Autor tego bloga należy do grupy „Projekt Prozaicy”, z tego też powodu strona korzysta z płatnych linków. Ujmując to krócej i bardziej zrozumiale – autor zarabia, a czytelnicy nic na tym nie tracą. Te linki są całkowicie bezpieczne dla komputerów, tabletów i smartphone-ów pod warunkiem, że postępuje się zgodnie z instrukcją, czyli nie klika w reklamy, nic nie ściąga na swój sprzęt, a jedynie odczekuje symboliczne pięć sekund i przechodzi dalej. Za wszelkie utrudnienia autor bloga przeprasza, za waszą aktywność jest wdzięczny, a prywatnie pozdrawia i życzy dobrej zabawy podczas czytania.

Link do instrukcji – KLIK

poniedziałek, 12 listopada 2018

#90 – „Paulina” – Rozdział 57

Przez nieuwagę”

Paulina nie nadużywała alkoholu każdego dnia. Nie piła regularnie. Bywało, że długi czas nie sięgała po taką formę ratunku. Umiała się bez niego obejść całymi tygodniami. Jednak zdarzały się też takie dni, gdy musiała się napić. Zwykle wystarczał jej kieliszek wina, czasami słabe piwo z lemoniadą, Bywało, od czasu do czasu, że ratowała ją jedynie whisky. Mieszała ją z colą, bo sama zdawała jej się być ohydna. Pomagała jednak przetrwać, zasnąć.
Tego dnia nie wypiła dużo. Zrobiła sobie ledwie jednego drinka. Zirytowała ją Natalia, bo śmiała udzielać jej rad na tematy małżeńskie, podczas gdy sama dopuściła się zdrady Michała i ponownie wylądowała z synem u matki. Nie chciała być jak ona. Wolała już żyć tak jak obecnie, niż miałaby zaprzepaścić wszystko, tyle wspólnych lat wywalić do kosza i skrzywdzić tym dzieci, odbierając im realność jaką znały, przyszłość jaką mogły mieć, ojca... dobrego ojca.
Ti tit! – krzyknął trzyletni Julian. Wjechał w mamę plastikowym, różowym jeździkiem, który odziedziczył po siostrach. Piszczałka imitująca klakson, nie działała.
Głodny? – zapytała.
Julian, w przeciwieństwie do Emilii i Amelii, był niemal zawsze głodny, a nawet jak nie był, to jedzenia nie odmawiał i odrobinkę, ale zawsze skubnął.
No, coś bym sobie wsamał – stwierdził, uśmiechając się w typowy dla siebie sposób, przygryzając przy tym obydwie wargi.
Paula wyjęła krokiety z lodówki. Tomasz przygotował je przed samym wyjazdem i to specjalnie dla niej. Zawsze lubiła te z pieczarkami i pomidorowym sosem. Nigdzie w sklepie nie dało się dostać takich gotowych. Gdyby się dało, to przez jakiś czas kupowałaby je pewnie codziennie. Aż w końcu, by się nimi przejadła i zmieniła repertuar na coś innego, równie smacznego.
Muszą się podgrzać – zwróciła się do chłopca, który już siedział przy stole i w zniecierpliwieniu wyczekiwał posiłku.
A dugo? – dopytywał z dużymi, pełnymi nadziei oczami.
Pięć minut – odpowiedziała i sięgnęła po szklankę. Dopiła drinka jednym duszkiem. Brudne naczynie odłożyła do zlewu.
To jescem pojezdzem – stwierdził, zeskakując z krzesła.
Julian ponownie wsiadł na różowy samochodzik i zaczął jeździć po całym domu, głośno przy tym wykrzykując „brym” i „ti titit”.
Idź na dwór! – wydarła się, z jednej strony po to, by przekrzyczeć Julka, by ten mógł ją usłyszeć, a z drugiej przez to, że tego dnia niemiłosiernie bolała ją głowa, a zabawa syna zdawała się potęgować ten ból.
Dobze! – odkrzyknął i zawrócił. Drzwi jednak sam sobie nie otworzył. Podjechał jedynie do nich i udawanie trąbił, wyczekując aż mama to za niego zrobi.
Paulina spełniła niewerbalne żądanie trzylatka i powróciła do przygotowywania obiadu. Nie chciało jej się obierać ziemniaków, a później nakłaniać córek do tego, by choć jednego zjadły. Zdecydowała się na frytki, bo każde z jej dzieci je uwielbiało.
Wejrzała na pustą szklankę. Chciała ją zmyć, ale głowa ciągle ją bolała. Wybrała więc przygotowanie sobie drugiego drinka. Nagle usłyszała podniesiony głos męża. Była w szoku, bo nie spodziewała się go w domu. Powinien być w pracy. Miał jechać do Sieradza. Miało go nie być dwa dni.
Dźwięki z zewnątrz docierały do niej jak przez mgłę i zlewały się w jedność. Był huk, krzyk, płacz. Odstawiła szklankę w połowie pełną do zlewu. Uznała, że tego dnia za dużo już wypiła. Chciała podejść do okna i zobaczyć co tam się dzieje, ale Tomek był szybszy – otworzył drzwi i wszedł z Julkiem, podnosząc chłopca za jedną rękę, zmuszając do tego, by mały szybko przebierał nóżkami, sięgając do ziemi jedynie palcami.
Co się stało? – zapytała zszokowana.
Wiesz gdzie go znalazłem!? – uniósł się.
Nie wiem – szepnęła Paulina, kręcąc przy tym głową. – Był w ogrodzie – dodała, a Tomek w tym czasie pchnął Julka w jej kierunku.
Do matki! – wrzasnął. – Zanim cię stłukę na kwaśne jabłko.
Uspokój się – rzekła prosząco, widząc męża zirytowanego tak bardzo, że wręcz rozdygotanego. Przykucnęła i wzięła syna w objęcia. – Co się stało? – zapytała chłopca, zaczesując grzywkę jego włosów do tyłu, odgarniając ją w ten sposób ze spoconego czoła. Zobaczyła czerwone, zapłakane, dziecięce oczy. – Nie będziesz go bił – stanęła szybko w obronie malca i zapobiegawczo wstała, chowając dziecko za siebie.
Nie zamierzam. – Usiadł przy stole.
Ja ciałem jak inne samochody. Ja ciałem jak samoody – tłumaczył Julian. Pociągał nosem, ale na nic się to zdawało, bo smarki i tak wpadały do jego buzi. Usteczka mu dygotały.
Paulina starała się z tego cokolwiek zrozumieć. Tomek milczał. Julian mówił, ale na tyle chaotycznie i niewyraźnie, że nie dawała rady nic sensownego wychwycić z jego słów.
Tłuszcz we frytkownicy się podgrzał do odpowiedniej temperatury. Paulina zostawiła więc Julka na środku kuchni i wyjęła frytki z zamrażalnika.
Brawo – rzucił Tomasz sarkastycznie.
Głowa mnie boli.
I? – dopytywał.
I nie mam siły namawiać dzieci, by zjadły.
Tomek miał zamiar przemilczeć wybryk syna, a już z pewnością nie chciał zrzucać za niego winy na żonę, ale przez słowa Pauliny nie dał rady się powstrzymać.
Nie miałaś siły też zamknąć bramy.
Paula zmarszczyła brwi i wsypała frytki do frytkownicy. Nastawiła piekarnik. Krokiety włożyła do niego już wcześniej. Starała się sobie przypomnieć czy tego dnia wyjeżdżała gdziekolwiek. I dotarło do niej, że faktycznie, była z dziećmi w markecie, po cole do drinka i karmę dla zwierząt. Nagle „ja ciałem jak inne samoody” nabrało dla niej sensu.
Cholera! – krzyknęła. – Wyjechał na ulicę? – zapytała i wejrzała się na męża w taki sposób, jakby oczekiwała zaprzeczenia.
Tomek przytaknął ruchem głowy.
A mówiłem, że nie wolno wam wychodzić za furtkę, że jak chce się gdzieś pójść to trzeba powiedzieć, to trzeba się zapytać – wyrzucił w stronę, wciąż stojącego na środku kuchni i płaczącego, syna.
Ja nie słem. Ja jeałem – wtrącił Julian, a później, widząc zezłoszczoną minę ojca, podbiegł do matki i uczepił się jednej z jej nóg.
Paulina zastanawiała się co zrobić. Wzrok, słuch... wszystko to zdawało się działać z pewnym opóźnieniem. Jej reakcje były spowolnione.
Tomek przerzucił spojrzenie z syna na żonę. Zmrużył powieki i zaczął przyglądać jej się uważniej niż do tej pory.
Piłaś? – zapytał.
Nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie mogła go skłamać, bo brzmiał w taki sposób, jakby pytanie było zbędnym, jakby już znał na nie odpowiedź.
Trochę.
Trochę?! – nie dowierzał, niemal wybuchł. – Pijesz przy dzieciach?
Odrobinę, ten raz – zapewniała.
A gdyby coś się stało? Gdyby go pierdolnął jakiś samochód na tej ulicy?! Co wtedy!? – wrzeszczał.
Nic się nie stało.
Ale mogło. Nie dość, że nie mogłabyś mu udzielić pomocy, to... Kurwa, ty nawet nie zauważyłaś jak zniknął z podwórka! – Wstał i zagestykulował rękoma. – Gdyby coś mu się stało, to...
Też bym tego nie przeżyła.
Każdy sąd uznałby, że to twoja wina. Nietrzeźwa matka nie dopilnowała dziecka!
Nie przesadzaj! To był jeden drink.
Spuścił głowę. Zacisnął pięść. Ze wszystkich sił starał się powstrzymać, by z tej pięści nie zrobić użytku, a już zwłaszcza nie na oczach syna. Nie dał rady. W ostatniej chwili zdobył się jedynie na otworzenie dłoni.
Amelia i Emilia właśnie weszły do salonu. Stały dokładnie naprzeciw. Wszystko widziały.

1 komentarz:

  1. Bardzo, ale to bardzo staram się zrozumieć Paulinę, ale picie alkoholu bo mam zły dzień, bo boli mnie głowa, bo mnie siostra zirytowała, bo wiele innych powodów, to nie jest najlepszy pomysł. Zwyczajnie jej picie mnie martwi, jej się wydaje, że to tylko czasem, że potrafi w każdej chwili z tego zrezygnować, a mi się wydaje, że nie tak do końca, że za bardzo się już do takiego sposobu radzenia sobie z rozładowaniem emocji przyzwyczaiła.
    Sama wiem z doświadczenia, że można zapomnieć zamknąć drzwi, czy bramę, każdemu może się coś takiego przytrafić, nie jesteśmy robotami wieloczynnościowymi tylko ludźmi. Ale Paula nie powinna pić, kiedy zostaje sama z dziećmi. Zwłaszcza, że Tomka miało nie być dwa dni, nie mogłaby w razie potrzeby zadzwonić, żeby szybko wrócił do domu. Już bardzo niedużo brakowało żeby zdarzyła się tragedia, poprzednim razem Piotrek nie pozwolił jej odwieźć dzieci, teraz Tomek z jakiegoś powodu wrócił się do domu. Mieli bardzo dużo szczęścia, że Julianowi nie stała się krzywda.
    Nie dziwię się wkurwieniu Tomasza na Julka, bo mały pewnie miał wiele razy do znudzenia tłumaczone, że nie wolno wychodzić za furtkę. Jednak trochę żal mi małego, ostatecznie ma tylko trzy latka i skorzystał z okazji, brama była otwarta to postanowił pojeździć swoim autem, tak jak inne auta.
    Ale nie dziwię się też wkurwieniu Tomka na żonę, każdy by był zdenerwowany w takiej chwili, mało kto by na coś takiego nie zareagował złością, dopiero po chwili, jak ochłoniemy przychodzi opamiętanie, że tak naprawdę, każdemu może się coś takiego przytrafić.
    Tomek by się uspokoił, mały by trochę popłakał sobie i miał nauczkę na przyszłość czego mu nie wolno robić, gdyby nie jeden mały szczegół, gdyby Tomasz nie zauważył, że Paula dziwnie się zachowuje. On jest bardzo wyczulony na kobiety, które piją przy dzieciach. I niestety miał rację, że gdyby małemu coś się stało, to każdy sąd uznałby ją winną, nie byłoby dla niej żadnego wytłumaczenia.
    Wydaje mi się, że ta cała sprawa mogłaby mieć zupełnie inne zakończenie, że nie doszłoby do rękoczynów, gdyby Paula nie wypowiedziała o kilka słów za dużo, to jej nie przesadzaj, to był tylko jeden drink było niepotrzebne i stało się katalizatorem do wybuchu Tomka.
    Cały czas uważam, że on nie ma prawa pomimo wszystko podnosić na nią ręki, ale jeżeli Paula zdecydowała się właśnie pomimo takich zachowań męża jednak z nim pozostać, to powinna przynajmniej nie prowokować go.
    Zastanawiam się, co teraz będzie dalej, bo Tomek uderzył Paulę w obecności dzieci, to już nie było za zamkniętymi drzwiami sypialni, mieli małych widzów. Ciekawa jestem też reakcji dzieci, właśnie widziały jak ojciec uderzył z otwartej dłoni matkę, jak się po tym wszystkim zachowają.

    OdpowiedzUsuń