„W
kawiarence”
Julia tego wieczora nie mogła
zasnąć. Tuliła do siebie swojego pupila, który nawykł do spania
w łóżku i rozmyślała jak to będzie. Tworzyła w głowie różne
scenariusze, by być na wszystko przygotowaną. Zastanawiała się
też, czym Daniel jej tak zaimponował. Doszła do wniosku, że
otwartością, w której jednak gnieździła się pewna doza
skrytości, a ta z kolei fascynowała. Fascynacja zazwyczaj
przyciągała i tak też było w tym przypadku. Poza tym różnił
się od jej rówieśników. Nie rzucał głupimi, chamskimi dowcipami
i uwagami. Nie wyglądał też na takiego, który chce ją jedynie
zaliczyć. Był zwyczajnie miły, jej zdaniem zupełnie
nieprzesadzony, jakkolwiek głupio to określenie brzmiało. No i
polubił Elvisa, a Elvis polubił jego.
W głowię nastolatki trwało
więc istne love story, które o tak późnej porze
przywoływało różne wyobrażenia, a te z kolei popychały do
zaspokajania samej siebie. W myślach kochała się z Danielem
właśnie trzeci raz, kiedy zadzwonił jej budzik. Specjalnie
ustawiła go tak wcześnie, by zdążyć się dokładnie przygotować.
W planach miała wziąć prysznic, wyprostować włosy, zrobić
dokładny... dokładniejszy niż zazwyczaj makijaż oraz wybrać
idealny na tę okazję strój.
Podczas wybierania ubrania,
wzięła pod uwagę wiek mężczyzny. Wiedziała, że większość
ludzi bzdury plecie o tym, że to tylko nic nieznaczące cyfry, a
naprawdę to oceniają dokładnie tak samo jak ta mniejszość, która
przynajmniej czyni to szczerze i nie ukrywa. Ona sama nie miała nic
do ludzi, którzy byli w związku, a których dzieliła sporawa
przepaść, jednak podobnie jak większość, gdy widziała dorosłego
mężczyznę w koszuli, obściskującego małolatę w dresie, to
chciało jej się śmiać, dlatego sama postanowiła nie tworzyć
takiej komedii i ubrać się codziennie, ale jednak bardziej
elegancko niż zazwyczaj... po prostu doroślej. Uznała, że czarne
spodnie, biała bluzka z błyszczącymi, srebrnymi akcentami oraz
czerwona marynarka są idealne na taką właśnie okazję.
Kiedy przygotowania dobrnęły
już do końca, to Julia zaczęła żałować, że zwlekła się z
łóżka tak wcześnie, bo teraz nie miała już niczego do roboty, a
nieproszone myśli znowu zaprzątały głowę. Denerwowała się,
choć nie chciała tego przyznać, nawet sama przed sobą. Ściągnęła
smycz, która przewieszona była przez stacjonarny rowerek, choć ten
od wielu miesięcy służył jedynie jako ozdoba pokoju, ewentualnie
wieszak na ubrania. Zdecydowała się zająć Elvisem, by czas
zaczął szybciej płynąć.
W końcu wybiła godzina
spotkania. Przywiązała niebieską smycz do podłokietnika krzesła
i wyczekiwała pojawienia się Daniela. Mijały minuty, które
przerodziły się w ponad pół godziny, gdy mężczyzna zjawił się
przy stoliku.
– Spóźniłem się? –
zapytał całkiem zwyczajnym tonem, choć ona spodziewała się
jakiś... jakichkolwiek przeprosin za taką obsuwę w czasie.
– Odrobinkę – odpowiedziała
nieuprzejmym warknięciem.
– Lody i ciacho ci to
wynagrodzą – nie zapytał, stwierdził, a potem przekazał jej
kartę, którą odebrał od kelnera. – Jaki smak? – zapytał.
– Żaden. Nie lubię lodów.
Cappuccino, poproszę.
– Jak można nie lubić lodów?
– dziwił się na głos, jakby mówił sam do siebie, ale
wypowiadając te słowa spojrzał na kelnera, który nienagannie
ubrany w białą koszulę i czerwoną muszkę, w odpowiedzi jedynie
wzruszył ramionami. – Też nie rozumiem – przyznał Daniel.
– Dla pana to co zwykle?
– Tak, mała czarna, ale
podwójna, więc duża, gorzka, a do tego szarlotka z lodami
waniliowymi na osłodę.
– Ale szarlotkę lubię –
wtrąciła Julia.
– W takim razie, dwie
szarlotki. – Uniósł dwa palce do góry i nimi zamachał,
dokładnie w taki sposób jakby pokazywał victorię.
Kelner odszedł, a Julka dopiero
wtedy uważniej przyjrzała się Danielowi. Wyglądał dokładnie tak
samo jak zawsze, nawet ubrany był podobnie, jeśli nie identycznie.
Postanowiła nawet o to zapytać, choćby po to, by rozpocząć jakiś
temat, ale nie miała pojęcia jak to zrobić.
– Ładnie dziś wyglądasz –
rzucił niespodziewanie.
Słowa Daniela wyrwały ją z
rozmyśleń i już miała mu podziękować, gdy przyuważyła, że
mężczyzna sięga dłońmi do jej psiaka i go głaszcze.
– Czyżby nowa obróżka? –
zagadywał dalej Elvisa.
W końcu przestał głaskać
pupila i spojrzał na jego właścicielkę z łobuzerskim uśmiechem.
– Ty też ładnie dzisiaj
wyglądasz – wypowiedział dokładnie w taki sposób, jakby uważał,
iż ona od niego tego oczekuje.
– A ty wyglądasz tak jak
zawsze – odpowiedziała niezbyt miło.
– W tym akurat nie ma niczego
dziwnego. Nienawidzę zakupów i szczerze mówiąc, to nie mam na nie
czasu, więc gdy trafiam przypadkiem na coś co mi się podoba i też
na mnie pasuje, a przy okazji też cena nie jest wygórowana, to
biorę trzy... czasami cztery komplety i noszę póki się nie
zużyją.
– Naprawdę? – zdziwiła
się.
– Tak i to ma swoje plusy.
Kiedy kupi się wszystko takie samo, to przy praniu nie trzeba się
głowić nad podziałem na kolory. Po prostu te same koszulki pierze
się razem, te same bluzy razem i te same dżinsy razem. Trzy prania
i z głowy.
Rozbawił ją, więc się
zaśmiała, a on lekko uśmiechnął. Kelner przyniósł ich
zamówienie. Daniel zaczął od lodów.
– Czym się tak właściwie
zajmujesz?
– Obecnie? Robieniem dobrego
wrażenia.
– Nie o to pytałam –
uświadomiła, ale nie była zagniewana z powodu, że stosuje uniki.
Tak naprawdę, to zaczynała się świetnie przy nim bawić i gdzieś
znikł cały wcześniejszy stres i zdenerwowanie, które towarzyszyły
jej od samego ranka, a nawet od początku trwania nocy.
– Jakby to powiedzieć...
byłem bardzo trudnym dzieckiem. Zmieniałem co rok, czasami
częściej, szkoły. Rodzice, jak zbliżała się wywiadówka, to
ciągnęli zapałki. Ojciec już wolał wtedy myć okna i sprzątać
w domu, niż iść do mojej wychowawczyni.
– Naprawdę?
– Mówię całkiem poważnie.
Jednak jakąś szkołę skończyć musiałem i tak padło na
mechanika samochodowego. Zajmuję się tym do dziś, ale jednak
bardziej hobbystycznie. Lubię czasami pogrzebać, podłubać.
Skupuję stare auta, których komuś nie chce się naprawiać,
odnawiam je i sprawiam, by jeździły. Niektóre sobie zostawiam, co
nie jest zbyt mądre zważywszy na to, że nie mam prawa jazdy.
– Jeździsz bez prawa jazdy?
– Tylko czasami. Resztę aut
wystawiam na aukcje.
– Da się z tego wyżyć?
– Gdybym się tym zajmował na
poważnie, a nie gdy mi się chce, gdy mam ochotę, gdy mam dobry
dzień, to tak, dałoby się z tego wyżyć, ale do tego potrzeba
byłoby tego czego ja nigdy nie miałem.
– Czyli czego?
– Konsekwencji. Rutyny. Nie
umiem działać rutynowo – przyznał. – Szybko się nudzę.
– Kobietami też?
– Różnie, ale jak kiedyś
byłem z jedną dłużej, to faktycznie co rano wstawałem do pracy i
wtedy zajmowałem się swoją pasją na poważnie. Myślę, że też
wtedy było inaczej, bo nie miałem innego wyjścia, ale potem...
chrzestna pojechała do dzieci za granicę i dała mi mieszkanie,
zmarli też dziadkowie i uczynili dokładnie to samo. Wynająłem je,
więc miałem stałą pensję bez konieczności wychodzenia z domu.
– Do dziś z tego żyjesz –
wywnioskowała.
– Tak, ale dziś mam więcej
takich mieszkań. Starałem się żyć skromnie, oszczędzałem i
kupowałem kolejne, zwłaszcza, gdy sprzedałem jakiś samochód, na
który był popyt, a którego trudno było dostać. A ty, czym się
zajmujesz, poza chęcią zdania matury? – Uśmiechnął się,
znowuż przypominając sobie z jak bardzo młodą osóbką ma do
czynienia.
– Szukam pracy, choćby jakieś
na wakacje, a potem się zobaczy. Wszystko od tej matury zależy.
– Nie zrozumiem twojego stresu
i chęci jej zdania, bo sam nigdy do matury nie przystąpiłem, ale
podziwiam za same chęci i ambicje. Zawsze lubiłem ambitnych ludzi i
ceniłem tych konsekwentnych, choć sam do nich nigdy nie należałem.
– Ale zawsze chciałeś.
– Może, ale nie wychodziło,
więc sobie odpuściłem. – Ułamał odrobinę szarlotki i podsunął
ją psu pod sam nos.
– Co robisz!? – uniosła
się.
– Karmię Elvisa, by mu smutno
nie było.
– On nie może jeść takich
rzeczy, jeszcze się pochoruje.
– Nie znam nikogo kto by
zachorował od szarlotki – stwierdził i dalej dokarmiał psiaka. –
Mój kot na przykład, je wszystko. Lepiej, by miał krótsze, ale
szczęśliwsze życie, niżeliby miał pożyć rok czy dwa dłużej,
ale musiał sobie wszystkiego odmawiać. Sam też bym tak wolał.
– Jak go nazwałeś? –
zagadnęła.
– Tak właściwie to jest to
ona. Zwie się Paskuda.
Julia zaśmiała się i przez to
o mało co, a poplułaby się kawą, bo Daniel odpowiedział akurat w
chwili, gdy wzięła spory łyk.
– Jest brzydka?
– Nie, tylko niegrzeczna.
Zresztą, sama oceń. – Wyjął telefon z kieszeni dżinsów,
wszedł do galerii i podsunął go dziewczynie pod nos.
Julia chwyciła za sprzęt i
przyjrzała się puszystej, czarnej kotce, która miała biały
krawat oraz białą plamę na nosie. Stworzenie było bardzo grube i
nasuwało na jej myśl określenie Beny Kuleczka.
Brunetka już miała oddać
telefon Danielowi, ale pochwyciła go tak, że naruszyła dotyk i
zdjęcie się zmieniło. Jej oczom ukazał się wózek dziecięcy.
Był popielaty i miał akcenty w kolorze delikatnego różu. Był
pusty. Przyjrzała się uważniej mężczyźnie, który siedział
naprzeciwko niej.
– Coś się stało? –
zapytał, jakby wyczuwając jej zmieszanie.
– Nie, nic. – Przesunęła
na kolejną fotografię, ale tam były części samochodowe, na
kolejnej sam samochód, aż w końcu znów natrafiła na wózek, tym
razem biały, skórzany, na dużych kółkach i wahaczach, które
zapewniały swobodne kołysanie gondolą. – Masz zdjęcia wózków
dziecięcych w telefonie – powiedziała, oddając szatynowi
komórkę.
Jej słowa zupełnie go nie
uderzyły, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Przejął od
niej telefon, schował go do kieszeni, napił się i odpowiedział:
– Siostra wysyłała
szwagrowi, gdy wybierali pojazd dla pierworodnej. Pomagałem. –
Uśmiechnął się uroczo, zupełnie tak jak chłopiec, który jest
dumny z tego, że uczynił jakiś dobry uczynek.
– Rozumiem i przepraszam,
pomyślałam, że...
– Że skoro jestem przed
czterdziestką, to statystycznie już powinienem mieć jakieś jedno
i trzy czwarte dziecka płaczącego mi w domu, tak?
– Tak – przyznała.
– Nie jestem ojcem –
zaprzeczył szybko, by nie było co do tego żadnych wątpliwości.
Julia jakby mimowolnie zaczęła
sunąć wzrokiem po dłoniach mężczyzny. Szczególnie przyglądała
się serdecznym palcom, ale nie miał na żadnym z nich obrączki.
Poczuła się uspokojona i po zjedzeniu ciastka oraz wypiciu kawy
przystała na jego propozycję wspólnego spaceru. Uprzedził ją, że
będą musieli spacerować bardzo powoli, a i z jego biegania będą
nici przez dłuższy czas.
– Taka ciężka rzecz
przygniotła mi stopę, złamałem dwa palce.
Dopiero po tych słowach
spojrzała w dół na nogi Daniela i przyuważyła, że mężczyzna
jest w sandałkach i ma założony jakiś usztywniacz oraz bandaż na
palcach prawej stopy.
– To też dlatego się dzisiaj
spóźniłem – wyjaśnił. – Wczoraj nie pojechałem na
pogotowie, bo było późno i sądziłem, że mi samo minie, jak krew
przestanie się lać. No i przestała, ale bolało nadal tak samo.
Spać nie mogłem.
– „Ja też, ale z innego
powodu” – przeszło jej przez myśl, ale postanowiła pozostawić
ją jedynie dla siebie.
Coś mi się wydaje, że Julka zaczęła się w to naprawdę mocno angażować. Nadal nie wiem, czy tylko dlatego, że Daniel jest jedynym facetem, który zwraca na nią uwagę, czy rzeczywiście Julka jest w nim szczerze zauroczona. A może jedno i drugie?
OdpowiedzUsuńW każdym razie przyznam, że polubiłam tego gościa. Jest mega wyluzowany, sympatyczny i zabawny. Przyjemnie mi się czyta jego wypowiedzi. No i wreszcie dowiedziałam się, skąd te jego mieszkania - od rodziny. Chociaż też nie do końca, bo to "starałem się żyć skromnie, oszczędzałem i kupowałem kolejne" jakoś mnie tak... zastanawia. Ze zwykłej pensji mechanika i wynajmu dwóch mieszkań da się w wieku 37 lat tyle zaoszczędzić, żeby "kupować kolejne mieszkania"? Albo facet wyszukuje je naprawdę okazyjnie i za grosze albo mieszka w totalnej dziurze, gdzie można je kupić pół darmo. Nie wiem, nie widzę tego, ale pomińmy to xD
A jeśli chodzi o moje spostrzeżenia po tych 4-ech rozdziałach, to chyba miałam dobre przeczucia, że to będzie "coś lekkiego". Nie wydaje mi się, żeby to był Twój najambitniejszy twór, raczej coś na zabicie czasu, ale przyznam, że dobrze mi się to czyta. Mamy jeden wątek, kilka krótkich rozdziałów, w których nie zanudzasz, trzymasz się tego co najistotniejsze i na tym skupiasz uwagę czytelnika. Podoba mi się.
Niebawem wrócę na kolejne. Pozdrawiam!
Mechanik może bardzo dużo zarobić, jeśli umie kombinować, skupujemy starocie na własny koszt, remisuje je. To wtedy nie jest zwykła pensja mechanika, to już samodzielne działanie, coś jak firma.
UsuńDużo studentów też godzi się na wynajmowanie mieszkań w totalnej dziurze, gdy muszą się sami utrzymać to nie zależy im na dobrej dzielnicy, a na niskich rachunkach. Kolejna opcja to licytacje komornicze, gdzie naprawdę mieszkania kupuje się w fatalnym stanie, za połowę ich faktycznej wartości, tyle że trzeba je remontować.
Właśnie to miało być coś przyjemnego, dla zabicia czasu, ale z szokujacym zakończeniem.
Julia widzi w Danielu dokładnie to co ty, wyluzowanego, fajnego gościa.
Pozdrawiam.
W jednym się zgodzę z Danielem - jaaak można nie lubić lodów?! Ja je kocham, kiedy nie chce mi się nic jeść, to jem lody, jak jestem chora, to jem lody, jak nie mam humoru, to jem lody, nawet jak na diecie byłam, to jadłam lody(przecież lody wychładzają organizm i on wtedy tłuszcz spala, dokładie tak jest, lody są ekstra!). Z tą dziewczyną jest totalnie coś nie tak!
OdpowiedzUsuńOn tak zgrabnie ściemnia, że w sumie to nie ściemnia, a jakby zataja część prawdy. Myślę, że Julka to nie jego pierwsza, co tak nią mąci - zbyt zgrabnie to robi.
Czy Julia była pierwszą taką czy nie to okaże się w drugiej części. Będziesz miała też okazję zobaczyć Daniela w roli ojca.
Usuń