„Chorobliwa
zazdrość”
Agata miała rację – Tomkowi
się upiekło. Paulina przepłakała noc i była markotna na drugi
dzień, ale w końcu była zmuszona powrócić do typowego,
normalnego zachowywania się. Zrobiła to dla dzieci. I zaledwie po
tygodniu nie było już śladów po małżeńskiej awanturze – ani
tych na dupie, ani w relacji małżonków.
Dwa miesiące później piekła
próbne halloweenowe babeczki i ozdabiała salon przeróżnymi
straszydłami, lampionami i dużymi świecami. Następne były święta
i w tych posunęła się o krok dalej – nie tylko ozdobiła każde
pomieszczenie, ale postanowiła pierwszy raz w życiu zrobić wigilię
u siebie i to samodzielnie. Zazwyczaj odbywało się to u jej matki,
ewentualnie za pomocą kateringu.
– Pomogę ci – zapewniał
Tomek. – Zrobię sobie z trzy dni wolnego, by też coś poszykować
– dodał, jednocześnie chodząc zgarbiony po salonie. Trzymał
Juliana za obie dłonie i pomagał chłopcu w utrzymywaniu równowagi.
– Mamy miesiąc, to dużo
czasu. – Postawiła żeliwne naczynie z pieczenią na środek
stołu. – Obiad! – krzyknęła na tyle głośno, by dziewczynki,
bawiące się na schodach, mogły ją usłyszeć. Przyjrzała się
swoim paznokciom. Jeden był odpryśnięty, a na czarnym lakierze i
białej końcówce po francuzie, która została na akrylu było to
niezwykle widoczne. Irytowało ją. – Pojadę na poprawkę –
stwierdziła na głos.
– Ale nie dziś – wtrącił
szybko Tomek, sadzając Juliana w krzesełku do karmienia.
– Dlaczego?
– Bo dziś przychodzi
mechanik, by naprawić pralkę. Od tygodnia narzekasz, że suszarka
nie suszy, a nie ma lata i nie można wystawiać prania na dwór.
– Nie oddajemy ją na
gwarancję? – zdziwiła się.
– Nie ma sensu. Oktawian
polecił kogoś zaufanego. Szybciej pójdzie niż babranie się z
gwarancją. Ty musisz go tylko wpuścić i zaprowadzić do pralki.
Później sprawdź czy suszy i zapłać ile będzie chciał.
– Nie musisz dawać mi aż tak
szczegółowych instrukcji.
– Siadaj – rozkazał,
odsuwając szarmancko krzesło. – Ja nałożę – zobowiązał
się.
– Dla mnie mało –
powiedziała szybko Emilka.
– Dla mnie jeszcze mniej –
wtrąciła Amelka.
– Widzę fanów twojej kuchni
nie brakuje – zadrwił Tomek w kierunku żony.
– Przestań – trąciła go
ręką w biodro. – To nie moja wina. Ani wina braku moich
kulinarnych zdolności. Nawet jakbyś je zabrał do pięciogwiazdkowej
restauracji, to i tak by prawie nic nie zjadły. Mogę się o milion
założyć – zapewniła.
– Pięciogwiazdkowe
restauracje, pięciogwiazdkowe hotele, pięciogwiazdkowe pizzerie...
– rozmarzył się.
– Bo pizzerie to nie
restauracje. – Przewróciła oczami.
– We Włoszech to takie
wyjątkowe, że musiałem podkreślić odrębność.
– Włoszech? – zapytała nic
z tego nie rozumiejąc.
– Pozbędziemy się pyskatej,
niejadka i kurdupla na całe pięć dni, od dnia przed nocą
sylwestrową zaczynając. – Pochylił się, by musnąć żonę w
miękkie, pofarbowane na rudo włosy. – Nie mogę się przyzwyczaić
– wyznał i zabrał się do nakładania na talerze.
– Ale poważnie mówisz?
– No poważnie. Obrazisz się,
ale wolałem cię w blond.
– Nie o tym mówię!
– A, tak, tak, poważnie.
Twoja mama i siostra już wiedzą.
– Zawsze dowiaduję się
ostatnia – Splotła ręce na piersi i udała obrażoną.
– Ale za to masz urodzinową
niespodziankę. – Puścił do niej oczko i spojrzał z zadowoleniem
na Julka, który w oczekiwaniu na jedzenie już otwierał buzię,
naprzemiennie mówiąc „mniam”. – Przynajmniej jednego nigdy
nie trzeba namawiać do jedzenia.
Nim Paulina zdążyła chwycić
za widelec, to Tomek ubrał kurtkę. W zdumieniu obserwowała jak
przekłada obiad z talerza do pudełka.
– Nie zdążysz zjeść z
nami?
– Pokręcił głową. Oktawian
już czeka – dodał. – Musimy jechać po towar.
– Musiałeś sobie brać na
głowę następną fuchę?
– Musiałem – odpowiedział
takim tonem, jakby jednocześnie kończył dyskusję. – Kocham cię
– dodał dla złagodzenia poprzedniej wypowiedzi. – Nie zapomnij
o tej pralce. Wrócę przed drugą, może przed trzecią jak będą
poślizgi.
– Mam na ciebie czekać? –
Zmarszczyła brwi i wykrzywiła twarz jakby z niego żartobliwie
drwiła.
Odłożył pudełko z obiadem na
stół i objął żonę od tyłu.
– Kiedy mąż daje żonie taki
prezent – zaczął szeptem – oczekuje czegoś więcej niż słowa
„dziękuję” – dokończył, przygryzając jej ucho.
– Oczekujesz córki czy syna?
– zażartowała.
– Ciebie, w gorsecie, na
kolanach – odpowiedział i skierował kroki w stronę drzwi.
– Ale naprawdę!? –
krzyknęła za nim.
– Co naprawdę?
– Nie wiedziałam, że masz
takie pragnienia.
– Teraz już wiesz. Ja
spełniam twoje kaprysy i twoje pragnienia na każdym kroku. Wierzę,
że coś wymyślisz. Liczę cholernie mocno na twoją wyobraźnię.
Wierzę w nią! – Poklepał się żartobliwie po klatce piersiowej
od strony serca.
Paulina zjadła obiad wraz z
dziećmi. Była niedziela i była wielce zdziwiona, że mechanik
zgodził się przyjechać w taki dzień. Nie mogła jednak na niego
narzekać, bo choć zalał jej pół pomieszczenia gospodarczego, to
też sam po sobie posprzątał. To zaskoczyło ją jeszcze bardziej,
bo po tym człowieku nie spodziewała się takiego zaangażowania i
dokładności. Porządku nie spodziewała się po nim zastać nigdy.
Pani Bordych położyła dzieci
spać i sama także przysnęła, ale wcześniej nastawiła sobie
budzik na odpowiednią godzinę. Postanowiła spełnić kaprys męża
i nie było to dla niej przykrym obowiązkiem. Świetnie się przy
tym bawiła. Największy ubaw miała z jego zaskoczonej miny kiedy
zobaczył ją w salonie, leżącą na kanapie w stringach, szpilkach
i gorsecie.
– Ty wiesz, że ja żartowałem
i... – zaczął.
– Wiem – wymruczała,
podchodząc do niego. – Ale wiesz co mówią o marzeniach? Że z
nimi trzeba ostrożnie, bo mogą się spełnić. – Zsunęła kurtkę
z jego ramion i zabrała się za odpinanie dużych guzików czarnego
swetra.
– Takie mogą się spełniać
zawsze! – Pochwycił ją za biodra i usadził na niskiej ławie.
Uklęknął. Rozpoczął od muskania ustami, ledwie wyczuwalnie,
wewnętrznej strony jej prawego uda.
– A to nie czasem ja miałam
być na kolanach? – zapytała, uśmiechając się pod nosem.
Noc im się udała. Byli nią
wykończeni i kiedy kładli się spać przed piątą rano, to byli
pewni, że zaśpią, i że nie będą w stanie zająć się dziećmi
kiedy te już się obudzą. Nic bardziej mylnego. Wstali co prawda
później niż zwykle i to za sprawą Juliana, któremu znudziło się
podskakiwanie w łóżeczku, ale energii zdawali się mieć więcej
niż w ostatnich dniach. I wszystko byłoby dobrze, gdyby Amelia nie
zapytała:
– A ty, tato, masz jakiś
tatuaż?
– Jeden – odpowiedział
zgodnie z prawdą. Pół roku wcześniej dał sobie wykaligrafować
na klatce piersiowej cztery imiona. „Paulina” widniała na
pierwszym miejscu, wraz z datą ślubu. Zaraz pod nią znajdowały
się imiona dzieci wraz z datami ich narodzin.
– Pan, który był u nas
wczoraj miał dużo tatuaży.
– Norbert! – wtrąciła
Emilka. – Powiedział, że można mu mówić po imieniu. To stary
znajomy mamy. Jeszcze nas odwiedzi!
Tomek zaniemówił.
Paulina akurat zmywała ręcznie,
bo trzech szklanek nie opłacało się wrzucać do zmywarki.
Odwróciła się i dostrzegła, że mąż nie jest w najlepszym
humorze.
– Daj spokój – odezwała
się, zauważając, że jego klatka piersiowa szybciej się unosi i
opada.
– Nie powiedziałaś, że tu
był.
– Sam go tu sprowadziłeś –
przypomniała.
– Nie ja. Oktawian –
wyjaśnił i przejechał językiem po dolnej wardze, jakby był
drapieżnikiem i oblizywał się przed prawdziwą ucztą. – Nie
powiedziałaś mi – zaznaczył. Wstał z miejsca i nakazał
dziewczynkom się pospieszyć. Sam zdecydował się poczekać na nie
w samochodzie.
– Nie mówcie ani słowa przy
tacie o tym, że ten pan się tutaj przebierał – nakazała córkom.
Oczywiście pierwsze co Emilka
powiedziała do taty, po zajęciu miejsca w foteliku samochodowym,
było to czego nie kazała jej mówić mama. Amelka za to
przypomniała siostrze na głos, że miała tego tacie nie mówić,
bo mama nie kazała. W Tomku zawrzało. Zagotowało się w nim na
tyle, że kazał dziewczynkom zaczekać w samochodzie, a sam wrócił
się do domu.
Długo mnie nie było, więc w
jedną noc opublikowałem dwa rozdziały, by Wam choć trochę
wynagrodzić swoją nieobecność. Przy okazji zapraszam Was na
opowiadanie „Honor i respekt” – taki wspólny projekt, do
znalezienia na profilu TwojaOdskocznia.
Widzę, że Paulina bardzo stara się zapomnieć o tym jak mąż potrafi ją potraktować, bo człowiek to takie urządzenie co się może do wszystkiego przyzwyczaić, niestety do takiego życia również. Ona chce po prostu normalnie żyć i funkcjonować.
OdpowiedzUsuńMyślę, że przede wszystkim ze względu na dzieci, sama wychowała się bez ojca i nie chce własnym odbierać pełnej rodziny.
Tomkowi w tym wszystkim nie można odmówić tego, że on dba i o żonę i o dzieci, stara się, tylko czy to rekompensuje jego wybuchy agresji? Jak dla mnie nie do końca, ale niestety w życiu jest zawsze coś za coś i kobiety w takich związkach bardzo często robią kalkulację, bo dobrze zarabia, bo dba o dom, dzieci, a co zrobię jak odejdę, jak sobie poradzę. No i z tych kalkulacji zazwyczaj wychodzi, że lepiej, rozsądniej będzie przy takim mężu zostać. Ciekawa jestem, co musiałoby się stać, żeby Paulina tak definitywnie odeszła od męża, gdzie dla niej będzie ten moment, że powie dość.
Jak przeczytałam, o tym jaką niespodziankę przygotował dla żony Tomasz, to tak mi się złośliwie nasunęło, że spuścił Pauli łomot i przykładna żona domowe obiadki gotuje, są obiadki to i przykładnej żonie nagroda się należy.
Jak przeczytałam o tej fantazji Tomka, Paula w gorsecie i na kolanach, to byłam ciekawa czy Paula podejmie grę męża. Muszę przyznać, że mnie pani Bordych nie zawiodła, przygotowała się do roli. Niech się Tomuś wypcha swoim, ale wiesz, że żartowałem, mówisz, masz i ciesz się, że masz taką chętną żonę do spełniania twoich fantazji.
No i było tak miło i przyjemnie, a zwłaszcza zgodnie i zaraz u nich coś się musi zaraz popsuć. Zrobiło się znowu mega nieciekawie, obawiam się, że Tomasz znowu posunie się do rękoczynów. Z jednej strony bronię Pauli, bo przecież to Tomasz przysłał jej Norberta do naprawy pralki, mógł sprawdzić kogo mu poleca Oktawian. Przecież ona nie zaprosiła sama Norbiego na pogaduszki pod nieobecność męża. Z drugiej strony mogła powiedzieć Tomaszowi pierwsza, choćby napomknąć, że Norbert był u nich, tylko zastanawiam się, kiedy miałaby to zrobić, tak naprawdę nie miała kiedy. Myślę, że Tomek by się trochę poboczył i by mu przeszło, gdyby Paula w tym wszystkich nie przedobrzyła i nie nakazała dzieciom nic nie mówić tacie, że Norbert się u nich przebierał, przecież wie jaki jest jej mąż, jak reaguje na Norberta, jaki jest o niego zazdrosny. Obawiam się, że po tym co Bordych usłyszał od córek w aucie to Paula będzie biedna, chciałabym się mylić, ale jakoś nie potrafię.
Po wybuchu nastąpiła faza miesiąca miodowego, tu jakże brutalnie przerwana. Pomyślałam: "będzie się działo, będzie zabawa" - ironicznie, rzecz jasna. Pytanie: jak długo jeszcze?
OdpowiedzUsuńW poprzednim rozdziale Aga trafiła w sedno, Tomasz jest wyrachowany, despotyczny, a rolę ideału na pokaz odgrywa prawie bez mrugnięcia okiem. Kiedyś musi się to skończyć... A koniec będzie bolesny dla wszystkich, za długo odkładany.
Pozdrawiam