Autor tego bloga należy do grupy „Projekt Prozaicy”, z tego też powodu strona korzysta z płatnych linków. Ujmując to krócej i bardziej zrozumiale – autor zarabia, a czytelnicy nic na tym nie tracą. Te linki są całkowicie bezpieczne dla komputerów, tabletów i smartphone-ów pod warunkiem, że postępuje się zgodnie z instrukcją, czyli nie klika w reklamy, nic nie ściąga na swój sprzęt, a jedynie odczekuje symboliczne pięć sekund i przechodzi dalej. Za wszelkie utrudnienia autor bloga przeprasza, za waszą aktywność jest wdzięczny, a prywatnie pozdrawia i życzy dobrej zabawy podczas czytania.

Link do instrukcji – KLIK

piątek, 10 listopada 2017

#64 – „Zbrodnia w miasteczku” – Rozdział 10

Miała na imię Gloria”

Dorian siedział w przestronnym gabinecie i sprawdzał listę zamówień. Nie spodziewał się Adeli, bo choć kiedyś bardzo była zainteresowana jego pracą, to w ostatnim czasie jej zainteresowanie znacznie zmalało.
Adelaida weszła po cichu, niemal ukradkiem. Z pewnością udałoby jej się pozostać niezauważoną przez męża, gdyby nie stukot obcasów. Buty nie były wysokie, ale hałaśliwe, a jej krok na tyle charakterystyczny, że rozpoznał ją po nim bez problemu.
Cóż to za święto, że zawitałaś w te progi? – zapytał, podchodząc do biurka. Zgasił papierosa, bo nie był przyzwyczajony do palenia w towarzystwie damy, poza tym nie chciał zasmrodzić żonie sukienki. Odłożył dokumenty i zasiadł dokładnie naprzeciw niej, w wygodnym, obrotowym fotelu.
Nie bądź złośliwy. Nie mam ochoty na sprzeczki.
Ty nie masz? – nie dowierzał. – To z pewnością jakieś święto. – Wykrzywił twarz i ponownie sięgnął po dokumenty. – Mów szybko czego chcesz, jestem zajęty.
Chcę byś przestał się boczyć. – Nieco podniosła pupę z krzesła, by dosięgnąć do papierów, które trzymał jej mąż. Nie wyrwała mu ich z rąk, ale odchyliła na tyle, by móc patrzeć w jego oczy. Lubiła ich niespotykaną barwę. Szczerze to nawet mu ich zazdrościła. Ona chciałaby mieć jasnoniebieskie, niemal błękitne. Tymczasem w spadku po ojcu otrzymała nijakie, ni to piwne, ni zielone.
Nie boczę się, Adelo. Jestem na to za stary.
To jak mam inaczej nazwać to co robisz?
Naturalną konsekwencją. – Zostawił dokumenty w jej rękach i oparł się wygodniej o oparcie fotela. Splótł ręce na piersi. – Nie możesz decydować sama, a potem oczekiwać, że mimo tego, wciąż i nadal, będziemy partnerami.
Przesadzasz. – Uśmiechnęła się, nie wierząc, że naprawdę wziął to aż tak bardzo do serca. – Wyolbrzymiasz.
Jeśli tak uważasz, to po co tu przyszłaś?
Bo chcę się pogodzić.
Nie wytrzymał, energicznie wstał z miejsca i wyjął z szuflady papierośnicę. Odpalił kolejnego tego dnia papierosa.
Jeśli naprawdę chcesz się pogodzić – zaczął, stając z boku biurka – to najpierw przeproś. – Uderzył dwoma palcami o blat ciężkiego mebla. – A nim przeprosisz, to jeszcze zrozum. Uprzedzam, że by zrozumieć, trzeba pomyśleć...
Nie obrażaj mnie! – przerwała szybko.
Nie dałaś mi dokończyć! – wytłumaczył podniesionym tonem. – Aby zrozumieć, trzeba pomyśleć o kimś innym, nie tylko o sobie. Widzieć coś więcej niż czubek własnego nosa.
Widzę coś więcej niż czubek własnego nosa! Nieustannie myślę o tobie i Marcosie. Jesteście moją rodziną, jesteście dla mnie najważniejsi! – wywrzeszczała i także wstała. Nie lubiła czuć się od niego niższa, zwłaszcza, że już nawykła do tego, iż byli niemal tego samego wzrostu.
To że podejmujesz decyzje za Marcosa, wcale mnie nie dziwi. To dziecko, na dodatek twoje...
Nasze – poprawiła.
Nasze – przytaknął. – Jednak jakim prawem podejmujesz decyzje za mnie? Tak nie robi żona. – Powrócił na swoje miejsce, strzepnął popiół z papierosa i ponownie się zaciągnął.
A co, może mąż tak robi!?
Wydawało mu się, że słuch zaczął go zawodzić. Nawet zawahał się czy by nie poprosić o powtórzenie. W końcu jednak zdecydował się odpowiedzieć:
A czy kiedykolwiek tak zrobiłem? Nigdy nie wystawiłem siebie na piedestał ani nie zaniżyłem twojej wartości. Uzgadniałem z tobą wszelkie decyzję, szczególnie te, które w jakiś sposób ciebie dotyczyły lub mogły cię dotknąć ich konsekwencje.
Im więcej mówił, tym bardziej spuszczała wzrok. Czuła się dziwnie mała pod siłą jego oskarżeń i nagle wzrost stracił na znaczeniu, bo w chwili obecnej to Dorian siedział, a ona stała, ale pomimo tego to on był zwycięzcą w tym pojedynku.
Mogę jeszcze dodać, że ja nigdy cię nie poniżyłem, a to co ty wypomniałaś podczas śniadania było ciosem znacznym i nieco przeczy twym zapewnieniom, iż członkowie rodziny są dla ciebie ważni. – Wstał i podszedł do drzwi. – A teraz, myślę, że powiedzieliśmy sobie już wszystko. Wyjdź, bo muszę pracować.
Kiedyś potrafiliśmy pracować razem – wspomniała, jakby z nostalgią i wyraźnym bólem malującym się na twarzy.
Kiedyś potrafiliśmy też z sobą rozmawiać bez sprzeczek. – Uśmiechnął się smutno i wsunął dwa palce pod podbródek żony. Nieco uniósł jej twarz. – Potrafiliśmy patrzeć sobie w oczy. Umieliśmy z sobą sypiać.
Uciekła od niego wzrokiem, a gdy zabrał dłoń, to ponownie spuściła głowę. Czmychnęła za próg.
Do widzenia, panie Alarcon – powiedziała cicho, ale na tyle pewnie i wyraźnie, by był w stanie to usłyszeć.

Hadrian Alarcon siedział w pokoju na komisariacie. Wyczekiwał na wyniki autopsji, te pisemne, by mógł się z nimi udać do komendanta i podjąć dalsze działania. Tego dnia czekanie wyjątkowo go irytowało. Normalnie nie miał nic przeciwko takim dłuższym przerwom w pracy, nauczył się nawet sypiać na biurku, gdy był bardzo zmęczony. Pomimo tego jednak należał do osób, które wolały działać i być w ciągłym ruchu. Często odpoczywając w domu, robił to czynnie. Jeśli nie miał ochoty jeździć na rowerze czy robić pompek, to bawił się z dziewczynkami lub pomagał Clarze albo babci w przygotowaniu obiadu czy sprzątaniu. Sam nigdy nie rozumiał, jak niektórzy mężczyźni mogą w domu jedynie zalegiwać na kanapie i nie być tym zwyczajnie zmęczeni, ospali. Jego takie odpoczywanie bardziej męczyło niż regenerowało.
Znalazłeś portfel? – zapytał Julio niespodziewanie i tym wyrwał Hadriana z twórczego zajęcia, jakim było wpatrywanie się w rozłożoną kartkę, na której dziecięce pismo powiadamiało o tym, że trup znajduje się w chacie nad rzeką.
Nie – odparł szybko i nie czekając na pisemny wyniki autopsji ani na zgodę swojego szefa, zdjął kamizelkę z wieszaka i skierował się do wyjścia. – Kryj mnie przed starym, jakby co – polecił młodszemu koledze.
Nim Julio zdążył cokolwiek na to odpowiedzieć, to Hadrian był już na schodach i pośpiesznie przywdziewał ubranie oraz przykładnie zapinał guziki koszuli pod samą szyję. Miał w planach dotrzeć do szkoły najszybciej jak to tylko było możliwe, dlatego skorzystał ze swojego prywatnego samochodu.
Dyrektor wydawał się być zaskoczony, widząc go ponownie w swoim gabinecie.
Tym razem przybyłem służbowo – wytłumaczył i wyciągnął kartkę przed oczy starszego, grubiutkiego mężczyzny. – Nie chcę robić zamieszania, ale mamy w miasteczku trupa i ważne jest, by dowiedzieć się kim była ta kobieta oraz kto ją zabił. Muszę porozmawiać z dziećmi.
Pan? – zdziwił się.
Może pan, ale ważne jest, by znaleźć dziecko, które napisało tę wiadomość.
Roberto podrapał się po głowie i choć bardzo chciał pomóc, to widział wady planu Hadriana.
Dzieciaki to straszne paple – uprzedził.
Hadrianowi przeszło przez myśl, że ostatnio sam miał okazję się o tym przekonać, gdy jeden chłopiec informował go o zdradach jego żony. Przyznał też w myślach, że wcześniej w ogóle nie brał pod uwagę plotek, a tego za wszelką cenę chciał uniknąć. Gdyby całe miasteczko dowiedziało się o nieboszczce, to nie tylko komendant wyrwałby mu nogi przy samej dupie, ale też wystraszyłoby to wszystkich mieszkańców, a tym samym utrudniło śledztwo.
Niespodziewanie do drzwi gabinetu ktoś zastukał, więc Hadrian spojrzał w ich kierunku i odruchowo, nie czekając na reakcję dyrektora szkoły, powiedział:
Proszę.
Pedro wszedł do środka i przywitał się jedynie skłonieniem głowy.
Chciałem poinformować, że Alicii nie będzie dzisiaj w pracy.
Następny! – wrzasnął nerwowo Roberto. – Wyście się dzisiaj wściekli czy co? Ten przyszedł poinformować, ten też przyszedł poinformować, tamta też przyszła poinformować! To kto będzie tutaj uczył!? Dzieci dzieci!? Starsze klasy młodsze!? – wydzierał się nerwowo.
To nie moja wina – powiedział szybko Pedro. – Szukałem jej wszędzie, ale nigdzie jej nie ma.
Dopiero wtedy, zarówno Hadrian jak i Roberto, zauważyli zaczerwienione białka u bruneta.
Ale szukałeś jej naprawdę wszędzie? – dopytywał Alarcon.
Odwiedziłem każdy dom, każde mieszkanie, do ostatniego zawitałem o pierwszej w nocy. Otwierali mi ludzie w piżamach i wszyscy mówili, że nie widzieli Alicii.
Hadrian spuścił głowę, w której już kiełkowała pewna teoria. Zaczął sądzić, że mordercą naprawdę był przejezdny i tak jak wcześniej zabrał skądś Glorię, zabił i porzucił u nich, tak teraz podobny los czekał Alicię. Nie zamierzał jednak mówić o swoich przypuszczeniach przyjacielowi. Postanowił jednak nalegać na konieczność rozmowy z dziećmi. Nagle miał głęboko w poważaniu, to że wystraszy całe miasteczko, a sam może stracić pracę przez samowolkę. Uważał, że ludziom dobrze zrobi odrobina strachu, gdyż dzięki temu będą ostrożniejsi i będą unikali wychodzenia z domu po zmroku. Poza tym, za wszelką cenę, chciał odnaleźć Alicię żywą.

Adelaida wkroczyła do pokoju, który zazwyczaj był wolny, ale od dwóch nocy zajmowała go jej jedyna, a zarazem też najlepsza przyjaciółka. Te dwie kobiety dzieliło wszystko. Jedna z nich pracowała zawodowo, a druga nigdy nie zhańbiłaby się podjęciem pracy, zwłaszcza w tak licznym wymiarze godzin i za tak niską płacę. Jedna z nich oddała się przed ślubem najbardziej znanemu w mieście bawidamkowi, a druga trzymała to co najcenniejsze do dnia zaślubin, zresztą swego wianka nie oddała byle komu, a dziedzicowi najmajętniejszej rodziny w miasteczku.
Dobrze spałaś? – zapytała, wiedząc, że Alicia dopiero niedawno musiała wstać z łóżka. Znała pannę Montero już na tyle, by zdawać sobie sprawę z tego, że ta zawsze zaraz po wstaniu ścieliła posłanie. W dzieciństwie, jak i później, we wczesnej młodości, wielokrotnie nocowały u siebie nawzajem.
Nie mogłam zasnąć, a gdy w końcu mi się to udało, to miałam jakieś niespokojne sny – wyznała, pociągając drobny łyk kawy z filiżanki. Napój bym niemal wrzący, dlatego nie zdecydowała się na dalsze picie. Odłożyła filiżankę ze spodkiem na marmurowy parapet, przy którym stała. Jakiś czas jeszcze wpatrywała się w przestrzeń rozchodzącą się za oknem. Zazdrościła Adeli widoku na wąski strumyk i niewielki lasek, na pola pełne cytrusowych drzew i winorośli.
Adela postanowiła zająć miejsce przy okrągłym stoliku, który stał nieopodal drzwi. Jej zdaniem pokój był idealny jak dla jednej osoby. Nie mieściło się w nim więcej niż łóżko, szafa, stolik z dwoma krzesłami, toaletka i parawan. Pokój ten miał też ważną zaletę, znajdował się bardzo blisko jej małżeńskiej sypialni i w przeszłości miała nadzieję, że kiedyś odnowi jego wystrój i ofiaruje go córce w prezencie na piąte lub szóste urodziny. Bóg jednak nie był łaskaw ziścić jej marzeń. Ofiarował jej jedynie jedną ciążę i brak możliwości na zajście w kolejną. Bóg w ogóle był istotą, która nigdy nie spełniała jej żądań ani nie słuchała modlitw. Był też głuchy na wszelkie prośby jakie do niego kierowała, dlatego Adelaida od lat w niego nie wierzyła. Co prawda chodziła do kościoła regularnie, co niedzielę, bo Dorian sobie tego życzył i dla niego było to ważne, ale na tym kończył się jej udział we wszelkim duchowieństwie. Od lat się nie spowiadała ani nie przyjmowała komunii świętej.
Śniło ci się coś konkretnego czy nawet nie pamiętasz? – dopytywała Alicię, gdy ta zdecydowała się usiąść na krześle po drugiej stronie stolika.
Nawet nie pamiętam, za to przed snem dużo myślałam. Uważam, że dostał już nauczkę.
I nadal chcesz za niego wyjść? – nie dowierzała Adela. – Nie zrozum mnie źle, przyjaźnimy się, dlatego nie będę kłamała. Pedro to przystojny mężczyzna. Jest o wiele bardziej pociągający niż mój mąż, nawet na mnie działa, ale przy Dorianie mam przyszłość. Pedro, to idealny kandydat na kilka gorętszych nocy, to mężczyzna do tańca, wina i łóżka.
Wina, tańca i łóżka – powtórzyła po niej Alicia, starając się rozczytać co kryło się pod tymi słowami.
Tak, dokładnie tak samo jak żona mojego szwagra. Clara też jest idealną kobietą dla wielu mężczyzn, ale nadaje się tylko do tańca, wina i łóżka. To nie jest typ matki ani żony, tak jak Pedro nie jest typem ojca i męża, i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, dlatego masz wątpliwości.
Ty przed ślubem nie miałaś żadnych?
Adelaida pokręciła głową.
Żadnych – przytaknęła. – Ty też nie miałabyś żadnych, gdyby udało ci się uwieść Hadriana. Pamiętasz jeszcze nasze plany z dzieciństwa?
Tak – odpowiedziała szybko. – To ty miałaś wyjść za Hadriana, a ja miałam wziąć młodszego z braci. Taki był nasz plan – przypomniała.
Hadi był całkowicie nieosiągalny. – Adel na samo to wspomnienie przewróciła oczami. – Ja nie wiem co ta dziwka musiała zrobić, by został jej mężem. Ja w ogóle zaczynałam mieć co do niego podejrzenia, że wcale nie interesują go kobiety.
Ja też. – Alicia zaśmiała się, mając świadomość, że teraz Hadrian wcale nie przypominał już tamtego młodego, zagubionego, nieśmiałego chłopca, choć nadal w obecności kobiet czuł się niezręcznie i łatwo było to dostrzec. Kiedy otaczało go za dużo przedstawicielek płci pięknej, to bardzo się peszył, czerwienił i nagle milkł.
I pomyśleć, że taki pierdoła został policjantem. Gdyby dwadzieścia czy piętnaście lat temu ktoś wskazał na niego palcem i powiedział jaki będzie miał zawód w przyszłości, to składałabym się ze śmiechu w pół.
Ja też, ale zmężniał. – Alicia zrobiła minę jakby była pod wrażeniem. – Pamiętam, że zawsze był szczupły, a miesiąc temu jak weszłam do biblioteki i akurat był u żony, to...
Widziałaś go bez koszulki? – zgadywała pani Alarcon.
Tak, ale to nie to co myślisz. Musiał poplamić koszulę, bo Clara poszła do szkolnej łazienki ją zaprać. Zostawiła go samego.
Samego, od pasa w górę nagiego – rozmarzyła się Adela.
Przestań – zganiła ją przyjaciółka i nawet odważyła się na rzucenie serwetką. – Przypominam ci, że to brat twojego męża.
No i co z tego? Myślisz, że Dorian nie ma takich fantazji o własnej bratowej?
A myślisz, że ma? – nie wierzyła Alicia.
Oczywiście, że tak. O Clarze z pewnością fantazjuje męska część miasteczka, a przynajmniej jej spora część. Ty wiesz jak wzrósł obrót w bibliotece od kiedy ją tam zatrudniono.
Przecież to biblioteka szkolna.
Tak, ale dorośli mogą w niej założyć kartę i wypożyczać książki lub bazować na karcie własnego dziecka czy jakiegoś z sąsiedztwa. Zapytaj tych, którzy tam wypożyczyli, jaki był tytuł tej książki, którą ostatnio oddali. Nie będą wiedzieć, ale spytaj o sukienkę czy kolor paznokci Clarity. To z pewnością zapamiętali.
I myślisz, że twój mąż też?
Nie, bo Dorian tam nie chodzi, by go nie wodziło na pokuszenie – zażartowała, wyśmiewając tym samym fragment jednej ze słynniejszych modlitw. – Dorian też nie byłby na tyle głupi, by iść do łóżka z kimś z rodziny, to byłby zbyt duży skandal, niewybaczalny skandal.
Mówisz o nim tak, jakbyś wiedziała, że kiedyś cię zdradzi.
O ile już tego nie zrobił – odparła. – Nie rób takiej miny. Jesteśmy małżeństwem od dwunastu lat. Byliśmy młodzi, gdy się pobieraliśmy. Wtedy byłam jego drugą, może trzecią kobietą. Jeśli jakiś mężczyzna skończyłby swoją przygodę z seksem na trzech paniach, to zapewniam, żywcem by go wzięli do nieba.
Alicia słuchała Adelaidy i zastanawiała się dlaczego nie słychać żalu w jej głosie, ani nutki rozczarowania.
Czegoś tu nie rozumiem. Mówisz mi, że mąż cię zdradzi albo, że już to zrobił i nie jesteś o to zła?
To tolerancja, akceptacja, a nie przyzwolenie – objaśniła. – Jeśli nie jesteś w stanie wygrać z kimś wojny, to nie stawaj z nim do walki, bo nie warto. Nawet jeśli wygrasz jedną czy dwie bitwy, to przegrana będzie kosztowała cię więcej niż tego z kogo uczyniłaś swojego wroga. Jeśli nie masz pewności, że wygrasz wojnę, to jej po prostu nie zaczynasz.
Alicia zamilkła. Nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć ani czy wolno jej zapytać o coś więcej.
Mężczyźni tacy już są – ciągnęła dalej Adela. – Lubią przygody. Każdy, wcześniej lub później, zdradzi. Matka uświadomiła mi to w dniu moich zaręczyn. Kiedyś, gdy byłam mała, zastanawiałam się czemu ojciec tak często nie wraca na noce, a mama wtedy płacze tak długo aż ten płacz ją zmęczy i uśpi. Mówiłam, że mnie to nie spotka, że nie będę spędzała nocy samotnie, ani wypłakiwała łez nad tym, że mój mąż ma kochankę. Ona dała mi receptę jak to osiągnąć.
Akceptacją? – dopytywała Alicia.
Dokładnie tak. Lepiej, by mężczyzna poprzestał na lubieniu przygód, próbowaniu różnych smaków, a nie szukał nowego dania głównego. Jeśli więc żona urządza mu awantury, ma pretensje, odmawia mu wspólnych nocy, nie cieszy się z prezentów jakie on jej daje, to w końcu zacznie spędzać te noce gdzie indziej i tamtej będzie wręczał upominki – objaśniła. – Można akceptować zdrady męża i wciąż mieć męża lub dąsać się o każdy jeden skok w bok z jakąś wywłoką i w końcu doprowadzić do tego, że znajdzie sobie stałą, elegancką nałożnicę. Wtedy się go straci, pomimo że wciąż będzie się z nim miało wspólny dom, dzieci i tę samą obrączkę na palcu.
Właśnie obrzydziłaś mi małżeństwo – stwierdziła Alicia. – Mojej matce się to nie udało, a próbowała od zawsze, a ty... w jeden poranek, niebywałe.
Nie dziw się swojej matce. Podobnie jak moja, nie umiała tego akceptować, dlatego cierpiała. Moja także uważała, że lepiej dla mnie, gdy zostanę starą panną, choć zawsze podkreślała, że wtedy nigdy nie zaznam radości płynącej z macierzyństwa.
Słowo „macierzyństwo” przypomniało Alicii o stanie w jakim aktualnie się znajdowała.
Będę miała z nim dziecko – wyznała przyjaciółce.
Adelaida zrobiła duże oczy, a potem uśmiechnęła się całkiem szczerze, choć nieco kpiąco.
A więc klamka zapadła! – wykrzyknęła. – Choć wiesz co, nie jest powiedziane, że Pedro będzie zdradzał. Zazwyczaj to cicha woda brzegi rwie. On się już wyszumiał, wylatał, nawkładał w różne... – znacząco odchrząknęła – a więc może być wiernym mężem, może być wyjątkiem, właśnie przez to, że nikt by się tego po nim nie spodziewał.
Nie pocieszaj mnie teraz na siłę. – Alicia oparła się wygodniej i splecione w koszyczek dłonie położyła na brzuchu, zaczęła się śmiać, choć powodów do radości właściwie żadnych nie miała. Czasami śmiech był jednak najlepszym wyjściem, oznaczał akceptację życia takim jakim jest i pomimo wszystko cieszenia się z tego, że wciąż trwało.
Adelaida odpowiedziała na radość Alicii dokładnie tym samym, a potem zapowiedziała jej, że po obiedzie udają się na strych.
Mam jeszcze wszystkie rzeczy po Marcosie, zachowane w dobrym stanie. Dawno temu liczyłam na cud, teraz już wiem, że się nie stanie. Komu innemu mam je dać? Nie mam siostry, a wam się przydadzą.

Pedro Rivera wpadł na pomysł jak inaczej można dowiedzieć się, które dziecko było nadawcą anonimowej wiadomości, bez konieczności obwieszczania im i ich rodzicom o zbrodni. Od razu, w obecności Hadriana, powiedział dyrektorowi, że najlepiej będzie zorganizować konkurs, zwołać wszystkich na salę gimnastyczną z kartką i ołówkiem, i urządzić dyktando, umieszczając w nim słowa z anonimu, ale w taki sposób, by dzieciaki nie domyśliły się o co chodzi.
Ten co napisał wiadomość się domyśli – stwierdził Hadrian.
Tak, ale nie od razu. Ty i reszta nauczycieli będziecie chodzili między rzędami i przypatrywali się uczniom. Może zauważycie, gdy któreś się wystraszy albo jakoś specyficznie poruszy.
To znaczy, że nauczycielom trzeba powiedzieć o zbrodni – powiedział dyrektor, nie będąc przekonanym do tego pomysłu. Nie chciał, by z powodu strachu ktoś jeszcze się rozchorował i przestał stawiać się w miejscu pracy.
Niekoniecznie – niemal wykrzyknął Hadrian. – Ja mogę porozmawiać z gronem pedagogicznym i powiedzieć, że chodzi o przestępstwo, ale nie zdradzić o jakie. Dziecko mogło być świadkiem włamania, kradzieży, pobicia lub czegokolwiek innego, ale nie muszę wspominać o tym, że nad rzeką znaleźliśmy trupa.
Lepiej żebyś nie wspominał – pouczył go Roberto. – To w takim razie, Pedro zwołaj wszystkich do mojego gabinetu, pan Alarcon z nimi porozmawia, a my w tym czasie, wraz z kilkoma uczniami, przygotujemy salę gimnastyczną

Antonio i Jacopo wbiegli do szkoły, będąc już mocno spóźnionymi. Zdziwiło ich, że nikogo nie ma w sali lekcyjnej. Antonio chciał już zawrócić do domu, ale brat przekonał go, że lepiej się rozejrzeć, bo wszystkich lekcji z pewnością by nie odwołali.
A czemu nie? – dopytywał ciemny blondynek. – Ja tam bym nie miał nic przeciwko, gdyby jednak odwołali – dopowiedział, przytakując przy tym głową, jakby sam siebie chciał poprzeć, wiedząc, że od nikogo innego nie uzyska poparcia.
Weszli na piętro i wtedy usłyszeli z dołu nawoływanie:
Chłopcy! Wszyscy są na sali gimnastycznej!
Antonio widząc męża bibliotekarki uśmiechnął się od ucha do ucha. Bardzo lubił Hadriana, głównie dlatego, że ten dał mu poprowadzić automobil. Jacopo natomiast przy policjancie czuł się niezręcznie i choć Alarcon często bywał w ich szkole, bo odwiedzał żonę i przynosił jej ulubione smakołyki, to jednak chłopiec spodziewał się, że tym razem może chodzić o coś innego. Domyślał się nawet o co i szczerze obawiał co zrobi ojciec, gdy dowie się, że wyszli w nocy z domu, by oglądać nieboszczkę.
Byliśmy w cukierni – pochwalił się Antonio, stając przed Hadrianem. – Mama dziś nie zrobiła śniadania i dała nam na drożdżówki.
To cudownie. – Rozczochrał włosy chłopca i położył swoją dłoń na jego plecach, idąc z nim w odpowiednim kierunku.
A pan nie był dziś w cukierni? – postanowił dopytać Jacopo i przeszedł tak, by nie iść po stronie brata, a po stronie policjanta.
Alarcon spojrzał na chłopca, jakby nie rozumiał o czym mówi.
Po bezy – dopowiedział brunecik. – Zawsze pan kupuje tam bezy, a potem przynosi je do naszej biblioteki. Pana żona nieraz nas nimi częstuje, gdy akurat wejdziemy, gdy je.
Hadrian uśmiechnął się smutno, gdyż w jego głowie powstało przekonanie, że przez bardzo długi czas nie odwiedzi żony w pracy i to nie tylko z tego powodu, że Clara jakiś czas nie będzie do pracy chodziła. Nie sądził, by umiał już spędzać z nią czas tak jak dawniej.
Nie, dziś przyszedłem do pomocy przy konkursie – odpowiedział chłopcu i wysilił się na lekki uśmiech.
A jakim konkursie i co można wygrać?! – ożywił się nagle Antonio i to na tyle, że nawet zaczął podskakiwać. – Mam nadzieję, że nie rower, bo rower już mam. Dostałem od taty!
Jacopo przewrócił oczami i pokręcił z niedowierzaniem głową.
Chwalipięta – przezwał brata.
Mam czym to się chwalę – odpowiedział Antonio i pchnął brata oburącz.
Jacopo wcale się tego nie spodziewał, dlatego, pomimo że starał się utrzymać równowagę za wszelką cenę, zderzył się kolanami z podniszczonymi deskami podłogowymi, jakimi była wyłożona cała szkoła.
Ej, łobuzie ty! – uniósł się niespodziewanie Hadrian i szturchnął dziesięciolatka za ubranie. – W domu też tak robisz? – zapytał.
Tylko, gdy tata nie patrzy – odpowiedział zgodnie z prawdą i uśmiechnął się przy tym tak niewinnie, jakby był najgrzeczniejszym w świecie aniołkiem.
Alarcon nie potrafił nie odwzajemnić uśmiechu. Przypomniał sobie jak to było, gdy on i Dorian byli dziećmi. Jednak z bratem nigdy się nie przepychał, właściwie to bardzo szybko każdy z nich poszedł inną, swoją drogą. Nawet się wspólnie nie bawili. Natomiast z Pedrem krzyczeli na siebie, szarpali się i bili dokładnie tak, jakby byli najprawdziwszym rodzeństwem. Do dzisiaj czasami im się zdarzało, że jeden dał drugiemu przez łeb lub przez plecy, niekiedy w żartach, a niekiedy w emocjach albo na otrzeźwienie.
Hadrian otworzył przed chłopcami drzwi sali gimnastycznej i szybko dostrzegł, że po korytarzu idą trzy dziewczynki.
A wy gdzie byłyście!? Czy wy wszyscy musicie się albo spóźniać, albo wiercić!? – krzyknął.
Jakby już do toalety nie można było iść – bąknęła niezadowolona Carolina, a potem, przepuszczona przez Jacopo, jako pierwsza przekroczyła próg.
Jakiś ty głupi, babom się nie ustępuje, bo wlezą na głowę – szepnął Antonio Jacopowi wprost do ucha.
Brunecik jednak już wcale nie słuchał tego co mówi młodszy brat, właściwie to miał ważniejsze sprawy na głowie. Odegnał się więc od Antonia jak od natrętnej muchy i dogonił Carolinę. To przy dziewczynce usiadł, gdy dyrektor krzykiem prosił o ciszę i to taką jak makiem zasiał.
Już gdy Pedro przeczytał pierwsze słowa dyktanda, które rzekomo było zorganizowane na rzecz konkursu, Jacopo zrozumiał, że chodzi o anonim jaki napisał. Słowa te brzmiały bowiem „W chacie nad rzeką...”. Przypomniał sobie też co mówił dyrektor, że jeśli ktoś zacznie hałasować, to zostanie wyproszony z sali i nie będzie miał szansy na żadną nagrodę, nawet na tę pocieszenia. Zastanawiał się czyby czasami się nie odezwać, ale z drugiej strony wiedział, że tym może wzbudzić podejrzenia. Wtedy przypomniał sobie, że Carolina pochwaliła mu się kiedyś, iż potrafi pisać obiema dłońmi. Szybko napisał na swojej kartce, by napisała dyktando podwójnie, także za niego.
Dlaczego? – szepnęła, zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi jej przyjacielowi.
Jestem słaby z ortografii – odszepnął. – Możesz popełnić kilka błędów, bym był od ciebie gorszy – zachęcał.
Carolina przytaknęła ruchem głowy, a potem uśmiechnęła się promiennie. Miała przy sobie cały zeszyt, bo kazali takowy zabrać, by wygodnie im było pisać na kolanie, więc wyrwanie kolejnej kartki nie stanowiło żadnego problemu, a Pedro dyktował bardzo wolno i wielokrotnie się powtarzał.
Jacopo dalej pisał swoje dyktando, mając świadomość, że reszta nauczycieli nieustannie obserwuje, krążąc między rzędami. Jednak, gdy przyszła kolej oddania prac, to swoją kartkę zmiął i wsunął do kieszeni spodni, a tę, którą otrzymał od Caroliny oddał Hadrianowi, gdyż to on zbierał pracę w ich rzędzie.

Po zakończonym dyktandzie, klasy zostały przyłączone tak, by żadna nie pozostała bez opieki. Ciągle brakowało nauczycielek matematyki, gdyż jednej mąż nakazał się zwolnić, a druga przepadła jak kamień w wodę. Rozchorowały się też dzieci pani od historii, przez co ta wzięła przymusowy urlop, wiedząc, że mąż sam sobie w takiej sytuacji nie poradzi. O ile był w stanie zaopiekować się zdrowymi, wesołymi maluchami, tak z marudnymi, ciągle płaczącymi dziećmi, nie dawał sobie rady. Roberto w takiej sytuacji liczył na bibliotekarkę, ale i Clara nie stawiła się tego dnia w pracy. Na dodatek Pedro zgodził się pomóc Hadrianowi w przeglądaniu prac i z racji na zaginięcie Alicii, Roberto wiedział, że lepiej będzie, gdy panowie zabiorą się do tego od razu, a nie będą czekali na późne popołudnie, gdy lekcje zostaną już zakończone. Udostępnił im więc dyrektorskiego gabinetu, a sam wziął opiekę nad trzema klasami na siebie.
Zauważyłeś coś? – dopytywał Rivera, wertując szybko dyktanda uczniów i odkładając te, w których nie było rażących błędów.
Starszy Bosca szeptał do córki Elsy, ale być może tylko flirtowali, w końcu to już ten wiek – odpowiedział. – No i Marcos bardzo się spiął, gdy przeczytałeś „dziewczynka miała na imię Gloria”.
Marcos? Który? – Pedro naprędce policzył, że chłopców o tym imieniu było w szkole co najmniej czterech.
Syn mojego brata.
Czyli Alarcon – wywnioskował i rozpoczął ponowne wertowanie dyktand w poszukiwaniu tego jednego konkretnego. – To nie on – stwierdził widząc bardzo ładny charakter pisma. – Matka pewnie zapisała go na kaligrafię – zażartował.
Wcale by mnie to nie zdziwiło. Gdy miał ledwie trzy lata, uczyła go czytać i pisać, i to nie tylko w naszym języku – wspomniał Hadrian śmiertelnie poważnie.
Ty zmuszasz córki do grania na instrumentach – wypomniał Pedro przyjacielowi.
Bo taki obowiązek dobrze robi – uciął temat. – Gdybym bywał więcej w domu, to bym tego dopilnował. Clara im na za dużo pozwala. Przy niej się wygłupiają zamiast ćwiczyć.
Rivera znacząco odchrząknął.
Ostatnio nieustannie na nią narzekasz. Nigdy nie uważałeś jej za złą matkę.
I nadal jej za taką nie uważam. Nie jest wzorową gospodynią domową, ale tego byłem świadomy, gdy brałem ją za żonę i akceptowałem to przez wszystkie te lata. O dziewczynki jednak zawsze dbała. Nadal dba – ostatnie słowa dopowiedział ze specyficznym rodzajem smutku, mając przed oczami obraz Clary z poranka, kiedy kłamała Amelii i Aurorze, że spadła ze schodów, byleby kryć jego poczynania i ich zepsute relacje.

Arturo nie był w stanie wysiedzieć w pracy. Ciążyła mu kłótnia z żoną, bo choć z Sylvią nigdy nie byli udanym małżeństwem i sprzeczali się nader często, to jednak nigdy nie trwali w niezgodzie godzinami. Zazwyczaj po paru minutach, któreś z nich wykonywało pierwszy krok i jeśli nie przepraszało tego drugiego, to chociaż starało się załagodzić sytuację lub jakimś miłym gestem zachęcało do tego, by przestać się boczyć i przejść do porządku dziennego.
Zamknij dziś za mnie zakład – zwrócił się do młodej dziewczyny, która przyjmowała u niego praktyki.
Nie będzie cię? – zdziwiła się. – Cały dzień?
Luna mówiła szefowi na „ty” tylko w sytuacjach, gdy byli sam na sam. W obecności osób trzecich, pozostałych pracowników, a nawet dzieci pana Boscy starała się stwarzać pozory i przyjmowała służbowy ton. On także grał w tę grę i kiedy mógł sobie pozwolić, to traktował ją zupełnie inaczej niż pozostałe pracownice, a nawet zupełnie inaczej niż pozostałe kobiety.
Ta młoda brunetka imponowała mu samą swoją młodością, świeżością. Przypominała mu Sylvię sprzed laty, choć obie miały inny kolor włosów i różne kształty. Właściwie wcale nie były do siebie podobne i Arturo, jako krawiec, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Kobiety te dzieliło wszystko, rozmiar biustu, stopy, szerokość ramion, a nawet obwód głowy.
Cały nie – odpowiedział. – Jakiś czas już tu dzisiaj byłem. – Puścił do niej oczko i ciepło się uśmiechnął. – Żona mnie potrzebuje – dodał, odkładając mydło do znaczenia tkanin na długą ławę krawiecką. Rozwiązał tasiemkę podtrzymującą jego rękaw.
Dowiedziała? Ten mały jej...
Nie, nie. – Pokręcił głową. – Nie wie o nas i lepiej żeby tak zostało, bo właściwie nie ma o czym wiedzieć, w końcu do niczego nie doszło, prawda?
Mam ci przytaknąć, bo skoro nie doszedłeś, to do niczego nie doszło? – zapytała, lekko się przy tym śmiejąc.
Arturo w odpowiedzi się zaśmiał. Poprawił wiązanie sznurówki przy prawym bucie i kierując się do wyjścia klepnął Lunę siarczyście w pośladek.
Nawet nie włożyłem, to jak miałem dojść? – zapytał. – Takie rzeczy, to tylko u nastolatków zobaczysz. Jak wspominam swoje lata młodości, to nieraz nawet spodni nie zdążyłem zdjąć, a już...
Chyba nie chcę tego słuchać – przerwała, a jej policzki spąsowiały.
Chyba nie – przyznał jej rację i chwycił za klamkę.
Arturo! – krzyknęła nim otworzył drzwi. – Był tu ten policjant.
Hadrian? – zdziwił się, bo jego akurat się nie spodziewał. Znał Alarcona już na tyle, by wiedzieć, że do konfrontacji trzeba mu czasu. Poza tym wątpił, by mężczyzna tak po prostu, kulturalnie, przyszedł do jego pracy. Już prędzej spodziewał się, że podzieli los Clary i dostanie od policjanta w twarz, gdy będą sami i bez świadków lub publicznie, na tyłach baru.
Nie, ten drugi, ale w sprawie Hadriana. Zgubił portfel w dzień, gdy przywiózł twojego chłopca.
Antonia – szepnął Arturo.
Ponoć miał tam całą wypłatę plus jeszcze jakieś oszczędności.
Jak znam Hadriana, tak jestem pewien, że on nigdy nie ma oszczędności. Jest bardziej rozrzutny niż trzy baby razem zebrane – poinformował Lunę. – Ale wypłatę mógł mieć. Przeszukałaś zakład? – zapytał i zaczekał aż dziewczyna przytaknie lub zaprzeczy. Przytaknęła. – Powiedz też pracownikom. Trzeba mu to zwrócić i nie chcę, by ktoś się połaszczył i sobie to przywłaszczył. Jak ktoś raz ma lepkie ręce, to potem się przyzwyczaja i ma takie zawsze, gdy tylko okazja się nadarzy.
Okazja czyni złodzieja – wtrąciła Luna.
Faktycznie, ale takie czyny, wcześniej czy później, ale zawsze wychodzą na jaw, a ja brzydzę się kradzieżą. Jeśli więc kogokolwiek stąd przyłapię na kradzieży choćby guzika, to najpierw spiorę na kwaśne jabłko, a potem wyrzucę na zbity pysk i nie ma żadnej zależności płeć takiego osobnika. Możesz reszcie powtórzyć, że tak powiedziałem i dodaj, że to nie był żart ani czcza groźba. – Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, wyszedł z pracowni, gdzie rysował i wykrawał wzory, nim oddał je pozostałym do powielenia. Następnie wyszedł z pracowni i zmierzając do domu, przypomniał sobie jak Antonio mówił coś o samochodzie i tym, że zdobędzie na niego pieniądze albo, że już je ma. Wtedy nieszczególnie interesował się tym co opowiadał jego syn, był zły, że musiał przerwać pracę, a przy tym też, także to co nieprzyzwoitego w niej czynił. Teraz natomiast sprawa pieniędzy na samochód bardzo go zainteresowała.

Sylvia krzątała się po kuchni, przygotowując obiad. Miała świadomość, że za niedługo chłopcy wrócą ze szkoły, a i Arturo zrobi sobie przerwę w pracy, by zjeść coś ciepłego nim ponownie do niej powróci. Instynktownie przyłożyła otwartą dłoń do brzucha, ale gdy zdała sobie sprawę z tego co zrobiła, szybko ją stamtąd zabrała. Wiedziała, że nie może się przyzwyczajać do myśli, że nosi dziecko pod sercem, bo potem tylko trudniej będzie jej się go pozbyć. Nie widziała innego wyjścia. Urodzić nie mogła na pewno i to nie tylko dlatego, że Arturo tego dziecka nie chciał. To przede wszystkim ona go nie chciała. Miała już dzieci, czworo, kolejne nie było jej potrzebne i nie powinno było się począć.
Zamknęła oczy i zdusiła chęć płaczu w zarodku. Co jakiś czas zerkała na bawiącego się drewnianym samochodem Mattea i na Clarę, wyjmującą garnki z dolnej szafki. Jej nie przeszkadzał hałas jaki dziewczynka przy tym robiła. Spokojnie mieszała w garnku wywar na zupę i soliła gotujące się ziemniaki.
Arturo wszedł do domu i pomimo hałasu jaki robiły maluchy, Sylvia wyczuła jego obecność, usłyszała kroki i szelest jakiegoś papieru. Odwróciła się powoli i nawet lekko uśmiechnęła na widok bukietu kwiatów w jego dłoniach.
Chciałem przeprosić – zaczął. – Poniosło mnie, a ty nie jesteś temu winna – dodał, czekając aż odbierze bukiet.
Wzięła go, ale zamiast włożyć do wazonu, wcześniej napełniając go wodą, zdecydowała się na odrzucenie kwiatów na stół.
To nie załatwi naszego problemu – oznajmiła.
Wiem, że przesadziłem. Naprawdę jest mi przykro. – Przykucnął przy synu, który nieustannie szarpał go za nogawkę. Wziął chłopca na ręce i zaczął trącać palcem w nos, czym zazwyczaj wprawiał go w rozbawienie.
Wieczorem o tym porozmawiamy – zapowiedziała Sylvia, wiedząc, że decyzji o aborcji nie może podjąć sama, zwłaszcza, że jeśli mąż nie da jej pieniędzy, to nie będzie miała środków ani na zabieg, ani na nocleg w mieście. Wiedziała, że musi zrobić wszystko, by przekonać Arturo do tego, że to jedyne wyjście z tej sytuacji i uzyskać jego zgodę. Ktoś też musiał zająć się dziećmi podczas jej nieobecności.
A może zjemy kolację w centrum? – zapytał. – Zabierzemy dzieci na gofry, ucieszą się.
Przytaknęła i powróciła do gotowania. Wyjątkowo tego dnia się do niej nie kleił kiedy miał ku temu możliwości. Zupełnie tak jakby przeczuwał, że coś jest nie tak lub, że zdarzy się coś złego. Postanowił zapytać o portfel Hadriana.
Nie, nie widziałam u chłopców żadnego portfela – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Chyba nie sądzisz, że Antonio go znalazł i nie oddał? – dopytywała.
Nie sądzę, by go znalazł. Prędzej, by go ukradł. – Arturo wziął na drugie kolano córkę, której wyraźnie przeszkadzało, że tata zajmował się jej starszym bratem zamiast nią.
Arturo...
A co, pierwszy raz, by to było?! – przerwał żonie podniesionym tonem. – Zawsze go broniłaś, bo on nie dla siebie, bo on chciał kolegom kupić cukierki albo, bo przypadkiem wziął i zapomniał oddać lub nikt nie szukał, a on znalazł i... – zamilkł na krótką chwilę, jakby się zapowietrzył, a potem wypuścił powietrze z ust bardzo powoli, ale jednostajnie. – Uprzedzam cię, że nie tym razem.
Co nie tym razem?
Tym razem masz się nie wtrącać – zadecydował. – Ja wieczorem, gdy wrócimy ze spaceru, sprawdzę sobie ich pokój, w szczególności rzeczy Antonia.
Jak mam się nie wtrącać? Ja jeszcze pamiętam, jak potraktowałeś mnie, gdy pożyczyłam sukienkę twojej żony! – nie umiała powstrzymać krzyku ani zdenerwowania.
Nie będę do tego wracał – stwierdził spokojnie, ale tonem nieznoszącym sprzeciwu. – I nie żony, a Glorii. Miała na imię Gloria. Moją żoną jesteś ty i... nigdy nie było innej – powiedział zupełnie tak, jakby sam bardzo chciał w to uwierzyć.
Była. Była inna – Sylvia nie dawała za wygraną i dalej trwała przy swoim.
Gloria była żoną Klaudia Fossy. Ty jesteś żoną Arturo Boscy. To różnica.
Tylko na papierku. W oczach Boga żadna.
Dla mnie znaczna – warknął niezadowolony.
Ty nawet nie unieważniłeś tego małżeństwa – przypomniała. – Popełniłeś bigamię.
Ty zrobiłaś coś gorszego – wytknął. – Zabrałaś jej dziecko. Ukradłaś go.
Bo nigdy byś mi nie wybaczył, gdybyś przeze mnie go stracił! – wykrzyczała. – Gloria miała dowód twojej zdrady. Unieważniłaby małżeństwo, a cała rodzina, twoja i jej, trzymałaby jej stronę. Nie mógłbyś go nawet widywać.
Może tak byłoby lepiej. – Spuścił głowę, a potem odstawił dzieci na podłogę, by powróciły do swoich zabaw. – On mnie nawet nie lubi. Zupełnie tak, jakby przeczuwał, że mu coś tak cennego jak matkę odebrałem.
Gloria nigdy nie była mu matką i dobrze o tym wiesz. Chłopcem zajmowali się wszyscy, mamka, służba, ja, ale nigdy ona.
Była młoda – stanął w obronie byłej żony.
Ja też – przypomniała mu Sylvia.
Była inna – uargumentował patrząc żonie w oczy bez żadnego skrępowania. – Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży, powiedziała tylko najlepszej koleżance. Gdyby nie ta koleżanka, to Jacopo by dzisiaj nie było, a ja chyba bym ją zatłukł na śmierć. Jednak potem, gdy urodził się za wcześnie, gdy walczył o życie, to Gloria się modliła najwięcej o to, by żył. Może nigdy nie chciała mieć dzieci, ale na swój sposób go kochała.
Nigdy też nie chciała być niczyją żoną, ale na swój sposób ciebie kochała – skwitowała z urażoną miną, a potem odwróciła się do męża plecami i powróciła do przygotowywania obiadu, tym razem wbijając jajka na rozgrzaną patelnię.
Arturo chciał powiedzieć coś jeszcze, ale gdy chłopcy weszli do domu, postanowił udawać, że wszystko jest w porządku. Nie chciał też od razy pytać o portfel Hadriana, zdecydował się to zrobić dopiero w centrum miasteczka, gdy będą jedli kolację albo gofry. Jego zdaniem winowajca powinien czuć się bardziej ośmielony i bezpieczny w otoczeniu innych ludzi. To miała być szansa na przyznanie się i zmniejszenie konsekwencji.

* Na obrazku przedstawiłem „nową parkę”, czyli Adelaidę i Doriana Alarconów. Wbrew pozorom są bardzo ważni dla całej historii.

A tak poza tym, wyjątkowo na zakończenie rozdziału, mam kilka pytań do czytelników:
1 (i najważniejsze). Kogo podejrzewacie? Kto według waszych przypuszczeń zabił Glorię i dlaczego to zrobił?
2. Jak sądzicie, o co sprzeczają się Adela i Dorian?
3. Czy Clarze i Hadrianowi może się jeszcze ułożyć?
4. Czy Antonio przyzna się do kradzieży?
5. Jak zareaguje Pedro, gdy Alicia zostanie odnaleziona?

4 komentarze:

  1. Po przeczytaniu tego rozdziału, to przyszło mi do głowy, że może Sylvia zabiła rywalkę. Odebrała Glorii nie tylko męża, ale ona ukradła jej syna, zabrała Jacopo, bo Arturo nigdy by jej nie wybaczył, że nie mógłby być z synem. To co zrobiła Sylvia to okrucieństwo, Gloria jaka by nie była to jednak była jego matką, Sylvia nie miała prawa tak postąpić, dziecko to nie rzecz, nie pluszowy miś, to żywa istota. Tak mi przyszło do głowy, że Gloria jakoś odkryła, gdzie oni mieszkają i pojawiła się, żeby odebrać Arturo i Sylvii swojego syna i wtedy Sylvia jakoś ją zaatakowała. No chyba, że to Arturo postanowił się raz na zawsze pozbyć kłopotu. A tak w ogóle to nie tylko Sylvia jest winna kradzieży Jacopo Arturo też, bo na to pozwolił. Pewnie żadne z nich jej nie zabiło, bo to przypuszczenie samo się nasuwa i jest za proste, poczekam na dalszy rozwój wypadków i może wtedy ktoś inny wysunie się na prowadzenie.
    Adela i Dorian są dziwni, tu nawet nie chodzi o to, że zachłanni i chcą całego majątku dla siebie i swojego syna.Cały czas się zastanawiam o co im poszło, o co Dorian ma pretensje do żony, co ona takiego zrobiła, jaką decyzję dotyczącą ich obojga podjęła sama za jego plecami. Przyznam szczerze, że jakoś chwilowo nic konkretnego w ich przypadku nie przychodzi mi do głowy. Ale to musiało być coś poważnego, że Dorian ma takie pretensje do żony, jest dla niej taki oschły i nawet nie sypiają ze sobą. Swoją droga Adelka mnie nieco przeraża tymi swoimi teoriami na temat życia w ogóle, a przede wszystkim małżeństwa.
    Myślę, że są duże szanse, żeby Hadrian i Clara się pogodzili, zwłaszcza, że Clara nie zdradziła męża, więc jak się to wyjaśni i Hadrian przekona się, że nie miał racji to moim zdaniem zrobi wszystko, żeby żona mu wybaczyła. Tylko, że będzie potrzeba na to dużo czasu, starań i cierpliwości ze strony ich obojga.
    Arturo już zaczął na poważnie podejrzewać Antonia, że to on ukradł portfel Hadriana. Niesłychane dla mnie jest to, że Arturo nawet nie dopuszcza myśli, że Antonio mógł znaleźć portfel, on z góry zakłada, że jeżeli syn ma z tym coś wspólnego to oznacza tylko i wyłącznie, że ukradł. Myślę, że Antonio sam z siebie nie przyzna się do kradzieży, może niechcący się z czymś wysypie, na co liczy Arturo, ale uważam, że na pewno się sam nie przyzna. Obawiam się, że on nawet jak ojciec znajdzie portfel Alarcona w jego rzeczach to będzie kombinował, że znalazł i zapomniał oddać. Już mi tak na zaś szkoda Antośka, bo jak Arturo potwierdzi swoje podejrzenia to obawiam się, że będzie masakra.
    Alicia powoli dorasta do myśli, że powinna już wyjść z ukrycia i wrócić do domu. Przecież wie nie może ukrywać się w nieskończoność, że musi podjąć decyzję, po za tym ona już chyba tęskni za Pedro. Myślę, że Pedro jak już zobaczy Alicię całą i zdrową to najpierw się ucieszy, że nic jej się nie stało, a później się wkurzy, że tak długo nie dawała znaku życia, że skazała i jego i swoją matkę na myślenie o najgorszym, może być ciekawie.
    Myślałam, że z braci Bosców to Antonio jest taki mega cwany, a Jacopo taki grzeczny i spokojny, a tu proszę Jacopo pokazał, że też nie brakuje mu pomysłowości, zwłaszcza jak grunt pali się pod nogami. Na razie ładnie wybrnął z konkursowego zadania, wykorzystał Carolinę, ale ciekawa jestem jak długo uda mu się to ukrywać. Obawiam się, że Pedro może zauważyć, że kartka z podpisem Jacopo jest napisana nie jego charakterem pisma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Arturo nie pozwolił Sylvii na zabranie Jacopo. Ona postawiła go przed faktem dokonanym, przyznała się do tego, gdy już było za późno, by zawrócić.
      Adela i Dorian są zupełnie inni od pozostałych.
      Sugerujesz, że Clara i Hadrian mogą się pogodzić, gdy on się przekona, że żona go nie zdradziła. Pytanie jednak czy ona będzie potrafiła mu wybaczyć to, że zbił ją niesłusznie?
      Sprawa portfela wychodzi już na jaw w kolejnym rozdziale, więc zobaczysz jaka to będzie masakra.
      Reakcja Pedro stoi pod dużym znakiem zapytania i przyznam, że sam miałem z tym duży problem. Cholernie ciężko ubierało mi się w słowa jego wkurzenie i wymianę zdań z Alicią.
      Każdy z nas chwyta się nawet brzytwy, gdy tonie. Jacopo działał w stresie, musiał coś wymyślić, grunt palił mu się pod nogami. Miał więc wielką motywację, by kombinować.

      Usuń
  2. Czekałam na Zbrodnię w miasteczku i Nawet wręcz przeciwnie, bo dbasz o emocje u Czytelnika! Największym zaskoczeniem była informacja o Jacopo. Nie sądziłam, że to syn Glorii. Jak wspomniałam porzednio podejrzewałam nie do końca jasne okoliczności narodzin jego młodszego brata. Ściślej, że może doszło do gwałtu, ale czegoś podobnego zakładałabym nawet teoretyczne. Mieszkańcy miasteczka mają naprawdę wiele sekretów! Choćby krawiec, Uh, z rozmowy w zakładzie można wywnioskować, iż jednak ma kochankę, a robi wyrzuty o kolejną ciążę u żony. Do tego potrzeba dwojga. Na razie nie umiem powiedzieć kto zabił. Sprawca z pewnością zrobił to, by coś ukryć. Takich kandydatów jest kilu, ale tak na prawdę nie znamy motywu. Nie zdziwiłabym się, gdyby doszło do rozwodu. Clara została pobita, upokorzona. To dość, by wnieść pozew, przynajmniej o separację. Na pewno oboje muszą od siebie odpocząć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tamtych czasach nie było czegoś takiego jak "wnieść o separację". Małżeństwo można było anulować, gdy udowodniło się gwałt albo cudzołóstwo, albo z tych powodów też się rozwieść. Prawa do dzieci jednak zwykle dostawał ojciec. Bardzo rzadko matka. Mało który sąd też dawał rozwód z powodu pobicia kobiety. To było prawo męża, stal na czele rodziny, był jej głową, zarabiał na utrzymanie, to mógł skarcić tak jak uważał za należne.
      Bo Antonio się począł w "zły" sposób, ale przez gwałt. Krawiec będzie ten moment z uśmiechem na ustach wspominał.

      Usuń