„Najlepszy
raz”
Tomek postawił zadaszenie nad
drewnianą piaskownicą oraz małym, dmuchanym basenem. Mówił coś
o placu zabaw, ale Paulina i Agata średnio go słuchały. Zajęte
były montażem plastikowego jeździka i zjeżdżalni, jednocześnie
dzieląc to zadanie między opiekę nad dwójką ruchliwych,
niesfornych dzieci.
– Poddaję się! – krzyknęła
zirytowana Paulina. – To się tutaj nie mieści! – Odrzuciła
kierownicę na trawnik i usiadła na rozłożonym, wygodnym leżaku.
– Jak się popieści, to się
zmieści – zażartowała Agata. – Zjeżdżalnia jest – dodała
dumnie i zaczęła pomagać Emilce wchodzić po jej stopniach.
Dziewczynka z radością usiadła
na szczycie plastikowej zjeżdżalni i zjechała wprost do basenu,
płytko napełnionego wodą. Zabiła samej sobie brawo i roześmiała
się w głos.
– Jesce, jesce! –
wykrzykiwała, podnosząc się najpierw na kolana, a potem na nogi.
Trochę zajęło jej wygramolenie się z basenu, ale gdy w końcu jej
się to udało, to od razu pokonała na bosaka dystans jaki dzielił
ją od wejścia na zjeżdżalnie.
– Nie chcesz siku? – zapytał
Tomek, sięgając po puszkę sprita.
– Nie, nie – odpowiedziała.
– Jak chcesz to powiedz.
Pójdziemy i się wrócisz bawić.
– Nie, nie. – Wspięła się
niemal samodzielnie po stopniach i ponownie zjechała do wody.
– Jeszcze ją nie
nauczyliście? – zainteresowała się Aga. – Zaczęliście na
początku wakacji.
– Paulina szybko się poddała
– wytknął Tomek i uśmiechnął się lekko w stronę żony.
Paulina odpowiedziała mu
również uśmiechem, tyle tylko że złośliwym. Założyła okulary
przeciwsłoneczne i wygodnie położyła się na leżaku.
– Na działce to też mogłabym
ją uczyć. W domu się na to już nie piszę. Zasikała mi nawet
kanapę.
– Ty to się tak nie pokładaj,
bo ja idę kończyć podłogę i nie będę na nie patrzył –
uprzedził, podrzucając kilkakrotnie Amelkę do góry. – Mama się
z tobą pobawi. – Posadził dziesięciomiesięczną dziewczynkę na
kolanach żony, zmuszając ją tym samym do rezygnacji z
wcześniejszych planów.
Nim Tomek powrócił do domu, by
dokończyć kładzenie gresu na podłodze w salonie, to jeszcze
przyklęknął przy plastikowym jeździku, by zamontować mu
kierownicę oraz oparcie. Dopiero kiedy włożył w to zadanie sporo
siły, odniósł sukces, dlatego przestał się dziwić, że Pauli
się to nie udawało.
– Możesz jeździć –
powiedział do Amelki, zainteresowanej w obecnej chwili jedynie
klaksonem nowej zabawki.
Paulina chciała pokazać Amelce
jak korzystać z autka, ale gdy tylko posadziła ją na nim, to
dziewczynka od razu krzyknęła coś po swojemu i powróciła do
poprzedniej zabawy. Usiadła na trawie i z uporem trąbiła, śmiejąc
się przy tym sama do siebie.
– Taty, taty! Ide taty! –
poinformowała Emilka, kierując się w stronę domu.
Paulina szybko ją dogoniła i
wzięła na ręce. Starała się odciągnąć uwagę córki od ojca,
wiedząc, że gdy ta pójdzie do domu, to tylko będzie mu
przeszkadzała w pracy, a ten potem będzie miał pretensje do niej,
że nie pilnuje dzieci.
Na jakiś czas udało się Pauli
zabawić córki piaskownicą. Robieniem babek i burzeniem ich.
Oczywiście dziewczynki ograniczały się do ścierania w pył
wszystkiego co udało jej się zbudować, ale nieszczególnie jej to
przeszkadzało. Z Amelką było prościej, bo łatwiej było ją
czymś zająć, a i obecność ojca nie była jej szczególnie
potrzebna do szczęścia. Emilka była z Tomkiem zżyta znacznie
bardziej niż z matką. Nawet nieraz po domu zdarzało jej się
chodzić i szukać ojca. Zaglądała przy tym do każdego pokoju.
Popłakiwała kiedy był w pracy.
Uwagę Pauliny odciągnął
jednak samochód, a konkretnie to słowa Agaty, która poinformowała
przyjaciółkę, że osobówka przyjechała na policyjnych blachach.
– Skąd wiesz, że są
policyjne?
– Brat mi kiedyś powiedział
– odparła.
– Ale o co by im miało
chodzić? Nawet muzyka głośno nie gra. – Odruchowo wskazała
głową na bezprzewodowe radio, które wygrywało stare przeboje
Smerfów.
Z samochodu wysiadło dwóch
mężczyzn. Jeden oparł się o drzwi i zapalił papierosa, a drugi
bez zaproszenia wkroczył na trawnik należący do Bordychów.
Paulina wyszła ciemnowłosemu
mężczyźnie naprzeciw, by móc dowiedzieć się co go sprowadza,
ale usłyszała płacz córki. Spojrzała więc w stronę domu.
Zobaczyła Tomka jak wyprowadza małą mocnym szarpnięciem za
rączkę.
– Jak ty jej, kurwa,
pilnujesz!? – ryknął, puszczając dziewczynkę.
Paula nie wiedziała co ma
odpowiedzieć. Przykucnęła, by Emilka mogła wbiec w jej ramiona.
– Tata ała – powtarzała
Emi bez ustanku, wtulając się coraz mocniej w szyję mamy.
Tomek stanął nad żoną i
córką. Kilkakrotnie zacisnął prawą dłoń, tę która go piekła
od uderzenia.
– Jak mówię, że masz się
bawić na dworze i mi nie przeszkadzać, to masz mi nie przeszkadzać!
– uniósł się.
– Nie krzycz na nią. Mała
jest i tak cię nie rozumie. – Paula wstała z klęczek, ciągle
trzymając Emilkę na rękach. Przysiadła na leżaku i odgarnęła
ciemne włosy dziewczynki z czoła. – Dobrze już, już nie płacz
– przekonywała.
– Boji – zawodziła dalej
niespełna dwulatka.
Paulina nie wątpiła, że córkę
boli, bo ślad po uderzeniu widoczny był na bocznej stronie nóżki
dziecka, nieopodal pupy.
Tomek w tym czasie głosił
cynicznie, jakie to mądre jest, by po wszystkim dziecko tulić,
głaskać po główce i pocieszać. Nim jednak Paulina zdążyła mu
coś na to odpowiedzieć, to policjant, o którym nawet Agata
zapomniała podczas całego zamieszania, odezwał się.
– Ja do ciebie – powiedział.
Tomek jakby wiedział, że te
słowa są skierowane do niego. Odwrócił głowę i spojrzał na
starszego od siebie o kilka lat mężczyznę.
– Piotrek? – zdziwił się.
– Tylko nie mów, że chcesz mnie zamknąć za klapsa? –
zażartował, ale z wrażenia, jakie zrobił na nim widok brata, aż
usiadł na drewnianym, ogrodowym krześle.
– Nie robię w sekcji
rodzinnej – odparł. – Ale sprowadza mnie sprawa rodzinna. –
Wsunął kciuki w szlufki dżinsów.
Paulina zmierzyła Piotra od
stóp do głów. Domyśliła się, że jest bratem Tomka, choć tych
dwoje w ogóle nie było do siebie podobnych. Piotrek miał bladą
karnacje i kruczoczarne włosy, niebieskie, nieciekawe oczy i
niemodnego wąsa. Muskulaturę ciała miał jednak imponującą. Na
jego lewym przedramieniu widniał tatuaż z imieniem „Patryk”.
– Nie odbierasz telefonu, a od
rana próbuję cię złapać.
– Zostawiłem w samochodzie –
wyjaśnił Tomasz. – Paulina ma zawsze telefon przy sobie, więc
jak jesteśmy razem...
– Nie mam numeru do twojej
żony. Nigdy nas sobie nie przedstawiłeś – wytknął. – W
każdym razie witam. Piotr. – Podał Paulinie prawą dłoń, a ta
była tak oszołomiona, że nawet jej nie uścisnęła. Powiedziała
tylko jak ma na imię i poprawiła płaczącą Emilkę, gdyż ta
zaczęła zjeżdżać z jej kolan.
– To ty nie chciałeś mieć
ze mną nic wspólnego – przypomniał Tomek.
– Dziesięć lat temu, gdy
schodziłeś na psy. Nie sądziłem, że aż tak sobie weźmiesz do
serca. W każdym razie, wiedz, że matka nie żyje.
Piotrek zdawał się wpatrywać
w twarz Tomka, jakby chciał tam dojrzeć cień jakichkolwiek uczuć.
Nie zobaczył ich.
– Dziękuję za informację.
Jutro poszukam jakiegoś notariusza, by nie przyjmować po niej
majątku. Nie będę spłacał jej długów.
– I tylko tyle masz do
powiedzenia?!
– A co jeszcze mam powiedzieć?
Na pogrzeb nie przyjdę, chować tym bardziej jej nie zamierzam.
Opieka dawała jej na chlanie, to niech teraz opieka jej funduje
trumnę i zasypuje piaskiem. – Wstał i wyminął brata. – Jak
chcesz, to możesz kiedyś do nas wpaść, a teraz sorry, ale
muszę wrócić do pracy.
Piotr wbił wzrok w równy,
zieloniutki trawnik, podobny do tych wszystkich trawników znanych z
amerykańskich filmów. Później spojrzał za siebie, a kiedy
dostrzegł, że Tomek wchodzi do domu, zdecydował się na wyjęcie
telefonu komórkowego z kieszeni. Wpisał dobrze znany kod, dzięki
któremu zawsze wyświetlał swój numer, bo mimo, iż miał ten sam
od lat, to nigdy nie nauczył się go na pamięć. Położył komórkę
na drewnianym stole i zwrócił się do Pauliny:
– Wklep go sobie. Może ci się
kiedyś przydać. W każdym razie, jakby się coś działo, zawsze
możesz dzwonić.
Piotrek odszedł. Wsiadł do
samochodu i odjechał. Emilka dalej płakała, a Amelka stała z
foremką w małych dłoniach i wyglądała tak, jakby starała się
rozczytać o co chodzi dorosłym i starszej siostrze. Niewiele
rozumiejąc, zdecydowała się powrócić do zabawy, czyli do
nabierania wody w foremkę i wylewania jej poza dmuchany basen.
– Idź do niego –
zaproponowała Agata i wyciągnęła ręce po Emi. – Zajmę się
dziewczynkami – zapewniła. – Nie powinien być teraz sam –
przekonywała dalej. – Jaka by nie była, to jednak była jego
matka.
– I co mu powiem? – zapytała
Paulina, nie wiedziała czy bardziej Agatę czy samą siebie. Pomimo
tego jednak zwróciła się do Emilki, by ta poszła do cioci na
ręce. Wstała z leżaka i spojrzała w stronę domu. Nie zrobiła
jednak ani kroku, dopóki Agata nie powiedziała:
– Po prostu przy nim bądź,
to twój mąż. On by przy tobie był.
Tu Paulina musiała się zgodzić
z przyjaciółką. Sama miała pewność, że Tomasz nigdy nie
zostawiłby jej samej sobie w takiej sytuacji. Jednak decyzja, by do
niego pójść była znacznie trudniejsza, bo od miesięcy unikała
bycia z nim sam na sam i skomplikowanych rozmów na trudne tematy.
Tłumaczyła sobie, że od rozmów Tomek ma psychologa, a skoro
przestał tam chodzić, wymigując się brakiem czasu, to jego
strata. Tak naprawdę to, gdy wmawiała to samej sobie, to było jej
z tym łatwiej. Wolała otrzepać dłonie i nie babrać się więcej
w przeszłości męża. Nie umiała jej udźwignąć. Nie potrafiła
stawić czoła temu co przeżył ani temu czego sam dokonał.
Alkoholizm jego matki, opuszczenie przez ojca, skłócenie z bratem,
kradzież z włamaniem, gwałt... to wszystko było ponad jej siły,
ale choć było daleką przeszłością Tomasza, to wciąż zdawało
jej się być jego częścią.
Do domu weszła po cichu.
Spodziewała się zastać go siedzącego na podłodze, może nawet
pijącego piwo prosto z butelki, ale nie pracującego jak gdyby nigdy
nic się nie stało.
– Chodź tylko po żółtych
kartkach – poinformował.
Dopiero wtedy dostrzegła żółte,
samoprzylepne karteczki poprzyklejane na dwóch rzędach po prawej
stronie.
– A jak przejdę lewą? –
zagadnęła, chcąc odciągnąć jego uwagę od smarowania podłogi
klejem.
– Skończysz jak Emila –
zapowiedział bardzo poważnie.
– Tylko żartowałam. Nie
chciałam cię zdenerwować. – Przeszła po żółtych
oznaczeniach, a potem przykucnęła i położyła dłoń na nagich
plecach męża. – Trzymasz się jakoś? – zapytała, usiłując
się do niego przytulić.
Niespodziewanie rzucił packą o
pobliską ścianę.
– Przestań, do cholery! –
wrzasnął.
Wciąż kucając, odstąpiła
krok w tył i uniosła ręce do góry, jakby ciało męża ją nagle
oparzyło.
– Nie potrzebuję litości –
oznajmił, rzucając żonie wściekłe spojrzenie.
– Nie lituję się nad tobą.
– Ale chcesz o niej rozmawiać!
– Nie musimy – zapewniła. –
Możemy mówić o czym chcesz. Zrobimy co zechcesz.
Tomek wcześniej patrzył na
żonę przez ramię, ale w końcu zdecydował się odwrócić. Nie
wstając z kolan pokonał dystans jaki ich dzielił. Położył dłoń
na jej klatce piersiowej i tym sposobem docisnął jej plecy do
ściany.
Odczuła podniecenie. Pierwszy
raz od wielu miesięcy naprawdę go pragnęła, jakby agresja,
widoczna w jego oczach, ją nakręcała. Co prawda sypiała z mężem
regularnie, ale od dłuższego czasu robiła to tylko z obowiązku.
To nie było tak, że czuła się przy nim źle czy, że było jej
szczególnie nieprzyjemnie. Było normalnie, ale bez fajerwerków,
szybszego nabierania płytkich oddechów, bez orgazmów. Teraz czuła,
że jej puls przyspieszył, a przecież on jedynie ją dotknął.
Kiedy pocałował, to już podczas złączenia warg odczuwała, że
za moment zabraknie jej oddechu.
Może miejsce nie było
najodpowiedniejsze. Może podłoga nie została do tego celu
stworzona. Jednak wygoda nie miała dla nich w tamtej chwili
znaczenia. Było im dobrze z sobą, pomimo że robili to na betonie.
Jego w niektórych miejscach chropowata powierzchnia podrażniała
delikatne i opalone plecy Pauliny. Dłoń Tomka, brudna od kleju,
dotykała materiał stanika kąpielowego, wcześniej pozostawiając
mokry, błotnisty ślad na brzuchu.
To był pierwszy raz, gdy
zrobili to w nowym domu. To był najlepszy raz od wielu, wielu
miesięcy.
Rozbawiła mnie Paula, jak stwierdziła, że nie pisze się już na naukę korzystania z nocnika przez Emi w domu, no cóż też kiedyś miałam wszystko zasikane i bardzo się cieszę, że to już za mną, ale niestety wszystkich rodziców czeka taki etap w życiu i trzeba przetrzymać.
OdpowiedzUsuńBiedna Emi, ona chciała tylko być z tatą, jest bardzo do Tomka przywiązana, a ten tak jak przewidziałam wypłacił małej solidnego klapsa za te przeklęte płytki, swoją drogą czy musiał ją zaraz bić, nie wystarczyłoby wyprowadzenie małej na zewnątrz i stanowczy zakaz?
I dziwię się i nie dziwię się reakcji Tomka na śmierć matki, ma żal do niej, został bardzo skrzywdzony i to przez osobę, która powinna go kochać i chronić, a z drugiej strony to, jaka by nie była to jednak matka. Ciekawa jestem, czy nie pójdzie na jej pogrzeb, tak jak to zadeklarował bratu, czy ten ból i żal do kobiety, która go urodziła będzie tak silny, że spełni postanowienie.
Tomasz i Piotr są bardzo różni, niby urodziła ich ta sama kobieta, wychowali się w jednym domu, to samo obaj przeżyli, a tak bardzo inaczej ich to ukształtowało, jeden miał kłopoty z prawem, a drugi strzeże prawa.
Tomek gra twardziela, udaje, że wiadomość, którą przyniósł mu Piotr o śmierci matki wcale go nie obeszła, a moim zdaniem wcale tak nie jest, przecież nie jest z kamienia, nie chce się przyznać, że też go to poruszyło. Wydaje mi się, że łatwiej mu się z tym pogodzić pokazując wszystkim na zewnątrz, że go to nie obchodzi.
Coś mi się zdaje, że gdyby nie namowa Agaty, to Paula schowałaby głowę w piasek i nie poszła do męża. Ona cały czas tchórzy, Tomasz przestał chodzić do psychologa, zrobił tak jak myślałam, żona go zmusiła, to trochę się postarał, a jak już ją uspokoił to dał sobie spokój.
Trochę ją rozumiem, bo ona bardzo chce żeby ich małżeństwo przetrwało, więc udaje, że wszystko w porządku, o jego przeszłości też stara się nie myśleć, nie mówiąc już o tym, że mieli by o tym rozmawiać, tak jej łatwiej, zamieść wszystko pod dywan i udawać, że tego nie było.
I tak teraz w tej sytuacji, ona najchętniej by zostawiła męża samego sobie, żeby się sam uporał z tym co się stało, ale Agata ma rację, czasem zwyczajnie wystarczy przy kimś być, słowa są zbędne.
Dobrze, że Paulina poszła do Tomka, pokazała, że może na nią liczyć, że nie jest sam, no i co tu dużo mówić, przynajmniej mięli najlepszy seks od miesięcy, więc się opłaciło.
Kurcze, tylko co jak popsują płytki :)
Ja w temacie nocników jestem zdania, że im szybciej rodzice zaczną tym lepiej i tym szybciej dziecko załapie. Lekarze, psycholodzy i inni niby są przeciwni, by sadzać na nocnik dopóki dziecko dobrze nie mówi, ale moje jeszcze dobrze nie mówimy, a czasami łapały, że jak im się chce, to trzeba biec do nocnika. Osobiście zauważyłem, że coraz częściej panuje moda, by dzieci nocnikować dopiero po drugim roku życia. Jak dla mnie o jakiś rok za późno i nie wyobrażam sobie, by moje dzieci, w wieku dwóch lat, jeszcze srały i sikały pod siebie.
UsuńJa na pogrzebie własnej matki też nie byłem, więc ja tam Tomka jestem w stanie zrozumieć. Ciężko kochać, szanować, a nawet pożegnać kogoś kto zmarnował nam najpiękniejszy okres w życiu (zmarnował dzieciństwo).
Bo za to jacy jesteśmy odpowiada jeszcze wiele czynników, na przykład to czy byliśmy najmłodsi czy najstarsi, jakie mieliśmy relacje z innymi członkami rodziny, jak nam się układało s szkole, czy trafiliśmy na dobrych wychowawców, towarzystwo rówieśnicze też nie jest tutaj bez znaczenia.
Paulina ucieka od problemów Tomka z samym sobą, bo nawet nie ma pojęcia jak miałaby na nie reagować, co o nich mówić, jak do nich podejść, więc lepiej wcale o nich nie myśleć.
Uprawiali seks na miejscu, gdzie jeszcze płytki nie zostały położone xD