Autor tego bloga należy do grupy „Projekt Prozaicy”, z tego też powodu strona korzysta z płatnych linków. Ujmując to krócej i bardziej zrozumiale – autor zarabia, a czytelnicy nic na tym nie tracą. Te linki są całkowicie bezpieczne dla komputerów, tabletów i smartphone-ów pod warunkiem, że postępuje się zgodnie z instrukcją, czyli nie klika w reklamy, nic nie ściąga na swój sprzęt, a jedynie odczekuje symboliczne pięć sekund i przechodzi dalej. Za wszelkie utrudnienia autor bloga przeprasza, za waszą aktywność jest wdzięczny, a prywatnie pozdrawia i życzy dobrej zabawy podczas czytania.

Link do instrukcji – KLIK

poniedziałek, 5 listopada 2018

#88 – „Paulina” – Rozdział 55

Chorobliwa zazdrość”

Agata miała rację – Tomkowi się upiekło. Paulina przepłakała noc i była markotna na drugi dzień, ale w końcu była zmuszona powrócić do typowego, normalnego zachowywania się. Zrobiła to dla dzieci. I zaledwie po tygodniu nie było już śladów po małżeńskiej awanturze – ani tych na dupie, ani w relacji małżonków.
Dwa miesiące później piekła próbne halloweenowe babeczki i ozdabiała salon przeróżnymi straszydłami, lampionami i dużymi świecami. Następne były święta i w tych posunęła się o krok dalej – nie tylko ozdobiła każde pomieszczenie, ale postanowiła pierwszy raz w życiu zrobić wigilię u siebie i to samodzielnie. Zazwyczaj odbywało się to u jej matki, ewentualnie za pomocą kateringu.
Pomogę ci – zapewniał Tomek. – Zrobię sobie z trzy dni wolnego, by też coś poszykować – dodał, jednocześnie chodząc zgarbiony po salonie. Trzymał Juliana za obie dłonie i pomagał chłopcu w utrzymywaniu równowagi.
Mamy miesiąc, to dużo czasu. – Postawiła żeliwne naczynie z pieczenią na środek stołu. – Obiad! – krzyknęła na tyle głośno, by dziewczynki, bawiące się na schodach, mogły ją usłyszeć. Przyjrzała się swoim paznokciom. Jeden był odpryśnięty, a na czarnym lakierze i białej końcówce po francuzie, która została na akrylu było to niezwykle widoczne. Irytowało ją. – Pojadę na poprawkę – stwierdziła na głos.
Ale nie dziś – wtrącił szybko Tomek, sadzając Juliana w krzesełku do karmienia.
Dlaczego?
Bo dziś przychodzi mechanik, by naprawić pralkę. Od tygodnia narzekasz, że suszarka nie suszy, a nie ma lata i nie można wystawiać prania na dwór.
Nie oddajemy ją na gwarancję? – zdziwiła się.
Nie ma sensu. Oktawian polecił kogoś zaufanego. Szybciej pójdzie niż babranie się z gwarancją. Ty musisz go tylko wpuścić i zaprowadzić do pralki. Później sprawdź czy suszy i zapłać ile będzie chciał.
Nie musisz dawać mi aż tak szczegółowych instrukcji.
Siadaj – rozkazał, odsuwając szarmancko krzesło. – Ja nałożę – zobowiązał się.
Dla mnie mało – powiedziała szybko Emilka.
Dla mnie jeszcze mniej – wtrąciła Amelka.
Widzę fanów twojej kuchni nie brakuje – zadrwił Tomek w kierunku żony.
Przestań – trąciła go ręką w biodro. – To nie moja wina. Ani wina braku moich kulinarnych zdolności. Nawet jakbyś je zabrał do pięciogwiazdkowej restauracji, to i tak by prawie nic nie zjadły. Mogę się o milion założyć – zapewniła.
Pięciogwiazdkowe restauracje, pięciogwiazdkowe hotele, pięciogwiazdkowe pizzerie... – rozmarzył się.
Bo pizzerie to nie restauracje. – Przewróciła oczami.
We Włoszech to takie wyjątkowe, że musiałem podkreślić odrębność.
Włoszech? – zapytała nic z tego nie rozumiejąc.
Pozbędziemy się pyskatej, niejadka i kurdupla na całe pięć dni, od dnia przed nocą sylwestrową zaczynając. – Pochylił się, by musnąć żonę w miękkie, pofarbowane na rudo włosy. – Nie mogę się przyzwyczaić – wyznał i zabrał się do nakładania na talerze.
Ale poważnie mówisz?
No poważnie. Obrazisz się, ale wolałem cię w blond.
Nie o tym mówię!
A, tak, tak, poważnie. Twoja mama i siostra już wiedzą.
Zawsze dowiaduję się ostatnia – Splotła ręce na piersi i udała obrażoną.
Ale za to masz urodzinową niespodziankę. – Puścił do niej oczko i spojrzał z zadowoleniem na Julka, który w oczekiwaniu na jedzenie już otwierał buzię, naprzemiennie mówiąc „mniam”. – Przynajmniej jednego nigdy nie trzeba namawiać do jedzenia.
Nim Paulina zdążyła chwycić za widelec, to Tomek ubrał kurtkę. W zdumieniu obserwowała jak przekłada obiad z talerza do pudełka.
Nie zdążysz zjeść z nami?
Pokręcił głową. Oktawian już czeka – dodał. – Musimy jechać po towar.
Musiałeś sobie brać na głowę następną fuchę?
Musiałem – odpowiedział takim tonem, jakby jednocześnie kończył dyskusję. – Kocham cię – dodał dla złagodzenia poprzedniej wypowiedzi. – Nie zapomnij o tej pralce. Wrócę przed drugą, może przed trzecią jak będą poślizgi.
Mam na ciebie czekać? – Zmarszczyła brwi i wykrzywiła twarz jakby z niego żartobliwie drwiła.
Odłożył pudełko z obiadem na stół i objął żonę od tyłu.
Kiedy mąż daje żonie taki prezent – zaczął szeptem – oczekuje czegoś więcej niż słowa „dziękuję” – dokończył, przygryzając jej ucho.
Oczekujesz córki czy syna? – zażartowała.
Ciebie, w gorsecie, na kolanach – odpowiedział i skierował kroki w stronę drzwi.
Ale naprawdę!? – krzyknęła za nim.
Co naprawdę?
Nie wiedziałam, że masz takie pragnienia.
Teraz już wiesz. Ja spełniam twoje kaprysy i twoje pragnienia na każdym kroku. Wierzę, że coś wymyślisz. Liczę cholernie mocno na twoją wyobraźnię. Wierzę w nią! – Poklepał się żartobliwie po klatce piersiowej od strony serca.
Paulina zjadła obiad wraz z dziećmi. Była niedziela i była wielce zdziwiona, że mechanik zgodził się przyjechać w taki dzień. Nie mogła jednak na niego narzekać, bo choć zalał jej pół pomieszczenia gospodarczego, to też sam po sobie posprzątał. To zaskoczyło ją jeszcze bardziej, bo po tym człowieku nie spodziewała się takiego zaangażowania i dokładności. Porządku nie spodziewała się po nim zastać nigdy.
Pani Bordych położyła dzieci spać i sama także przysnęła, ale wcześniej nastawiła sobie budzik na odpowiednią godzinę. Postanowiła spełnić kaprys męża i nie było to dla niej przykrym obowiązkiem. Świetnie się przy tym bawiła. Największy ubaw miała z jego zaskoczonej miny kiedy zobaczył ją w salonie, leżącą na kanapie w stringach, szpilkach i gorsecie.
Ty wiesz, że ja żartowałem i... – zaczął.
Wiem – wymruczała, podchodząc do niego. – Ale wiesz co mówią o marzeniach? Że z nimi trzeba ostrożnie, bo mogą się spełnić. – Zsunęła kurtkę z jego ramion i zabrała się za odpinanie dużych guzików czarnego swetra.
Takie mogą się spełniać zawsze! – Pochwycił ją za biodra i usadził na niskiej ławie. Uklęknął. Rozpoczął od muskania ustami, ledwie wyczuwalnie, wewnętrznej strony jej prawego uda.
A to nie czasem ja miałam być na kolanach? – zapytała, uśmiechając się pod nosem.
Noc im się udała. Byli nią wykończeni i kiedy kładli się spać przed piątą rano, to byli pewni, że zaśpią, i że nie będą w stanie zająć się dziećmi kiedy te już się obudzą. Nic bardziej mylnego. Wstali co prawda później niż zwykle i to za sprawą Juliana, któremu znudziło się podskakiwanie w łóżeczku, ale energii zdawali się mieć więcej niż w ostatnich dniach. I wszystko byłoby dobrze, gdyby Amelia nie zapytała:
A ty, tato, masz jakiś tatuaż?
Jeden – odpowiedział zgodnie z prawdą. Pół roku wcześniej dał sobie wykaligrafować na klatce piersiowej cztery imiona. „Paulina” widniała na pierwszym miejscu, wraz z datą ślubu. Zaraz pod nią znajdowały się imiona dzieci wraz z datami ich narodzin.
Pan, który był u nas wczoraj miał dużo tatuaży.
Norbert! – wtrąciła Emilka. – Powiedział, że można mu mówić po imieniu. To stary znajomy mamy. Jeszcze nas odwiedzi!
Tomek zaniemówił.
Paulina akurat zmywała ręcznie, bo trzech szklanek nie opłacało się wrzucać do zmywarki. Odwróciła się i dostrzegła, że mąż nie jest w najlepszym humorze.
Daj spokój – odezwała się, zauważając, że jego klatka piersiowa szybciej się unosi i opada.
Nie powiedziałaś, że tu był.
Sam go tu sprowadziłeś – przypomniała.
Nie ja. Oktawian – wyjaśnił i przejechał językiem po dolnej wardze, jakby był drapieżnikiem i oblizywał się przed prawdziwą ucztą. – Nie powiedziałaś mi – zaznaczył. Wstał z miejsca i nakazał dziewczynkom się pospieszyć. Sam zdecydował się poczekać na nie w samochodzie.
Nie mówcie ani słowa przy tacie o tym, że ten pan się tutaj przebierał – nakazała córkom.
Oczywiście pierwsze co Emilka powiedziała do taty, po zajęciu miejsca w foteliku samochodowym, było to czego nie kazała jej mówić mama. Amelka za to przypomniała siostrze na głos, że miała tego tacie nie mówić, bo mama nie kazała. W Tomku zawrzało. Zagotowało się w nim na tyle, że kazał dziewczynkom zaczekać w samochodzie, a sam wrócił się do domu.


Długo mnie nie było, więc w jedną noc opublikowałem dwa rozdziały, by Wam choć trochę wynagrodzić swoją nieobecność. Przy okazji zapraszam Was na opowiadanie „Honor i respekt” – taki wspólny projekt, do znalezienia na profilu TwojaOdskocznia.

2 komentarze:

  1. Widzę, że Paulina bardzo stara się zapomnieć o tym jak mąż potrafi ją potraktować, bo człowiek to takie urządzenie co się może do wszystkiego przyzwyczaić, niestety do takiego życia również. Ona chce po prostu normalnie żyć i funkcjonować.
    Myślę, że przede wszystkim ze względu na dzieci, sama wychowała się bez ojca i nie chce własnym odbierać pełnej rodziny.
    Tomkowi w tym wszystkim nie można odmówić tego, że on dba i o żonę i o dzieci, stara się, tylko czy to rekompensuje jego wybuchy agresji? Jak dla mnie nie do końca, ale niestety w życiu jest zawsze coś za coś i kobiety w takich związkach bardzo często robią kalkulację, bo dobrze zarabia, bo dba o dom, dzieci, a co zrobię jak odejdę, jak sobie poradzę. No i z tych kalkulacji zazwyczaj wychodzi, że lepiej, rozsądniej będzie przy takim mężu zostać. Ciekawa jestem, co musiałoby się stać, żeby Paulina tak definitywnie odeszła od męża, gdzie dla niej będzie ten moment, że powie dość.
    Jak przeczytałam, o tym jaką niespodziankę przygotował dla żony Tomasz, to tak mi się złośliwie nasunęło, że spuścił Pauli łomot i przykładna żona domowe obiadki gotuje, są obiadki to i przykładnej żonie nagroda się należy.
    Jak przeczytałam o tej fantazji Tomka, Paula w gorsecie i na kolanach, to byłam ciekawa czy Paula podejmie grę męża. Muszę przyznać, że mnie pani Bordych nie zawiodła, przygotowała się do roli. Niech się Tomuś wypcha swoim, ale wiesz, że żartowałem, mówisz, masz i ciesz się, że masz taką chętną żonę do spełniania twoich fantazji.
    No i było tak miło i przyjemnie, a zwłaszcza zgodnie i zaraz u nich coś się musi zaraz popsuć. Zrobiło się znowu mega nieciekawie, obawiam się, że Tomasz znowu posunie się do rękoczynów. Z jednej strony bronię Pauli, bo przecież to Tomasz przysłał jej Norberta do naprawy pralki, mógł sprawdzić kogo mu poleca Oktawian. Przecież ona nie zaprosiła sama Norbiego na pogaduszki pod nieobecność męża. Z drugiej strony mogła powiedzieć Tomaszowi pierwsza, choćby napomknąć, że Norbert był u nich, tylko zastanawiam się, kiedy miałaby to zrobić, tak naprawdę nie miała kiedy. Myślę, że Tomek by się trochę poboczył i by mu przeszło, gdyby Paula w tym wszystkich nie przedobrzyła i nie nakazała dzieciom nic nie mówić tacie, że Norbert się u nich przebierał, przecież wie jaki jest jej mąż, jak reaguje na Norberta, jaki jest o niego zazdrosny. Obawiam się, że po tym co Bordych usłyszał od córek w aucie to Paula będzie biedna, chciałabym się mylić, ale jakoś nie potrafię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po wybuchu nastąpiła faza miesiąca miodowego, tu jakże brutalnie przerwana. Pomyślałam: "będzie się działo, będzie zabawa" - ironicznie, rzecz jasna. Pytanie: jak długo jeszcze?
    W poprzednim rozdziale Aga trafiła w sedno, Tomasz jest wyrachowany, despotyczny, a rolę ideału na pokaz odgrywa prawie bez mrugnięcia okiem. Kiedyś musi się to skończyć... A koniec będzie bolesny dla wszystkich, za długo odkładany.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń