Autor tego bloga należy do grupy „Projekt Prozaicy”, z tego też powodu strona korzysta z płatnych linków. Ujmując to krócej i bardziej zrozumiale – autor zarabia, a czytelnicy nic na tym nie tracą. Te linki są całkowicie bezpieczne dla komputerów, tabletów i smartphone-ów pod warunkiem, że postępuje się zgodnie z instrukcją, czyli nie klika w reklamy, nic nie ściąga na swój sprzęt, a jedynie odczekuje symboliczne pięć sekund i przechodzi dalej. Za wszelkie utrudnienia autor bloga przeprasza, za waszą aktywność jest wdzięczny, a prywatnie pozdrawia i życzy dobrej zabawy podczas czytania.

Link do instrukcji – KLIK

piątek, 28 kwietnia 2017

#35 – „Paulina” – Rozdział 27

Być rodziną”

Pewnego, deszczowego, październikowego dnia Tomek podjechał pod dom rodzinny swojej żony. Wysiadł z samochodu i zadzwonił do furtki. Chciał poinformować Iwonę o tym, że została babcią, a nawet zabrać ją z sobą do szpitala, by od razu zobaczyła małą. Jednak najpierw śmiertelnie ją wystraszył. Oczywiście nie zrobił tego naumyślnie. Po prostu sformułował zdanie tak, że zawierało w sobie „była w ciąży”. Szybko to naprostował, wyjaśnił, że nie zdarzyła się żadna tragedia, tylko że mała urodziła się o dwa tygodnie za wcześnie.
Kiedy mogę ją odwiedzić?
Nawet teraz – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Tylko, że muszę jeszcze podjechać do sklepu.
Przebiorę się tylko i... wejdź, zrobię ci herbaty albo lepiej kawy. Nie obraź się, ale marnie wyglądasz.
Przestąpił próg i zasiadł przy kuchennym stole, zawalonym bibułą i kolorowymi papierami.
Pracuję ostatnio nocami albo wcześnie rano jadę na robotę, bo chcę być w szpitalu jak najczęściej. Mało sypiam – przyznał. – Dziś na przykład montowałem łóżeczko, by wszystko było już gotowe, czekało tylko na Emilkę.
Iwona odwzajemniła uśmiech, choć ten jej był bardziej promienny, mniej zmęczony. Wstawiła wodę w czajniku elektrycznym i nasypała kawy do kubka.
Nieskromnie liczymy na to, że pani nam pomoże. Znaczy, że pani Paulinie pomoże, bo ja muszę pracować, ona chce skończyć kurs, kontynuować naukę. Trochę się z tym dzieckiem porwaliśmy jak z motyką na słońce.
Żałujesz? – spytała wprost, zalewając kawę wrzątkiem.
Nie i nigdy nie będę. Dopóki się nie urodziła, to było takie... nierealne, a teraz, teraz jest, można ją zobaczyć, dotknąć. Rozumie pani?
Rozumiem, ale proszę cię, nie mów mi na pani. Jesteś mężem mojej córki. Nie musisz tytułować mnie mamą, ale mów chociażby po imieniu. Zresztą, już tak mówiłeś.
Tak? – zdziwił się. – Naprawdę tak mówiłem?
Przytaknęła ruchem głowy, samej w myślach licząc czas jaki od tego minął. Doliczyła się prawie roku. Nagle posmutniała, gdy uświadomiła sobie, że własnej córki nie widziała prawie rok czasu. Co prawda Tomek wciąż utrzymywał z nią kontakt, pisał od czasu do czasu, niekiedy także dzwonił, by poinformować, że u nich wszystko dobrze i zapewnić, że Paulinie kiedyś przejdzie, ale z czasem tych SMS-ów i telefonów było coraz mniej. W ani jednym nie wspomniał też o ciąży Pauli, dopóki Natalia sama nie zobaczyła siostry z brzuchem.
Dziękuję, że mnie poinformowałeś i bardzo chciałabym wam pomóc, ale nie wiem czy Paulina...
Minie jej w końcu. Teraz już musi. – Uśmiechnął się ciepło i przystąpił do słodzenia kawy. – Ten nasz ślub, to nie było nic co miało w was uderzyć. Po prostu, ja nie mam jako takiej rodziny, jedynie brata. Paula też nie ma licznej. Przyjaciele to kilka sztuk, bardziej mamy dalekich znajomych. Wesele w naszym przypadku byłoby bezsensem.
Nie miałam pretensji o brak przyjęcia, Tomek.
Rozumiem, że chciała pani... że chciałaś w tym uczestniczyć, ale to była spontaniczna decyzja, nasza decyzja. To nigdy nie miało dotyczyć nikogo poza nami. Chyba chcieliśmy to przeżyć sami.
Dobrze, już nie tłumacz. Nie chcę do tego wracać. Przebiorę się tylko i jak wypijesz kawę to jedziemy. Chcę już poznać wnuczkę. Przypomnij, jak daliście jej na imię?
Emilia.
Emilia – powtórzyła.
Iwona z Tomkiem zjawili się w sali pełnej inkubatorów. Większość z nich była pusta. Mężczyzna od razu podszedł do tego, w którym była jego córeczka i otworzył okienko, by móc wsunąć palec w jej rączkę. Lubił jak go za niego ściskała. Miała taką delikatną, jedwabistą skórę. Często sunął opuszkiem palca po jej rączce. Zdawało mu się, że to lubiła, bo wtedy jej usteczka wykrzywiały się w grymas, który można było uznawać za uśmiech.
Duża jak na wcześniaka – skomentowała Iwona.
Tak, wagę ma całkiem dobrą. Można ją już nawet wyjmować z inkubatora, tylko że przy pielęgniarce. Najgorsze, że Paulinę wypiszą jutro, a Emiś tutaj zostanie jeszcze z jakiś tydzień.
Iwona wsunęła rękę do inkubatora, by przywitać się z wnuczką, a Tomek w tym czasie zawołał pielęgniarkę, by pozwoliła im na wzięcie małej na ręce. Trzymał ją ostrożnie, ale pewnie, zupełnie inaczej niż to miało miejsce za pierwszym razem. Wtedy ręce niemiłosiernie mu się trzęsły i obawiał się wszystkiego, nawet tego, że mogłaby mu się wyślizgnąć z rąk, co było całkowitym absurdem.
Chwilę sielanki zakłóciła Paulina, która w koszuli nocnej, szlafroku i pluszowych papciach zjawiła się w progu sali. Rozpoczęła od podniesionego tonu, którym zasugerowała, że jej matka wcale nie jest mile widziana w otoczeniu jej dziecka.
Przestań, Paula. Chcesz się przy niej kłócić? – zapytał Tomasz, przekazując małą na ręce teściowej. – To ani czas, ani miejsce.
Takie decyzje podejmuje się wspólnie, a ty przywozisz tutaj moją matkę bez mojej...
Przywożę babcie mojej córki – wtrącił. – A teraz, jeśli naprawdę chcesz się sprzeczać dalej, to albo wyjdź, albo się powstrzymaj, bo mnie naprawdę coś dzisiaj trafi – postawił sprawę jasno. – Nie chcesz, nie musicie z sobą nawet rozmawiać, choć ciągle nie rozumiem twojego focha w takiej jakości – stwierdził, spoglądając to na swoją żonę, to na jej rodzicielkę.
Nie rozumiesz?! – uniosła się. – Nie pamiętasz jak nas...
Chodź na moment. – Złapał Paulę za ramię i niedelikatnie nakierował, by zmierzała w stronę wyjścia.
Zostawili małą pod opieką babci, choć Paulina uczyniła to bardzo niechętnie. Co prawda sama była zmęczona, bo gdy Tomka nie było, to samodzielnie czuwała przy córce, natomiast gdy był i mogła się zdrzemnąć, to z kolei chciała, by byli choć przez chwile w trójkę i zmuszała samą siebie do tego, by nie odlecieć, ale często przegrywała walkę z opadającymi, ciężkimi powiekami. Teraz też nie była wypoczęta, a to podnosiło nerwowość i powodowało rozdrażnienie. Tomasz zresztą był w podobnym stanie.
Paula oparła się o ścianę plecami. Tomek wsparł łokieć tuż przy jej głowie. Drugą dłoń ciągle zaciskał na jej ramieniu.
Powiem to tylko raz i nie chcę się powtarzać. Masz nie robić afery – zniżył głos do stanowczego szeptu.
Pewnie, bo ty chcesz, a ja muszę – odparła z niezadowoloną miną.
To twoja matka. Babcia naszej córki. Wkurzyła się, trudno, ludzie się wkurzają, a ty obrażasz się, jakby nie wiem co złego nam wyrządziła.
Bo powiedziała...
Skończ – syknął.
Wysłuchaj...
Słuchałem tego przez rok. Nasłuchałem się jak twoim zdaniem Natalia była traktowana lepiej i była na piedestale. Myślę, że Natalia może powiedzieć to samo o tobie. Dzieci zawsze tak czują.
Mimo tego przywiozłeś ją tu...
I nie żałuję – przerwał jej znowu. – I przywiozę ją też jutro i pojutrze, a jeśli zrobisz aferę i wywołasz karczemną awanturę, to cię tak pierdolnę, że się obliźniesz. Nie będę przy tobie skakał jak przy królowej i godził się z każdą twoją głupią decyzją. Co się tak patrzysz? Myślałaś, że będzie inaczej? Nie spodziewaj się, że cię za te słowa przeproszę. Nie zrobię tego i zachowuj się jak normalny człowiek, a nie skończona idiotka, bo mam dość i nie mam już cierpliwości. Skończyło się – zapowiedział, cały czas mówiąc nerwowym szeptem, a potem odstąpił od niej na kilka kroków i wskazał na wejście do sali, w której była Iwona i ich córka. – Idziesz? – zapytał, siląc się na miły ton.
Chciała mu coś odpowiedzieć, ale nie na zadane pytanie, a na wcześniejszą wypowiedź, na groźby jakimi rzucił, ale brakło jej słów. Nie potrafiła zrobić nic innego, jak przybrać niezadowoloną, pełną oburzenia minę i wmaszerować do sali.
W końcu przyzwyczaiła się do ponownej obecności matki w swoim życiu. Co prawda, jeśli już się do niej odzywała, to było to zdawkowe odpowiadanie na zadane pytania, ale nie podnosiła głosu ani nie wypominała kłótni, która miała miejsce w Wigilię.
Po ponad tygodniu, mała została wypisana ze szpitala. Paulina włożyła ją do gondoli, bo uznała, że tak będzie jej znacznie wygodniej niżeli w nosidełku. Usiadła z tyłu i niecierpliwiła się podczas całej drogi. Chciała już być w domu, pokazać małej łóżeczko, karuzelę, która znajdowała się przy nim, lampeczkę w kształcie pluszowej owieczki, która rzucała na ścianę takie światło, że zdawało się, jakby sunęły po niej kolorowe gwiazdki.
Śpi? – dopytywał Tomasz.
Patrzy się – odpowiedziała niechętnie. – Rozgląda – dodała z jeszcze większą niechęcią.
Ej, długo to potrwa? Nie możesz się na wszystkich obrażać, tylko dlatego, że powiedzą ci coś...
Nie mów o innych. Mów o sobie – przerwała podniesionym tonem.
Mała jakby wyczuła nerwową atmosferę i zaczęła cichutko płakać. Płacz ten z czasem nabierał na sile. Paula więc, pomimo tego że ciągle jechali samochodem, wzięła ją na ręce i przytuliła. Poprawiła białą czapeczkę, która naszła na malutkie oczka.
Ja postawiłam sprawę jasno, jeśli jeszcze raz podniesiesz na mnie rękę, to stracisz nie tylko mnie. Sprawię, że się do dziecka nie zbliżysz.
Nie masz takiej mocy, ale dobra, zrozumiałem. Jesteśmy na miejscu – powiedział, parkując niemal pod samą klatką schodową. – Wezmę gondolę, ty weź Emi – zadecydował, gdy spostrzegł, że mała ciągle znajdowała się na rękach Pauliny. Otworzył przed żoną drzwi, a potem je za nią zamknął. By wyjąć gondolę przeszedł z drugiej strony pojazdu.
Paula weszła do mieszkania i od razu wyczuła w powietrzu słodki zapach, jakby gotującej się czekolady. Zapaliła światło w przedpokoju i ruszyła dalej, wprost do sypialni.
Chodź do salonu – zawołał za nią Tomasz.
Posłuchała go i oniemiała, gdy tylko zauważyła na stole wysokie róże, ale nie stojące w wazonie, a położone między talerzykami deserowymi. Pod małym, porcelanowym garczkiem paliły się trzy podgrzewacze, a niewielkie miseczki były pełne przeróżnych owoców. Były oczywiście też croissanty.
Chciałem jakoś uczcić to, że Emilka jest już w domu. – Położył dłoń na główce dziecka, delikatnie głaszcząc po materiale czapeczki. – Chciałem też ci podziękować za to, że mi ją dałaś. Dokonałaś czegoś cudownego – stwierdził i podszedł do stołu, by sięgnąć po atłasowe pudełeczko.
Dopiero, gdy Tomek położył dłoń na chabrowym pudełku, to Paula je zauważyła. Wcześniej zupełnie nie zwracała na nie uwagi. Otworzył je wprost przed jej oczami.
Mam nadzieję, że ci się spodobają – oznajmił, odkładając komplet biżuterii na stół. – Na serduszku jest data, do środka możesz włożyć zdjęcie. Przywiozę kołyskę. – Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, udał się do sypialni i przywiózł malutką, białą kołyskę z kremowym baldachimem i kołderką. Do kołyski doczepione były różowe balony na hel, a każdy ozdobiony został niebieską kokardą.
Paula, ciągle nie wypowiadając ani słowa w kierunku męża, położyła Emilkę na miękkiej pościeli i przykryła kocykiem, po który sama się pofatygowała. Usiadła na kanapie, by zdjąć buty i patrząc w lustro zdobiące szafę, doszła do wniosku, że nie może ignorować obecności Tomasza dłużej. Postanowiła docenić jego starania, wybaczyć tych kilka ostrych słów. Dodatkową motywacją, by to zrobić była Emilka, która łączyła ich bardziej niż obrączki wciśnięte na serdeczne palce.
Okay, jesteśmy rodziną – powiedziała. – Wybaczam, ale podtrzymuję, że to ma się nie powtórzyć, nawet w słowach. I dobrze wiesz o czym mówię. – Zasiadła do słodkiego podwieczorku i delikatnie zabujała kołyską.
Tomek wziął sobie wolnych kilka tygodni, zlecając roboty swoim pracownikom. Chciał w tych pierwszych dniach córki być przy niej i przy żonie. Nie można było mu zarzucić, że nie zajmował się dzieckiem lub unikał jakiś obowiązków z nim związanych. Potrafił zarówno przygotowywać mleko co zmieniać pampersy, a nawet kąpać. Tego ostatniego, Paulina się bała i sama wolała nie brać w tym udziału. Poza tym przerażał ją pępek jej własnego dziecka i nie mogła się doczekać aż odpadnie.
W tamtym czasie często wyrywali sobie małą z rąk. Oczywiście niedosłownie. Zdarzały się sprzeczki, rozpoczynające od „już mi ją oddaj” albo „Tomek, no ciągle ją nosisz, przyzwyczai się, a będzie coraz cięższa”, „moja matka też ją ciągle nosi i lula”. Zarówno Iwona jak i Tomasz zbywali to śmiechem i dalej rozpieszczali najmłodszego członka rodziny. Nawet Natalii zdarzyło się wpaść i też uczynić nie po myśli siostry. Wszyscy jednak w końcu powrócili do swoich obowiązków. Tomek wrócił do pracy, a Iwona zaopiekowała chorym Bartusiem, który szybko zaraził ją anginą. Paula została sama, z dzieckiem, które ciągle kwiliło, dopominając się wzięcia na ręce, z mieszkaniem, które wymagało posprzątania, ze zmywaniem po obiedzie, który Tomek zjadł w biegu, więc nie zdążył nawet wstawić naczyń do zlewozmywaka. Wtedy, po raz pierwszy tak naprawdę poczuła, że jest zmęczona i że zupełnie inaczej to sobie wyobrażała. Miała dość.
Młoda matka zapragnęła też wyrwać się z domu, choćby na krótki moment. Nie chciała jednak samotnie spacerować z wózkiem po parku. Napisała do Agaty, ale ta nie mogła, gdyż akurat była w pracy. Zdecydowała się więc na odbudowanie relacji z Klaudyną. Wysłała jej zdjęcie przez SMS-a, chwaląc się w ten sposób, że ma córeczkę. Klaudia niemal od razu zadzwoniła, by pogratulować. Zapytała się kiedy może wpaść do małej. Wyglądało to tak, jakby zapomniała, że kiedykolwiek ich przyjacielska relacja została zerwana.
Właśnie ją ubieram i idę do parku. Chcesz się przyłączyć? – proponując to, liczyła na pozytywną odpowiedź.
Jasne, że tak. Będę czekała na was przy fontannie. Za dziesięć minut wyjdę z domu, tylko oczy poprawię.
Okay, my też postaramy się pospieszyć.
Oczywiście przed Klaudyną Paulina nie mogła pokazać jak bardzo jest zmęczona i wyczerpana. Zatuszowała więc tego wszelkie oznaki, robiąc mocny makijaż, upinając włosy wysoko, ale nie prostując ich, a tworząc przy tym nieco artystyczny nieład. Ubrała się skromnie, zwyczajnie, ale przy tym modnie. Mała zresztą też miała na sobie modne, jesienne kolory, a przy tym jeździła w nietanim wózku. To wszystko była taką pozą i grą, pokazaniem, że wybrało się dobrze i że nie żałuje się żadnych z podjętych decyzji.

16 komentarzy:

  1. Póki co bohaterowie wydają się normalną rodzinką - mają swoje sprzeczki, ale przecież każdy je ma. Jeśli Tomek potraktuje warunek Pauliny na poważnie i się zmieni, może im się ułożyć :)
    Dobrze, że Paulina "wybaczyła" matce. Iwona w razie czego będzie w stanie pomóc jej w opiece, a nawet wyręczyć gdy ta pójdzie na uczelnię. Tutaj Tomka popieram, choć przyznaje, że słowa, których użył były za ostre.
    Dwie literówki:
    Przywożę babcie mojej córki
    babcię
    by byli choć przez chwile w trójkę
    chwilę

    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za ostre? On jej jawnie groził! Gdyby takie słowa popłynęły od faceta, który wcześniej nie użył przemocy, to nie byłoby w tym niczego aż tak strasznego, ale Tomek pokazał, że potrafi żonę uderzyć. Więc te groźby są jak najbardziej realne.
      Nie ma co liczyć na zmianę Tomka. Już w następnym rozdziale dochodzi do szarpaniny. W kolejnym jest już autentyczny, mocny wpierdol.

      Usuń
    2. Osobiście nie odebrałam tego jako groźby. Raczej jakby chciał trochę postraszyć Paulinę, żeby zmieniła swoje zachowanie. Pewnie gdyby tego nie zrobił kobieta sprowokowała by kolejną awanturę i odcięła od rodziny. Ale to tylko moje odczucia. Kama

      Usuń
    3. Osobiście nie odebrałam tego jako groźby. Raczej jakby chciał trochę postraszyć Paulinę, żeby zmieniła swoje zachowanie. Pewnie gdyby tego nie zrobił kobieta sprowokowała by kolejną awanturę i odcięła od rodziny. Ale to tylko moje odczucia. Kama

      Usuń
    4. Ja nie przeczę, że Tomek chciał dobrze. Nim kierują dobre intencje, ale metody już niekoniecznie są pozytywne. Nie da się też godzić nikogo na siłę.

      Usuń
  2. Niby dobrze, że Tomasz nie chowa urazy do teściowej, że chce pogodzić żonę z matką, ale uważam, że nie powinien bez uprzedzenia przywozić Iwonę do szpitala. Wie jak jest z Pauliną, a jeszcze poród, cały stres z nim związany, powinien Pauli powiedzieć co zamierza. Pewnie nie chciałaby się zgodzić, swoją drogą uważam, że mogłaby już odpuścić i pogodzić się z matką, ale powinna wiedzieć wcześniej, a tak to wyszło jakby nie liczył się wcale z jej zdaniem, tak postanowiłem i tak ma być, a jak ci się nie podoba to ci pierdolnę. Nie mogę, tak mówi kochający mąż do żony co dopiero urodziła dziecko? On jej jawnie grozi, że ją pobije, jak nie będzie się zachowywała tak jak on uważa za stosowne. Przyznam szczerze, że w takim momencie to zastanowiłabym się na jej miejscu czy wracać z nim do domu, czy nie uciekać daleko od niego.
    Z jednej strony postarał się, cały czas niby się stara, przygotował ucztę słodkości, żeby uczcić przyjazd do domu córeczki, podarował Paulinie biżuterię, normalnie można by powiedzieć sielanka, szczęśliwa rodzina, ale ciągle gdzieś coś we mnie krzyczy, że to kolejna manipulacja z jego strony. Takie zamiecenie problemów pod dywan, granie też na jej uczuciach, bo ją kocha, bo się stara, bo mają Emilkę.
    Szkoda mi było Pauli, jak została sama i miała wszystkiego dość, bo na początku to wszyscy chcą się zajmować maluszkiem, jak nową atrakcyjną zabawką, a później wszyscy idą do swoich obowiązków, spraw, a młoda mama zostaje sama. I wtedy się okazuje, że wcale tak cudownie nie jest, bo ona jest zmęczona, denerwuje się, dziecko wyczuwa zdenerwowanie i też jest niespokojne. Rozumiem ją, że chciała się wyrwać chociaż na trochę z domu i od obowiązków, tylko nie wiem czy nie będzie jakiejś afery, że umówiła się z Klaudyną, Tomuś jej nie lubi, raczej nie będzie zadowolony, że Paula się z nią spotkała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że jej grozi, ale jeszcze zanim zostali małżeństwem, to jej groził, a mimo tego ona zdecydowała się na ten ślub.
      Tak, to typowe. Najpierw wszyscy dziecko przyzwyczajają do noszenia na ręce, a potem rodzice muszą nosić miesiącami, gdy ci co przyzwyczaili już tak często nie odwiedzają. Do Pauliny jednak Iwona wróci, będzie dalej pomagać.
      Będzie afera, ale nie tyle o Klaudynę co o piwo. Potem o Norberta.

      Usuń
  3. Oprócz tych okropnych gróźb ze strony Tomaszka i głupkowatego zachowania Pauliny rozdział jest całkiem przyjemny. Taki... ciepły, rodzinny. Nic dziwnego, bo kiedy na świecie pojawia się mała kruszynka, wszystko jest takie... przyjemne. A przynajmniej tak powinno być. Tomaszek naprawdę się stara i niesamowicie cieszy się z narodzin córeczki. Widać, że kocha ją z całego serca. Dla Pauliny też się bardzo stara. Jego słowa, owszem, były okropne, za ostre i straszne, ale... akurat tu sama jest sobie winna.
    Fajnie, że Iwona przekonała się do Tomaszka. Chyba również bardzo cieszy się z narodzin wnuczki.

    I powiem, że doskonale rozumiem zmęczenie Pauli. Bo sama przez to przechodziłam, a właściwie ciągle jeszcze przechodzę. Sama z małym dzieckiem w domu, mąż do nocy w pracy, dziecko marudzi, płacze i wymaga uwagi, nie wspominając już o czasie na sprzątanie mieszkania. Oj, niech Paulinka jeszcze trochę poczeka: zaczną się kolki, potem to przeklęte ząbkowanie, nieprzespane noce i dopiero wtedy poczuje, co to znaczy naprawdę być zmęczoną.

    I coś mi się wydaje, że Tomaszek wcale nie będzie zadowolony, kiedy na horyzoncie pojawi się znowu Klaudyna.
    Tychonie, ile jest rozdziałów "Pauliny?"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie zawsze pojawienie się małej kruszynki to przyjemność dla rodziców i rodziny. Nie chcę jednak robić spojlera, ale w drugiej historii "Nie jesteś sama" o tytule "Marika" pojawienie się Amadeusza nie jest przedstawione tak jak tu w przypadku Emilki. Jednak zgodzę się, że tak powinno być. Ludzie powinni się cieszyć z własnych dzieci, wnuków, siostrzeńców.
      Nie każde dziecko ma kolki i nie każde źle przechodzi ząbkowanie. Są nawet takie co budzą się na karmienie nocne jak w zegarku, zawsze o podobnej godzinie, a tak to śpią. Wszystko zależy od tego na jaki egzemplarz się trafi xD Jednak rozumiem co masz na myśli, bo też miałem jedno dziecko w takim wydaniu, że nic się nie dało przy nim zrobić, nawet jedzenie zamawialiśmy, bo nie było jak ugotować. Ciągle wózek jeździł albo na rękach się lulało, a i tak na niewiele to się zdawało.
      Niewiele już zostało do końca. Jeszcze nie wiem czy wszystkie opublikuję tak jak lecą, czy np nie rozbije jakiegoś rozdziału na dwa krótsze. Jednak około 35 jest całości :)

      Usuń
  4. Az mi sie przypomnialy pierwsze chwile z dziecmi , nocne wstawanie i zasypianie gdzie popadnie ;) Paulina mocno przesadzila z tym obrazniem jednak z ust tomka nigdy noe powinny wyjsc takie slowa mam nadzieje ze w koncu dojada do porozumienia jednak czuje ze predzej sie pozabijaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona tam go zabić nie zamierza, to bardziej on się porywa, by ją skrzywdzić.

      Usuń
  5. Na początek - ten rozdział wydał mi się mało płynny przez te przeskoki czasowe, o których ci kiedyś pisałam. Nie wiem do końca, jak to określić, ale kiedy w książce mija więcej czasu, to chociaż opisu nie musi być dużo, czytelnik powinien tak emocjonalnie czuć opływ czasu. Tutaj czułam taki przeskok na zasadzie dołka... jeśli rozumiesz, o co mi chodzi :d

    A teraz co do samej treści - czasami czytam sobie komentarze pod twoim opowiadaniem i jestem przerażona, że tyle osób potrafi znaleźć usprawiedliwienie dla zachowania Tomasza, a czasami wręcz zrzuca odpowiedzialność na Paulinę, bo "źle się zachowała" albo "sprowokowała". Dla mnie NIE MA usprawiedliwienia dla przemocy. A przemoc to nie jest wcale tylko uderzenie w policzek. Już to pewnie pisałam, ale powtórzę - przemoc w rodzinie to przede wszystkim wykorzystywanie słabszej pozycji drugiej osoby do jej tłamszenia i krzywdzenia fizycznego i psychicznego. Nie chodzi o sam policzek, dla mnie ten wrzask "tak ci pierdolnę" to pastwienie się psychiczne, bo Paulina jest ewidentnie słabsza i on może jej zrobić krzywdę. Nie ma dla tego żadnego usprawiedliwienia.Dla mnie ten koleś musi się leczyć, a Paulina uciekać jak najdalej. On nie tylko jest agresywny, ale totalnie wobec siebie bezkrytyczny. Bo taką zdolność do przemiany to bym zrozumiała, gdyby on po uderzeniu odczuwał wyrzuty sumienia - pomyślałabym, że koleś nie panuje nad sobą i musi właśnie chodzić na terapię, ale jest dla niego nadzieja. Ale on uważa, że uderzenie kobiety jest okej, grożenie jest okej, a w ogóle to wszystko jej wina, bo on wie lepiej. Tutaj taka "terapia" trwałaby wiele lat, a to wiele lat zrobi z Pauliny wraka człowieka. Może to egoistyczne, ale powinna uciec. W sumie to nie jest egoistyczne. Powinna uciec dla dziecka.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem o co chodzi, ale "Paulina", a nawet cała seria "Nie jesteś sama" nigdy nie była powieścią wysokich lotów. Budowałem ją na takich właśnie przeskokach, mało płynnych. Ogólnie opisów to tu za dużo nie ma, bo z założenia miała być opowiadaniem dla każdego, takim dla oderwania się, czytanym na szybko, nawet podczas gotowania.
      Ja często czytam komentarze pod opowiadaniami, które czytam. To frajda spojrzeć na przeczytany tekst z cudzej, takiej zupełnie innej perspektywy. Ludzie są różni, każdy ma inny sposób patrzenia na podobne sytuacje, inne poglądy i jesteśmy zmuszeni to akceptować (my jako pisarze i my jako czytelnicy, bo trzeba szanować zdanie innych, nawet jeśli się z nim nie zgadzamy).
      Paulina faktycznie spędzi przy Tomku kilka lat i poniekąd zrobi to z niej wrak człowieka, ale będzie szukała pomocy, nie będzie bierna, przestanie się wstydzić i wmawiać sobie, że to jej wina, że ludzie ją wyśmieją, że odniosła porażkę (to główne motywy kobiet, które pomocy nie szukają - wstyd przed ludźmi, opinia innych ludzi).

      Także pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  6. Liczenie nie jest twoją mocną stroną. Była w trzydziestym drugim tygodniu jak odwiedziła ją Natalia, potem Tomek pojechał na cztery lub pięć tygodni do Niemiec, więc była w trzydziestym siódmym jak urodziła, a to trochę więcej niż o dwa tygodnie za wcześnie, choć z drugiej strony, teraz chyba od trzydziestego ósmego tygodnia dziecko uważane jest już za "donoszone".
    Tomkowi puszczają nerwy. Maskuje to dobrymi gestami, które choć wyglądają na pokazówki, to nie są na pokaz. On po prostu robi to przede wszystkim dla siebie, to on potrzebuje poczucia, że jego rodzina jest udana, szczęśliwa, bogata.
    Paulina jest uparta, Tomek stanowczy, a to znaczy, że kolejna awantura wisi w powietrzu i obawiam się, że tym razem może zakończyć się naprawdę źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nigdy za bardzo nie lubiłem matematyki, wiesz? Dla mnie najprostsze rachunki to czarna magia.

      Usuń
  7. Wszystko może i by ułożyło się dobrze, ale Tomek wciąż grozi Paulinie. To co było w szpitalu. On śmie jej mówić, że ona robi fochy, a on co? A on może się tak zachowywać? Po jej myśli być nie może. Ale po jego musi? No to trochę bardzo nie halo. Na jej miejscu bym była ostrożna. Bo kto uderzył raz, może zawsze drugi i kolejny. Zwłaszcza, że wciąż jej grozi. Rok to trochę dużo na obrażanie, ale jej sprawa, każdy trochę odczuwa inaczej, a na siłę do nikogo się nie zbliży.
    W ogóle nie wiem czy on serio chce zachować te rodzinne relacje i czasem mu nie wychodzi czy może pokazać niby jak to wszystko jest... takie tylko na pokaz dobre.
    Dziecko to nie przelewki. Bo to płacz i pewnie różne choroby, a w dodatku rodzic zaczyna panikować, bo jak dziecko płaczę, to nie do końca wiadomo o co chodzi. Alarmuje tylko, że coś niedobrego się dzieje. Miło ze strony Tomka że chociaż na początku chciał się zająć Emilką i wziął nawet wolne. Niby on się stara ale czasem robi awantury jak nie wiadomo kto. I nie wiadomo czy mu zależy czy tylko stawia pozory.

    OdpowiedzUsuń