„Wspólne
wyjazdy”
Paulina zmierzała w dół
klatką schodową. Po drodze minęła Tomka i Michała. Zagadnęła
jednego z nich o zapalniczkę.
– Przyłączę się –
zaproponował Bordych.
– Już paliłeś.
– Postoję z tobą dla
towarzystwa.
– Nie jestem pewna czy chcę
twojego towarzystwa. – Nie zatrzymując się, szła dalej.
Tomasz pognał za nią, a Michał
postanowił się nie wtrącać.
Wsparci o futrynę klatki
schodowej patrzyli na siebie, milczeli. Ona odpalała papierosa, a on
szukał słów, jakimi mógłby ją uraczyć, by choć odrobinę
udobruchać.
– Pomarszczysz się jak
zepsuta pomarańcza – zaczął, nawiązując tym samym do
pierwszego spotkania, gdy siedział z nią pod blokiem Agaty.
Uśmiechnęła się smutna.
Zaciągnęła ponownie papierosem, tym razem szczególnie mocno.
– Przy tobie nie da się nie
palić. To jedyne co teraz mnie uspokaja.
– Przepraszam – szepnął,
czując jakby tego od niego oczekiwała.
Tak właściwie to Paulina swoim
zachowaniem wymusiła te przeprosiny na narzeczonym. Być może
wymusiłaby na nim coś jeszcze, coś więcej, jakąś obietnice czy
przyrzeczenie, ale Bartuś im przeszkodził. Chłopiec zniósł na
dół deskorolkę, którą dostał od mamy i Michała oraz rolki
jakimi obdarowali go Paulina z Tomkiem.
– Chcem je już wypróbować!
– wykrzyknął radośnie, odkładając przedmioty na pobliski
trawnik. – Najpierw deskę! – dokrzykiwał.
– To zaczekaj! – Tomek
zostawił palącą narzeczoną i podszedł do chłopca. Przyklęknął
przed pięciolatkiem na jedno kolano i zabrał się do zawiązywania
jego sznurówek. – Z rozwiązanymi wybiłbyś sobie zęby.
– Mlecne! Tego, tu z tyłu już
nie mam! – chwalił się, wkładając przy tym palce do buzi. –
Widzisz? – dopytywał. – Sam wyrwałem, paluszkami! Troszkę klwi
poleciało.
Bordych nie potrafił
powstrzymać śmiechu, gdy słyszał z jakim przejęciem chłopiec to
wszystko opowiada. W końcu jednak przestał się śmiać, wstał na
równe nogi i nachylił się po deskorolkę, by położyć ją na
środku ulicy.
– Po chodniku niech jeździ! –
krzyknęła blondynka, obserwująca całe zajście.
– Chodnik jest nierówny. Tu i
tak nie ma ruchu. Będę go pilnował.
– Właśnie, będzie mnie
pilnował! – poparł Tomasza Tosiek, a potem z radością
przysłuchiwał się temu co mężczyzna mówi. Ten zaś cierpliwie
tłumaczył mu jak należy położyć nogę i w jaki sposób się
odepchnąć, by pojechać do przodu i uniknąć niechcianego
chybotania na boki.
– To co? Gotowy? – zapytał,
przekładając czapkę chłopca daszkiem do przodu, a następnie
zarzucając na jego głowę kaptur bluzki na krótki rękaw. –
teraz wyglądasz jak rasowy gangster. Dawaj! Odpychasz się i
jedziesz!
– Jadę! – krzyknął
radośnie, kiedy obydwie jego stopy znalazły się już na
deskorolce.
Tomek cały czas biegł przy
jego boku i dopingował, by ponownie się odepchnął. Potem
proponował, by się przechylał to w jedną stronę, to w drugą.
– Sklęcam! Oj! Spadłem!
Upadku Bartka tak naprawdę nie
dało się nawet tak nazwać. Dzieciak zwyczajnie wyczuł, że traci
równowagę i nie będzie w stanie jej utrzymać, więc czym prędzej
zeskoczył, by sobie nie poobdzierać kolanek.
Paulina przypatrywała się
siostrzeńcowi i zaangażowaniu Tomka w to, by nauczyć go poprawnie
jeździć. Zauważyła, że Bordych, wbrew temu co mówił na
początku, miał bardzo dobre podejście do dzieci. Maluchy zdawały
się go lubić. Potrafił się z nimi bawić, grać w piłkę i
oszukiwać ich przy zabawie w chowanego, o czym sama miała okazję
się przekonać, kiedy postanowiła przyłączyć się do tej właśnie
zabawy. Ledwie skończyła liczyć, stojąc odwrócona twarzą do
rynny, a Bordych już wyjrzał przez klatkowe okno najwyższego
piętra i dotknął owej rynny, by się zamudlać.
– Nie bawię się z tobą!
Poza tym mówi się „zaklepać” a nie „zamudlać”, więc się
nie liczy! – wykłócała się z głową mocno zadartą.
– Za moich czasów było
„zamudlać”! – odkrzykiwał, zbiegając w dół po klatce
schodowej.
– „Zamudlać” też się
liczy! – popierał Tomka Bartuś, a jemu zawtórowała gromadka
dzieci z sąsiedztwa, które bawiły się wspólnie z nimi.
Iwona wyniosła po kawałku
tortu dla każdego dziecka, przy okazji komentując zachowanie swojej
córki i jej partnera w sposób nieco kpiący. Mówiła o tym, że
zachowują się gorzej niż te dzieci, na dodatek Paulina jest brudna
bardziej niż one wszystkie razem wzięte.
– No bo ja się zawsze
upierniczałam, jak wychodziłam na podwórko, to co się dziwisz?
Tomek zaśmiał się i stając
za swoją narzeczoną, objął ją od tyłu. Pocałował w zabrudzony
policzek, który pokryty był dużą warstwą podkładu, by siniak na
nim widniejący nie był widoczny dla rodziny.
– To co? Zbieramy się? Bartek
jedziesz z nami, nie? – dopytywał, ściskając przy tym blondynkę
coraz bardziej.
– Tak? – zdziwił się
chłopczyk. Otworzył szeroko oczy i kilkakrotnie podskoczył na
jednej nodze.
– No bo mamy dla ciebie
jeszcze jeden prezent – przypomniała mu Paulina.
– To biegnę powiedzieć
mamie! – Podskoczył, tym razem na dwóch nogach, i czym prędzej
pognał na górę.
Iwona poszła za wnukiem, by móc
go spakować. Sugerując, że gdyby Natalia to robiła, to pewnie w
plecaku miałby same zabawki, ale nie byłoby tam ani piżamy, ani
nawet szczoteczki do zębów.
– To ja idę z tobą! Muszę
się umyć. – Paula pobiegła za rodzicielką, a Tomek zasugerował,
że to na nic się zda, że jedynie kąpiel byłaby w stanie ją
doprowadzić do jakiegoś względnego wyglądu.
Potem Bordych pożegnał się z
dzieciakami, przybijając kilkorgu z nich tak zwanego „żółwika”
i zajął się tym, by zrobić w samochodzie miejsce dla Bartka.
Niemal całe tylne siedzenie miał zawalone rolkami tapet i klejem do
flizeliny. Były tam też katalogi ze wzorami, które bardzo
spodobały się chłopcu.
– Jak dorosnę, to będę
budował domy – ogłosił cioci i wujkowi.
– Jeśli będziesz świetnym
architektem, to wtedy cię zatrudnię i będziemy razem stawiali
domy, galerie handlowe, a nawet całe osiedla.
– I będziemy bogaci! –
dopowiedział pięciolatek, sięgając po kolejny z katalogów. –
Chciałbym mieć w pokoju taką ścianę.
– Pokaż!? – Bordych
prowadząc, wyciągnął rękę do tyłu, by chłopiec podał mu
oglądany album. Przyjrzał się uważnie fototapecie w graffiti. –
Mógłbyś mieć taką nawet z własnym imieniem.
– Serio? Namalujesz mi!?
– Oczywiście, że tak –
odpowiedział, bez wcześniejszego uzgadniania tego z kimkolwiek.
Paulina wykazała się większą
trzeźwością umysłu i niemal od razu dopowiedziała:
– Jeśli tylko, Bartuś,
przekonasz do tego mamę, to Tomek ci zrobi taką ścianę.
– Na pewno ją pszekonam.
– Przekonam – poprawiła.
– To dobrze, to ty ją
przekonasz.
– Nie, nie, nie. Ty ją
przekonasz.
– A czemu nie ty, przecież
chciałaś?
Tomek nie potrafił powstrzymać
śmiechu, przez co miał trudności z zaparkowaniem, choć to głównie
przez to, że musiał się wciskać między dwa źle postawione
samochody, które najechały na linie, zabierając mu tym odrobinę
miejsca z każdej strony. W końcu jednak mu się udało i po chwili
całą trójką znaleźli się przed zamkniętymi drzwiami
mieszkania. Okazało się, że żadne z nich nie ma kluczy, bo Tomasz
tego dnia nie wziął swoich, a Paulina zostawiła w domu rodzinnym
całą torebkę.
– To może ty pojedziesz, co?
– zaproponował. – Ja z Bartkiem poczekam. Przejdziemy się do
sklepu, kupić coś na kolację, najlepiej jakieś frytki.
– Tak, tak! Frytki! Frytki! –
krzyczał zadowolony chłopiec, podskakując przy tym na jednej
nodze, co jakiś czas zmieniając lewą na prawą i odwrotnie.
– Nie mam prawa jazdy –
powiedziała Paulina, jednocześnie obserwując poczynania dziecka,
które znalazło sobie zabawę w skakanie ze stopni schodów, za
każdym razem po udanym skoku, wchodząc coraz wyżej. – Bartek, bo
złamiesz nogę – zwróciła mu uwagę.
– Ale wcale nie masz prawa
jazdy czy tylko przy sobie nie masz? – dopytywał.
– Wcale. Bartek! – uniosła
się, gdy zdała sobie sprawę z tego, że siostrzeniec wcale jej nie
posłuchał.
Tosiek na moment przystanął,
ale chwilę potem, gdy Paulina ponownie zajęła się rozmową z
Tomkiem i brała od niego pieniądze na zakupy, to on znowu wszedł
na schody i zdecydował się na oddanie skoku.
– Cholera jasna! – wydarł
się Bordych niespodziewanie.
Paulina aż otworzyła szeroko
oczy ze zdziwienia, a Tomasz chwycił chłopca za ramię i szarpnął
na tyle, by dziecko stanęło przed nim.
– Uspokoisz się w końcu czy
nie!? – zapytał podniesionym tonem.
Być może mężczyzna
wrzasnąłby coś jeszcze, ale starsza sąsiadka mu przeszkodziła.
Właśnie wychodziła z domu, skorzystała więc z okazji i
postanowiła się wypytać czy ten uroczy szkrab to ich.
Zaczęła więc standardowo, od:
– Nie wiedziałam, że mają
państwo dziecko. Wy tacy młodziutcy.
– Bo nie mamy – odpowiedział
szybko Tomek. – Śpieszę się. – Upewnił się, że w kieszeni
ma klucze do samochodu i zaczął zbiegać schodami w dół.
Paulina wyjaśniła, że Bartek
jest synem jej siostry, a Tosiek poskarżył się, że Tomek na niego
krzyczał.
– Bo byłeś niegrzeczny. –
Paula chwyciła chłopca za rękę i zapowiedziała, że pójdą do
sklepu po te frytki, które tak bardzo chciał.
– Ale on na mnie krzyczał –
upierał się dalej pięciolatek, jakby oczekiwał co najmniej
przeprosin, najlepiej z jakąś czekoladą na poprawę humoru.
– Bo skakałeś po schodach.
– To co? Nie broniłaś mnie.
Jak babcia krzyczała, to zawsze mnie broniłaś – przypomniał. –
Kupimy duże frytki?
– Największe jakie będą –
zapewniła.
– A starczy jeszcze na dobrą
czekoladę?
– Starczy. – Ścisnęła
banknot stuzłotowy w dłoni, a następnie wsunęła go do kieszeni
niebieskich, letnich spodni, które w kilku miejscach szpeciły plamy
i zabrudzenia.
Nawet jeśli Bartuś miał
narzeczonemu ciotki za złe, że ten na niego krzyknął, to szybko o
tym zapomniał i już nie wracał do tematu. Kociak skutecznie go
zajął i sprawił, że znowu się uśmiechał. Na dodatek, bawiąc
się z czworonogiem, zajadał się czekoladą w taki sposób, jakby
to był batonik.
– Jak go nazwaliście? –
dopytywał, wchodząc do kuchni, gdzie Paulina przygotowywała
kolację, a Tomek zajmował się segregowaniem faktur.
– Ty go nazwij, jest twój,
tylko u nas mieszka – odpowiedziała, zamykając pokrywę
frytkownicy.
– Chcę by zwał się Batman.
– Ładnie. Jest czarny, to do
niego pasuje – skomentował Bordych i w końcu spojrzał na
chłopca, którego buzia była cała brudna od czekolady.
Dziecko trzymało wyrywającego
się kociaka na rękach i ani trochę nie przejmowało się tym, że
zwierzątko nie ma już ochoty na wspólną zabawę.
– Ale nie ściskaj go może
tak. On chyba tego nie lubi – wyjaśnił, przeciągając się.
Następnie zabrał segregatory do salonu, gdzie schował je do
komody, w której znajdowały się też inne dokumenty.
– To się przyzwyczai –
stwierdził Bartuś i dalej tulił do siebie malutkiego Batmana,
dając zwierzęciu przy tym całusa w sam środek łebka. – Jak już
się przyzwyczai to polubi – dopowiedział, pewny swego.
Dwa tygodnie później, Paulina
i Tomasz zawitali do małego, nieco zaniedbanego moteliku w
Szklarskiej Porębie. Zaczęli pobyt tam od spaceru po karpackich
górach i odwiedzeniu knajpki, w której zjedli oryginalnego oscypka
i popili go mocnym, zimnym piwem.
Tomek podczas całego pobytu
naprawdę się starał. Co prawda często był zajęty telefonami od
pracowników, którzy chcieli się o coś zapytać, w czymś poradzić
lub o czymś poinformować, ale kiedy nie miał komórki przy uchu,
to całą swoją uwagę poświęcał narzeczonej. Jego starania nie
kończyły się na uwadze. On obrał sobie za cel, przypomnienie jej
jak kiedyś było między nimi dobrze. Zaczął więc od tego od
czego zaczynał po pierwszym dniu spotkania z nią – od śniadania,
które dostarczył jej do pokoju kurier.
Nieco zaskoczona odebrała
pakunek z croissantami i kawę w styropianowym kubeczku.
Zaczęła rozglądać się za narzeczonym, ale nigdzie w pokoju go
nie było. Otworzyła więc papierową tytkę i przeczytała
karteczkę, dokładnie taką samą jak przed niespełna rokiem, z tą
różnicą, że ta miała strzałkę w narożniku. Odwróciła kartkę
i przeczytała „Zajrzyj do łazienki”. Skosztowała duży łyk
gorzkiej kawy, choć miała do dyspozycji cukier. Udała się we
wskazane w liściku miejsce. Powitała ją wanna pełna piany, zapach
olejku migdałowego, dwa kieliszki i szampan chłodzący się w
metalowym wiadereczku. Do tego wszystkiego w łazience zjawił się
Tomasz, niosąc z sobą szklaną salaterkę pełną truskawek.
– Kocham cię – przypomniał,
odkładając naczynie na pusty, drewniany taborek, który sobie
wcześniej przygotował.
– Ja ciebie też –
odpowiedziała, sięgając po jedną z truskawek, ugryzła ją, a
pozostałość wcisnęła narzeczonemu do ust. – Kąpiemy się
razem, prawda?
– Uhu – wymruczał i ochoczo
zabrał się do tego, by pomóc jej w pozbyciu się piżamy.
Na drugi dzień, na stoliku
nocnym znalazła kolejną niespodziankę. Tym razem były to dwie
piramidy. Jedna składała się z pomarańczy, a druga z pełnych
opakowań papierosów marki Marlboro. Nie potrafiła powstrzymać
śmiechu, gdy je zobaczyła. Jednak jeszcze bardziej ucieszył ją
widok balonów, które miała okazje podziwiać, siedząc na wyciągu
krzesełkowym. Tomka miała wtedy obok siebie, więc nic nie stało
jej na przeszkodzie, by móc mu od razu za tę niespodziankę
podziękować. Uczyniła to gorącym, namiętnym pocałunkiem, przez
co o mały włos, a przegapiliby moment, w którym należało z
wyciągu zeskoczyć.
Zwieńczeniem tego wszystkiego,
tych wszystkich starań Tomasza Bordycha, było zakończenie tych
krótkich, tygodniowych wakacji. Odbyło się na balkonie, do którego
mieli dostęp, choć nie należał on bezpośrednio do ich pokoju.
Dostać się do niego można było z korytarza i dostępny był dla
wszystkich wczasowiczów. Z tego balkonu Paulina i Tomek podziwiali
balony, ale o wiele większe niż te wcześniejsze.
– Nie wierzę! Gdzie ty ich
znalazłeś? – dopytywała, wpatrzona z niedowierzaniem w osiem
kolorowych, latających po niebie, ogromnych balonów.
– Ludzie mają różne pasje.
Mój pracownik lata paralotnią i skacze ze spadochronem, zna też
tych od balonów. Należy do pewnej grupy i odwiedza z nimi różne
festyny. Poprosiłem, by mi trochę pomógł. – Złożył pocałunek
na odsłoniętym ramieniu Pauli. – Chciałabyś się takim
przelecieć?
– Echeś! – wykrzyknęła i
niemal od razu odwróciła się w stronę narzeczonego.
Dostrzegł jak bardzo świecą
jej się oczy z radości, zniecierpliwienia i podniecenia.
– Za rok, gdy już będziesz
moją żoną, obiecuję. – Szybko pochylił się i przerzucił
blondynkę przez swoje ramię. Zaniósł do ich pokoju, a tam rzucił
na łóżko.
Włożył kolano między jej
uda, a następnie pochwycił delikatnie za jeden z nadgarstków.
Sprawił, by podniosła rękę do góry, by ta znajdowała się na
równi z jej głową. To samo uczynił z drugą dłonią Pauliny,
podobnie jak poprzednio robiąc to z dużą delikatnością. Po tym
czynie jednak nie uwolnił jej nadgarstków, zaczynał je ściskać
coraz mocniej. Próbowała się ruszyć, podnieść, zmienić choć
trochę pozycję. Nie była jednak w stanie poruszyć nawet rękoma.
Z początku się wystraszyła, ale gdy narzeczony zaczął się nad
nią pochylać, to momentalnie ona zaczęła płycej i szybciej
oddychać. To była reakcja jej ciała na niego i sama nie potrafiła
już nad nią zapanować. Posłusznie rozwarła usta i oczekiwała
pocałunku.
Wrócili do domu, oboje podjęli
się nauki, a Paulina nawet rozpoczęła kurs na prawo jazdy. Tomasz
znalazł też klienta, dzięki któremu pozbył się nadprogramowych
materiałów, tych które otrzymał z opóźnieniem i przez które
było wcześniej tyle zamieszania. Podpisał umowy na wykonanie
kolejnych zleceń, a w zasłużonej przerwie, po ich wykonaniu,
zdecydował się zabrać narzeczoną do Francji. Pobyt w Paryżu miał
być prezentem na jej urodziny. Ucieszyła się. Nauczyła się już
przyjmować od niego podarki i czynić to bez wyrzutów sumienia.
Tomek nie był już dla niej kimś obcym, przestał być też zwykłym
narzeczonym, z którym zgodziła się spróbować budować wspólną
przyszłość. Tomasz Bordych był tym, którego pokochała, i z
którym zdecydowała się dzielić życie, swoje własne, jak i to
należące niegdyś tylko do niego. Był tym, za kogo zgodziła się
wyjść, spontanicznie, kiedy przed świętami ponownie odwiedzili
góry, tym razem Zakopane. Tam podczas jednego ze spacerów minęli
mały, drewniany kościółek. Ten skromny budyneczek był po prostu
wymarzonym miejscem, by przysiąc sobie, że na zawsze będą razem i
że nic ich nie rozdzieli.
Widzę, że nastał dobry czas w związku Pauliny i Tomka, oboje się starają zapomnieć o tym co było złe. Mam wrażenie, że Tomek sobie wszystko skrupulatnie zaplanował, krok po kroku, metodycznie posuwa się do przodu, tak jakby była to jakaś kampania, której celem jest ostateczne zdobycie Pauliny. Postawił na stare sprawdzone już numery, na to czym ją wcześniej na samym początku zdobył, no cóż wtedy podziałało i teraz jak widać też. Przypomniał jej jak było im wtedy ze sobą dobrze. Można by powiedzieć, że kampania Tomasza zakończyła się sukcesem, bo Paula podjęła decyzję, a zwieńczeniem tego był ten ich spontaniczny i romantyczny ślub. Muszę przyznać, że Tomaszowi należą się gratulacje, owinął Paulinę wokół palca, zmanipulował tak, że dziewczyna poszła za nim jak ćma lecąca do ognia, nie zważając, że ten ogień może ją poparzyć i obawiam się, że niestety wcześniej czy później to nastąpi, bo moim zdaniem Bordych się nie zmienił, a tylko i wyłącznie przycichł ze swoimi zapędami, żeby osiągnąć cel. Wydaje mi się, że wiele kobiet postąpiłoby tak jak Paulina, bo powtórzę po raz kolejny, jak nie kochać takiego Tomka, jak facet staje na głowie, żeby zadowolić swoją kobietę, wiele by poleciało na taki lep, bo chcemy widzieć to co dobre i miłe, a o złych rzeczach staramy się nie pamiętać.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem reakcji rodziny na to, że się pobrali nic nikomu nie mówiąc. Myślę, że Iwona będzie niepocieszona, że nie było jej na ślubie córki, coś mi się zdaje, że będzie miała pretensje, poza tym ona chyba tak do końca nie była przekonana do związku Pauli z Tomaszem, miała wątpliwości po tym co opowiadał Michał.
Bartuś jak zwykle rozczulający, lubię dzieciaka, rozbawił mnie tym gadaniem, że kotek jak się przyzwyczai to polubi takie tarmoszenie jakie on temu sierściuchowi zafundował, pewnie kotek się przyzwyczai, haha, prędzej zwieje niż da się tak pieszczochować. No i jeszcze jak się smark na ciotkę oburzył, że go nie broniła, jak Tomasz na niego nakrzyczał, swoją drogą słusznie zwrócił mu uwagę, bo Pauli wcale nie słuchał. No a jak szybko Bartuś zapomniał, nie ma to jak moc frytek i czekolady, haha.
Ciekawi mnie jeszcze czemu Bartuś ma taki dobry kontakt z Tomaszem, a z Michałem wydaje mi się że nie, czyżby Misiek nie potrafił tak jak Bordych okazać zainteresowania małemu?
Tak, Tomek to doskonały manipulant i pokazuje samego siebie dosyć często w takim świetle, że dziwnym by było, gdyby nie robił na kobietach wrażenia.
UsuńO reakcji rodziny będzie już niedługo. Myślę, że jeszcze dziś opublikuję ten rozdział.
Bartuś faktycznie urokliwy malec. To czemu ma tak dobry kontakt z Tomkiem, a tak słaby z Michałem, wytłumaczyć można w bardzo prosty sposób - Tomek jest żywy, taki żwawy, a Michał flegmatyczny. Od razu widać, który jest bardziej atrakcyjny dla dziecka, jako taki kumpel.
Jestem po przeczytaniu już wszystkich rozdziałów.
OdpowiedzUsuńNie chciało mi się ich komentować, każdego po kolei, więc tutaj parę słów napiszę.
Ogólnie, historia przypadła mi do gustu. Ale to myślę, że już wiesz. ;) Co do samego Tomka, to go po rostu nie znoszę. Nie obchodzą mnie kompletnie jego motywy, rozumiem, że facet nie miał lekkiego życia, dzieciństwa, ale dla mnie ktoś, kto jest w stanie podnieść rękę na kobietę, to... Cóż, podchodzę do tego z kobiecej perspektywy. Oczywicie, pewnie, gdyby się okazało, że mój nagle by mnie uderzył, to zachowałabym się podobnie. Starałabym się mu wybaczyć, zapomnieć. Bo to ten jeden raz przecież. tylko ja czuję, że tutaj nie był to jeden raz. A teraz, kiedy ona stała się jego żoną, Tomek może pozwolić sobie na więcej, bo zerwanie zaręczyn, a wzięcie rozwodu to już dwie rożne kwestie.
Co do tego rozdziału, to akurat średnio mi się podobał, był prawie jednym wielkim streszczeniem i z pojedynczymi dialogami. Ale wiem, że taki jest twój zamysł na tę historię. ;)
One są tak krótkie, że komentowanie wszystkich po kolei, gdy czyta się jednym ciągiem, nie ma większego sensu. No chyba, że ktoś tak właśnie woli.
UsuńHistoria jest łatwa w odbiorze, przede wszystkim przez te streszczenia. Taki był na to opowiadanie zamysł. Opisami wykażę się w innych opowieściach.
Ja myślę, że na Tomka łatwo jest spojrzeć z dystansem, bo to nie jest twój partner. Natomiast jeśli twój partner zacząłby bić dzieci, uważając, że to jest wychowanie, wyznając, że sam tak miał w dzieciństwie, to nagle rozumiałabyś jego motywy, starała się zmienić jego podejście, ale nie byłoby definitywnego odejścia, jeśliby ci na nim zależało. Ja też nie przez przypadek wybrałem, że pierwszy policzek był za coś. Chodziło właśnie o to, by Paulinie łatwo było to zrozumieć i to wybaczyć, a nawet wziąć część winy na siebie. A czym ona tak naprawdę zawiniła? Każdy z nas popełnia błędy i nieraz postępuje nierozważnie i nieodpowiedzialnie. Nikt nie ma prawa nikogo za to bić.
Czasem to Paula i Tomek się bardziej zachowują jak rodzice Bartka, a Natalii to chyba nawet nie przeszkadza. Jest starsza od Pauli a jakoś to ją mam za bardziej dziecinną, za taką, co jeszcze się musi wyszumieć, żeby dorosnąć. Co do Tomka, to mimo wad, jest strasznym romantykiem i chyba mimo wszystkich moich wcześniejszych spekulacji, muszę przyznać, że kocha te dziewczynę. Może nie jest ideałem, nie będzie dla niej mega dobry, ale kocha i wiele by dla niej zrobił. A ten mały, to jest taki urzekający, że nie da się go nie lubić. Kot Batman bo czarny, to jak u mnie, jest Bugs, bo jest szary jak królik Bugs :)
OdpowiedzUsuńNatalia ma do Bartka dosyć dziwne podejście. Wie, że jest jego matką, kocha go, ale... nie ma do tego powołania, po prostu.
UsuńBaks też ładnie ;-) U Pauliny i Tomka niedługo będzie jeszcze jeden kotek - Bandzior.
Hehe, to ja już sobie wyobrażam szok Pauli, gdy po ślubie skończy się szastanie piniążkami i spontaniczne wypady, prezenciki, romantyczne gesty. Zostanie wtedy co? Apodyktyczny Pan i Władca.
OdpowiedzUsuńMasz aż tak kiepską wizję ich przyszłości?
UsuńMoim zdaniem Paulina popełnia błąd wychodząc za Tomka, ale pewnie niedługo sama się o tym przekona. Pewnie celowo zabrał ją na te wakacje, żeby przekonać do siebie jeszcze bardziej i rozwiać wszelkie wątpliwości.
OdpowiedzUsuńTomek potrafi uśpić czujność, nawet moją. Po tym rozdziale już nie jestem na niego aż tak zła jak wcześniej, kiedy uderzył Paulinę, choć nie zapomnę o tym tak szybko, jak bohaterka.
Oczywiście,że celowo zabrał ją na te wakacje. Kochał, więc nie chciał jej stracić. Chciał jej pokazać jak może być dobrze, jak między nimi było pięknie. Udało mu się to, a że ją to przy okazji zaślepiło... no cóż, to nie był do końca jego cel na zasadzie takiego świadomego działania. On miał tu jeszcze całkiem dobre intencje.
UsuńTomek miał mieć właśnie takie zachowanie i charakter, by usypiać czujność. Uderzać w chwilach zupełnie niespodziewanych.
Widziałaś trailer? Jeśli tak, to możesz spodziewać się jak będzie wyglądało ich wspólne życie dalej.
Nie, nie chcę sobie psuć czytania, także trailer zostawiłam sobie na koniec opowiadania :)
OdpowiedzUsuńDobrze :)
UsuńTomaszek naprawdę się stara. Ale to tak naprawdę. Chce udobruchać? Zmanipulować? Owinąć sobie Paulinę wokół palca? Nie wiem, ale mam wrażenie, że taka sielanka jest tylko chwilowa.
OdpowiedzUsuńNa pewno byłby dobrym ojcem. Dobrym, dopóki dziecko będzie grzeczne. Bartkiem zajmował sie jak własnym, choć kiedy Bartuś zaczął sobie skakać po schodach, to już nie był taki miły. Ok, Tosiek był rzeczywiście niegrzeczny, jednak Tomaszek troszkę chyba zbyt gwałtownie i nerwowo zareagował. Jest ogółem dobrym narzeczonym, widać, że kocha Paulinę, ale... przerażają mnie te jego wybuchy złości. Z tej jego cechy będą jeszcze poważne problemy coś mi się zdaje...
Zdrobnienie Tomasza do Tomaszka niezmiennie kojarzy mi się z "Noce i dnie" i tym małym łobuzem ;-)
UsuńTomek w większości działań ma dobre intencje. On okazuje Paulinie miłość, zainteresowanie, ma chęć, by jej nieba przychylić. Tu nie ma podtekstów, że to jakaś manipulacja. Faktycznie jest dobrym manipulatorem, gdy przychodzi moment, że mógłby ją stracić, ale na co dzień jego działania nie są zaplanowane i ustawione pod zmanipulowanie jej. To bardziej wychodzi mu tak przez przypadek, mimo dobrych chęci.
Czy ja wiem czy zbyt gwałtownie i nerwowo. Był też zdenerwowany, bo musiał wracać się po klucze. To w jakim znajdujemy się stanie i humorze wpływa na nasze zachowanie wobec innych, także dzieci. Ja tam osobiście nie widzę niczego złego w podniesieniu na dziecko głosu.
Jakoś od początku na prezenty Tomka patrzę z rezerwą. Daje ich tyle, że wygląda jakby chciał coś z nimi zamaskować, uwieść itd. Teraz przypomnieć to co było kiedyś. I uśpić jakby sytuacje. Wspominałeś po trochu czego możemy się spodziewać w przyszłych częściach, ale nie wiem z jakiego powodu on nagle zapragnie się na niej wyżywać. Cóż nie wiem jak to do końca będzie, bo nie miałam okazji czytać poprzednich wersji.
OdpowiedzUsuńMam takie małe wrażenie, że Bartek może wyrosnąć na rozpieszczone dziecko. Bo mimo, że od strony babci to tak nie bardzo się przelewa, to z kolei Tomek stara się coś mu dać i no poniekąd spełnić jego każdą zachciankę. Jedynie za coś go zganił krzykiem, czyli nie pozwala na wszystko, a to też nie była żadna rygorystyczna dyscyplina. A Natalia ma te dziecko widocznie gdzieś i woli znaleźć mężczyznę zamiast wychować i docenić to co ma.
Pozdrawiam
Rozumiem, że chcesz nadać małemu dziecku tego realizmu w wymowie, ale ten przykład z "sz" i "rz" był dość nieistotny, bo jego tak naprawdę w wymowie nie słychać. Gdyby to było "ż" to w porządku.
A po co daje się prezenty kobiecie? By ją uwieść, zadowolić, podlizać się, sprawić jej przyjemność. Tak to działa.
UsuńW tym rozdziale też wyraźnie jest napisane, że on chciał przypomnieć jej jak to było kiedyś między nimi. Działał w pełni świadomie.
Poprzednie wersje tak daleko nie zaszły, więc spokojnie. Nikt nie wie więcej od Ciebie.
A jesteś za rygorystyczną dyscypliną jeśli chodzi o dzieci?
Tomek też nie daje Bartkowi drogich prezentów codziennie. Jedynie gdy jest okazja.
Jak nieistotny przykład? To nie jest tak, że Bartek zawsze wymienia źle "rz" i zawsze robi z niego "sz", tylko od czasu do czasu mu się tak zdarzy, gdy właśnie wydaje mu się, że inni też tak mówią. Dzieci uczą się większości wyrazów ze słyszenia, dopiero potem z czytanych książek, gazet i internetu. Nie wydaje mi się, by to było nieistotne, zwłaszcza, że rozpoczęło zabawną, typowo rodzinną dyskusję. Tu moim zdaniem się czepiasz całkiem niesłusznie.
Mam niestety styl pisania dość chaotyczny i się to trochę zlało. Chodziło mi, że krzyknął, ale to nie było coś złego. Ok, zaskakujące na pierwszy rzut oka dla małego, ale nic strasznego. Więc zachowanie w porządku. Chociaż jak się wie, że on potem będzie zły, przynajmniej tak mówią, to ciężko nie doszukiwać się tych złych zachowań już wcześniej.
UsuńNie, nie jestem. Jestem za zrozumieniem, za dobrymi relacjami między dziećmi a rodzicami. Nie bez kar i samowolki oczywiście. Ale ciężko się wypowiadać, jak się dzieci nie ma.
Mi chodziło o to, że ja... przynajmniej ja, nie słyszę tej różnicy między "sz" a "rz".
Ja tam słyszę różnicę między przejście, a pszejście, albo między rzeka i szeka.
UsuńAch te dzieci! One potrafią rozweselić człowieka swoimi tekstami :) Lubię, gdy w rozdziałach pojawia się Tosiek xD Mam nadzieję, że nie zamęczy tego kota, bo czasem one mogą się odwdzięczyć pięknym za na dobre. Znam to doświadczenia, kiedy to raz przyjechał trzylatek (dziecko chrześnicy mojej mamy) i zaczął napastować moją Hanię. Ona w odwecie na niego zasyczała i podrapała Rafałka w nos. A potem płacz niemiłosierny! :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że Tomasz zaczyna maskować swoje podłe zachowanie i stara się znów uwieść Paulinę wieloma niespodziankami. A to wyjazd w góry, wspólna kąpiel z bąbelkami, seks, wyjazd do Francji... Cóż, Paulina ni jak nie mogła ulec i wziąć ślub z Tomaszem.... heh, i to w Zakopanym!
Cóż, jestem ciekawa ciągu dalszego.
Historia naprawdę mnie wciąga. Mimo tego, że czasem rażą mnie te błędy interpunkcyjne, to jednak jestem ciekawa, jak zakończy się los Pauliny.
Tomasz jeśli chodzi o manipulację, to jest genialny, ale pozostaje pytanie czy mu tak po prostu wychodzi, czy jest to zabieg skrupulatnie zaplanowany. Pozostawiam to jednak czytelnikom do rozstrzygnięcia.
UsuńTośka także lubię.
Jeśli zaś chodzi o błędy - literówki, jakieś potknięcia i interpunkcję, to one będą się zdarzały, bo to ciągle amatorszczyzna. Piszę dla siebie, publikuję bo chcę, czyta ten kto ma ochotę. Musimy się zastanowić czy czytamy dla fabuły, dlatego że jakąś opowieść mąż zainteresowała czy dlatego, że mamy ochotę zabawić się w nauczycielkę sprawdzającą dyktando. Na blogach będą pojawiały się błędy, bo to głównie spis opowieści amatorskich, a ja sam nie widzę potrzeby, by w celu przeprowadzenia korekty zatrudniać kogoś i mu za to płacić, a z pomocy bet internetowych korzystać nie zamierzam. Piszę dla spisania jakieś historii, nie dlatego, by ją ciągle poprawiać i tracić przy tym całą frajdę z tworzenia.
Jeśli komuś błędy przeszkadzają i nie może ich przeboleć, to trudno, zawsze może zrezygnować, ja nikogo do czytania nie zmuszam i dla tej jednej osoby czy kilku osób też nie zamierzam ślęczeć godzinami nad każdym zdaniem i zastanawiać się jak je zapisać najpoprawniej, gdzie postawić przecinek, bo w czasie wolnym mam też inne zajęcia i obowiązki, a pisanie zawsze miało być hobbim, nigdy pracą.
mąż - nas (przeklęty słownik w telefonie).
UsuńTak, ja rozumiem, dlatego Ci piszę, że Twoja historia jest bardzo ciekawa, bardzo życiowa. A moją uwagę musisz znieść. Jestem po szkole administracyjnej, więc u nas w szkole zważali na interpunkcję, była ważna, więc do teraz wszystko mnie razi, gdy nie widzę przecinka tam, gdzie być powinien :D I nie myśl, że tylko Tobie piszę, bo czytam jeszcze jedno opowiadanie, które ma masę błędów interpunkcyjnych, więcej od Ciebie, ale czytam, bo fabuła jest interesująca...
UsuńI wiesz mi, gdybym miała więcej czasu, chętnie bym Ci pomogła, ale... jest jak jest :)
I tak w ogóle, w wolnej chwili zapraszam Cię na nowy rozdział ŚT, który - w końcu - ukazał się nie czas temu na moim drugim blogu.
http://written-heart.blogspot.com/2017/06/slady-tajemnic-sprawa-ii-rozdzia-11.html
Znoszę uwagę. Nie zniósłbym jej gdyby była nieprawdą. Błędy są, więc masz prawo napisać, że są. Tylko, że czytając amatorskie opowiadania, trzeba brać pod uwagę, że te błędy będą, bo to nie książki, które przeszły przez korektę, wydawnictwo, przygotowanie do druku.
UsuńNawet jak ty byś znalazła czas, to ja go nie mam, a nie chcę ciągle opóźniać publikacji kolejnych rozdziałów i marnować tego czasu na poprawki. Czytelnicy czekają na dalszy ciąg opowiadania, a nie na ciągłe edytowanie starych rozdziałów. Czytanie tego samego po raz enty ich zmęczy.
Wolna chwila... chciałbym taką mieć. Obiecuję jednak przeczytać w najbliższym czasie podczas pracy, gdy będę miał zasłużoną przerwę.
Tu wiele osób zarzucało Tomkowi, że manipuluje Pauliną. Moim zdaniem nie, a nawet jeśli, to działa typowo. Każdy facet, gdy może stracić coś na czym mu zależy, nagle zaczyna się starać, przypominać dobre chwile i walczy o ich powtórzenie wszelkimi sposobami. Nie ma w tym niczego złego, to zwyczajne ratowanie.
OdpowiedzUsuńBalony <3 Miał świetny pomysł, ale też kosztowny, bo musiał tych ludzi sprosić do tego miejsca, w którym byli, zapewne sfinansować ich podróż, ale efekt osiągnął zamierzony, Paulina była zachwycona.
Zgodzę się z tym, że to co czytelniczki zarzucają Tomkowi jest powszechnym, a nawet pożądanym zachowaniem u mężczyzn. Niemal każda z Was chce, by facet, który nawalił przepraszał, kajał się, jakoś wykupił swoje winy.
Usuń