Cześć Wam,
Nie wiem czy na wstępie
powinienem podać swój wiek, czy wyjaśnić skąd wziął się taki
a nie inny pseudonim, jakim posługuję się w blogosferze. Nie wiem
tego, bo czy tak naprawdę ważne są cyfry i litery?
Doszedłem do wniosku, że
ważniejsze jest poznanie autora, jego motywów, dowiedzenie się
jaka była ta chwila, gdy zaczął pisać, a jaka gdy pojął, że
bez tego nie umie żyć. Tak, wydaję mi się, że by pisać, to
trzeba nie umieć bez pisania żyć. Kochać to, tak po prostu.
Pierwszym poważniejszym
opowiadaniem, które napisałem było jednoczęściowe „Nie bądź
Don Kichotem”. To miniaturka, do której żywię specyficznego
rodzaju sentyment, bo z jednej strony chciałbym o niej zapomnieć,
ze względu na czas w jakim była tworzona, a z drugiej, to jest dla
mnie niezmiernie ważna, nosi z sobą pewien przekaz i przeczytana po
latach, mnie samego wiele nauczyła. Zrozumiałem, że wygrać swoje
życie można dopiero wtedy, gdy zamiast rozpamiętywać przeszłość,
ruszy się do przodu, bo zmiana przeszłości jest niemożliwa, jest
taką właśnie „walką z wiatrakami”.
„Nie bądź Don Kichotem”
powstało, gdy miałem jakieś trzynaście lat.
Kolejnym ważnym, takim
przełomowym opowiadaniem były „Jabłka i śniegi”. Tylko, że
wtedy jeszcze nie miały takiego tytułu, ani nie były tak
rozbudowaną powieścią. „Jabłka i śniegi” zaczęły się od
prologu pierwszej części. Zaczęły się od walki kobiety o
wolność. Prolog ten powstawał w chwili, gdy za ścianą mój
ojciec okładał swoją żonę, moją macochę, więc być może stąd
wzięła się taka, a nie inna tematyka.
Tak więc przez wiele lat
pisałem do szuflady. Bohaterowie moich opowiadań żyli w mojej
głowie, potrafiłem prowadzić z nimi rozmowy przed zaśnięciem,
wyobrażać sobie jakąś scenę czy akcję podczas samotnego picia
kawy. Inspirację umiałem dostrzec dosłownie wszędzie. Zacząłem
więc publikować.
A teraz, skoro już wiecie jaka
była moja droga amatorskiego pisania, to chyba warto wam się
przedstawić i zdradzić datę urodzenia.
Dariusz Tychon. Dariusz, to moje
prawdziwe imię. Tychon, to imię, które sam sobie wybrałem na
bierzmowaniu. Spodobało mi się wtedy, że Tychon był patronem
wytwórców wina, a te zawsze mnie fascynowały, bo były zarówno
trunkiem biedoty, jak i ludzi otaczających się luksusem. Wino stoi
na różnych półkach, podobnie jak ludzie są różnej hierarchii.
Każde też ma swój niepowtarzalny charakter, komponuje się z
innymi potrawami, służy do świętowania innych uroczystości, ale
także podaje się je na stypach i w bogatych burdelach.
Datą urodzenia nie wiem czy
powinienem się chwalić, bo zapewne mój wiek jest zbliżony do
wieku rodziców niejednego z Was. Jednak ja nie mam z tym problemu,
nie czuję się jakiś szczególnie stary, może dlatego, że w
życiu prywatnym mam przyjaciół i znajomych, którzy są moimi
rówieśnikami, ale też obracam się w towarzystwie dużo młodszych
od siebie, niekiedy nawet nastolatków czy wręcz dzieci. Urodziłem
się 2 stycznia 1982 roku.
A kim jestem prywatnie? Mężem,
ojcem, dziadkiem. Jestem też pracodawcą i pracownikiem. Trenerem
pięściarstwa. Wolontariuszem. Strasznym szowinistą (tak pewnie
powiedziałaby moja żona). Chwilami despotą (to pewnie
powiedziałyby moje dzieci). Tak naprawdę nie wiem co miałbym
więcej napisać, ile jeszcze zdradzić. Myślę, że jeśli ktoś
zechce poznać mnie bliżej, to odezwie się prywatnie, a ma ku temu
możliwość, bo nie odgradzam się jakimś dwumetrowym murem i
drutem kolczastym (można skorzystać z podstrony „Kontakt”).
Ciekawe spojrzenie na wino:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń