„Wybaczył”
Bywały dni, tygodnie, a nawet
całe miesiące, gdy Paulina nie żałowała powrotu do męża.
Zdarzały się jednak też takie momenty, zazwyczaj noce, kiedy
płakała. Paulina lała łzy nie nad brutalnością Tomka, a nad
swymi słabościami. Była słaba i coraz częściej to do niej
docierało, wpędzając w depresję, obojętność.
W domu Bordychów zaczynało
dochodzić do zmowy milczenia. Dziewczynki w szkole opowiadały o
nowych ubraniach, gadżetach, zagranicznych wycieczkach, ale nigdy o
razach, które dostawały od ojca. Julian więcej milczał niż
mówił. Stworzył swój własny świat, dużo czytał. Paulina,
wychodząc z domu, zawsze robiła się na bóstwo. Przykrywała w ten
sposób, nie tylko siniaki, ale przede wszystkim złe samopoczucie.
Ludzie zdawali się nie widzieć
świetnego aktorstwa. Bordychowie byli brani za przykładną, polską
rodzinę. Za młodych, zaradnych ludzi z trojgiem szczęśliwych
dzieci. I naprawdę przez większość czasu tak u nich było. Więcej
było dobrych chwil, niż przemocy. Być może dlatego nikt się nie
postawił. Być może dlatego ludzie będący wewnątrz, jak i nieco
dalej, przymykali oczy lub bagatelizowali problem.
Nie można powiedzieć, że nikt
nie widział negatywnych zachowań Tomka. Agata była świadkiem, gdy
uderzył on żonę w twarz, za to, że ta nie odbierała telefonów.
Tamtego dnia Paulina zapomniała odebrać dzieci. Pomyliły jej się
dni, a komórka została przez nią wyciszona. Była też sytuacja,
gdy Tomek rozliczył dzieci ze złego zachowania, w sposób w jaki,
bez dwóch zdań, nie powinien był tego robić. Natalia tego dnia
przyjechała odwiedzić siostrę. Weszła na płacz siostrzenic i na
szwagra wsuwającego pasek w szlufki dżinsów. Puściła mu to
płazem, kierując się poglądem, że raz na rok dziecku nie
zaszkodzi lanie jeśli zasłużyło. Poza tym Paulina była wtedy w
domu. Natalia więc uważała, że jeśli Tomek zagrażałby w
jakikolwiek sposób dziewczynkom, to jej siostra w pierwszej
kolejności podjęłaby się reakcji, odseparowania go od dzieci,
wzięła rozwód.
Paradoksalnie to Emilia i Amelia
zawsze stały po stronie ojca. Bały się, gdy ten został wezwany do
szkoły lub szedł na wywiadówkę, ale jednocześnie Tomek był tym
rodzicem, który spędzał z dziećmi więcej wolnego czasu.
Poświęcał im każdą wolną godzinę swojego życia. Paulina
dzieliła wolny czas na dbania o dzieci, dbanie o dom, dbanie o męża,
dbanie o siebie. Tomek, w czas wolny od pracy, dbał tylko o żonę i
dzieci.
Emilia i Amelia były też coraz
starsze, a kobiety, nawet małe, lubią silnych mężczyzn. Przy
takich mają złudne przeczucie bezpieczeństwa i nawet jeśli jest
ono przeplatane strachem, to zwykle wychodzi na prowadzenie i w
ogólnym rozrachunku taki mężczyzna, zwłaszcza jeśli jest ich
ojcem, wychodzi u nich na plus. Poza tym dziewczynki nie miały
innego wzorca męskości. W ich otoczeniu nie było dziadka, wujek
Piotr był policjantem, a takich w pewnym wieku nie szanuje się z
racji wykonywanego zawodu, zaś wujek Michał był notorycznie
zdradzany przez ciocię Natalię i zwykle za występki żony brał
winę na siebie, to on przepraszał, wybaczał, zachęcał żonę do
powrotu. W obliczu tych trzech pozostałych, to tata uchodził w ich
oczach za wygranego, za godnego miana najlepszego. No i był jeszcze
Oktawian, przyjaciel Tomka, ale ten niewiele się od niego różnił.
Także bił dzieci, na dodatek znacznie częściej niż Tomasz i to
nawet za błahostki.
Julek był inny niż siostry.
Ten zawsze trzymał stronę matki. Zachęcał do odejścia, kiedy
jego siostry nakłaniały ją do niewszczynania awantur i podjęcia
się próby załagodzenia konfliktów. Dziewczynki były też
materialistkami. Lubiły błyszczeć w towarzystwie rówieśników, a
mogły to robić, gdy miały za plecami bogatego tatusia, super
wakacje, pieniądze na wykonywanie kosztownych hobby, takich jak
squash, jazda konna, wspinaczka ścienna. Julek lubił czytać
książki oraz rysować i było mu wszystko jedno jakiej marki nosi
ubrania i czy jego buty pochodzą z najnowszej kolekcji. Z czasem
zaczął krytykować matkę, a nawet ją nienawidzić, za to, że dla
niej to wszystko było ważniejsze niż ich spokojne dzieciństwo
oraz bezpieczeństwo.
Wszystko zmieniło się w
chwili, gdy Paulina przypadkiem spotkała Norberta. W imię starej
przyjaźni, poszła z nim na kawę. Tomek się o tym dowiedział.
Zadzwonił do żony. Krzyczał, zagroził. Zaczęła się bać.
Strach był skuteczniejszym
bodźcem do działania, niż zakończona rękoczynami wymiana zdań.
Bardziej bała się nieznanego, czegoś co się jeszcze nie stało,
niż trwać przy boku oprawcy po otrzymanym laniu.
Przedwcześnie odebrała dzieci
ze szkoły i wraz z nimi pojechała do matki. Z początku chciała do
Norberta, ale ten był już mężem innej kobiety. Miał też
półroczną córeczkę. Wiedziała, że jej pojawienie się w jego
mieszkaniu byłoby czymś niezręcznym.
– Cześć – przywitała ją
w progu Iwona. – Wejdźcie – zachęciła.
Dzieci wbiegły do domu, który
dobrze znały. Od razu zaczęły poszukiwanie chipsów oraz słodyczy.
Babcia zawsze coś dla nich miała.
Paulina stała w progu. Była
jakby na pauzie i nagle zapragnęła cofnąć czas. Odstawić dzieci
ponownie do szkoły, nie pójść z Norbertem na kawę, wrócić do
znanej, swojskiej normalności.
– Co się stało? –
dopytywała matka. – Pokłóciłaś się z Tomkiem? – zgadywała.
Jej córka jednak milczała.
– Wejdź. – Pochwyciła ją
za nadgarstek i siłą wciągnęła do środka. Zamknęła drzwi na
wszystkie możliwe zamki i łańcuch.
Kobiety usiadły w seledynowej
kuchni. Otaczał je kolor nadziei. Paulina podjęła decyzję.
– Chcę się z nim rozwieść
– powiedziała, wbijając wzrok w okrągły, biały stół. Uniosła
głowę, spojrzała na matkę. – Możemy tu jakiś czas zostać? –
zapytała.
– Oczywiście, że tak. Nie
musisz pytać – padło w odpowiedzi, a w myślach Pauliny pojawił
się żal, że zdecydowała się na ten krok tak późno, za późno.
– Nie chcę mówić dlaczego –
oznajmiła, nim padło jakiekolwiek pytanie o powód.
– Dobrze. – Iwona
zdecydowała się zaakceptować obecną sytuację, nie naciskać, nie
dopytywać, a po prostu być obok.
Jednak dziewczynki chciały
wrócić do domu. Emilia wykrzyczała, że chce mieszkać z tatą.
Amelia naciskała, by mama odebrała telefon, by wpuściła Tomka za
próg, by chociaż z nim porozmawiała. Jedynie Julek milczał.
Czytał książkę i akceptował rzeczywistość taką jaką była,
zupełnie tak, jakby była mu ona całkiem obojętna.
Emilia wybiegła z domu babci, a
Paulina nie dała rady jej powstrzymać ani dogonić. Dziewczynka
jakby rozmyła się w powietrzy na drugim zakręcie, prawdopodobnie
wskakując do odjeżdżającego autobusu. Wtedy namawianie Amelii na
rozmowę mamy z tatą, nabrało innego sensu. Paulina była zmuszona
porozmawiać z mężem, choćby po to, by dowiedzieć się czy córka
pojechała właśnie do niego i czy udało jej się tam dotrzeć.
Tomek odebrał telefon niemal od
razu. Wyrzucił żonie, że jest nieodpowiedzialna i że nie potrafi
dzieci dopilnować. Jednocześnie zapewnił o tym, że już wraca do
domu i da jej znać, jeśli Emilkę tam zastanie.
Zastał córkę w jej pokoju,
dał znać o tym Paulinie, ale nie zechciał przywieźć dziewczynki
do babci. Uznał, że ma takie same prawa rodzicielskie co żona i że
jemu kontakt z dziećmi należy się w takiej samej ilości co jej.
Oboje jednak zdawali się nie chcieć iść z tym do sądu, by
uregulować sytuację dzieci i własną w sposób prawny.
Emilka skontaktowała się z
matką dwa dni później. Mówiąc, że z tatą jej dobrze i że
jeśli ta zdecyduje się na rozwód, to ona nie wyobraża sobie
mieszkać gdzie indziej, jak tylko tutaj i tylko z ojcem. Paulina się
załamała i poważnie zaczęła rozważać powrót do męża,
zwłaszcza, że Amelia także zaczęła się buntować. Dziewczynka
jednak była inna od siostry i za namową Juliana postanowiła dać
matce i babci szansę, by sprawdzić czy faktycznie tak będzie jej
lepiej.
Minął tydzień, a dzieciom
zaczynało brakować rzeczy. Musiały wrócić do szkoły, a nie
miały wszystkich książek. Do dyspozycji były jedynie stare
ubrania i piżamy, które były u babci, na wypadek jakby wnuki u
niej spały. Poza tym Paulina zdawała sobie sprawę z tego, że nie
może ukrywać się z dwójka dzieci wiecznie, a jeśli wypuści je z
domu, to Tomek może je tak po prostu, nie pytając nikogo o zdanie,
zabrać. Postanowiła się z nim dogadać.
Spotkali się późnym
wieczorem, niemal nocą, gdyż dopiero o dwudziestej pierwszej
trzydzieści skończyła pracę. Pojechała na miejsce, które dobrze
znała. To Tomek je wybrał. To Tomek, przed trzynastoma laty, jej
się tam oświadczył. Zaczęły do niej powracać przyjemne
wspomnienia.
Zobaczyła w lusterku
granatowego golfa. Uśmiechnęła się mimo woli. Tomek rzadko nim
jeździł i pozostawił sobie to auto jedynie przez sentyment do
ciężkich chudych lat i do ich pierwszyzny.
Wysiadł z samochodu,
pozostawiając włączone światła. Zastukał w boczną szybę od
strony pasażera. Uśmiechnął się ciepło do żony.
– Przepraszam – powiedział,
gdy zaczęła rozsuwać szybę.
– Za późno –
odpowiedziała.
– Nawet nie otworzysz? –
zdziwił się. – Mamy wspólne dzieci. Będzie komunia Julka,
kiedyś osiemnastki, wesela. Będziemy się widywać, nawet jeśli
się ze mną rozwiedziesz – uświadomił jej. – No chyba, że nie
będziesz chciała widzieć dzieci, bo nie ma wątpliwości, że sąd
przyzna je mnie – dodał z poczuciem wyższości i zwycięstwa.
– Sąd nie przyzna ci dzieci –
odparła, ale miała wątpliwości i było je słychać w tonie
wypowiedzi.
Wtedy zrozumiała, że musi
stawić mu czoło jeszcze raz, ostatni raz i tym razem wygrać.
Zrobić to dla dzieci. Postanowiła zawalczyć już nie o siebie, ale
właśnie o nie. Uświadomiła sobie bolesną prawdę, że powinna
była się tego podjąć już dawno temu, całe lata temu.
– Przepraszam, Amelka napisała
– skłamała, wyciągając z kieszeni bluzy telefon komórkowy.
„Zadzwonię do ciebie, nie
odzywaj się” – wystukała szybko na dotykowej klawiaturze i
wysłała tę wiadomość do kilkunastu osób z listy kontaktów,
między innymi też do Klaudyny, Agaty, Norberta, Piotra i swojej
mamy. Po pięciu minutach, jednocześnie co jakiś czas odpowiadając
Tomkowi, wykonała połączenie grupowe do nich wszystkich. Ustawiła
telefon na głośnomówiący i udawanym przypadkiem upuściła go na
podłogę. Wysiadła z samochodu, pozostawiając otwarte drzwi.
– Nigdy nie oddam ci dzieci.
Zniszczyłbyś je – powiedziała pewnie, stając z mężem twarzą
w twarz, na odległość półkroku. – I niczego tak w życiu nie
żałuję, jak tego, że za ciebie wyszłam. Mogłam być z Norbertem
– oznajmiła, uderzając w najczulszy punkt Tomasza, w jego
chorobliwą zazdrość.
Tyle wystarczyło, by dał żonie
w twarz. Później plótł bezsensu o tym, że mogą być szczęśliwi.
A na koniec, gdy wykrzyczała, że nie chce mieć z nim już niczego
wspólnego, sprowokowała go tym do nagłej, ostrej brutalności.
Iwona, słuchając tego
wszystkiego, była przerażona. Agata też. Klaudyna nawet chciała
wezwać policję, ale nie miała pojęcia dokąd ich skierować.
Piotrek nakazał kolegom z pracy namierzyć telefon bratowej. Był
roztrzęsiony. Chciał zdążyć przed zabójstwem w afekcie lub
gwałtem. Po Tomku spodziewał się tylko tych dwóch i modlił się,
by jego krzywa psychika nakierowała go na to drugie.
Modlitwy Piotra zostały
wysłuchane, ale Paulina wygrała walkę. Kopnęła męża i chwyciła
za kamień. Uderzyła w okolicę skroni. Wsiadła do samochodu i
pośpiesznie wycofała. Otarła o drzewo, ale nieznacznie i w tamtej
chwili, ostatnim czym się przejmowała było zadrapanie karoserii.
Telefon jej się rozładował, zresztą nawet nie miała w głowie,
by go szukać. Chciała jak najszybciej dotrzeć do domu rodzinnego,
wiedząc, że Tomek nie stracił przytomności i zapewne ruszył za
nią.
Wybiegła z samochodu i
zostawiła drzwi otwarte. Wbiegła za furtkę, wcześniej dwukrotnie
myląc się podczas wbijania kodu. Poczuła się bezpieczniej po
wejściu na klatkę schodową, zwłaszcza, że światła zostały
oświecone, a jej rodzicielka stała na półpiętrze.
– Dziecko... – zaczęła
Iwona, widząc w jakim córka jest stanie.
– Nic mi nie jest –
odpowiedziała, przerywanym płaczem głosem. – Było tak już
nieraz – dodała ciszej, jakby wstydziła się to przyznać sama
przed sobą.
Julek wybiegł na klatkę
schodową w samych spodniach dresowych i na bosaka. Podbiegł do
matki i ją przytulił. Ta skrzywiła się z bólu.
– Trzeba wezwać policję –
stwierdziła Iwona, z bólem patrząc na to, jak ośmioletni wnuk
pomaga matce wejść po schodach. Większy jednak ból poczuła, gdy
ta w domu rozpięła bluzę i podciągnęła do góry koszulkę.
Paulina uczyniła tak, bo
chciała sprawdzić czy ślady pobicia są na tyle wyraźne, by móc
wykonać obdukcję, która zmusiłaby sąd do wydania zakazu
zbliżania się.
Iwona wpierw zadzwoniła po
policję, informując ich o tym, że jej córka została pobita przez
męża. Później starała się pocieszyć płaczącego Julka i
jednocześnie wytłumaczyć Amelii co się stało, gdy dziewczynka
weszła do kuchni i zaczęła o to dopytywać.
Nim policja przyjechała, Julian
i Amelia poszli do pokoju, a Paulina napiła się mocnej, gorzkiej
kawy.
– Podaj mi cukier – zwróciła
się do rodzicielki. – Dużo cukru – dodała, skrycie się
uśmiechając. Poczuła się wolna, naprawdę wolna.
Iwona postawiła przed córką
cukiernicę i usiadła obok.
– Zadam ci pytanie. Chcę
wiedzieć – zaczęła delikatnie.
Paulina uniosła głowę,
spojrzała na matkę.
– Zapytaj – zachęciła.
– To się zaczęło po
narodzinach Amelki?
Paula pokręciła głową.
– Po narodzinach Emilki? –
zgadywała dalej Iwona.
Paulina ponownie pokręciła
głową i zapłakała. Odnalazła chusteczki, leżące na parapecie.
Wyjęła jedną i wysmarkała nos.
– Wcześniej – szepnęła.
– Po ślubie? – dopytywała
Iwona z nadzieją na twierdzącą odpowiedź.
– Przed ślubem. Nawet przed
zaręczynami, chyba. Chyba tak – odpowiedziała Paulina, starając
się sobie przypomnieć dzień, w którym Tomek uderzył ją po raz
pierwszy.
– Nie było dzieci, nie było
ślubu, więc... gdzie popełniłam błąd? – próbowała się
dowiedzieć Iwona.
– To nie ty popełniłaś
błąd. Tylko ja.
Iwona zapłakała.
– Czemu nie przyszłaś tu
wcześniej? – szepnęła słabo.
– To nie wyglądało na
początku aż tak. A potem... ich jest troje... – zaczęła zwalać
wszystko na ilość dzieci.
– Paula, kurwa, ty jesteś
moją córką. To są moje wnuki! – wykrzyknęła, ciągle rycząc.
Wskazała dłonią na Juliana, który stanął w drzwiach, mając
dojść podsłuchiwania w ukryciu. – Miałaś gdzie przyjść.
Mogłaś tu przyjść nawet, gdyby była ich dziesiątka.
– Nie cofniesz czasu, babciu –
odezwał się Julek. – Po co teraz o tym mówić? – zapytał,
wzruszając ramionami. – To bezsensu – stwierdził. Podszedł do
matki i po raz kolejny tego dnia ją przytulił. Wybaczył.
Rozwalił mnie psychicznie ten rozdział. Ale najważniejsze, że Paulina wreszcie zawalczyła, tak naprawdę zawalczyła i nie poddała się. Po raz pierwszy pokazała swoją siłę. Najwidoczniej ten moment kiedy Tomasz jej groził bo spotkała się na kawie z Norbertem był momentem przełomowym. Doszła do muru, a jak to się mówi, głową muru nie przebijesz. Myślę, że gdyby teraz nie zdobyła się na odwagę, to już nigdy by tego nie zrobiła, takie jej "teraz albo nigdy". Paula wybrała "teraz" dla siebie, ale przede wszystkim dla dzieci. Cieszę się, że zdobyła się na odwagę i myliłam się pisząc kiedyś w komentarzach, że oni mają szansę, to w ogóle nie powinno się między nimi zacząć. Paula ze wstydem, ale i odwagą wyznała matce, że to wszystko zaczęło się jeszcze przed ślubem, wtedy kiedy jeszcze mogła się wycofać, że tak powiem bez ofiar. Najważniejsze, że potrafiła teraz się do tego głośno przyznać, przyznawanie się do błędów boli, ale tez i wyzwala.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że dość niebezpieczne było to co zrobiła Paulina, sprowokowała męża, by wreszcie się od niego uwolnić. Wpadła na dobry pomysł z tą "relacją na żywo" przez telefon. Przynajmniej teraz ma świadków, w tym policjanta, Tomasz się już nie wywinie. No i miała przy tym bardzo dużo szczęścia, że ta jej konfrontacja z Bordychem zakończyła się siniakami, a nie tak jak obawiał się Piotr gwałtem, czy zabójstwem.
Trochę mi przykro było jak przeczytałam, że córki były przeciwko matce, że trzymały stronę ojca, pomimo, że dobrze zdawały sobie sprawę z tego co się dzieje w ich domu, bo przecież agresja Tomasza dotyczyła również ich. Ale z drugiej strony tłumaczę sobie, że nie należy ich winić, to tylko i wyłącznie dzieci, na dodatek bardzo przywiązane do ojca.
Zaskoczyła mnie mądrość Julka, ośmiolatek który za dużo widział i za dużo słyszał, a także za dużo doświadczył. Myślę, że te jego słowa bardzo pomogą Paulinie pozbierać się. Ona obwinia się, że tak późno zdecydowała się na zakończenie tego toksycznego związku, czuje się winna przede wszystkim wobec własnych dzieci, które jako matka powinna przede wszystkim chronić, a zawiodła.
Tak mocnego i dającego do myślenia zaskoczenia nie spotkałam jeszcze w internetowym światku autorskim. Trudno coś dodać po komentarzu powyżej, więc ja po prostu podzię4kuję, że mogłam przeczytać tę historię i naprawdę ją przeżyć, zaangażować się emocjonalnie. To była sama przyjemność, choć nie w tym przesłodzonym znaczeniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie