„Sekrety
i kłamstwa”
Arturo Bosca wszedł do sypialni
spokojnie. Cicho zamknął za sobą drzwi. Zaświecił lampkę przy
łóżku, bo za oknem zaczynało się już robić szarawo. Spojrzał
na żonę.
Sylvia leżała odwrócona do
niego plecami. Łóżko mieli jednym bokiem dostawione do ściany i
to właśnie przy tej ścianie się znajdowała, dotykała jej
podkulonymi kolanami.
– Teraz płaczesz?
Niepotrzebnie, karku ci nie skręcę. – Zasiadł obok. Pochylił
głowę i obiema dłońmi chwycił się za potylicę, przeczesał
niechlujnie włosy, sprawiając, że stały się bardziej potargane
niż wcześniej.
Poruszyła się niespokojnie na
tembr jego głosu, choć nie wydawał się być zły, bardziej
zmęczony.
– Rozumiem, że powiedziałem
coś czego mówić nie powinienem, zwłaszcza przy kimś, ale
sprowokowałaś mnie.
– Oczywiście, ty zawsze
jesteś niewinny – zadrwiła, a potem pociągnęła nosem. Drwina
ta była zbolała i nie miała na celu poprawić jej humoru ani
doprowadzić do zagrzania się do walki. Tak naprawdę nie miała już
siły na potyczki, nawet słowne.
– Mogę wziąć winę na
siebie, niewiele to zmieni – przyznał. – Cokolwiek powiedziałem,
wiedz, że nie poradziłbym sobie bez ciebie. Nie chciałem ani cię
urazić, ani zaniżać twojej wartości. Dla mnie jesteś warta
wszystkiego.
– Tylko dlatego, że piorę
twoje gacie i stoję przy garach – stwierdziła bez entuzjazmu.
Arturo wyczuł w tonie żony
namiastkę agresji, jakby przeradzało się w nią wcześniejsze
zobojętnienie i rozgoryczenie.
– Zrobi się niemiło, ale
wiedziałaś przed kim rozkładasz nogi. Ja niczego wcześniej nie
udawałem. Tak naprawdę to udawać zacząłem dopiero przy tobie,
oboje zaczęliśmy i kiedyś nas piekło za to pochłonie –
ostatnie słowa wypowiedział przez mocno zaciśnięte zęby. – I
odwróć się w końcu do mnie. Nie będę rozmawiał z twoimi
plecami! – uniósł się.
– Nie mam ochoty na ciebie
patrzeć.
– Nie będziesz miała
wyjścia. – Wstał energicznie z miejsca, nachylił się do żony,
chwycił dłonią za jedno jej ramię i siłą zmusił, by się
odwróciła, drugą dłoń kładąc nieopodal jej głowy.
Spojrzała na niego, ale bez
przerażenia w oczach, choć te jego zdawały się cisnąć w nią
najprawdziwszymi gromami.
– A więc, zanim mi wypomnisz,
że byłaś małą dziewczynką, zbałamuconą i wykorzystaną przez
starszego mężczyznę, to wiedz, że już mnie to nie dotknie.
Kiedyś, faktycznie, było szpilą i wchodziło między żebra. Teraz
oboje dobrze wiemy, że byłaś temu tak samo winna jak i ja.
– Ja byłam wolna, nikomu
wcześniej nie przysięgałam. Ty miałeś żonę, powinieneś być
wierny – wyrzuciła bez cienia emocji, jakby była zawodowym
szachistą.
Arturo poczuł się dotknięty i
nawet jeśli na twarzy starał się przybrać cyniczny uśmieszek, to
swój brak opanowania zdradzał zaciśnięciem dłoni na ramieniu
żony.
– Puść mnie, bo to boli! –
krzyknęła i dopiero wtedy się opanował.
Zwolnił uścisk, w końcu
całkiem wypuścił jej rękę z objęć i ponownie przysiadł obok.
– Zdradzałeś Glorię, jaką
mam pewność, że mnie nie?
– Żadną – wypowiedział
prosto w jej twarz, bez uciekania wzrokiem. – Mężowie chodzą na
boki, niemal każdy jeden. Możesz się tylko łudzić, że trafił
ci się wyjątek, prawdziwy ideał albo, że sama jesteś tak idealna
w łóżku, że nie mam konieczności szukać po bokach.
– Jesteś w tej chwili
bezczelny – stwierdziła, starając się powstrzymać łzy.
– Nie mniej niż ty byłaś
przed chwilą i nie bardziej niż byłaś nieraz. – Splótł ręce
na piersi, jakby zamykał się na rozmowę, która właśnie się
toczyła i chciał ją jedynie zakończyć. – I zanim przyjdzie ci
do głowy znowu otworzyć usta i powiedzieć coś jeszcze, to wiedz
jedno. Powiedzieć mi możesz wszystko, wszystko wykrzyczeć,
urządzić karczemną awanturę, a nawet mnie uderzyć, ale w
czterech ścianach tej izby, żadnej innej. Ujmując to jeszcze
krócej, urządź jeszcze kiedyś podobną sztukę do tej dzisiejszej
przy kimś innym lub przy dzieciach, a zobaczysz jak bardzo potrafię
być niemiły, nawet dla żony. – Wstał i skierował się do
drzwi, słyszał krzyki dzieci za oknem.
– Już raz mi to okazałeś –
przypomniała, unosząc się na łokciach.
Nie odwrócił się do niej,
jedynie przystanął.
– Tak, ale wtedy nie byłem
twym mężem – rzekł przed wykonaniem kolejnego kroku. Otworzył
drzwi. Chciał się powstrzymać i nie trzasnąć nimi, ale gniew na
samego siebie i brak zimnej krwi, którą poniekąd w rozmowie z
Sylvią stracił, sprowokowały go do wyładowania się w choćby
taki sposób. Najgorsze, że echo trzasku ucichło, ale on nawet po
kilku głębszych wdechach ani trochę nie poczuł się lepiej.
Antonio z niecierpliwością
przestępował z nogi na nogę i czekał aż któreś z rodziców
łaskawie otworzy drzwi.
– Chyba znowu się kochają –
stwierdził, rzucając wzrokiem na starszego brata. Chciał od Jacopo
otrzymać zapewnienie, że jego teoria jest prawdopodobna.
Jacopo jednak nie miał ochoty
odpowiadać. Zmęczony był niesieniem Matteo na rękach.
– Mówiłem, wróćmy
szybciej, bo zaraz uśnie.
– O to chodzi. Dobrze, że
usnął – upierał się dziesięciolatek. – Ja nie wiem jak ty,
ale ja chcę nagrodę.
– I tak go obudzą. Mama nie
położy go brudnego spać.
Antonio w odpowiedzi wzruszył
ramionami, jakby umorusana twarz i brudne ręce młodszego brata nie
były takie z jego winy. Nie rozumiał też sensu w myciu kogoś kto
smacznie sobie drzemie. On sam nie chciałby być budzony tylko z tak
błahego powodu jak wzięcie przymusowej kąpieli.
W końcu drzwi otworzyły się i
Antonio od razu zaczął się chwalić tacie, że Clara śpi i Matteo
nawet śpi, więc nagrody powinny być co najmniej dwie.
– Poniekąd są dwie –
przyznał Arturo i przejął Mattea na swoje ręce.
– To dobrze, bo nie chciałbym
się z nikim dzielić moją nagrodą – odpowiedział szczęśliwy,
że nic takiego go nie spotka. Wszedł zaraz za ojcem do domu i nawet
nie oglądał się na Jacopo, który męczył się z wózkiem, by dać
radę przejechać nim przez próg.
– Pomógłbyś bratu –
usłyszał nim zdążył wygodnie zasiąść na kanapie.
– Ciągle pomóc i pomóc.
Ciekawe kiedy mnie ktoś będzie tak pomagał jak ja wszystkim. –
Podszedł do wózka Clary, nachylił się i szarpnął za metalowy
stelaż.
Arturo przeszło przez myśl, że
Antonio ma charakter po Sylvii, że podobnie jak ona nieustannie
narzeka na swój los i marudzi, gdy tylko ma coś zrobić.
– Kiedy będzie nagroda? –
dopytywał dalej o to co dla niego było najważniejsze, a potem
napił się wody wprost z dużego, dwulitrowego dzbanka.
Arturo, idąc na górę i niosąc
na rękach czterolatka tylko przewrócił oczami, w myślach sobie
mówiąc, że Antonio niecierpliwy też jest dokładnie tak samo jak
Sylvia.
– Cicho być w końcu, bo nie
da nam tej nagrody. Krzyczysz tak głośno, że wszystkich pobudzisz
i znowu trzeba będzie ich usypiać – zwrócił mu uwagę Jacopo,
ale uczynił to szeptem.
– Bo jestem podesytowany
nagrodą! – krzyknął Antonio w swojej obronie.
– Jaki?
– Podesytowany – powtórzył,
wypinając pierś do przodu, dumny z tego, że zna tak trudne słowo
i jeszcze potrafi je odpowiednio używać.
– Jak na moje, to jesteś
tylko głupi.
– Sam jesteś głupi. –
Trącił brata otwartą dłonią w ramię i to z taką siłą, że
ten wpadł na kanapę.
– Ty jesteś bardziej głupi.
– Jacopo podniósł się z kanapy i w odpowiedzi uderzył Antonia
oburącz w klatkę piersiową.
– Co wy znowu wyprawiacie? –
zapytał Arturo, leniwie schodząc po schodach.
– Nic – odparł szybko
Jacopo.
– Zupełnie nic – przytaknął
mu Antonio i chcąc uchodzić za bardzo grzecznego, nawet wyprostował
się jak należy i splótł dłonie w koszyczek za plecami. Zaczął
się bujać z pięty na palce i z palców na pięty. – Nie kąpałeś
Mattea, tato? – postanowił dopytać tylko i wyłącznie dla zmiany
tematu, po to, by szarpanina z bratem uszła mu płazem.
– Nie chciałem go budzić.
Mama go potem umyje. – Wyjął delikatnie Clarę z wózka i
przełożył do drewnianego kojca stojącego w salonie. – Nagrody
są w komórce za domem – nim dokończył to zdanie, to Antonio już
był za drzwiami domu i dalej biegł, niemal na złamanie karku,
byleby jako pierwszy mógł zobaczyć swoją nagrodę i na wszelki
wypadek, jakby dwie nagrody były zupełnie różnymi, to mógł
wybrać tę lepszą dla siebie, a bratu zostawić gorszą z nich.
– Zapomniał, że komórka
jest zamknięta? – spytał Jacopo leniwie, spoglądając na ojca.
– Jak mama jest w gorącej
wodzie kąpany, pewnie zapomniał – odpowiedział, kładąc
starszemu synowi dłoń na karku. Nim obaj doszli do drzwi, to
Antonio już ponownie stał przed progiem, by ich ochoczo popędzić.
W końcu nadszedł moment,
którego Antonio pragnął, choć chwila, w której tata męczył się
z odpięciem kłódki trwała, jego zdaniem, niemiłosiernie długo.
Jednak kiedy stare, drewniane, odmalowane na żółto drzwi zostały
rozwarte na oścież przed jego oczami, to nagle wydały mu się być
bramą do najlepszego raju.
– Rower – wyszeptał z
szeroko otwartymi oczami. – To naprawdę rower. – Ciągle nie
mógł uwierzyć w szczęście jakie go spotkało.
– Są nasze? – zapytał
Jacopo ojca. – Tak na zawsze czy tylko pożyczone?
– Wasze, na zawsze.
Antonio jako pierwszy podbiegł
do jednego z rowerów, wyprowadził go z komórki i szybko obejrzał,
upewniając się czy ma wszystko co niezbędne, czyli pedały,
łańcuch i błotniki. Następnie oparł pojazd o ścianę i podbiegł
do ojca, oczekując, że ten się nachyli, by dał radę doskoczyć
do jego szyi.
Arturo, nie tylko się nachylił,
ale nawet przyklęknął na jedno kolano. Uściskał szczęśliwego
syna, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.
– Jesteś najlepszym tatą na
świecie! – wykrzyknął dziesięciolatek, całując ojca w
policzek.
– A ty największym łobuzem w
całym miasteczku, ale i tak cię kocham – odpowiedział,
poklepując syna pieszczotliwie po udzie, a potem przytulając go
mocniej do siebie, targając przy tym jego włosy i całując w
okolice szyi. W tamtym momencie sobie przypomniał, jak Sylvia zawsze
broniąc Antonia, uważała, że chłopiec nie może być lepszy,
choćby przez wzgląd na to w jaki sposób się począł. Arturo nie
wiedział jak jego żona wspominała tamtą chwilę, on natomiast
zawsze wspominał ją z uśmiechem na twarzy i łzami w oczach.
W końcu Antonio odsunął się
od taty i ponownie podbiegł do swojego roweru.
– Jest taki sam jak Marcosa,
zagraniczny! – wykrzyknął radośnie, bawiąc się przy tym
blaszanym dzwonkiem.
– Są identyczne jak Marcosa –
przyznał Antoniowi rację i spojrzał na Jacopa. – A tobie jak się
podoba?
– Bardzo, dziękuję. Możemy
się przejechać? – zapytał, licząc na to, że tata się zgodzi.
– Jest już prawie ciemno.
– Tylko trochę, tylko do
końca ulicy i z powrotem – dołączył się do przekonywań
Antonio.
– Do końca ulicy i z
powrotem. Potem je schowajcie i przyjdźcie na kolację. Jutro
pójdziemy całą rodziną na spacer, to będziecie mogli jeździć
do woli.
– Po całym miasteczku? –
dopytywał zaciekawiony Antonio, który już przekładał nogę, by
usiąść na rowerze. Był odrobinę za niski, więc musiał
przechylać pojazd na bok, by dosięgać stopą do ziemi.
– A umiesz chociaż jeździć?
– zapytał w końcu Arturo wydawałoby się o to co najważniejsze.
Wiedział, że Jacopo potrafi, gdyż sam go uczył, gdy ten był
jeszcze siedmiolatkiem.
– Oczywiście, że tak. Sam
się nauczyłem! – wykrzyknął Antonio, jadąc już w kierunku
bramy. Lekko w nią uderzając, gdyż była zamknięta i nie zdążył
w porę zahamować.
Hadrian wszedł z dziewczynkami
do domu i od razu usadził obydwie na niskiej, biało-błękitnej
komodzie. Padł przed swoimi pociechami na obydwa kolana, choć z
początku miał zamiar przyklęknąć tylko na jedno, ale zmęczenie
uczyniło swoje. Zajął się rozpinaniem dziewczęcych lakierków.
– Zdejmujcie peleryny –
polecił, stawiając obydwie z powrotem na podłodze. Rozsznurował
swoje buty i zdjął marynarkę. Z szafki wyciągnął papcie dla
siebie i córek.
– Lubiem chodzić bez nich –
przypomniała Aurora, ani myśląc je zakładać.
– Ale masz chodzić w nich –
warknął zirytowany.
– Jesteś dziś dla mnie
oklopny – poskarżyła się i przetarła zmęczone oczy.
– Okropny – poprawił ją i
wskazał na schody prowadzące do góry.
– Właśnie, taki jesteś,
tatko. – Tupnęła nogą, a potem widząc nieprzychylną minę
ojca, zdecydowała się jednak założyć znienawidzone papcie i
ruszyć we wskazanym wcześniej kierunku.
Amelia jak zwykle ruszyła za
nią.
Ledwie znaleźli się na górze,
a Hadrian dostrzegł babcie Clary z miską pełną wody i pieluchą
tetrową w niej zatopioną. Dziewczynki, także zobaczyły prababcie
i zaczęły opowiadać o tym gdzie były, i co robiły. Ojciec jednak
szybko im przerwał, a i babcia wyraźnie nie miała ochoty na
słuchanie ich opowieści, co Amelia zrozumiała, a Aurora wydawała
się być tym bardzo zawiedziona. Chciała pochwalić się, że umie
nalewać piwo, że robiła to w barze.
– Rozbierzcie się do kąpieli
– przemówił zmęczonym głosem ojciec, ledwie stojąc na nogach z
braku potrzebnego snu. Podszedł do drzwi łazienki, niczym pijak
wspierając się na ścianie, i otworzył je przed bliźniaczkami. –
Coś się stało? – zapytał Emilię, jednocześnie łapiąc za
klamkę i zamykając drzwi ponownie. Tym jednym ruchem odgrodził
córki od brutalnej rzeczywistości, pozwolił im na trwanie w
błogiej niewiedzy.
– Bardzo miała wysoką
gorączkę, ciągle ma – odpowiedziała.
– Clara? – Wydawał się być
zdziwiony, ale tak naprawdę pytanie było czymś zbędnym. W domu
nie było nikogo innego, musiało więc chodzić o jego żonę.
Emilia przytaknęła głową, a
potem weszła do łazienki, by wylać ciepłą wodę i miskę
ponownie napełnić zimną. Kiedy powróciła na korytarz, Hadrian
ponownie zamknął drzwi, by dziewczynki nie słyszały ich rozmowy.
– Pochorowała się? –
dopytywał, choć w duchu już winił samego siebie.
– Albo się zmartwiła, choć
nigdy nie była wrażliwa, albo zbiłeś ją za mocno. Mogłeś
zrobić jej krzywdę.
Zamknął oczy najmocniej jak
tylko potrafił, by po chwili je otworzyć – w taki sposób walczył
z opadającymi powiekami. Przyłożył trzy palce do czoła i przez
chwilę wyglądał jak filozof, którzy intensywnie nad czymś
rozmyśla.
– Wezwałaś doktora? –
zapytał w końcu.
Emilia pokręciła głową.
– Dlaczego? – nie rozumiał.
– A co ja bym mu powiedziała?
– Spojrzała na niego pytająco, ze łzami w oczach. Głos jej
drżał.
– Sam mogę po niego pojechać
– kontynuował, w ogóle nie słuchając tego co do niego mówi.
– A co ty jemu powiesz!? –
wykrzyknęła zbulwersowana, czym na moment skupiła na sobie wzrok
męża wnuczki, całą jego uwagę. – Chcesz, by całe miasteczko
się dowiedziało? By ludzie gadali?
Przełknął nerwowo ślinę.
– Nie, nie chcę –
odpowiedział. – Ale jeśli ma się jej coś stać... – reszta
słów nie przeszła mu przez gardło. Oparł się o ścianę i
osunął po niej. Bał się, bał się o to, że Clara może
rozchorować się jeszcze bardziej, a wtedy on poniósłby
konsekwencję swoich działań. Pragnął tego uniknąć.
– Jeśli się jej pogorszy,
sam się po lekarza udasz – postanowiła Emilia, kładąc
Hadrianowi miskę z wodą na kolanach. – Ty przy niej czuwaj, ja
wykąpię i położę do łóżek dziewczynki.
Z rezygnacją odchylił głowę,
przez co uderzył nią o ścianę, ale zdawał się tym wcale nie
przejmować. Trwał tak jakiś czas, a potem ruszył do sypialni.
Doznał uczucia, jakby zmęczenie miało zaraz zwalić go z nóg, a
jednocześnie wiedział, że i tak nie dałby rady tak po prostu
usnąć.
Wszedł cichutko, niczym
złodziej. Przysiadł na dużym, małżeńskim łożu i starał się
skupić wzrok na wszystkim innym, tylko nie na własnej żonie. W
końcu jednak zmoczył tetrę w zimnej, niemal lodowatej wodzie i
przyłożył ją do policzka Clary. Wtedy nie miał innego wyjścia,
musiał na nią spojrzeć. Dostrzegł wielki siniec w kąciku ust i
jeszcze większy, ciągnący się od rozciętego łuku brwiowego aż
do połowy policzka. Przed jego oczami stanął obraz matki, która
była posiniaczona aż tak bardzo, że nie mogła normalnie mówić
ani otworzyć lewego oka. Dorian leżał, wtulony w nią i płakał,
modląc się, by mama nie umarła, a on robił wszystko co mógł, by
ulżyć jej w cierpieniu, przykładając do jej rozpalonego ciała
kompresy z zimnej wody, octu i cytryny.
– Przepraszam – wyszeptał,
wiedząc, że żona śpi bardzo głęboko, że nie będzie w stanie
go usłyszeć. Z tego też powodu pozwolił sobie na łzy. Nigdy nie
płakał przy kimś, zawsze czynił to w samotności.
Antonio i Jacopo zapuścili się
nieco dalej niż na koniec ulicy. Dojechali na drugi koniec
miasteczka, minęli kościół i szkołę. Zawrócili jednak pod dom
Marcosa, by móc się mu pochwalić rowerami.
Wjechali na posesję,
korzystając z okazji, że brama była otwarta i jeżdżąc po cudzym
ogrodzie, taranując wypielęgnowane rabatki pełne kwiatów,
wykrzykiwali imię kolegi, wpatrując się we wszystkie okna po
kolei.
Marcos akurat zajadał kolację,
którą podała mu jedna z służących. Nie chciał rezygnować z
kanapki, którą już zaczął konsumować ani pozostawić na talerzu
drugiej, jeszcze nietkniętej. Pierwszą więc wepchnął do ust,
ledwie ją tam mieszcząc.
– Jakby twoja mama to
widziała, paniczu, to dałaby ci po uszach. Dobrze wiesz ile dla
niej znaczą dobre maniery – upominała go Wera, wymachując przy
tym ścierką.
– Wołają mnie – powiedział
niewyraźnie, z pełnymi ustami, jakby to miało być
usprawiedliwieniem. Drugą kanapkę położył na dłoni i wstał z
miejsca. – Mogę iść? – zapytał, niecierpliwie przestępując
z nogi na nogę.
– Tylko być ty przed domem. –
Wystawiła palec wskazujący i pogroziła nim, ale Marcos już tego
nie widział, gdyż ledwie uzyskał pozwolenie na wyjście, a już
odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem opuścił kuchnie.
Blondynek minął długi hol,
zastawiony przeróżnymi rzeźbami, zajadając przy tym kanapkę.
Doszedł do fontanny, która postawiona była dokładnie naprzeciw
drzwi, tak by każdy kto wejdzie do domu od razu mógł ją zobaczyć.
To w tej fontannie umył ręce i obryzgał buzie, nieco chlapiąc
przy tym podłogę. W końcu znalazł się na tarasie.
– Antonio! – krzyknął na
całe gardło. – Jacopo! – wrzasnął, biegnąc jednocześnie w
kierunku kolegów.
– Wolniej – pouczyła go
matka, siedząca na pobliskiej ławce, pod winoroślą i rozmawiająca
z nauczycielem.
– Pan Pedro tutaj? – zdziwił
się nie mniej niż Antonio i Jacopo, którzy właśnie stawiali
rowery, wspierając je o barierki tarasu.
Marcos pokazał kolegom na
palcach, by chwilę poczekali i podszedł do mamy. Chciał podsłuchać
o czym ona rozmawia z panem Riverą i upewnić się, że ten na pewno
na niego nie donosi.
– Możesz iść do kolegów –
powiedziała nim na dobre znalazł się przy niej, ale pomimo tego
podszedł bliżej. – Tylko niedługo – dodała, jakby spodziewała
się, że syn chce się upewnić jak długo może się jeszcze bawić.
– A pan Pedro po co przyszedł?
– zapytał wprost.
– Ale to chyba nie jest twoją
sprawą. – Uśmiechnęła się przyjaźnie, ale z wyraźnie
zarysowaną wyższością.
– Nie na skargę? –
dopytywał.
– Nie – odpowiedziała
zgodnie z prawdą.
– To po co? – nie dawał za
wygraną, zgarniając swoją niemal siwą grzywkę z czoła. Była
już za długa i gdy mama go nie uczesała, przylizując ją, to
włosy wpadały mu do oczu.
– Za moment stracę
cierpliwość, Marcosie, wiesz o tym?
Chłopiec w odpowiedzi wzruszył
ramionami.
– Nie wiem, choć chyba teraz
już wiem – odpowiedział po chwili ciszy.
Pedro, przysłuchując się
rozmowie matki i syna, nie potrafił powstrzymać śmiechu.
– Ciekawski jesteś –
zwrócił się do chłopca. – W szkole, gdy o coś pytam, to nigdy
nie jesteś taki wygadany.
– Bo jestem wstydliwy –
wyjaśnił, zabawnie poruszając przy tym brwiami.
– Idź się już bawić, bo
zaraz przyjdzie pora, by wracać do domu i będziesz marudził, a
teraz czas marnujesz. Ciemno już jest – zauważyła, wstając przy
tym z ławki i przygładzając swoją ciemną, nieco za grubą jak na
tę porę roku spódnicę.
Pedro mimo woli sunął wzrokiem
po jej dłoniach. Wydawały mu się być niezwykle pociągające.
Dłonie Adeli były smukłe, a palce długie, niczym u pianistki,
choć ta nigdy nie grała na żadnym instrumencie. Na dwóch palcach
znajdowała się biżuteria. Na serdecznym była to obrączka, a na
środkowym jakiś pierścień z nieprzyzwoicie dużym okiem,
przypominającym bursztyn, ale mającym zieloną barwę.
– Jak spotkam Alicię, to
powiem jej, że pan jej szukał – zapewniła.
– Niech pani przekaże, że
jeśli nie chce się odzywać do mnie, to niech chociaż odezwie się
do swojej matki. Ona bardzo się o nią martwi. – Wstał z miejsca
i skierował się do wyjścia, po drodze upominając Antonio i
Jacopo, że już jest za późno na tak dalekie przejażdżki.
– Wiemy, ale dostaliśmy
rowery od taty i musieliśmy wypróbować. Prawda, że ładne? –
pochwalił się Antonio i wyczekiwał aż nauczyciel zacznie
zachwalać jego nowy pojazd.
– Piękne, ale jak ojciec się
dowie, że było już tak ciemno na dworze, a wy tak daleko od domu,
to z pewnością wam je zabierze.
– Nieprawda, panie
nauczycielu. A nawet jeśli, to ja bym mojego za nic nie oddał –
zapewnił, przytupując przy tym nogą.
Pedro rozczochrał włosy
Antonia, uśmiechnął się do chłopców, choć sam nie miał za
dużo powodów do radości i poszedł.
– Do widzenia! – krzyknął
do jego pleców mały Bosca. – Jakiś przygnębiony był, nawet na
do widzenia nie odpowiedział – poskarżył się bratu i Marcosowi,
który już znajdował się za jego plecami.
– Szukał pani Montero –
poinformował Marcos. – Moja mama skłamała, powiedziała, że jej
u nas nie ma, a przecież jest. Myślicie, że czemu skłamała?
Jacopo wzruszył ramionami, ani
trochę nie interesowały go prywatne sprawy jego nauczycieli.
Antonio natomiast postanowił pochwalić się swoją wiedzą na temat
spraw damsko-męskich, a przede wszystkim kobiet.
– Pan bankier mówił kiedyś
tacie, że kobieta jak się nie pomyli, to prawdy nie powie.
– Jakieś głupoty plótł –
stwierdził Jacopo.
– Wcale, że nie! – upierał
się Antonio. – Matka Marcosa się nie pomyliła i co? I skłamała!
– podał jako przykład na potwierdzenie swojej teorii. – A mama?
Pamiętasz jak kiedyś się szarpaliśmy i potłukliśmy prawie
wszystkie kieliszki? Powiedziała wtedy tacie, że chciała je wziąć
z regału do umycia i jej wszystkie z tacą poleciały.
– Mama nas broniła.
– Broniła czy nie, prawdy nie
mówiła! – wykrzykiwał swoje racje Antonio. – Kobiety kłamią
ciągle, taką już mają naturę.
– Albo powody! – wykłócał
się Jacopo.
– Właśnie, powody! –
wtrącił Marcos. – Wiecie, że żona policjanta była na policji
na niego donieść?
– Nie – powiedział Antonio
i zgodnie z Jacopo pokręcił głową. – A ty skąd o tym wiesz?
– U Wery, takiej co u nas
sprząta i gotuje, była taka pani co sprząta na komisariacie.
Widziała to wszystko. Nawet podsłuchała rozmowę komendanta z
Hadrianem.
– Przecież to twój wujek.
Dlaczego zawsze mówisz o nim „ten policjant” albo po imieniu? –
dopytywał młodszy z braci Bosca.
– Jaki tam wujek? Tata mówi,
że to tylko zagrożenie co może zabrać mi kiedyś pieniądze,
które się mnie należą. Mama mówi to samo. Żaden wujek, tylko
policjant, a teraz jeszcze mężczyzna, który pobił żonę.
– Ona pracuje u nas w
bibliotece – przypomniał Jacopo. – Faktycznie była
posiniaczona. Byłem oddać książkę, to widziałem.
– Widzicie, prawdę mówię.
Ciekawe czy go za to zwolnią z pracy. Tata by się ucieszył.
– Ale ta żona chyba nie –
stwierdził Antonio. – W ogóle nie pomyślała. Z czego będą
żyli jak go zwolnią? Sama domu nie utrzyma. A może prawdy nie
mówiła. Mogła kłamać, jak się nie pomyliła.
– Sama się raczej nie pobiła
– wtrącił Jacopo.
– Mógł ją pobić ktoś inny
albo mogła się uderzyć sama o coś, choćby potknąć, a zwaliła
na męża. Kobiety zawsze uważają, że wszystkiemu winni jesteśmy
my. Tylko dlatego że nosimy spodnie, a im nie wolno i zazdroszczą.
– Moja mama czasami nosi
spodnie – powiedział Marcos. – Jak jeździ konno albo, gdy
pracuje w ogrodzie.
– Twoja mama to jest w ogóle
inna od wszystkich mam i wszystkich kobiet – odparł mały Bosca.
– Nie obrażaj mojej mamy!
– Nie obrażam, mówię jak
jest! To był nawet komplenent.
– Komplement – poprawił go
Jacopo.
– Właśnie, to był
komplenent.
Jacopo nie miał już siły
powtarzać bratu jak należy poprawnie wymówić to słowo,
przewrócił więc tylko oczami i przypomniał, że powinni już
wracać, bo robi się coraz ciemniej.
– Faktycznie, powinniśmy.
Jutro pojeździmy razem rowerami – zapewniał Antonio, dobiegając
już do swojego pojazdu, nie mogąc się doczekać drogi powrotnej.
* Na poprzednim zdjęciu był
Hadrian Alarcon, więc tym razem jest Sylvia Bosca.
* A tak poza tym, to
postanowiłem się z wami przywitać po dłuższej nieobecności.
Postaram się już tak nie znikać, być częściej obecnym i więcej
publikować. Miałem po prostu małe zamieszanie w życiu prywatnym.
Przyznam szczerze, że myślałam, że Arturo zrobi większą awanturę Sylvii, za to przedstawienie przy Pedro, ale i tak nie podoba mi się jego zachowanie. Bezczelny jest, jak on mógł żonie powiedzieć drań jeden, że prawie każdy facet zdradza, tak jakby zdrada była czymś normalnym, jakby rzucił jej w twarz, jak będę chciał to cię zdradzę, o ile jeszcze tego nie zrobił, a ty nie masz innego wyjścia, jak się z tym pogodzić i tyle.
OdpowiedzUsuńSylvia ma świadomość, że Arturo zdradził Glorię, więc wie, że ją też może zdradzić, nie jest to zbyt miła pewnie dla niej myśl, że z kobiety dla której Arturo zdradził, może teraz stać się tą którą on będzie zdradzał, role mogą się zamienić, nie zazdroszczę jej teraz.
I zastanawiam się o co Arturo chodzi z tym, że on wcześniej nie udawał, że dopiero teraz jak jest z Sylvią to udaje.
Widzę, że Antonio i Jacopo spisali się na medal, uśpili młodsze rodzeństwo, co się nie robi dla nagrody.
Muszę przyznać, że Arturo naprawdę się postarał, kupił synom rowery, sprawił im wielką niespodziankę, tak sobie myślę, że on pewnie u Alarcona na nie zarobił. Swoją drogą to jak bardzo bracia są różni, Antonio cieszy się całym sobą, radość aż z niego wyłazi, a Jacopo jest powściągliwy, niby się też cieszy, ale najpierw się upewnił, ze rowery są ich na zawsze, Antosiek rzucił się ojcu na szyję,a ten tylko grzecznie i na dystans podziękował, no ale cóż, każdy jest inny, ile ludzi tyle charakterów.
A więc Ali nic złego się na szczęście nie stało, ukrywa się u Adeli Alarcon. Naprawdę rozumiem z jej strony chęć ukrycia się przed Pedro,żeby się martwił po tym jak się zachował, ale nadal nie rozumiem, dlaczego nie dała znać matce, że wszystko z nią w porządku. Uważam, że o ile Rivera zasłużył na nauczkę, to o tyle własnej matce nie powinna fundować takiego cierpienia.
Antonio mnie rozwala swoimi tekstami, jak to gałgan jeden szybko zapamiętuje mądrości głoszone przez dorosłych. Jak się wymądrza mądrala jeden, tak, Clara na pewno kłamała, pewnie sama się pobiła i zwala winę na męża, a tak w ogóle to ona jest zwyczajnie głupia , bo jak doniosła na męża, to teraz pewnie go zwolnią z pracy i kto ich utrzyma, no kto?
Tak w ogóle, to normalnie tylko pozazdrościć Hadrianowi rodziny, brr, Marcos wyraża się o Hadrianie jak o jakimś obcym człowieku, ale czego się spodziewać, on jest tylko dzieckiem, któremu rodzice kładą do głowy takie mądrości, a on je później dalej rozgłasza.
No i już teraz to pewnie całe miasteczko plotkuje o Clarze i Hadrianie.
Rozbawiła mnie babcia Clary,że Clara zachorowała bo może Hadrian za mocno ją zbił, wrrr, tak jakby w ogóle miał prawo do tego żeby ją bić.To wyszło tak jakby wolno mu ją było bić, ale tylko tak żeby nie trzeba było lekarza wzywać, paranoja. Zamiast go opieprzyć za to co zrobił żonie, to babcia jeszcze takie super teorie głosi.
Wstrętny Hadrian, najpierw pobił żonę, bo coś mu się tam zdawało, bo ktoś mu tam coś nagadał, a teraz biedaczek się zmartwił, ni nie mogę, nawet łzę nad żoną uronił, niech sobie swoje zmartwienie drań jeden i swoje łzy w odwłok wsadzi. Bardzo dobrze, że czuje się winny, niech się martwi, należy mu się za to co zrobił. Mam nadzieję, że Clara szybko wyzdrowieje, bo nawet jeśli nie jest całkiem w tym wszystkim bez winy, to i tak Hadrian nie miał prawa jej tak potraktować.
Wiesz, na początku XX wieku i długo przed nim było tak, że zdrady były czymś normalnym i o ile kobiety zdradzały jak cichodajki, po kątach, w sekrecie, tak mężczyźni nie kryli się ze swymi zdradami, chadzali po burdelach, panowie sypiali z pokojówkami i choć żony udawały, że o tym nie wiedzą, to wiedziały, bo wiedzieli wszyscy, bo ludzie tak teraz, jak i wtedy, gadali.
UsuńRole faktycznie mogą się odmienić, ale jakby nie patrzeć, póki co, wygląda to tak, jakby ona odebrała męża innej kobiecie, więc czemu teraz miałby ktoś inny jej tego męża nie odebrać? Czy nie byłoby wtedy sprawiedliwie?
Tak, braciszkowie są zupełnie różni. Matteo też się będzie od nich różnił :)
Faktycznie, Alicia mocno zmartwiła matkę, niepotrzebnie i bez powodu, ale wiedziała, że matka choć jest jaka jest, to gdyby jej powiedziała gdzie jest, to i Pedro by się o tym dowiedział, więc nie miałaby możliwości dać mu nauczki. To cwana bestia.
Na szczęście przypuszczenia Antonia nie są zgodne z prawdą i Hadrian nie straci pracy, jeszcze nie, ale będzie taki moment, gdy otrzyma dwa tygodnie przymusowego i bezpłatnego urlopu.
Marcos ma bardzo specyficznych rodziców. Nieco o nich będzie w kolejnym rozdziale. Żadna nienawiść jednak nie bierze się bez powodu i o ile Adeli zależy na tym, by Marcos był jedynym dziedzicem, tak Dorian ma nieco więcej powodów, by nie bratać się z własnym bratem.
Babci Clary raczej chodziło o to, że powinno zakończyć się na policzku czy kilku klapsach, a nie na okładaniu z całej siły gdzie popadnie. Chciała wzbudzić w Hadrianie poczucie winy, wyrzuty sumienia. Przez brak zdolności do opanowania samego siebie Hadrian mógł stracić żonę, jego dzieci matkę. Wiesz babcia też nie może Hadriana opieprzyć, bo choć to jej dom i dom jej wnuczek, to Hadrian jest mężem jednej z nich i jedynym mężczyzną w tym domu. Mężczyznę kiedyś się respektowało, on w tym przypadku jest głową rodziny, bo babcia ma też dosyć staroświeckie poglądy. Zupełnie inaczej podeszłaby do czegoś podobnego Sara (matka Alicii), bo jest młodsza, już trochę inny świat ją chował, łatwiej przyswaja to co nowoczesne, bo choć nieślubne dziecko to wciąż wstyd, to sama będzie córkę nakłaniać, że lepszy taki wstyd niż być żoną Rivery, znosić jego pijaństwo, spłacać jego długi i przymykać oczy na to, że jest kobieciarzem.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
Rozdział po raz kolejny odkrywa prze Czytelnikami wiele sekretów. Przede wszystkim zostaje rozwiązana zagadka tożsamości denatki znad rzeki. Rozegrałeś to po mistrzowsku. Zatem Arturo znał ją gdyż wcześniej byli małżeństwem? Cóż, pozostaje czekać na kolejne elementy układanki. Niemniej z daleka czy bliska wygląda to dosyć niepokojąco. Niby każda rodzina ukrywa w szafie jakiegoś trupa, lecz co oznaczała następujący cytat umiejętnie wpleciony w narrację: (…) Uważała, że chłopiec nie może być lepszy, choćby przez wzgląd na to, w jaki sposób się począł(...) W mojej głowie powstała jedynie mglista koncepcja, którą trudno jednoznacznie określić. Wątpię, aby doszło do czegoś pod przymusem, lecz krawiec ma sporo grzechów na sumieniu. Zresztą wszyscy panowie są siebie nawzajem warci , ot co! Jeden pobił żonę, by następnie bezrefleksyjnie patrzeć na skutki swojego postępowania, z kolej drugi szuka narzeczonej porzuconej na pastwę losu i wywiezionej przez nieznanego przybysza w siną dal Przy czym mówimy o szanowanych obywatelach małomiasteczkowej elity, jakby nie patrzeć statecznych i wykształconych, nieprawdaż? Czy status w hierarchii ma jakiekolwiek znaczenie, wątpię. W ramach podsumowania jeszcze smutniejsza konkluzja. Czy wtedy normę stanowiło nie wzywanie lekarza do skatowanej kobiety lub dziecka? Ze wstydu, bo nie daj Boże, sąsiedzi będą plotkowali? Pamiętam, jak zetknęłam się z niemalże identycznymi opisami w biografii Vasdconcelosa. Tam skądinąd piętnastoletnia Gloria także używała zimnej wody z solą, a pobyt w domu trwał, aż do zniknięcia siniaków. Niezależnie od rodzaju przewinień nikt nie zasługuje na podobne traktowanie… Dla bezmyślnej przemocy nie ma usprawiedliwienia w żadnej epoce!
OdpowiedzUsuńTak, Gloria (denatka znad rzeki) była kiedyś żoną Arturo Boscy. Myślę, że tego można było się spodziewać i że bardziej zaskakujące dla czytelników powinno być to, że Sylvia o tym małżeństwie wiedziała.
UsuńCiekaw jestem tej mglistej koncepcji jaka powstaje w twojej głowie.
Hadrian choć nie miał jakiś większych refleksji to jednak żal mu teraz żony, ma wyrzuty sumienia, a to znaczy, że jeszcze nie jest aż tak złym człowiekiem za jakiego większość go tutaj uważa.
Pedra jednak będę bronił. Alicia wybiegła, on ją gonił, sama wsiadła do samochodu nieznajomego, więc tu sama jest sobie winna. A to, że on jest pijakiem nie ujmuje mu zdolności pedagogicznych. Alicia też wiedziała jaki Rivera jest, nim się jemu oddała.
Status nie ma znaczenia, nigdy nie miał. Co najwyżej plebs prał brudy publicznie, a elita za kurtyną, jednak mimo tego status nie odpowiada za udane małżeństwo, przemoc, zdolności rodzicielskie i nigdy nie odpowiadał.
Faktem jest, że kiedyś dzieci wychowywano surowiej, a kara cielesna była akceptowana i dzieci w ten sposób karcono nie tylko w domu, ale także w szkole. Nie jest jednak powiedziane, że każdy rodzic był katem. Jest po prostu różnica między klapsem czy kilkoma pasami, a okładaniem czym popadnie i po czym popadnie. Przykład choćby Arturo, który jest surowy, a jednocześnie te dzieci kocha i to na tyle, by nie zbić ich do nieprzytomności, nie lać do krwi. Hadrian natomiast w stosunku do żony zachował się szczególnie brutalnie, puściły mu nerwy, zawiodła samokontrola. Kiedyś po prostu zbicie kobiety czy dziecka nie było uznawane za dopuszczenie się przemocy, więc po co było się komuś na to skarżyć, a przy tym jeszcze być na językach wszystkich wkoło? Lepiej było przecierpieć, ulżyć zbitej osobie kompresami, a po jakimś czasie znowu żyć normalnie, bez konieczności tłumaczenia się innym i odwracania wzroku przed sąsiadami. W przypadku Clary też jest tak, że jakby się wydało, że Hadrian ją zbił i to tak mocno, to wszyscy już by spekulowali za co to zrobił i w tym rozliczeniu on wyszedłby na męża co jedynie wlał nieposłusznej, puszczalskiej żonie, a ona otrzymałaby łatkę dziwki i kobiety co zdradza męża.
Czy ja wiem czy niezależnie od przewinienia nikt nie zasługuje na podobne traktowanie. Nie zgodzę się z tym. Jestem za karą śmierci, więc też za samosądem w pewnym przypadkach. Akurat Hadrian posłużył się przypuszczeniami, on nie miał pewności czy żona go zdradza. Natomiast jeśli miałby dowody i okazałoby się, że niezaprzeczalnie ma rację i jest rogaczem, to jego żonie, przynajmniej moim zdaniem, wpierdol się należał i to nawet mocniejszy. Zdrada to coś co w moim mniemaniu zasługuje na baty i to niezależnie od tego jaka płać zdradza.