„Pozory”
Życie Pauliny i Tomka zaczęło
pobrzmiewać dziwną melodią. Niejednolitą. Niespokojną. Szarpaną.
Kochali się. Obecna w ich małżeństwie była wzajemna troska.
Nadskakiwali sobie i potrafili się zaskakiwać. Umieli się też
pokłócić i po zwyczajnemu trzasnąć drzwiami lub na jakiś czas
zamilknąć. Osobom trzecim, a nawet najbliższym, wydawało się, że
ich melodia jest normalną, typową małżeńską grą w: życie,
rodzinę, dom, pracę. Mylili się. Nie było zwyczajnie. Było
dziwnie.
Tomek przestał się hamować i
powstrzymywać. Nie było już przeprosin i obietnic typu „to się
więcej nie powtórzy”. Nadal jednak dawał prezenty bez okazji,
organizował wycieczki, kupował balony z helem. Jak typowy mąż
wspólnie – z żoną lub rodzinnie – jadał kolacje na mieście,
odwiedzał kina, teatry i festyny. Był ulubieńcem matek dzieci z
klas swoich córek i przedszkola syna. Znały go z wywiadówek oraz
imprez urodzinowych urządzanych w bawialniach i na stadninach koni.
Paulina była tą, której inne
kobiety zdawały się zazdrościć. Troje dzieci, dom za miastem,
duży, gustownie urządzony ogród, najnowszy model iPhone w tylnej
kieszeni dżinsów. Nawet te dżinsy na niej wyjątkowo wyglądały.
Podkreślały zgrabność dupy. Cała była zgrabna, jakby te ciąże
i porody wcale się na niej nie odbiły. Była też lekko opalona po
regularnych wizytach na solarium. Paznokcie zawsze miała w
odpowiednim do pory roku i okazji kolorze. Makijaż był niemalże
perfekcyjny. Uśmiech wręcz hollywoodzki.
Paula nie skarżyła się na
swój los i jak wiele bitych kobiet potrafiła udawać, stwarzać
pozory, robić wrażenie. Doszło do tego, że nawet, gdy jej siostra
dostrzegła siniaka na policzku, w okolicy oka, to okłamała ją
prosto w twarz, że potłukła się jeżdżąc na rolkach. Kiedy ktoś
zauważał siniaki w okolicy szyi. to bez skrępowania tłumaczyła
to ostrzejszą akcją w sypialni. Wypieranie prawdy było dla niej
wygodne. Nie chciała słuchać jak matka mówi „a nie mówiłam”
czy widzieć litość w cudzych oczach. O wiele bardziej wolała w
nich dostrzegać podziw.
Czy się bała? Nie ciągle, nie
cały czas, z przerwami. Nie odczuwała ciągłego lęku, bo Tomasz
nie był typem furiata, co pod wpływem alkoholu nie potrafi nad sobą
zapanować. Tomek zdawał się być stabilny. Wyrachowany, ale
kochający na tyle, by nie wyrządzić najbliższym trwałej krzywdy.
W przerwach od domowej przemocy
uczyli się jeździć na nartach, chodzili z dziećmi na basen, całą
rodziną przygotowywali ulubione danie Pauliny – pizzę ze
wszystkimi możliwymi dodatkami. Była tak duża, że ledwie
zmieściła się do piekarnika.
Tomkowi nie dało się też
zarzucić, iż nie troszczy się o rodzinę, bo gdy Julek mocno się
przeziębił, to wraz z Pauliną, na zmianę, niemal że po równi
czuwali przy jego łóżku. Kiedy w firmie zaczynało się nie
powodzić, nie odbijał swojego złego nastroju na żonie i
dzieciach. Starał się znaleźć inne możliwości, co skutkowało
częstymi wyjazdami zagranicę. Wtedy było nawet prościej. Nie
widywał żony i dzieci często całymi tygodniami. Kiedy wracał, to
starał się nimi nacieszyć, zrobić zapasy tej radości. Zazwyczaj
nie było już czasu na kłótnie, awantury i rękoczyny. „Zazwyczaj”
to jednak nie to samo co „zawsze”.
Piotrek przeczuwał, że w
rodzinie brata nie jest tak różowo jak to pokazywali na zewnątrz.
Nie miał jednak możliwości, by zmusić Tomka do zmiany czy bratową
do działania. Starał się jednak u nich bywać i to regularnie, a
to, że został chrzestnym Juliana sprawiało, że jego
niezapowiedziane odwiedziny nie wzbudzały podejrzeń.
Pewnego razu Paulina otworzyła
mu drzwi w koszuli nocnej. Wyraźnie była pod wpływem alkoholu.
Miała perfekcyjny, permanentny makijaż. Jej ramiona zdobiły
siniaki.
Piotr poczuł się, jakby to już
się kiedyś działo, jakby był już świadkiem identycznych
wydarzeń i na własne oczy widział upadek tej kobiety. Przekroczył
pewnie próg, choć Paulina na wstępie powiedziała mu, że Tomek w
nocy wyjechał.
– Długo zamierzacie to
jeszcze ciągnąć? – zapytał wprost.
Nic mu nie odpowiedziała.
Uruchomiła ekspres, zrobiła dwie mocne kawy.
– Zapomniałam, że unikasz
kofeiny. – Wylała kawę do zlewu i sięgnęła po drewnianą
skrzynkę z herbatami. – Czarna? Owocowa?
– Wszystko jedno. –
Zirytowany machnął dłonią. – Dzieci w szkole?
Spojrzała na zegarek. Było po
siódmej rano.
– Zaraz ich zawiozę.
– Zawieziesz? – nie
dowierzał.
– A czemu nie? – Uśmiechnęła
się i zarzuciła kosmyk czarnych jak smoła włosów za ucho.
– Bo jesteś pijana.
– Lampka wina. Pół godziny
i...
– Ja ich zawiozę –
zobowiązał się i sięgnął po cukier. Przez moment się zawahał.
Spojrzał na bratową, opierającą się o kuchenne szafki. –
Słodzisz? – spytał z dziwnym błyskiem w oczach.
– Nie – odpowiedziała,
zdziwiona jego zachowaniem.
– Tak właśnie myślałem –
szepnął, bardziej do siebie niż do niej. – Nieważne czy
zaczynasz dzień od lampki wina czy od łyku denaturatu. Jeśli tak
zaczynasz dzień, to coś jest nie tak, Paulina. I zarzuć coś na
siebie zanim dzieci wstaną. No chyba, że już się znudziłaś i
nie chcesz ciągnąć tego teatru dalej. – Utkwił wzrok w
fioletowym sińcu, który zdobił przód jej lewego uda.
– Nie rób ze mnie
alkoholiczki.
– Ofiary mojego brata też
nie? – odbił piłeczkę.
Paula przez chwilę chciała
zaprzeczyć, wyjaśnić, że Tomek jej nie bije, że Piotrek wysuwa
za daleko idące wnioski. Zrezygnowała jednak z tego pomysłu.
– Też nie – odpowiedziała
z pewnym siebie, choć zachodzącym alkoholową mgłą, wzrokiem.
– Dobrze. Zatem oboje
jesteście katami własnych dzieci. – Wstał i chciał iść
zbudzić dziewczynki, ale Paulina zatrzymała go słowami:
– Tomek nie bije dzieci!
– Pewnie, że nie. One by się
mogły komuś poskarżyć. Ty milczysz. Oboje jednak jesteście
katami własnych dzieci. Po równi miażdżycie im psychikę.
– Wyjdź z mojego domu –
zażądała bez zbędnego krzyku.
– Wyjdę – zapewnił. –
Odwiozę dzieci. Ty w tym czasie odeśpisz, wytrzeźwiejesz.
– Wyjdź, teraz! – uniosła
się.
– I wezwij policję? – rzekł
pytająco. – Jesteś pod wpływem większym niż jedna lampka wina.
– Nie życzę sobie byś...
– Ja też wiele rzeczy sobie
nie życzę. – Wzruszył ramionami i zrobił gest rękoma
wskazujący na bezradność. – A jednak się dzieją – dodał.
Paulina nie lubiła, gdy Piotrek
przychodził, bo nawet gdy milczał, to wzrokiem zdawał się
oceniać. Nie chciała być oceniana, nie pod takim kątem.
Poszła ubrać Julka i ledwie
przykucnęła przy łóżku, rozwijając skarpetki jednocześnie, a
już musiała się podtrzymać, by nie upaść na tyłek. Zakręciło
jej się w głowie.
– Pamiętam jak matka kiedyś
była w zbliżonym stanie do twojego. Założyła Tomkowi prawy but
na lewą nogę. – Stał w drzwiach, wsparty o futrynę. –
Dziewczynki robią sobie śniadanie. Idź się położyć, ja go
ubiorę. Później zatrzasnę drzwi – zapewnił.
Miała dość. Dość jego
towarzystwa, dość obecnego dnia, momentami nawet dość życia.
Kłamstwem byłoby powiedzieć, że żyła tylko dla dzieci. Żyła
też dla Tomka, dla dobrobytu, dla wspólnych, rodzinnych kolacji,
samotnych wyjść z mężem do teatru czy na spacery. Bywały chwile,
gdy szczerze go nienawidziła i momenty, gdy nie wyobrażała sobie
bez niego życia. Wtedy uświadamiała sobie, że przez te wszystkie
lata, niezauważalnie, w pełni się zaangażowała. Wzbraniała się
od tego. Gdy go poznała zdawała się chłodno kalkulować, myśleć
o przyszłości, nie kierować się sercem. Po tych wszystkich
wspólnych latach nie było to już jednak kalkulacją. Było
przyzwyczajeniem i w końcu była zmuszona przyznać sama przed sobą,
że było też kochaniem.
Jeszcze raz chciałbym
wszystkich zaprosić do TwojejOdskoczni. Publikujemy tam grupowe
opowiadania, poradniki, samouczki, recenzje. Na chwilę obecną
możecie tam przeczytać pierwszą część opowiadania „Honor i respekt”, a jeszcze dziś pojawią się tam „Miejskie opowieści” (dawna „Otchłań szarości”).
Tych, którzy nie znają bądź nie pamiętają „Miejskich...”
zachęcam do obejrzenia poniższego teledysku zapowiadającego. Ja na
dziś się z Wami żegnam, ale w nocy powrócę. Zamierzam w końcu
zabrać się do odpowiedzenia na Wasze komentarze. Być może wyjdzie
nam z tego jakaś ciekawa konwersacja.
Wiedziałam, że przyjdzie w końcu moment kiedy Tomasz przestanie się hamować, to była niestety tylko kwestia czasu kiedy do tego dojdzie. Bordych już nie przeprasza i nie obiecuje poprawy, bo i po co, przecież Paula nic z tym nie robi. Przyzwyczaiła męża do swojej bierności, co z tego, że się na chwilę obrazi, rzuci fochem, jak i tak Tomek nie ponosi żadnej odpowiedzialności za to jak potrafi ją potraktować. On ją dobrze zna, wie że żona jest zbyt dumna i niestety też zbyt wygodna żeby się poskarżyć, więc czuje się bezkarny, jest panem sytuacji.
OdpowiedzUsuńPiotr ma rację, Tomasz jest perfidny w tym co robi, nie bije dzieci bo te nawet jakby się w szkole czy przedszkolu nie poskarżyły, to wcześniej czy później ktoś w końcu by zauważył i mógłby mieć z tego tytułu kłopoty, bo wydałoby się co się dzieje w ich domu.
Oni na swój pokrętny sposób kochają się nawzajem. Tylko co to za miłość? Moim zdaniem zła i chora, wręcz wyniszczająca.
Doszło do tego że ona o siódmej rano jest pod wpływem alkoholu i ma w planach odwieźć dzieci do szkoły. Tylko kwestią czasu jest jakieś nieszczęście. Tym razem przyszedł Piotr i ją powstrzymał, a co będzie następnym razem?
Swoją drogą to Tomasz doprowadził w swoim małżeństwie do sytuacji, jaka miała miejsce w jego domu, kiedy był dzieckiem. Sam ma wielki żal do rodziców, zwłaszcza do matki, a swoim dzieciom gotuje taki sam los.
Ich małżeństwo zmierza po równi pochyłej, bardzo mało brakuje, by spadło w przepaść. Tak się zastanawiam, czy jest dla nich choć 1% szansy na to by ich uratować i chciałabym się mylić, ale obawiam się, że nawet takiej nadziei dla nich już nie ma.
Liczyłam na scenę kłótni po tym, jak Tomek dowiedział się, że Norbert przebierał się w ich domu. Nie będę ukrywać, że jestem bardzo rozczarowana, że tego nie opisałeś. :( To mogło by być coś, a tak nawet nie ma wzmianki o tym, co konkretnie się wtedy stało. Uważam, że bardzo na tym straciłeś, bo to był świetny moment.
OdpowiedzUsuńSzkoda też, że dałeś streszczenie ich życia i pokazałeś, do czego ono doprowadziło. Wcześniej mieliśmy jeszcze jako tako zalążek chorego małżeństwa. Teraz jakbyśmy ominęli niezłe kilka rozdziałów, bo mamy już pijaną Paulę o poranku, czego wcześniej nie robiła. Chciałabym wiedzieć, co tak naprawdę ją do tego doprowadziło. Nie ze streszczenia, tylko ze scen. Szkoda.