Autor tego bloga należy do grupy „Projekt Prozaicy”, z tego też powodu strona korzysta z płatnych linków. Ujmując to krócej i bardziej zrozumiale – autor zarabia, a czytelnicy nic na tym nie tracą. Te linki są całkowicie bezpieczne dla komputerów, tabletów i smartphone-ów pod warunkiem, że postępuje się zgodnie z instrukcją, czyli nie klika w reklamy, nic nie ściąga na swój sprzęt, a jedynie odczekuje symboliczne pięć sekund i przechodzi dalej. Za wszelkie utrudnienia autor bloga przeprasza, za waszą aktywność jest wdzięczny, a prywatnie pozdrawia i życzy dobrej zabawy podczas czytania.

Link do instrukcji – KLIK

wtorek, 16 maja 2017

#40 – „Zbrodnia w miasteczku” – Rozdział 4

Kradzież i podejrzenia”

Hadrian wziął małego Boscę na kolana i polecił mu, by oburącz trzymał kierownicę. Następnie nakazał kręcić w jedną ze stron, dzięki czemu udało im się wejść w zakręt. Co prawda nie był to płynny skręt, ale Alarcon pochwalił Antonia, że jak na pierwszy raz to było całkiem dobrze.
Jak będę duży, to też będę miał taki automobil – stwierdził chłopiec z rozmarzonym wzrokiem i nagle zorientował się, że są już pod zakładem krawieckim należącym do jego ojca. Przełknął nerwowo ślinę i pobladł na dziecięcej twarzy.
Co się stało? Gorzej się poczułeś? – zainteresował się brunet i choć nie chciał gasić silnika, tylko od razu odjechać i powrócić do miejsca pracy, to zdecydował się potowarzyszyć chłopcu. – Odprowadzę cię – zaproponował.
Nic mi nie jest. Dobrze się czuję – odpowiedział z lekkim opóźnieniem i samodzielnie sięgnął do klamki, by wysiąść drzwiami od strony pasażera.

Zakład krawiecki Arturo Boscy znajdował się niemal w centrum miasteczka. Cechowała go wielka witryna wystawowa, która przyciągała wzrok tych, którzy ją mijali. Nawet Hadrian, choć nie znał się na fatałaszkach i nie lubił się stroić, przystanął i chwilę obserwował ubrane odświętnie manekiny. W końcu otworzył drzwi i puścił Antonia przodem.
Tata pewnie jest w gabinecie – oznajmił dziesięciolatek.
Hadrian poczuł się jak słoń w składzie porcelany. Wszędzie było pełno wieszaków, materiałów, szpilek i nożyc krawieckich. Było też dużo pań, które się do niego uśmiechały i w tym momencie bycie słoniem w składzie porcelany przestało mu przeszkadzać, bo choć nigdy nie należał do bawidamków i obecność dużej ilości kobiet go niezmiernie krępowała, to mimo wszystko potrafił odczuwać w tym przyjemność.
Szukam Arturo Bosca – powiedział do wysokiej i chudej blondynki. Położył dłonie na ramionach małego Antonia i czekał na odpowiedź.
Arturo? – zdziwiła się.
Przytaknął samym ruchem głowy.
Policja do szefa? – szepnęła jakby sama do siebie. – Znowu coś zmalowałeś? – zwróciła się do chłopca i trąciła go przy tym pieszczotliwie w nos, a potem rozczochrała jego ciemne blond włoski. – Szef jest w gabinecie z telefonem.
Gdzie ten gabinet? – spytał szybko Alarcon, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie ma za dużo czasu. Wyrwał się jedynie na krótką chwilę, wymawiając zjedzeniem ciepłego posiłku, bo chciał odwiedzić cukiernie i dostarczyć żonie do pracy ulubiony przysmak, czyli puszyste, białe bezy.
Na końcu korytarza, ale ja pójdę...
Nie trzeba – przerwał jej stanowczo, po czym ruszył na przód.
Antonio poczłapał za nim, po drodze dotykając lepkimi paluchami wszystko co tylko było w zasięgu wzroku. Dopiero wtedy dziesięciolatek zauważył jak jego paluszki się kleją od wcześniej zjedzonej słodkości. Zdecydował się coś na to zaradzić. Rozejrzał się więc czy nikt nie patrzy, a potem napluł na jedną dłoń, otarł ją o drugą, dokładnie w taki sposób jakby je mył, po czym wytarł w jeden z pobliskich materiałów.
Już czyste – oznajmił cichutko samemu sobie. Był z siebie wtedy niezmiernie dumny. Rozejrzał się dookoła, zważywszy na to, że gdzieś zagubił pana policjanta, a gdy w końcu go dostrzegł to przyspieszył kroku.
Hadrian właśnie łapał za klamkę i otwierał drzwi gabinetu wspomnianego przez pracownicę zakładu krawieckiego. Wszedł bez robienia ceremonii, a więc i bez zastukania. Szybko tego pożałował, bo kiedy otworzył drzwi na oścież, to zobaczył krawca, trzymającego dłonie na pośladkach młodej brunetki.
Dziewczyna, zdając sobie sprawę, że ktoś wtargnął do gabinetu, szybko odskoczyła od mężczyzny, a on sam zdecydował się na okazanie zdenerwowania głośnym:
Czego!?
Hadrian obserwował jak dziewczę poprawia bluzeczkę, ciągnąc ją w dół, by ta zakryła brzuch, a wcześniej jędrny, młody biust, skryty za białym, bawełnianym stanikiem.
Co robiłeś, tato? – zapytał nagle dziecięcy głosik. Chłopiec przecisnął się między futryną a policjantem i stanął dokładnie naprzeciw ojca.
W tym właśnie momencie szatyn się zmieszał i poczuł co najmniej głupio, z pewnością nieswojo.
Zdejmowałem pomiary – odpowiedział.
Hadrian jawnie go wydrwił i poczuł jakby wewnątrz niego coś się zagotowało, choć nie okazał tego ani krzykiem, ani pięściami.
I mówi to ojciec czwórki dzieci – wytknął.
Nie twój interes!
Mój, bo z mojej żony też zdejmujesz pomiary po godzinach!
Powiedziała ci? – Arturo zaskoczony wpatrywał się w bruneta, a potem skupił całą swoją uwagę na synu. – Co ty tu robisz?
Skręcił kostkę. Zajmij się więc może lepiej dzieckiem, zamiast kochanicami. – Zdenerwowany Alarcon odwrócił się na pięcie i skierował do wyjścia.
Luna natomiast zupełnie nie wiedziała jak ma się zachować, więc kiedy Arturo przykucnął przy chłopcu, to zdecydowała się zabrać głos.
To twój syn? – zapytała. – Ty pewnie jesteś Antonio, prawda? – dopytywała dalej.
Być może – odpowiedział zadziornie dziesięciolatek i wpatrywał się groźnym wzrokiem w koleżankę ojca, mocno przy tym marszcząc czoło.
Uroczy – oznajmiła. – Bardzo do ciebie podobny. – Przyłożyła dłoń do policzka dziecka, by o niego pieszczotliwie potrzeć, ale Antonio zareagował niemal natychmiast.
Chłopiec odsunął się gwałtownie, ale jakby to mu nie wystarczyło, zdecydował się jeszcze smagnąć kobietę w dłoń na tyle siarczyście, że ta aż syknęła i przyłożyła ją do ust.
Nie lubię ciebie! – krzyknął.
Uspokój się! – ryknął na niego ojciec, po czym klepnął w tył jednego uda. – Coś ty zrobił w tę nogę?
Spadłem – odpowiedział płaczliwie.
Pójdziemy do lekarza. Na szczęście to niedaleko. Dasz radę iść czy cię ponieść?
Ponieść – zadecydował, a gdy tylko Arturo wziął go na ręce, to patrząc przez jego ramię, wytknął język w stronę Luny, oczywiście czyniąc to w taki sposób, by ojciec nie mógł tego zobaczyć. – Nie chcę byś zdejmował w taki sposób pomiary z innych pań niż mamusia – szepnął tacie na ucho.
Czasami to jest coś co czyni mężczyzną, synu – skwitował cicho, a potem zaczął informować jedną z kobiet, że on wychodzi i nie będzie go dłuższy czas, gdyż musi zabrać syna do lekarza, a potem dostarczyć go jeszcze do domu.
Powinieneś też kupić taki automobil jak ma pan policjant. Wtedy byłoby szybciej i o ile wygodniej.
Przestań się mądrzyć, Antonio. Jak mi dasz na taki automobil pieniążki, to go zakupię.
Dobrze, ale wtedy będziesz mnie, tato, musiał wszędzie wozić. Zupełnie tak jakbyś był moim szoferem. Kupię ci nawet taką specjalną czapeczkę.
Dobrze, ale powiedz mi, skąd ty weźmiesz tyle pieniędzy, by kupić samochód?
Sprzedam coś co jest bardzo wartościowe. Ostatnio to znalazłem – pochwalił się i uśmiechnął od ucha do ucha.
Dobrze – przytaknął mu ojciec, nawet nie zastanawiając się dłużej nad znaleziskiem syna.

Hadrian natomiast powrócił do pracy i do papierkowej roboty. W miasteczku nie działo się za wiele, więc jego obowiązki polegały głównie na pilnowaniu porządku, przejściu się od czasu do czasu po mieście i szukaniu zagubionych przedmiotów, które zdaniem ich starszych właścicieli z zanikami pamięci zostały z pewnością skradzione. Tak wyglądała jego praca niemal każdego dnia. Przerywana była zabawą w zawody, która polegała na rzucaniu kulek z papieru do kartonu sporej wielkości, służącego za kosz na śmieci. Tego dnia Hadrian jednak nie miał ochoty na mierzenie się ze swoim partnerem.
Coś ty taki markotny? Byłeś na schadzce z żoną w godzinach pracy i jeszcze ci źle – dogadywał mu młody Julio.
Przestań – syknął, bo ostatnim na co miał ochotę, była rozmowa o Clarze. Wziął długopis w dłoń i powrócił do wypisywania raportów, przeklinając w myślach, że maszyna do pisania uległa zepsuciu i na nową, przez dłuższy czas, nie mają co liczyć. – Muszę zapalić – poinformował.
Wstał z miejsca i skierował się do brązowej listonoszki, którą zwykle miał przy sobie. W pracy odwieszał ją na drewniany wieszak przymocowany do jednej ze ścian. Wyjął z torby papierosy w miękkim opakowaniu, gdyż nie był na tyle nałogowym palaczem, by posiadać męską papierośnicę. Dotarło do niego, że jest właściwie marnym palaczem, skoro nawet zapałek przy sobie nie ma. Szybko dostrzegł też brak portfela. Wtedy rozpoczął gorączkowe przeszukiwanie torby co nie uszło uwadze Julia.
Zgubiłeś coś?
Pieniądze.
Może się gdzieś zawieruszyły – zasugerował.
Cały portfel zgubiłem! – uniósł się.
Niemożliwe. Brałeś go z biurka, gdy szedłeś do cukierni. – Blady brunet, którego włosy lekko się kręciły, spojrzał ciemnymi, niemal czarnymi oczami na starszego stażem kolegę. – Pomyśl, gdzie byłeś potem? Może gdzieś go zostawiłeś? Na przykład na ladzie u cukiernika, tak jak to było ostatnim razem – wypomniał.
Hadrian poruszył nieznacznie głową, przypominając sobie, że faktycznie zawsze należał do ludzi, którzy wiele rzeczy zawieruszali, ale zwykle też je znajdywali jeszcze w ten sam dzień. W tym przypadku jednak zguba mogła być łakomym kąskiem dla złodzieja i wiedział, że jeśli starszy cukiernik imieniem Diego go nie znalazł, to już z pewnością ktoś zakolegował się z jego wnętrzem, a opakowanie wyrzucił na pobliski trawnik.
Idź i poszukaj – zaproponował Julio, po czym powrócił do pisania. Szybko zdał sobie jednak sprawę, że Hadrian stoi w miejscu, zamiast wyjść drzwiami i rozpocząć odnajdywanie swojej własności. – No idź! Będę cię krył przed starym.
Dzięki. – Alarcon zapiął krzywo guziki swetra, a potem zdjął listonoszkę z wieszaka i założył na ramię jej skórzany pasek. Wyszedł, wsuwając papierosa do ust. Szybko zawrócił z zapytaniem – a czy masz może zapałki?

Zapałki Hadriana Alarcona były w posiadaniu małego Antonia, który nudził się u lekarza, czekając na swoją kolej przyjęcia, więc postanowił wyjść na zewnątrz i postrzelać nimi, celując w pobliską ścianę. Podobało mu się jak na szarawym tle kamienicy zostają brązowe ślady opalenizny. Innemu chłopcu, którego dręczył nadmierny kaszel, także się to podobało i nawet chciał spróbować. Antonio jednak mu na to nie pozwolił.
Jak kupisz sobie swoje zapałki, to cię może nawet nauczę – wymądrzał się. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał, gdy usłyszał głos ojca.
Antonio! – wrzeszczał Arturo, wyglądając przez mocno uchylone drzwi.
Już idem! – odkrzyknął i pokuśtykał do wnętrza budynku. Dopiero wtedy spostrzegł, że noga z godziny na godzinę boli go coraz bardziej.

Arturo Bosca po wizycie u lekarza odprowadził syna do domu i postanowił sam na moment do niego wstąpić w celu napicia się mocnej, czarnej kawy i zjedzenia jakiegoś ciepłego posiłku. Oczywiście kiedy Sylvia zobaczyła ich obu w drzwiach to mocno się zaniepokoiła i chyba od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Przykucnęła przy synku i chwyciła za jego ramiona.
Co się stało? Czemu nie jesteś w szkole?
Biegał po schodach, to takie są tego skutki – odwarknął Arturo, po czym wyminął żonę i ruszył w stronę kuchni.
Spadłeś? – zmartwiła się.
Echeś – utwierdził ją w kłamstwie, które wcześniej powtarzał wszystkim dorosłym. – Ale już tak nie boli i dostałem zastrzyk. Wcale nie płakałem. – Podciągnął nogawkę, by pokazać matce, że jego noga jest teraz obandażowana. – Widzisz jak się spuchliła?
Spuchła – poprawiła go i z delikatnym uśmiechem zaczesała jeden z niesfornych kosmyków dziesięciolatka za ucho. – Trzeba będzie przyciąć ci włoski.
Sylvia, jest coś do jedzenia?! – krzyknął Arturo, który w kuchni zaczął już zaglądać pod pokrywki garnków w celu znalezienia czegoś coby nadało się do konsumpcji.
Zaraz ci zgrzeję – odpowiedziała cicho. – Nie drzyj się tak, bo maluchy obudzisz. – Weszła do kuchni i podłożyła ogień pod jeden z rondli.
Usnęły? – zdziwił się, zasiadając na jednym z krzeseł. Ledwie jednak to uczynił, a już się podniósł i objął żonę od tyłu, by móc zatopić usta w skrawku jej szyi.
Przed chwilą poszły spać – odpowiedziała i odwróciła się w jego stronę, wcześniej zgaszając zapałkę mocnym potrząśnięciem dłoni.
Oddalił się od niej na dwa kroki, ale jej dłonie wciąż trzymał w objęciach swoich, jakby nie chciał utracić tej namiastki dotyku.
Pięknie w niej wyglądasz – ocenił, widząc żonę w nowej, pomarańczowej sukience, sięgającej nieco za kolana.
Arturo szybko stwierdził, że do jego kobiety pasują ciepłe, niemal słoneczne, ewentualnie wiosenne barwy, takie jak żółty, pomarańczowy czy zieleń traw. Clary natomiast sobie w sukienkach tego koloru nawet nie wyobrażał. Dla rudej zarezerwowane były czerwienie, borda i brązy.
Dziękuję za prezent, nie musiałeś – odpowiedziała, wyrywając dłonie z jego uścisku. – Poza tym, to mi ciebie nie zastąpi – dodała, odwracając się ponownie w stronę garnków.
Przybrał niezadowoloną minę i ponownie zasiadł na krześle w oczekiwaniu na posiłek. Sylvia pouczyła go o tym, że talerz, to by jednak mógł sam sobie naszykować.
Nie mam w obowiązku cię ciągle obsługiwać. Nie jesteś dzieckiem – dodała niezadowolonym tonem.
Jestem twoim mężem – odparł nieuprzejmie, zasadniczo i ani myślał wstawać po jakiś talerz czy sztućce. – Zrób mi jeszcze kawy – polecił.

Hadrian Alarcon nie odnalazł swojego portfela. Cukiernik Diego zapewniał go, że chował przedmiot z powrotem do torby.
Razem z bezami go pan chował – mówił.
Policjant pomyślał więc, że portfel musiał mu wypaść, gdy Clara wyciągała bezy z jego listonoszki. Udał się do szkoły, choć miał pewność, że jeśli szczęśliwym znalazcą okaże się być któreś z dzieciaków, to już raczej go nie odda. Postanowił jednak spróbować i zawiadomić o tym dyrektora.
Pulchny na twarzy, okrąglutki w tułowiu i siwy jak gołąb mężczyzna obiecał mu, że powiadomi wszystkich nauczycieli, by ci porozmawiali z dziećmi podczas jutrzejszych zajęć.
Mam nadzieję, że nie miał pan tam za dużo pieniędzy – dodał współczującym tonem.
Szczerze? To niemal całą wypłatę tam miałem. Zdążyłem zrobić jedynie rachunki – odparł, samemu sobie uświadamiając jak wielką ponosi stratę.
Tyle dobrego. Pańska żona też pracuje, więc o tyle dobrze, że jakaś znaczna bieda państwu nie grozi.
Clara pracuje bo chce. Ja jej do pracy nie wysyłałem – burknął, nagle przybierając niezadowolony ton i równie nieuprzejmą minę. – A właśnie, w temacie Clary, to biblioteka jeszcze jest czynna?
Dziś wyszła wcześniej. Wybierała się do zakładu krawieckiego. Miała coś odebrać.
Odebrać – powtórzył i zagryzł wargi, potem mlasnął i wycofał się do wyjścia. – Będę już szedł. Może dam radę jeszcze ją odebrać z tego... zakładu krawieckiego – zaakcentował ostatnie dwa słowa i z ledwością powstrzymał się przed trzaśnięciem drzwiami.
Dla Hadriana to był moment, w którym walił mu się dobrze skonstruowany świat. Zawsze uważał samego siebie za doskonałego architekta, który potrafił stworzyć niemal idealny budynek zwany rodziną. Teraz okazywało się, że budynek ten miał kiepską konstrukcję i że cegły, które położyła Clara nie były wystarczająco trwałe, a on sam nie zrobił nic, by je utrwalić, by zapobiec zawaleniu.
Wsiadł do samochodu i gdy już miał ruszać, to nagle z tego zrezygnował. Przeklął siarczyście i uderzył pięścią w kierownicę ze znaczną siłą. Klakson wydał z siebie dźwięk. Z jednej strony chciał przyłapać żonę na gorącym uczynku, a z drugiej bał się zobaczyć jej zdradę, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jego oczy mogą nie znieść takiego widoku.
Kurwa! – przeklął ponownie i zajął się przeszukiwaniem samochodu, jakby chciał w ten sposób jak najbardziej odłożyć w czasie spotkanie z własną małżonką. W końcu zdecydował się na pójście do baru.
Było już grubo po kolacji, ale Clara nie przejmowała się jego nieobecnością. Nawykła do tego, że jej mąż niemal każdego dnia, za wyjątkiem tych wolnych od pracy, wcześnie wychodził i późno wracał. W towarzystwie jedynie babci i dziewczynek zjadła kolację, a potem wykąpała bliźniaczki i położyła je spać. Sama jednak nie mogła usnąć, jakby przeczuwała, że zdarzy się coś złego. Wstała z łóżka i szczelnie otulona męskim szlafrokiem należącym do Hadriana, zeszła do pokoju, w którym stał fortepian. Dawno nie grywała. Ostatnim czasem czyniła to, gdy dziewczynki były malutkie. Je to uspokajało i pomagało zasnąć. Zdecydowała się jednak spróbować sobie przypomnieć jak to jest. Odnalazła najprostsze z nut i przyłożyła palce do białych klawiszy. Rozpoczęła grę, myląc się kilkakrotnie, ale nie przerywając. W końcu wpadła w coś na wzór transu i poczuła muzykę na tyle, by wygrać bezbłędnie każdy dźwięk. Dumna z siebie, na moment przerwała. Nie było jej jednak dane powrócić do wygrywania melodii.
Tu jesteś – odezwał się Hadrian, wchodząc do pokoju. Stanął przy fortepianie, naprzeciw żony.
Piłeś? – spytała, choć była pewna, że jej przypuszczenia są trafne, bo Hadrianowi specyficznie pobłyskiwały się oczy i by tak się działo, wystarczał choćby kieliszek wódki.
Clara wstała od fortepianu, ale nie odsunęła się od niego. Hadrian zaczął uważnie przyglądać się jej twarzy. Na powiekach ciągle miała delikatny cień, rzęsy okalał ciemny tusz i widać było, że podkręcone zostały zalotką, usta natomiast miała mocno podkreślone bordową szminką. Tego dnia wyjątkowo przeszkadzał mu jej zadbany, efektowny i przyciągający wzrok wygląd. Przeszło mu przez myśl, że nie stroi się tak dla niego, a dla Arturo Boscy albo nawet dla innych, obcych mężczyzn. Clara lubiła czuć na sobie ich spojrzenia, to zdawało się jej imponować. Wiedział o tym, bo powiedziała mu to kiedyś, przed laty, gdy upili się nalewką autorstwa jej babci. To było jeszcze przed ich ślubem. Teraz ta wiedza, ta jedna myśl wystarczyła, by podniósł dłoń, wziął zamach i zatrzymał rękę dopiero na jej policzku.
Cios, którego się nie spodziewała, zwalił ją z nóg. Sprawił, że upadła na klawisze fortepianu, a instrument wydał z siebie żałosny dźwięk. Zatrzęsła się ze strachu, który wcześniej był jej zupełnie obcy, ale nie zapłakała. Nie miała też odwagi podnieść głowy, wyprostować się i spojrzeć na męża.
Tylko mi nie mów, że nie wiesz za co! – wrzasnął, przerażony tym co przed chwilą miało miejsce. Wejrzał się na wciąż otwartą dłoń, gdzie po wewnętrznej stronie odczuwał mocne pieczenie. Zacisnął ją w pięść i skierował się do wyjścia. Na moment jednak przystanął, dostrzegając małą Aurorę. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili z tego zrezygnował. Wyminął córkę, czyniąc to bez choćby jednego słowa.
Mamusiu? – zapytała cichutko blondyneczka w białej koszuli nocnej, która była na nią odrobinę za długa i przez to zakrywała nawet palce u stóp.
Tak, kochanie? – odpowiedziała, starając się zebrać w całość. Usiadła i odgarnęła włosy do tyłu, gdyż te wcześniej opadły jej na twarz, ograniczając tym widoczność. – Chodź do mnie. – Wyciągnęła ręce przed siebie, a gdy dziecko wbiegło w jej objęcia, to posadziła ją na swoich kolanach i mocno przytuliła. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, że cały czas walczy ze łzami, że za wszelką cenę i ze wszystkich sił stara się nie zapłakać.
Czy tatuś jest niedobry? – szepnęła Aurora i oparła główkę o klatkę piersiową matki.
Nie – odszepnęła. – Nie, kochanie – dodała bardziej zdecydowanie. – To tylko gorszy czas – oznajmiła w taki sposób, jakby sama pragnęła w to uwierzyć.

* Tym razem postanowiłem wam pokazać ostatnią scenę, więc widzicie na zdjęciu Clarę i małą Aurorę. Ogólnie to chciałem powiedzieć też, że bardzo lubię tę aktorkę.
* A tak poza tym, to zachęcam was do KOMENTOWANIA!

8 komentarzy:

  1. Wróciłam, bo po przejrzeniu dziesiątek jak nie setek różnych blogów stwierdziłam że jesteś dobry w tym co robisz. Twoje opowiadania są ciekawe, na poziomie i w miarę możliwości kończysz je. Co ja się naczytałam to się w głowie nie mieści: od fanfiction z harrego portka, przez blogi fanek one direction, do wilkołaków i innych stworów. Większość pisane przez gimnazjalistki, jak trafiło się coś lepszego to zawieszone i nie wiadomo co dalej. Postanowiłam się przeprosić z biblioteką, ale żeby tam pójść i coś wybrać też potrzeba czasu, którego niestety nie mam w nadmiarze.
    Stwierdzam, że wybrałam sobie do czytania ciężkie opowiadania. Części są długaśne,trudno mi spamiętać imiona bohaterów (łatwiej chyba by było jakby to był Andrzej, Waldek i Rysiek :) ). Większości nie potrafię z pamięci poprawnie napisać dlatego trudno mi powiedzieć coś o treści. Sam wątek zbrodni, portfela ginie w masie tekstu. Coś więcej napiszę przy okazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ja się starałem w miarę wyróżnić bohaterów, a i imion nie wybierałem najtrudniejszych.
      "Zbrodnia w miasteczku" to jednak w równej mierze obyczajówka co kryminał, w sumie to chyba nawet bardziej obyczajówka.
      Jakbyś się w czymś zgubiła, to pytaj.

      Usuń
  2. Czy tylko ja noe coerpie ojca Antonia ? Nie dosc ze terroryzuje dzieci . Dziecko nawet balo sie przyznac o bolacej nodze . Ciagle czepia sie zony i nie pomaga w domu . Skoro tak duzo niby pracuje to kiedy ma czas na zdrady ? . Co do Pana Policjanta to wcale mu sie nie dziwiwe jednak nigdy nie powinno zobaczyc tego dziecko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Arturo pokaże jeszcze zarówno swoją dobrą jak i złą stronę.
      Akurat to, że dziecko zobaczyło jak ojciec policzkuje matkę, to było nieplanowane że strony tego ojca - Hadrian myślał, że mała Aurora śpi.

      Usuń
  3. Jesteś lepszy nawet od Martina (z gry o tron), ponieważ on potrafił sprawić, że nikt nienawidził Joffreya, tak samo robisz Ty z Arturo (według mojej oceny). Nie lubię go, z całego serca. Szkoda mi jego żony i dzieciaków, a szczegolnie Antonia, to taki słodki, rezolutny łobuziak. Bardzo dobrze, że ta żona policjanta dostała tego liścia. Nie cierpię zdrad. Jestem ciekawa jak to będzie z Pedro, czy sie ogarnie dla Alici, czy wezmą ten ślub i czy ta matka Alici go zacznie chociaż tolerować. Czekam na kolejne części, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałem "Gry o tron", bo nie przepadam za fantastyką, ale kojarzę postać Joffreya z serialu, który oglądały moje dzieci. Jego postać wydała mi się mocno przejaskrawiona, właśnie taka stworzona do "nielubienia". Ja z Arturo mam w planach zrobić coś innego, chcę by czytelnicy mieli powody go nie lubić, ale też takie, za które mogliby go uwielbiać.
      Jeśli autentycznie Klara zdradziła Hadriana, to tak, jestem skory się zgodzić, ze policzek był zasłużony, ale na chwilę obecną nie wiemy czy do zdrady w ogóle doszło.

      Usuń
  4. No proszę jak się zabawia Arturo w pracy. A potem wraca do domu, przymila się do żony, jakby nigdy nic i jeszcze żąda, by mu usługiwała. Nie podobało mi się też, jak tłumaczył synowi, że to, na czym został przyłapany w zakładzie czyni z niego mężczyznę. Co za przykład weźmie (albo i nie weźmie, oby!) z ojca Antonio. Zaśmiałam się za to, kiedy pokazywał Lunie, jak jej nie lubi.
    Hadrian dał się ponieść emocjom. Mimo to nie powinien tak reagować w stosunku do Clary, nie wiadomo, czy zdradziła, powinien z nią porozmawiać, pozwolić jej się wytłumaczyć. A już w ogóle kiepsko, że to widziała Aurora.
    Chociaż długo mnie nie było, to wracam wreszcie do czytania.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat to, że kobiety kiedyś usługiwały mężczyznom, to nie było coś złego, zwłaszcza, gdy one nie pracowały (bycie w domu z dziećmi mało który uważał za pracę). Podawanie mężowi obiadów, prasowanie jego koszul i pranie jego gaci nie było niczym odmiennym, więc nic dziwnego, że Arturo tego wymaga od żony, bo każdy facet tego wymagał od żony.
      Antonio ma swój urok xD Sam lubię pisać fragmenty, w których chłopiec występuje.
      Hadrian zawsze był nerwowy, będzie o tym wzmianka, gdy będą wspominali jego dzieciństwo i młodość. Jego nerwowość jednak nigdy wcześniej nie objawiała się w stosunku do Clary i córek.

      Usuń