„Za
mało”
Paulina jeszcze raz poprosiła
Piotra o pomoc. Musiała pojechać po rzeczy swoje i dziewczynek,
oczywiście nie wszystkie, ale niezbędne, takie jak pampersy,
nocniki, ulubione zabawki, ubrania, wózek dla dwojga. Było tego za
dużo, by wszystko przenieść w rękach, chociaż na upartego i bez
samochodu, by sobie poradziła, zrobiłaby po prostu kilka kursów.
Największym problemem była jednak obecność Tomka. Obawiała się,
że jak już wejdzie do mieszkania, to mąż ją z niego nie wypuści.
Piotrek był idealny do tej
roli. Z jednej strony starał się nie wtrącać, nie wygłaszać
swoich racji po raz kolejny, a z drugiej strony był hamulcem, murem
stojącym między tymi dwojga, dzięki któremu uniknęli ostrzejszej
konfrontacji niż to tylko było konieczne. Piotr powiedział
Paulinie raz co myśli o jej sytuacji i jak powinna, jego zdaniem,
postąpić. Zdecydowała się zrobić inaczej. Zaakceptował to, nie
przekonywał, po prostu był obok.
Paula wróciła do matki i wraz
z dziewczynkami zajęła jej pokój. Iwonie to w ogóle nie
przeszkadzało. Postarały się zorganizować wszystko tak, by nie
zagracić niedużego pomieszczenia. Spały razem na rozkładanej
kanapie, dla Amelki rozłożyły łóżeczko, które było jeszcze po
Bartku, dla Emilki zakupiły niedrogie, używane łóżeczko
turystyczne. Ze znalezieniem miejsca na dodatkowe ubrania także nie
było problemu. Iwona wyniosła to co niepotrzebne na poddasze i w
ten sposób zwolniła kilka półek.
W tym wszystkim nawet Natalia
zaoferowała swoją pomoc. Pracowała na jedną zmianę w sklepie
sportowym. Zaproponowała, że może załatwić Paulinie pracę na
zmianę drugą, gdy tylko zwolni się miejsce i w ten sposób będą
się zmieniały. Praktyka nie okazała się aż tak dobra jak teoria,
gdyż jeśli Iwony ani Michała nie było w domu, to koniecznym było,
by Paulina zabierała dzieci z sobą w drodze do pracy, gdzie Natalia
je odbierała i wracała z nimi do domu. Nie było to jednak
niemożliwe, jedynie nieco uciążliwe i niewygodne, ale po jakimś
czasie wszyscy się przyzwyczaili. W tym przypadku wygrała
konieczność – Paula musiała zarabiać, bo w przeciwnym razie nie
byłaby w stanie związać końca z końcem.
Tomkowi urażona duma pozwoliła
odezwać się do żony dopiero po upłynięciu dwóch tygodni. Czekał
na nią w parku, nieopodal sklepu sportowego, w którym pracowała.
Wcześniej zrobił wywiad i wiedział, że blondynka zazwyczaj wraca
skrótem.
– Cześć – powiedział,
siedząc na ławce. Gdyby nie to, to ona minęłaby go i nawet nie
zauważyła.
Zatrzymała się, nieco
wystraszyła. Spodziewała się, że kiedyś będą musieli
porozmawiać, ale nie sądziła, że nastąpi to w takich
okolicznościach – w ciemnym parku, o dwudziestej drugiej
dwadzieścia.
– Chyba nie sądziłaś, że
nigdy więcej mnie na oczy nie zobaczysz. – Wstał z ławki, a
potem wskazał na nią dłonią. – Siadaj.
– Spieszę się – oznajmiła
szybko.
– Pięć minut cię nie zbawi.
Chociaż jak wolisz, to możemy rozmawiać w sądzie. Nie masz prawa
ograniczać mi widzeń z córkami – postawił sprawę jasno.
Zdecydowała się przysiąść,
tak jak za dawnych lat, pupą na oparciu i nogami na siedzeniu.
– Czego chcesz? – zapytała
ostro.
– Po pierwsze, to płacić na
dzieci. Są małe, gdybym ci je zabrał, to musiałyby być z
opiekunką. Nie mogę rzucić pracy na rzecz wychowania, ale mogę ci
pomagać.
– Ja też nie zamierzam rzucać
pracy – uprzedziła, gdyż czuła, że Tomasz właśnie do tego
zmierza.
– Okay, rozumiem. Mogę
zrobić sobie wolne weekendy i to już od piątku, od
popołudnia. Zabierać dziewczynki do siebie i...
– Nie dam ci dzieci...
– Nie przerywaj mi! Nie ma
czegoś takiego jak „nie dam”. Są tak samo moje, jak i twoje i
dopóki nie miną ci te kaprysy i fanaberie, i nie wrócisz do domu,
to musimy się jakoś dogadać.
Paula musiała przyznać Tomkowi
rację. Emilia i Amelia były ich wspólnymi dziećmi, i nie mogła
ich izolować od ojca.
– Zastanowię się do jutra
jak to zorganizować – zapewniła.
– Będę czekał w tym samym
miejscu, o tej samej porze.
Na drugi dzień zgodziła się,
by Tomek przychodził po dzieci w piątki popołudniami, gdy jej już
nie będzie w domu. Mógł je wtedy zabierać na spacer, do siebie,
do sklepów, parków i gdzie tylko chciał, ale warunek był jeden –
miał je zwrócić przed dwudziestą pierwszą.
– Robisz wszystko, by nie
musieć się ze mną widywać – zauważył.
– Nie dziw się temu.
– Dobrze, ale co z sobotą i
niedzielą? Co tydzień, którąś masz wolną. Myślę, że dobrze
by było, gdyby dziewczynki miały nas razem, choćby ten jeden dzień
w tygodniu.
– Nie będziemy udawać udanej
i zgranej rodzinki nigdy więcej.
– Byliśmy udani i zgrani,
dopóki nie zachowałaś się jak pierwsza lepsza kurwa – wyrzucił.
– Jeśli tak o mnie myślisz
to po co chcesz mnie widywać?
– Jesteś matką moich dzieci
i moją żoną. Należysz do mnie.
– Nie należę do nikogo –
oznajmiła hardo. – Jeśli chcesz widywać dzieci też w sobotę
lub niedzielę, to proszę bardzo. Możesz się przyjść z nimi
pobawić lub zabrać je do siebie. Dzieci, nie mnie – sprostowała.
Układ jaki Paulina z Tomkiem
wypracowała jakiś czas całkiem dobrze funkcjonował. Tomek płacił
regularnie co tydzień, do tego kupował córkom to co jego zdaniem
było im niezbędne. Zabierał je na spacery i do siebie, czasami
zabawiał także w mieszkaniu teściowej, kiedy pogoda nie sprzyjała
spacerom albo, któraś z dziewczynek była przeziębiona. Pewnej
soboty jednak coś uległo zmianie. Paulina wróciła do domu po
pracy i nie zastała w nim dzieci.
– Gdzie dziewczynki? –
zapytała.
– Tomek jeszcze z nimi nie
przyjechał – odpowiedziała Iwona. – Dzwoniłam do niego.
Powiedział, że zasnęły i zostaną u niego do jutra, bo nie chce
ich wybudzać.
– Aha – odparła i czuła,
że coś jest nie tak. Zadzwoniła do męża, by nawrzeszczeć na
niego, że takie rzeczy wymagają wcześniejszego ustalenia albo
chociażby informacji. Powiedziała też, że jutro z samego rana ona
przyjdzie po córki.
Być może Tomek nie miał od
początku złych intencji i to telefoniczna kłótnia z żoną
wystraszyła go na tyle, by postąpił tak jak postąpić nie
należało. W końcu miał prawo się obawiać, że po takiej
samowolce, Paulina przestanie dawać mu dzieci na widzenia. Mężczyzna
uznał też, że ma do córek dokładnie takie samo prawo co ich
matka. Poza tym, jego zdaniem, ta nieprawna separacja, w którą
Paula ich wprowadziła, trwała już o wiele za długo, dlatego kiedy
kobieta zjawiła się po dzieci, oznajmił jej, że może wejść do
środka i pozostać w domu, ale dzieci z sobą nie zabierze.
– Słucham? – zapytała
zszokowana, cały czas stojąc na klatce schodowej.
– Możesz wrócić do nas, do
mnie i dziewczynek albo dalej zamieszkiwać u matki.
– Nie rób cyrku i oddaj je! –
krzyknęła.
– To nie cyrk. Miesiąc były
u ciebie. Teraz czas, by miesiąc pomieszkały ze mną. Tak będzie
sprawiedliwie.
– Dzwonię na policję –
zagroziła i wyjęła z kieszeni sportowej bluzy telefon komórkowy,
sądząc, że go tym wystraszy.
Tomasz jednak stał
niewzruszony.
– A dzwoń sobie – zachęcił,
po czym zamknął drzwi.
Przez chwilę się dobijała,
ale bezskutecznie. W końcu wykonała telefon, najpierw do Piotra.
Ten doradził jej, by faktycznie zadzwoniła po interwencje. Tak więc
kolejnym telefonem jaki wykonała było wezwanie policji.
Policjanci przyjechali. Tym
razem było to dwóch mężczyzn. Spojrzeli na zdenerwowaną, drżącą
na całym ciele kobietę, a potem zadzwonili dzwonkiem.
Tomek drzwi uchylił, ale nie
otworzył ich, zaciągnął łańcuch. Zachował się więc dokładnie
tak samo jak przed miesiącem zrobiła to Paulina.
– W czym mogę pomóc? –
zapytał uprzejmie.
– Dostaliśmy informację, że
przetrzymuje pan dzieci...
– Bzdura! – przerwał
szybko. – W tym mieszkaniu znajdują się tylko moje dzieci.
Dzieci, do których mam prawa.
– Ma? – rzucił pytaniem
jeden z mundurowych i uczynił to w stronę Pauliny.
– Tak, ale nie całkowite. Ja
jestem matką tych dzieci – wyjaśniła ze łzami w oczach.
– A ja ich ojcem – wtrącił
Tomek. – Ponadto dzieci są tutaj zameldowane, są więc w swoim
domu i osobiście nie widzę w tym niczego złego.
– Może nas pan wpuścić?
– Gdy będziecie mieli nakaz –
odpowiedział szybko i przybrał na twarzy sztuczny, cwany uśmieszek.
– Nie macie prawa wejść do mojego mieszkania bez powodu, a ja
wcale nie muszę was wpuszczać. Nie muszę też zwracać dzieci ich
matce, dopóki żona nie uzyska wyroku sądu, w którym będzie
zaznaczone, że każde miejsce jej zamieszkania, jest także miejscem
zamieszkania małoletnich, czyli naszych dzieci. Byłem z tym u
prawnika i nie ma problemu, w każdej chwili mogę do niego
zadzwonić, by panom powiedział to samo i wytłumaczył co jest
którym paragrafem.
– Niech pan będzie poważny –
odezwał się drugi z policjantów. – Chce pan zabrać matce
dzieci?
– Nigdy – odpowiedział z
miną zbitego psa. – Jednak to, że zazwyczaj dzieci zostają przy
matce, a ojciec je tylko widuje od czasu do czasu, nie jest regułą
i w naszym przypadku wcale nie musi tak być. O tym jednak postanowi
sąd. Na chwilę obecną nie zabraniam matce widzeń z dziećmi. Moja
żona w każdej chwili może wrócić do domu, nawet teraz. Panowie
odejdą, a ja ją wpuszczę, a na tę chwilę, wybaczcie, ale nie
mamy o czym więcej rozmawiać. Muszę wracać do córek. Do widzenia
– dodał i zamknął drzwi.
– I co teraz? – zapytała
Paulina nie kryjąc swojego przerażenia.
– Musi pani iść do sądu
albo dogadać się z mężem. My nic nie możemy tutaj poradzić.
– Jak to nic nie możecie?
Porwał dzieci! – wykrzyknęła zbulwersowana.
– To jego dzieci, nie ma
ograniczonych praw, więc ma takie samo prawo jak i pani. Prędzej to
on mógłby panią oskarżyć o porwanie, bo w tym mieszkaniu dzieci
są zameldowane, więc w tym powinny przebywać. Do widzenia i
powodzenia.
Policjanci zeszli na dół, a
następnie opuścili klatkę schodową. Paulina pozostała sama.
Mogła zadzwonić do matki lub siostry, ale zdawała sobie sprawę z
tego, że te też niczego nie wskórają. Zdecydowała się więc
zadzwonić dzwonkiem do drzwi mieszkania.
– Policja odeszła! –
poinformowała podniesionym tonem. – Więc teraz mnie wpuść! –
zażądała krzycząc.
– Oczywiście –
odpowiedział, zanim jeszcze otworzył drzwi, a gdy tylko to zrobił,
poczuł na lewym policzku siarczyste uderzenie. Kolejne jakie
otrzymał wymierzone zostały z pięści i trafiały w klatkę
piersiową.
Z początku starał się żonę
przytrzymać i uspokoić, ale ona tylko wrzeszczała, że jest
nienormalny. Żądała, by natychmiast oddał córki. W końcu nie
wytrzymał i podniósł dłoń. Uderzenie jakie wymierzył było na
tyle silne, że zwaliło Paulinę z nóg.
– Zamknij się – warknął
przez zaciśnięte zęby, a potem wyciągnął dłoń przed siebie. –
Oddaj telefon – zażądał zapobiegawczo, padając przy tym na
kolana. Obawiał się, że żona ponownie może zadzwonić na
policję.
Ciągle leżąc na podłodze,
cofnęła się, ale chwycił ją za kostkę i szarpnął do siebie.
Sam wyciągnął komórkę z kieszeni jej bluzy. Najpierw ją
wyłączył, następnie schował do kieszeni swoich spodni. Zaniósł
się po raz kolejny. Wystraszył ją, sprawił, że się skuliła.
– Jeszcze raz odpierdolisz coś
takiego, a cię zatłukę – zagroził, po czym wstał. Zamknął
drzwi na wszystkie możliwe zamki i zabrał z sobą klucze.
Paulina została sama w
przedpokoju. Była uwięziona. Drzwi były zamknięte, a nie miała
przy sobie kluczy. Nie miała też telefonu komórkowego, a do tego
wszystkiego była skazana na obecność Tomka, który najwyraźniej
nie dopuszczał do siebie myśli, że z nimi koniec, że to
małżeństwo już się zakończyło. Nawet trochę winiła za to
siebie, w końcu miała cały miesiąc na złożenie pozwu o rozwód
i o alimenty oraz ustalenie opieki. Nie zrobiła niczego w tym
kierunku. Nie miała nawet obdukcji, żadnego dowodu, że
kiedykolwiek ją pobił. Jedynie jedną interwencję policji kiedy
uderzył ją w twarz po urodzinach Emilki. Tak naprawdę to było
bardzo niewiele. Za mało, by ograniczyć mu prawa rodzicielskie...
za mało, by się od niego uwolnić.
Przepraszam, że dopiero teraz
publikuję rozdział, na dodatek sprawdzony tylko pobieżnie, więc
literówek jest w nim pewnie wiele. Nie chciałem jednak dłużej z
tym zwlekać, a w ostatnim czasie nie miałem czasu – sylwester,
nowy rok, urodziny... za dużo imprez naraz i choć jakoś
szczególnie nie popiłem, to głowa mnie boli od samego zmęczenia i
niewyspania. Odeśpię i dopiero wtedy sprawdzę ten rozdział.
Mógłbym Wam też tutaj od razu
złożyć życzenia, ale zrobię to oddzielnie. Co prawda trzy dni za
późno, ale lepiej późno niż wcale.
Pozdrawiam i informuję, że
„Paulina” wielkimi krokami zbliża się do końca. Miała się
zamknąć w pięćdziesięciu rozdziałach. Będą jednak o dwa czy
trzy rozdziały więcej, bo chcę pozostać wierny metodzie, że
jeden rozdział, to jeden wątek, jeden problem, jakaś jedna ważna
sytuacja. Jednak dużych opóźnień nie będzie. Myślę, że jutro
i pojutrze zrobię dla Was maraton i opublikuję wszystkie pozostałe
części hurtem, by już zbędnie nie przedłużać, tylko dać Wam
zakończenie.
Ten rozdział to przegięcie. Już pół dnia chodzę po jego przeczytaniu rozbita. Do Tomka czuję tak ogromną nienawiść że aż trudno mi przyzwoitymi słowami skomentować to co zrobił. Pauli też należy się kilka ostych słów, bo nie reagowała wcześniej, nie posłuchała rad Piotra. Tak jakby czekała na to aż Tomek przegnie. Oby teraz ktoś jej pomógł i w końcu poszła na policję i do sądu.
OdpowiedzUsuńMoże to głupio zabrzmi, ale cieszę się, że przez ten rozdział chodziłaś pół dnia rozbita, bo to oznacza, że udało mi się wzbudzić emocje ;-)
UsuńMoże dziś uda mi się opublikować nowy rozdział, to się odbijesz czy też zbijesz (chyba zbijesz to przeciwieństwo rozbicia). Miałem to zrobić dużo wcześniej, ale piątego stycznia urodził mi się wnuczek i było trochę zamieszania w domu.
Gratuluję wnuczka. :)
UsuńW takim razie czekam na nowy rozdział, bo na obecną chwilę mam ochotę ustawić w kolejkę Tomka i jemu podobnych i po kolei wystrzelać.
A mówią, że to ja jestem za hitlerowskimi metodami postępowania xD
UsuńDziękuję za gratulację.
Witaj :) Odczytałam twój komentarz u mnie :) Miło, że jeszcze o mnie pamiętasz. Przez dłuższy czas byłam nieaktywna - nie czytałam, ani nie pisałam (nic poza pracą licencjacką ;p)
OdpowiedzUsuńZerknęłam na opis "Nie jesteś sama" i już mi się podoba. Chętnie przeczytam historię Pauliny, ale widzę, że mam sporo do nadrobienia. Postaram się ogarnąć to jeszcze przed zakończeniem i skomentować konkretnie :)
Co do mojego pisania to nie wiem czy kiedykolwiek wrócę tak na stałe. Jednak w końcu zmotywowałam się do wrzucenia zakończenia dodatku, bo aż mnie samą bolało, że tyle czasu wisiało to na blogu nieskończone. Gdybyś miał ochotę przeczytać to zapraszam, ale ostrzegam, że wyszło dość kiepsko...
Pozdrawiam serdecznie :)
Kailaa Moor
http://wysypisko-marzen.blogspot.com/
Mam nadzieję, że praca licencjacka wyszła :)
UsuńSpokojnie, masz czas, bo przedłużyło mi się zakończenie tej historii. Miałem zakończyć ją w tamtym roku, zakończę w tym.
To jeszcze dziś przeczytam zakończenie dodatku.
Pozdrawiam.
Ja jakos nie dostrzeglam literowek. Ale moze przez to, ze jeszcze sie dobrze nie obudzilam.
OdpowiedzUsuńTomek to cwaniak. Na miejscu Pauli bym mu tak wpierdolila, ze by poznal kobieca sile i determinacje. Kim on kurwa jest by zachowywac sie jak skurwiel?! Moze i ma prawa do dzieci, ale nie ma prawa tak traktowac Pauli. Choc swoja droga w zyciu bym nie weszla z wlasnej woli do mieszkania, w ktorym jest szaleniec. To byl jej blad. Powinna wrocic do domu i szykowac pozew. Do jasnej cholery zna Tomka. Powinna wiedziec jak sie z nim obchodzic! Czy ona jest tak glupia czy to wciaz marne zakochanie ja oslepia? Az boje sie pomyslec, co to bedzie dalej. Jak jej wpierdzieli niezle to...potem bedzie mogla patrzec czy rowno puchnie...
Paula weszła do mieszkania, w którym był Tomek, bo tam są jej dzieci. Myślę, że większość matek by tak postąpiła.
UsuńZanim złożyłaby pozew i zanim odbyłaby się sprawa, to mogłoby trwać miesiące. Chciałabyś przez tyle nie widzieć swoich pociech?
Nie będę owijać w bawełnę i od razu mogę powiedzieć, że najchętniej to jakbym takiego Tomaszka w swoje ręce dostała to bym mu bez względu na późniejsze konsekwencje po ryju i gdzie indziej oczywiście też nakładła, najlepiej przy użyciu jakiegoś twardego przedmiotu. Podlec jeden, jak on śmie mówić do żony po tym jak ją potraktował, że czeka aż jej kaprysy i fanaberie miną, bezczelny normalnie.
OdpowiedzUsuńTen drań ma niestety rację, że nie ma prawa ograniczać mu kontaktów z dziećmi, niestety choćby nie wiem jak nie chciała to musi mu na to pozwolić.
On cały czas nie czuje się w żaden sposób winny tego, że żona od niego odeszła, oczywiście wszystkiemu winna jest Paula, bo przecież byli tacy zgrani, tylko ona wszystko zepsuła, bo zachowała się jak pierwsza lepsza kurwa, on tak mówi o własnej żonie, matce swoich dzieci, kobiecie którą kocha, tylko co to za miłość, niech ją sobie w buty wsadzi to będzie jeszcze wyższy.
Paula naiwnie myślała, że układ jaki tak na prawdę ona sama wprowadziła w życie będzie funkcjonował chyba już zawsze. Nie wiem czemu jej się tak wydawało, przecież Tomasz wyraźnie powiedział, że czeka aż jej kaprysy i fanaberie miną, że dla niego ten układ nie będzie trwał wiecznie. I zdaje się, że właśnie nadszedł jego kres, Tomkowi znudziło się czekanie, aż żona się "opamięta". On nie czekał biernie, tak jak Paulina na rozwój wypadków, tylko zadbał o swoje interesy i poszedł do prawnika. Dzięki temu wiedział, że może bezkarnie sobie pozwolić na zatrzymanie dziewczynek, bo policja w tej sprawie nic mu nie zrobi. Można by rzec, że Paula właśnie obudziła się z ręką w nocniku.
Chciałabym powiedzieć, że postawiłabym się takiemu Tomkowi i nie weszłabym do mieszkania po odejściu policji, ale to nie prawda, na 100% zrobiłabym to samo co Paulina, bez względu na wszystko nie zostawiłabym dzieci.
Z jednej strony bardzo jej współczuję, bo została uwięziona bez telefonu, przez szaleńca, a z drugiej strony to mam ochotę nią potrząsnąć i powiedzieć, kobieto, to jest konsekwencja twojej bierności.
Jemu to by się akurat kilka centymetrów wzrostu przydało, bo jest raczej niewysoki... przeciętny xD
UsuńMyślę, że większość matek postąpiłaby jak Paulina i weszła do mieszkania, by zobaczyć dzieci. W takich sprawach też sytuacja jest patowa, bo policja nie może odebrać dzieci ojcu, ale też nie może odebrać ich matce. Tu sąd ma decydujące zdanie, a sprawa może trwać i trwać, oczekiwanie na nią też może trwać i trwać. Tomek o tym wiedział, dlatego "dogadał się" z Pauliną, zamiast iść do sądu. Zakładanie sprawy zostawił jej, a on sobie wziął na ten czas dzieci.
Nie musisz nią potrząsać, Tomasz nią zaraz potrząśnie.