„Równa
opalenizna”
Amelka i Emilka były już po
chrzcie świętym. Obydwie urządziły niemałe histerie, kiedy
ksiądz polewał ich czoła święconą wodą. Amelka uspokoiła się
szybciej, Emilka poczuła się bezpieczna dopiero poza murami
kościoła. Tomek powracał wspomnieniami do tego dnia, oglądając
go na zdjęciach, które wywołał dzień przed wyjazdem nad morze.
– Dobrze, że się przez to
nie boją wody – powiedziała Paulina i korzystając z okazji, że
wjechała na teren niezabudowany, włączyła długie światła.
Bordychowie zdecydowali się
wyjechać w nocy, sądząc, że wtedy dziewczynki lepiej zniosą tak
długą podróż, po prostu ją przesypiając. Sami też mieli w
planach spać, dzieląc się drogą po pół.
– Może powinniśmy zostać w
domu – szepnęła niepewnie. – Powinieneś być na pogrzebie.
– Gdybym chciał na nim być,
to bym był. Nie chcę, więc mnie tam nie będzie. – Zerknął do
tyłu.
Amelka spała, przykryta letnim
kocykiem. Emilka natomiast zaspanym głosem mówiła coś do
Szczeniaczka Uczniaczka, co jakiś czas uruchamiając zabawkę.
– To była twoja matka –
przypomniała.
– Nie przełożę
zaplanowanych z rodziną wakacji, tylko dlatego że jakaś stara
alkoholiczka postanowiła sobie akurat teraz zdechnąć.
– Tomek! – warknęła.
– No co? Mówię co myślę.
Nie czuję potrzeby, by po niej płakać. Po twojej matce bym płakał,
choć mnie nie lubi. Po własnej nie zamierzam, choć kiedyś, na
swój sposób, pewnie mnie kochała.
– Okay, nie będę się
wtrącała. To twoja sprawa, ostatecznie zrobiłeś jak chciałeś.
Mogłeś mnie jednak uprzedzić, że twój brat jest policjantem.
Nawet się tego nie spodziewałam.
– Ty to się patrz lepiej na
drogę, a nie na mnie, bo tam to się możesz wszystkiego spodziewać.
– Miałeś mnie nie pouczać –
przypomniała. – Prowadzę po swojemu.
– Dobrze, ale patrz na drogę.
– Czemu mi nie powiedziałeś?
– drążyła temat dalej.
– Nie widziałem takiej
potrzeby. Poza tym mogłaś się tego spodziewać. To dosyć częste,
że jeden brat idzie w lewo, a drugi w prawo. Brat ojca też jest
policjantem, komendantem.
– To dlatego czułeś się tak
pewnie, gdy wezwałam policję. Uważałeś, że jesteś nietykalny.
– I po co do tego wracasz? –
zapytał z jawną pretensją. – Nie sądzę, by Piotrek mi pomógł,
gdybyś chciała mnie pozwać.
– Mogę cię pozwać? –
zainteresowała się.
– Teraz już chyba nie. Za
późno. Jednak o znęcanie się sprawa jest cywilna. Tu nie zwołuje
rozprawy prokurator z automatu. Po co o to dopytujesz?
– Może przyda mi się na
przyszłość.
– Nie sądzę.
– Nie chodzisz już na
spotkania do psychologa – przypomniała.
– Bo nie muszę i nie mam na
to czasu. Byłem kilka razy, wystarczy. – Ziewnął, więc
zdecydował się na obniżenie fotela. Nie sądził, by dał radę
zasnąć, ale na wszelki wypadek, wolał, by podczas spania było mu
możliwie jak najwygodniej.
– Naprawdę nie wykorzystałbyś
rodziny w policji, gdyby przyszło co do czego? – drążyła temat
dalej.
– Jeśli już i doszłoby do
rozprawy, to pewnie poszedłbym do wujka. On popijał kiedyś i
pewnie popija dalej z tymi z sądownictwa. Zawsze miał do mnie i
Piotrka słabość, bo własnych dzieci nie miał. Może by coś
zaradził. Kiedyś miał wpływ na mój wyrok – przyznał.
– I starałbyś się uniknąć
konsekwencji?
– Tu nie chodzi o mnie i
uniki. Jesteś moją żoną, mamy dzieci, nie puściłbym cię tak
łatwo. Poruszyłbym niebo i ziemię, zapłacił komu trzeba, i
zrobił to co tylko dałoby się zrobić, by cię zatrzymać.
– Czyli co byś zrobił?
– Przestań. Zmieńmy temat –
nalegał.
– Chcę wiedzieć. Bądź
szczery. Tak naprawdę szczery.
– Nie oddałbym ci
dziewczynek.
– Słucham? – zbulwersowała
się.
– Jeśli sąd przyznałby
prawo opieki mnie, to ty nie chciałabyś już rozwodu. Wolałabyś
zostać ze mną, byleby być przy dzieciach. Zgadza się? –
zapytał.
Nie odpowiedziała. Zdenerwował
ją, a wpływ na skalę tego zdenerwowania najbardziej miał fakt, iż
Tomek miał rację. Paulina wiedziała, że gdyby doszło do rozwodu
i sąd zostawiłby dzieci z nim, to ona wycofałaby się ze
wszystkiego i wolała nadal być jego żoną, nawet jeśli faktycznie
miałby ją lać, i to nawet co dnia, bo nie potrafiłaby zostawić
własnych dzieci.
– Zamieńmy się. Ty
poprowadzisz – zażądała, zatrzymując się na poboczu.
– Dlaczego? Tak szybko?
– Bo mnie wkurwiłeś!
– Powiedziałem co chciałaś
wiedzieć. Byłem szczery. – Wysiadł i obszedł maskę, by móc
zasiąść za kierownicą.
Paulina zdecydowała się nie
wysiadać z samochodu, tylko przecisnąć się na siedzenie pasażera.
Pomimo tego spięcia, jakie
nastąpiło między nimi na początku wakacyjnego wyjazdu, to kolejne
dni mogli uznać za szczególnie udane. Pogoda dopisywała,
dziewczynki były zadowolone, a oni zdawali się być na powrót w
sobie zakochani.
Amelce najbardziej zaimponowała
taka duża plaża, po której można było biegać, co jakiś czas
potykając się i przewracając na kolana lub pupę. Emilka wolała
wodę. Podobały się jej przypływy i odpływy. A najlepszym ze
wszystkich było wychodzenie z tatą naprzeciw dużej fali.
– Jutro pójdziemy do
oceanarium – zapowiedział Tomasz. Zmęczony opadł na duże,
dwuosobowe łóżko. W końcu jednak musiał się z niego podnieść,
by zdjąć sandałki i mokry od wody podkoszulek.
Emilka nie przejmowała się
bucikami. Zaczęła wspinać się na łóżko, by móc usiąść obok
taty.
– Dzie pójdziemy? –
dopytywała.
– Do oceanarium.
– Do ocenarium – usiłowała
powtórzyć i kierując się zasadą, że by coś zrobić dobrze,
trzeba robić to często, usiłowała osiągnąć perfekcję, w kółko
powtarzając te dwa wyrazy.
– Chciałabym mieć jej
baterie – wyznała Paulina, będąc śpiącą bardziej niż
kiedykolwiek. – Zmęcz je w kąpieli, błagam.
Nie czekając na odpowiedź
męża, posadziła Amelkę na jego kolanach. Zatopiła się w
miękkim, puszystym fotelu i uznała, że do pełni relaksu
przydałoby się jeszcze tylko jedno, nieduże, zimne piwo.
– Dla ciebie wszystko. –
Tomek wstał i wciąż trzymając Amelkę na rękach, pochylił się
do żony, by móc musnąć ją w policzek. – Skoczymy ci po piwo, a
potem je wykąpię. Może jak się jeszcze trochę przejdą, to
szybciej padną.
W przypadku Amelki, Tomek miał
rację, bo przejście do nocnego sklepu, który znajdował się
prawie dwie ulice dalej, było dla dziewczynki nie lada wyzwaniem. A
pokonanie drogi powrotnej zdawało się być niemal niemożliwe, ale
zachęcona tym, że siostra idzie sama i tata jej nie niesie,
postanowiła dać radę. Na motelowych schodach jednak usiadła i
wyciągnęła dłonie w kierunku taty.
– Lącki – powiedziała
niewyraźnie, a jej powieki zdawały się samoistnie opadać.
Zgodnie z obietnicą, to Tomek
wykąpał dzieci i zajął się położeniem ich spać. Paulina w tym
czasie zdecydowała się wziąć prysznic. Drzwi pozostawiła
otwarte. Przez szum wody słyszała, jak jej mąż czytał bajkę o
Czerwonym Kapturku i musiała przyznać, że to było nawet
przyjemne. W przeciwieństwie do wielu kobiet miała tę świadomość,
że Tomek potrafi się zająć dziećmi samodzielnie i zrobić to
dobrze, że nie zapomni ich nakarmić, a do tego odpowiednio ubierze,
zabawi i położy spać. Pod tym względem był idealnym mężem dla
kobiety, która chciała mieć dzieci, bo potrafił być naprawdę
dobrym ojcem. Dla Pauliny, to dziewczynki były najważniejsze,
dlatego w pewnym momencie przestało się zupełnie liczyć jakim
Tomek był zazdrośnikiem, jak bardzo lubił się rządzić i to że,
jak każdemu, zdarzały mu się słabsze, leniwe momenty w łóżku.
On już nie musiał stawać na wysokości zadania, by być partnerem,
opiekunem czy kochankiem. Miał być tylko ojcem, dobrym ojcem i to
wystarczało, by żona nadal go kochała.
Wszedł do łazienki, kiedy
akurat była już ubrana. Krótkie, hawajskie spodenki i obcisła
bluzka na ramiączka zastępowały jej piżamę. Przyniósł z sobą
dwa kieliszki i odkorkowane wino.
– Spóźniłeś się –
wytknęła, kiedy zaczął z pralki czynić prowizoryczny stół. Nim
się obejrzała doniósł jeszcze truskawki.
– Nic straconego. Zawsze mogę
cię sam rozebrać. – Wrzucił jedną truskawkę do swojej buzi, a
drugą dotknął ust żony.
Ugryzła, a potem zdecydowała
się na pozbycie obcisłej bluzki. Odrzuciła ją na białe płytki.
Zdjęcie spodenek zostawiła jemu, bo lubiła, gdy odwiązywał ich
sznurki. Czynił to zawsze takimi samymi, pewnymi, szybkimi ruchami.
Pierwszy pocałunek ją
rozbudził, drugi pochłonął, a trzeci sprawił, że prawie całkiem
się zapomniała. Spodenki zsunęły się po jej nogach, opadając na
podłogę. Palce miała wplecione we włosy męża, ale to wszystko
trwało do czasu. W pewnym momencie Tomek złapał ją za ręce,
uwięził jej nadgarstki. Poczuła uderzenie, serię uderzeń.
Pierwsze spadło na udo, ale było za silne, by dało się je uznać
za element gry wstępnej. Drugie poleciało na pośladek. Trzecie na
twarz.
Krzyknęła, więc zatkał jej
usta dłonią, by nie pobudziła dzieci.
– Gdzieś ty się tak, kurwa,
opaliła? – zapytał złowrogim szeptem. – Jesteś równo opalona
– warknął przez zaciśnięte zęby.
Wtedy zrozumiała o co mu
chodziło. Faktycznie jej piersi i pośladki były tak samo brązowe
jak plecy czy brzuch. Niekiedy, gdy mama zajmowała się
dziewczynkami, a ona miała chwilę tylko dla siebie, to szła do
Agaty i opalały się tak samo jak za starych, dobrych czasów – na
dachu wieżowca, zupełnie nagie.
– Wyjaśnię ci to –
powiedziała szybko, licząc, że w ten sposób go uspokoi i
powstrzyma.
Te słowa jednak rozjuszyły go
jeszcze bardziej.
– Co mi wyjaśnisz? –
zapytał, łapiąc ją pierw za włosy. Potem chwycił za kark i
ścisnął tak, by nie mogła się wyrwać.
Sięgnęła dłońmi do jego
ręki, chcąc, by ją puścił, ale pomimo tego, że wbijała mu
paznokcie w skórę, on nie ustępował.
– Jak mi wyjaśnisz, że to co
jest dla mnie, pokazujesz innym? – dopytywał. – Może
Norbertowi, co? Może robisz to przy nim. Może z nim – nakręcał
się coraz bardziej.
– Tomek, przestań! Proszę
cię, puść mnie! – krzyczała przez łzy, chcąc jak najszybciej
zakończyć katusze, które zdawały się dopiero rozpoczynać.
Miał na sobie krótkie,
dżinsowe spodenki, sięgające za kolana. Rozpięty pasek był pod
ręką. Wyszarpnął go wolną dłonią i niechlujnie złożył w
pół. Przełożył narzędzie do prawej ręki, lewą chwycił żonę
za włosy. Działał jak w transie, ale z wyuczoną wprawą, jakby
nie robił tego wszystkiego po raz pierwszy. Nie pozostawiał jej
żadnej szansy na obronę.
Nie miała jak się wyrwać, a
gdy sprowadził ją na ziemię i plecy przygniótł kolanem, nie
miała już nawet możliwości, by się w jakikolwiek sposób bronić.
Nie mogła go dosięgnąć, by móc go odepchnąć lub zadrapać. Jej
własny płacz dusił krzyk, przez co nawet wzywanie pomocy wydawało
się być niemożliwe.
– Nie wrzeszcz, to szybciej
skończę – zapowiedział po którymś z kolei uderzeniu. – Jeśli
którąś obudzisz, to ci nie podaruję – uprzedził.
Nie docierało do niej to co
mówił. Tak naprawdę to z ledwością dochodziło do niej, to co
się działo. Wszystko było niewyraźne i nachodziło na siebie,
zamieniając się w jedną plamę, a w niej był płacz, ból i
odgłosy pasa odbijającego się od nagiej, wilgotnej skóry. Jej
skóry. To było jej ciało, jej ból, jej łzy.
Święta są, a ja takie rzeczy czytam, żeby sobie humor popsuć. Mam pytanie,czy Paua zostawi kiedyś tego Tomka?
OdpowiedzUsuńMoże właśnie to jest ten przełomowy moment. Teraz w końcu ma wyraźny powód, by go zostawić.
UsuńDziś jeszcze opublikuję dwie części "Pauliny", w tym jedną świąteczną, tak więc i trochę radości będzie.
Może? Jako autor mógłbyś uchylić rąbek tajemnicy.
OdpowiedzUsuńTomek powiedział Paulinie, że w razie w nie odda jej dziewczynek. Nie wiem czy ona odważy się na odejście od męża.
Trochę bym mógł. Zespojleruję Ci kiedyś w mailu xD
UsuńNa tę chwilę jednak w skrócie napiszę, że Tomek to co powiedział Paulinie o dzieciach, nie brał jako wypowiadanej groźby. On powiedział co czuł, on kocha dzieci, chce, by miały pełną rodzinę, więc w razie zagrożenia, robiłby wszystko co by się tylko dało, by tak pozostało, by ciągle tę rodzinę tworzyli.
Inna sprawa co by było, gdyby sąd ich rozwiódł. Wtedy, nawet jeśli nikomu sąd nie odebrałby praw (bo na tę chwilę nie ma podstaw, by zabrać prawa Tomkowi, bo on nad dziećmi się nie znęca, nie ma niebieskiej karty, ani nic z tych rzeczy) to decydowaliby o dzieciach razem. Pytanie tylko z kim te dzieci by mieszkały? Sąd w Polsce zazwyczaj zostawia dzieci przy matce. Tomek jednak mógłby się powoływać na to, że on może dzieciom zapewnić lepsze warunki, że on ma stałą pracę i przede wszystkim na więź ze starszą córką. Więc gdyby faktycznie chciał zabrać Paulinie dzieci, to mógłby to zrobić, ale nie jest powiedziane, że by wygrał, bo choć są powody, by dzieci zostały przy nim, to nie ma powodów, by odebrać te dzieci matce (i w takiej sytuacji dzieci zazwyczaj zostają przy matce).
Jednak dosyć gdybania, bo opowiadanie zaplanowałem nieco inaczej. Ten powyższy scenariusz miałby szansę się tutaj pojawić, gdyby Paulina po tym co się stało poszła na policję, dokonała obdukcji, zgłosiła te papiery razem z pozwem o rozwód, jako dowody, jako powód do rozwodu. Ona tak nie zrobi. Ona faktycznie teraz od Tomka odejdzie, a właściwie to ucieknie, gdy on będzie spał. Z dwójką małych dzieci wróci pociągiem, wróci do matki, ale nie zdecyduje się na pójście do lekarza, na zgłoszenie tego gdziekolwiek ani na złożenie papierów o rozwód. Jest po prostu na to za dumna i za tchórzliwa jednocześnie. Za dumna, bo nie będzie chciała się przyznać przed wszystkimi, że mąż ją bije (nawet matce nie powie). A za tchórzliwa, bo policjanci, którzy byli w jej domu na interwencji straszyli ją kuratorem, asystentem rodziny i ona bałaby się, że przez to mogą odebrać dzieci, zabrać do jakiegoś pogotowia czy nawet samego tego, że dzieciom może zafundować taką traumę, że ktoś obcy będzie przyłaził do domu i mówił co ona i Tomek robią nie tak.
Psychicznie Paulina nie jest gotowa, by od Tomka odejść. Na jakiś czas się wyprowadzi (na dłuższy czas), ale ze względu na dzieci będą się spotykać, ze względu na dzieci spędzą razem mikołajki, ze względu na dzieci na święta wprowadzą się do nowego domu, bo dzieci będą tego chciały. Mało tego, Paulina zdecyduje się mieć z Tomkiem trzecie dziecko, bo on faktycznie znowu na dłuższy czas przycichnie, a jej życie przy jego boku jest po prostu wygodne i gdy ją nie bije, to jest dobre, wręcz luksusowe i tu nie chodzi o stan jego portfela. Po prostu przy nim nie jest ze wszystkim sama, on faktycznie jest dla niej pomocą, wsparciem, potrafi być świetnym partnerem. Tomek tak naprawdę ma tylko dwa zapalniki - alkohol i zazdrość. Więc Paulina gdzieś tam sobie wmówi, że alkoholu może unikać, do zazdrości go nie doprowadzać i wszystko będzie dobrze. Jak łatwo się domyślić - nie będzie dobre.
Tomek się zawziął, jak postanowił, że nie pójdzie na pogrzeb matki, tak nie poszedł, ciekawe czy kiedyś nie pożałuje tego, ale myślę, że nie.
OdpowiedzUsuńWkurzył mnie Tomasz w trakcie tej ich rozmowy w drodze na wakacje, niby jak twierdzi autor w komentarzu powyżej nie była to groźba ze strony Bordycha, ale mi po takich słowach z ust własnego męża zapaliłaby się lampka ostrzegawcza. No i jak dla mnie, jeśli to nie była groźba, to co? Wyznanie miłości? Tak bardzo ją kocha, że gdyby zdecydowała się odejść, to zagra na jej uczuciach i wykorzysta koneksje rodzinne by odebrać jej dzieci? Odebrać jej coś co jest dla najważniejsze w życiu? Moim zdaniem ta rozmowa powinna być dla Pauli ostrzeżeniem i to poważnym.
Było miło, ale się skończyło, znowu zwyciężyła agresja i na pierwszy plan wysunęła się chorobliwa zazdrość Tomasza. Nie chcę bronić Pauli, bo pewnie mój mąż gdyby zobaczył równą opaleniznę na mnie to też by się wkurzył i byłaby na bank kłótnia, ale na pewno nie miałoby to takich rozmiarów jak w małżeństwie Bordychów. Tomek nie panuje nad sobą, on wpadł w jakiś szał, to na prawdę nie jest normalne. Zazdrość zazdrością, ale bez przesady, on ją zwyczajnie zmaltretował. Jak dla mnie to właśnie ten incydent powinien być dla Pauli takim motorem do działania, do ucieczki od niego jak najszybciej i jak najdalej.
Obawiam się jednak, że Paula nie zdecyduje się od niego odejść, a przy najmniej jeszcze nie, wydaje mi się, że gdyby w tym momencie, po tym co jej teraz zrobił była sama, nie byłoby dziewczynek odeszłaby od niego, a tak nie będzie chciała rozbijać rodziny, bo przecież Tomek jest dobrym ojcem, a to zdaje się jest dla niej najważniejsze.
Tylko dla Tomka dziewczynki też są najważniejsze w życiu, Paulina jest równie ważna. On nie chciał by stracić żadnej z trzech i zrobiłby wszystko co w jego mocy, poruszył niebo i ziemię, stosował chwyty poniżej pasa, byleby nadal byli rodziną. Można to więc podciągnąć pod wyznanie miłości.
UsuńJeżeli już, to chore wyznanie miłości. Dla mnie niedopuszczalne.
Usuń