Denerwowała go. Wkurzało go jak nikogo innego,
to że uważała, iż zawsze może więcej od pozostałych. Gdy ktoś
ją obraził, to był foch na cały świat i nawet fragment
podziemia, jednak gdy ona obrażała kogoś, to jej zdaniem nie było
sprawy, co najwyżej nazywała to uzasadnioną krytyką jakiegoś
postępowania. Z policzkowaniem było podobnie. Był niemal pewien,
że gdyby to ona trzasnęła jemu w takiej sytuacji, to jeszcze to
ona oczekiwałaby przeprosin.
– Zachowujesz się gorzej niż
trzynastolatka – skomentował.
– To idź do trzynastolatki –
odpowiedziała zadziornie.
– Nie, bo kocham ciebie.
– Kochasz i bijesz?
– To ciężko pod bicie
podciągnąć, Paula. Zwróciłem ci ostrzej uwagę.
Podniosła się do siadu, wielce
zirytowana.
– Zwróciłeś ostrzej uwagę?
– dopytywała, bo sama nie wierzyła swoim uszom. – Naszym
dzieciom też w taki sposób będziesz ostrzej zwracał uwagę?!
– Dzieci to dzieci. Ty jesteś
dorosła.
– Nagle ma to znaczenie? Nagle
mogę decydować sama z kim się spotykać, co jeść, ile słodzić
i w co się ubierać!?
– Niepotrzebnie się nakręcasz
– stwierdził chłodno i chciał wyjść z sypialni, by nie
denerwować jej bardziej.
Paulina jednak podniosła krzyk,
a przy tym wstała z łóżka. Zanim jednak uderzyła pięściami w
choćby jego klatkę piersiową, on powstrzymał ją, chwytając za
nadgarstki.
– Zastanów się czego chcesz
– warknął przez zaciśnięte zęby. – Wyskakujesz do mnie z
łapami, jakbyś oczekiwała męskiej konfrontacji. Nie będę się z
tobą bił na pięści, zwłaszcza, gdy jesteś w ciąży.
Poległa. Wiedziała, że nie ma
z nim szans, na dodatek potrzeba chronienia tego co w niej, tego co
najcenniejsze, była silniejsza od urażonej dumy, gniewu, złości,
a nawet poczucia godności. Nie była jednak w stanie poradzić sobie
z emocjami. Zapłakała i niemal uklękła na podłodze. Słyszała
ostre „uspokój się”, ale nie zwracała na to najmniejszej
uwagi.
Poszedł z nią na tę podłogę,
zupełnie tak, jakby razem szli na dno. Ona siedziała, a on przy
niej klękał. Starał się obejmować, szeptać, że być może
przesadził, że nie chciał, że żałuje, że ma się uspokoić, bo
może tym dziecku zaszkodzić. Mówił wszystko co chciał jej
powiedzieć i wszystko co ona mogłaby chcieć usłyszeć. Robił
więc to co zawsze po kłótni – manipulował nią. Jednak robił
to nieświadomie. Sam nie zdawał sobie sprawy z tego w jaki sposób
działa.
Po wszystkim, gdy już ponownie
leżała w łóżku, nawet zaproponował, że zawiezie ją do
lekarza. Chciał się upewnić, że wybuch emocji nie zaszkodził ich
dziecku. Ona jednak odmówiła. Uważała, że wszystko jest dobrze.
– Będę musiał jechać do
pracy. Pamiętasz? Mówiłem ci, że jutro wyjeżdżam do Niemiec na
ważne zlecenie. Mogę jechać czy wolisz bym został? – dopytywał,
siedząc na łóżku, tuż przy jej boku.
Chciał aby go zatrzymała.
Chciał czuć się jej potrzebny.
– Jedź – odparła całkiem
obojętnie.
– A jakby się coś działo? –
Była odwrócona do niego tyłem, ale to nie przeszkadzało mu
głaskać ją po włosach, w których była stanowczo za duża ilość
lakieru.
– Zadzwonię do Agaty, jakby
co.
– Okay, ale uspokój
się już. Nie ma czego tak naprawdę roztrząsać, stało się. –
Musnął w policzek, ten sam, który wcześniej uderzył i wyszedł,
by przygotować papiery.
Kiedy schował już do torby
potrzebne dokumenty, to rozpoczął pakowanie ubrań. Zerknął na
karton, w którym znajdowało się niezłożone łóżeczko. W szafie
natomiast zastał popielaty kocyk w czerwone serduszka i kilka
niemowlęcych ubranek. Chwycił za pierwsze z nich, te w najmniejszym
rozmiarze. Uświadomił sobie, że będzie ojcem, że ten moment
zbliża się coraz większymi krokami i nawet miał zrezygnować ze
zlecenia, zostać przy Paulinie, nie zostawiać jej w takiej sytuacji
samej, ale musiał zarabiać, poza tym był niemal pewny, że taka
rozłąka dobrze im zrobi. Zazwyczaj taka rozłąka dobrze im robiła.
Rozstali się więc na planowe
dwa tygodnie. W rzeczywistości był to niemal miesiąc, bo roboty
się przeciągnęły z przyczyn od nikogo niezależnych. Zwyczajnie
pogoda nie sprzyjała.
Kiedy stopa Tomasza Bordycha
przestąpiła próg mieszkania, wyczuł zapach domowego obiadu.
Zobaczył żonę w sukience w kwiaty i miętowym kardiganie. Nagle
poczuł się być na swoim miejscu i zrozumiał, że wszędzie by się
tak czuł, nawet w Niemczech, gdyby ona była tam wraz z nim.
– Pięknie wyglądasz –
skomentował, bo naprawdę wyglądała ładnie.
Na twarzy blondynki nie było
widać ani jednej zmarszczki ni przebarwienia. Twarz miała jasną,
świecącą. Nie nałożyła tego dnia fluidu. Jedynie podkreśliła
kolor oczu niebieską kredką i błękitnym, delikatnym cieniem.
Rzęsy przeciągnęła kilkakrotnie maskarą. Nie wyglądała na
zmęczoną. Wręcz przeciwnie – zdawała się być zregenerowana,
jakby podczas nieobecności męża coś się zmieniło, jakby
odpoczęła.
– Zrobiłam obiad. Zjesz od
razu czy potem sobie podgrzejesz? – zapytała rzeczowo, w sposób
jakby sekretarka pytała szefa o wypełnienie i skserowanie jakiegoś
dokumentu.
– Nawet się nie przywitasz? –
zdziwił się.
– Cześć – odparła
obojętnie, po czym wróciła do kuchni, by przewrócić kotlety na
drugą stronę.
– Nadal się gniewasz –
zauważył. Odłożył torbę podróżną na podłogę w przedpokoju
i ruszył za żoną do kuchni. – Być może nie uwierzysz, ale dużo
o nas myślałem, gdy...
– Masz rację, nie uwierzę –
weszła mu szybko w zdanie, a potem nałożyła kotlety na talerze,
na których znajdowały się już ziemniaki oraz starta marchewka i
buraczki. – I zechcę rozwodu – dodała, kładąc obiad na stół.
– Co? – dopytywał
oniemiały.
– Jeśli to się powtórzy,
choćby najlżej, to zechcę rozwodu – wyjaśniła. – Tamten raz
nie był pierwszym, Tomasz, ale jeśli nie będzie ostatnim, to ja
zechcę rozwodu. Zrozumiałeś?
Przytaknął ruchem głowy.
Chciał jej coś odpowiedzieć, ale oniemiał. Usiadł do stołu. Nie
zdobył się jednak na choćby jedno, krótkie „przepraszam”.
– Zjem w pokoju –
poinformowała, zabierając przy tym swój talerz. – Jakoś dziwnie
nie mogę na ciebie patrzeć.
– Teraz to przesadzasz! –
ryknął za nią, ale nawet nie odwrócił głowy, by patrzeć w jej
kierunku. Z resztą, wtedy miał możliwość zobaczenia jedynie jej
pleców.
Nagle usłyszał brzdęk
upadających sztućców, które zsunęły się z talerza blondynki, a
potem sam talerz upadł. Odwrócił się gwałtownie. Zobaczył jak
trzyma się za brzuch i zgina w pół, zupełnie tak, jakby ją coś
bolało. Wstał, choć sam miał problem, by ustać na nogach.
Zdawały się mu być wykonane z waty.
– Jedziemy do szpitala –
zadecydował, stając przy jej boku. Chciał jej pomóc w zmierzaniu
w stronę drzwi.
Ona jednak nie szła, stała w
miejscu.
– Wziąć cię na ręce? –
dopytywał.
– Nie, jakby... chyba minęło
– odpowiedziała, prostując się. Po chwili jednak znowu zgięła
się w pół.
– Skurcze? – zapytał, chcąc
wiedzieć co takiego jej dolega.
– A skąd mam, kurwa,
wiedzieć!? – krzyknęła na niego głośniej niż kiedykolwiek. –
Nigdy wcześniej nie byłam w ciąży! – uświadomiła gniewnie.
– Ja też nie! – uniósł
się. – Ja nawet tego nie czuję, ty tak, więc pytam. – Stanął
przed nią i zaczął gestykulować dłońmi, jakby chciał jej
pokazać swoje położenie.
– Ja nie wiem co czuję! –
wrzasnęła, a potem znowu chwyciła się za brzuch. – Torba jest w
pokoju – dodała ze łzami w oczach.
– Spakowana?
– Nie, pusta – rzuciła
ironicznie. – Pewnie, że spakowana! Pytasz się jak skończony
idiota. – Złapała się jedną ręką za głowę, nie mogąc
uwierzyć w jego nielogiczne, głupie myślenie.
– Przepraszam, skąd mogłem
wiedzieć? Nie wyżywaj się na mnie.
– Nie wyżywam. Tylko mnie
boli. – Podtrzymała się ściany i ruszyła w stronę wyjścia z
mieszkania.
Samodzielnie dała radę pokonać
schody i wsiąść do samochodu. Nie chciała pomocy męża. Nie
chciała też go na porodówce, ale ubiegł ją, szybko odpowiadając
lekarzowi, który zadał pytanie o poród rodzinny.
Tak trafili razem na salę
porodową. Tomek jednak wyszedł z niej pierwszy. Zaraz po tym, gdy
jego córka została zabrana do pokoju obok, skąd trafiła prosto do
inkubatora.
– Nic jej nie będzie? –
dopytywał pielęgniarkę.
– Nie mogę panu udzielać
takich informacji. Powinien pan porozmawiać z lekarzem.
– W drodze wyjątku. –
Spojrzał na nią w taki sposób, że postanowiła go choć trochę
uspokoić.
– Mała jest wcześniakiem,
ale nie sądzę, by miały nastąpić jakieś nagłe komplikacje.
Jest dobrej wagi. Niech się pan nie martwi i wraca do żony.
Przytaknął ruchem głowy, choć
w planach miał wrócić do Pauliny tylko na moment, a potem zobaczyć
jeszcze raz córkę.
– Jak się czujesz? –
zapytał, wchodząc na salę. Szybko naprawił błąd i przywitał
się też z innymi kobietami, z którymi Paula tę salę dzieliła.
– Dobrze, a co z małą? –
Usiłowała się podnieść. Syknęła jednak boleśnie i ponownie
opadła na poduszkę.
– Leż, nie wstawaj – niemal
warknął. Przysiadł obok niej na łóżku i załagodził
wcześniejszą wypowiedź, przybierając milszy ton. – Napracowałaś
się już. W ogóle to było najpiękniejsze co w życiu widziałem.
– To było okropne.
Pokręcił głową i ledwie
powstrzymał łzy.
– To było piękne. –
Chwycił żonę za rękę i potarł kciukiem, kręcąc okręgi na
wierzchu jej dłoni. – Wszystko z nią dobrze. Niedługo ci ją
pewnie przyniosą, a jak nie, to skołuję jakiś wózek i do niej
pojedziemy.
Przewróciła oczami.
– Wydaję mi się, że mogę
chodzić, wiesz?
– Nie wiem. Nigdy nie byłem
przy porodzie ani zaraz po nim. To mój pierwszy raz.
– Widać. Jakoś tak zbladłeś
– zauważyła.
– Możliwe, ale nadal
podtrzymuję, że to było piękne. Ona jest piękna. Taka mała. –
Pokazał dłońmi jak bardzo maleńka wydaje mu się być ich
córeczka.
– Emilka – szepnęła i
spojrzała na męża pytająco.
– Ładnie – stwierdził. –
Podoba mi się. – Uśmiechnął się, a potem wstał, by móc się
nachylić i pocałować żonę w czoło.
Niezaprzeczalnym faktem jest, że Tomasz uderzył kobietę w ciąży. Niestety prawdą też jest, że Paulina przegięła, co jednak nie zmienia faktu, że Tomek nie miał prawa bić żony, bez względu na wszystko. I nie zgadzam się z Tomkiem, że tego co on zrobił nie można nazwać biciem, ostrzej to można zwrócić uwagę słownie, a nie policzkiem. Nie dziwię się, że Paulina się uniosła na takie słowa męża, też pewnie byłabym zła jakbym coś takiego usłyszała.
OdpowiedzUsuńNiestety on ma dużo racji z tym, że jak ktoś Pauli zalezie za skórę to zaraz się obraża, ale jak sama komuś dopiecze, to bagatelizuje całą sprawę, tylko co zrobić, to po prostu taki typ, swoją drogą to ja często też tak mam jak ona.
Rzuciło mi się jedno w oczy, Paula po powrocie Tomka pokazała, że tym razem tak szybko mu nie przebaczy, że ta rozłąka nie podziałała jak ta poprzednia kiedy jeszcze byli narzeczonymi.Ten nieplanowany miesiąc rozłąki dał jej możliwość przemyślenia na spokojnie wszystkiego, nie było koło niej Tomka, nie było manipulacji. Niby postawiła sprawę jasno, jeszcze raz podniesie na nią rękę i zażąda rozwodu, ale obawiam się, że to tylko taka chwilowa odwaga, właśnie dlatego, że przez dłuższy czas go nie było i nie mógł nią manipulować.
Swoją drogą to mu się udało, zdążył wrócić, nawet obiadu nie zjadł i niespodzianka, Emilka jest już na świecie, szybka dziewczynka z niej.
Muszę przyznać, że trochę mnie rozbawili oboje, jak zaczęła się akcja porodowa, a oni się wydzierali na siebie.
Trzeba przyznać, że Tomasz się wzruszył narodzinami córeczki. No i chyba mała pojawiając się w tym momencie na świecie pogodziła rodziców, ciekawe tylko na jak długo.
Faktycznie, taki typ, ale chciałem pokazać, że z początku nie widzi się takich wad u drugiej osoby. Dopiero długotrwałe przebywanie z kimś, mieszkanie pokazuje jak dużo jest powodów do zgrzytów.
UsuńTak, Emilka pogodziła rodziców.
Bardzo ucieszył mnie ten rozdział z jednego powodu. Pokazałeś w nim, że Paulina umie stawiać warunki, jednak boję się, że nie będzie umiała się z nich wywiązywać :(
OdpowiedzUsuńEmilka coś szybko się pojawiła na świecie, w rzeczywistości trwa to o wiele dłużej, ale cieszę się, że nam to oszczędziłeś i nie opisywałeś całego okresu 9 miesięcy w szczegółach:)
Do poprawki:
Wydaję mi się, że mogę chodzić
Wydaje
amandiolabadeo.blogspot.com
Tak, ale zauważ, że ona postawiła ten warunek po dłuższej nieobecności Tomka, gdy on swoją osobą nie wpływał na jej myślenie i zachowanie. Gdyby on nie wyjechał, to i warunku by pewnie nie było.
UsuńJa nie widzę sensu opisywania każdego dnia ich związku czy małżeństwa. Opowiadanie jest pisane w formie streszczenia, zatrzymuję się tylko na ważniejszych fragmentach. Używam ekspozycji świadomie, nie wiem czy poprawnie. Dlatego też poród był streszczony, bez opisu krwi, łez, potu i "przyj, przyj".
Chyba jednak trochę żałuję, że mojego męża nie było przy narodzinach naszego synka. Dzisiaj sądzę, że to, co by tam zobaczył, zmiękczyłoby go troszkę HEHE Dobra, do rzeczy... skoro Emilka jest wcześniakiem, to dobrze, że urodziła się naturalnie. Mam nadzieję, że wszystko z nią będzie ok.
OdpowiedzUsuńNadal wkurza mnie ta Paulina. No zaczęła mi działać na nerwy od tej kłótni świątecznej i do tej pory działa. Ok, dzielna kobitka, urodziła córeczkę (a to wbrew pozorom trudne chwile dla kobiety), ale gdyby nie jej Wielka Urażona Duma i tak niewyobrażalnie dziecinne zachowanie, to pewnie nie zdenerwowałaby się i dzieciątko posiedziałoby sobie jeszcze troszkę w brzuszku. Chociaż... gratulacje, bo Paulina pierwszy raz tak na poważnie postawiła się Tomaszkowi. Groźba o rozwodzie zawsze działa (wiem z autopsji HEHE)i mam nadzieję, że Tomaszek się troszkę przestraszył. Może dzięki temu, trochę pohamuje emocje, przy kolejnym napadzie złości.
Ja też nie byłem, bo żona miała cesarki. Jednak wcześniaki zwykle rodzą się naturalnie. Po prostu za szybko pchają się na wolność. W przypadku mojego syna byłoby tak samo, ale owinął się pępowiną i wyciągali go na hura z brzucha. Na hura czyli szybko, w pośpiechu - od ginekologa do szpitala karetką na sygnale.
UsuńNie wiem czy kochająca żona grozi mężowi rozwodem. Jeśli jest gotowa na rozwód, to niech go bierze, a nie o nim mówi - tak ja postawiłbym sprawę. Nie pozwoliłbym swojej kobiecie na to, by w taki sposób, emocjonalny, uczuciowy mnie szantażowała.
Do kolejnego napadu Tomka niedaleko, więc raczej groźba Pauliny nie podziałała.
O kurde, to teraz wyszłam na nie kochającą męża babę grożącą rozmodem :D Owszem, padło z moich ust coś takiego, ale tak pół żartem, pół serio. Byłam tak już wściekła na niego, że zabrakło mi naprawdę argumentów i... bum, powiedziałam to. Otóż chodziło o to, że był taki czas w życiu mojego męża, kiedy się rozsypał trochę. Zaczął... pić. I pił absolutnie za dużo. Codziennie. Mam w rodzinie alkoholika i wiem jak to wygląda, dlatego nie mogłam pozwolić, by mnie to spotkało. Któregoś wieczoru powiedziałam: "coś musi się skończyć. Albo twoje picie, albo nasze małżeństwo". No i podziałało. :)
UsuńJa rozumiem nerwy i tak dalej. Sam często w słowach posuwam się za daleko. Tylko na mnie lepiej niż groźby działa wchodzenie na sumienie, czyli nie "albo picie albo nasze małżeństwo", a "swoim piciem nas krzywdzisz (i dalej konkretna argumentacja)".
UsuńHejka, przybywam po dłuższej przerwie...
OdpowiedzUsuńTak sobie czytam powoli, czytałam rozdziały jakiś tydzień temu, więc przepraszam, jeśli mój komentarz będzie nieskładny i krótki.
Trochę zasmuciło mnie, że Paula nie powiedziała rodzinie o ciąży. Niemniej jednak to bardzo poważna sprawa, więc nie dziwię się Natalii, że była zła na siostrę. Ja też bym była, gdyby moja zataiła przede mną siostrzeńca/siostrzenice - nieważne, jak byśmy się pokłóciły. Choć, jak już wspomniałam, ja jestem bardziej zżyta z siostrą niż Paulina, więc takiego miejsca nawet by nie było, heh ;p
Jednakże bardzo podoba mi się ta stanowczość Pauli względem Tomasza... To, jak ostrzegła go, że jeśli raz jeszcze ją uderzy, odejdzie... Choć nie wiem, czy później w przyszłości będzie zdolna go opuścić, skoro przyszła na świat ich córeczka... Ciekawa jestem, co się stanie.
Fajnie, że jest już mała Emilka :)
Pozdrawiam serdecznie i do następnego ;)
Spokojnie, czytaj gdy masz na to czas. Ja sam ostatnio nie mam czasu ani na czytanie, ani na publikowanie czegokolwiek.
UsuńMnie się wydaje, że Paulina była i nadal jest bardzo zżyta z rodziną, tylko że nie chce tego im okazać, bo ją zranili. Znałem w swoim życiu dużo rodzin, gdzie ich członkowie byli sobie nawzajem bardzo oddani i nagle, nieraz bez konkretnego powodu, siostra zaczynała udawać, że nie rozpoznaje brata i bratanków na ulicy.
Myślę, że Emilka to dobra wymówka dla Pauli, by Tomka nie zostawiać. Sądzę jednak, że właśnie dla córki powinna go opuścić. Sądzę też, że nawet jak Emilki nie było, to i tak trwała przy Tomku, więc nie dziecko jest powodem, że z nim jest. Dziecko faktycznie jest kolejnym węzłem, ale ją musi trzymać przy nim coś jeszcze.
Rozdział pokazuje jak to punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla niej bicie, dla niego ostrzejsze zwrócenie uwagi, dla niej coś okropnego, dla niego piękna chwila narodzin córki.
OdpowiedzUsuńUbawiłam się jak jechali do porodu. Autentycznie wiele kobiet się tak wyżywa na mężach, ale to nie nasza wina, że wam natura tego oszczędziła, a my musimy się męczyć, więc przy okazji męczymy też trochę was, byście nie byli tacy do końca z tego zwolnieni. Ja tam Paulinę rozumiem. Jak rodziłam pierwsze dziecko darłam się na wszystkich, a nawet na wszystko.
Dziwnie liczę na to, że im się ułoży. Tomek jest agresywny, niezaprzeczalne też jest to, że jest wyrachowany i zdolny do bardzo złych rzeczy, skoro uderzył żonę, gdy ta była w ciąży, na dodatek tak na chłodno. Jednak też pokazujesz chwile, gdy między nimi jest nie tylko dobrze, ale gdy czytelnik odczuwa nawet to ciepło, jakby to od nich biło, choćby ta rozmowa na sali już po porodzie, to było piękne, takie rodzinne, normalne.
Moja żona nie miała okazji się drzeć, bo miała cesarskie cięcie. Zawiozłem ją w umówionym terminie, wyjęli dziecko dwa tygodnie za wcześnie z brzucha i już było, bez skurczy, odchodzenia wód...
UsuńBo Tomasz mimo swych agresywnych zapędów, to bardzo rodzinny facet jest.
Z jednej strony zastanawiam czy Paulina czegoś nie wyolbrzymia, a z drugiej strony jednak człowiek nie może pozwalać na bicie siebie. Zwłaszcza że ona jest w ciąży. I faktycznie wypadałoby to załatwić jak najwcześniej. Tylko też nie jestem za takim straszeniem. Znaczy to nie jest jeszcze ten wybór, kiedy jest "to" albo "to", ale nieco forma ostrzeżenia, może pokazania, że jej się to nie podoba(bo i komu by miało).
OdpowiedzUsuńMnie to przeraża ile się słyszy o tym ile czasu zajmuje rodzenie. Czasem mówi się o kilkunastu godzinach i to jest przerażające. Z drugiej strony wiadomo, że jednak macica musi się poszerzyć jeszcze trochę, ale no i tak brzmi strasznie.
Nie wiem czy dziecko coś zmieni w ich relacji, skoro nie potrafili się pogodzić bez niego. Raczej wątpię a jak już to na ten krótki czas.