„Piknik”
Julia i Daniel spotykali się
coraz częściej, zazwyczaj na porannym spacerze z pieskiem, co
zmuszało mężczyznę do wczesnego wstawania, a tego szczerze
nienawidził, zwłaszcza, gdy pogoda nie była najcieplejsza lub
wręcz przeciwnie – gdy było aż za gorąco. Jednak dla Julii i
jej czworonoga był gotowy do takiego poświęcenia.
Od czasu do czasu, umawiali się
też w swojej kawiarni. Nie była ich, nie należała do nich, żadne
z nich nie było jej właścicielem, ale tak nawykli ją nazywać,
gdy wymieniali się SMS-ami lub do siebie telefonowali.
Wyraźnie zaczynało z tej
znajomości tworzyć się coś więcej, choć żadne z nich jakby nie
chciało się do tego przyznać przed tym drugim. Bywało tak, że
chwilami unikali swoich spojrzeń, nagle zaniechiwali dotyku, który
wcześniej samoistnie powstał, poprzez otarcie, odgarnięcie grzywki
za ucho lub poprawienie kołnierzyka koszuli. To były zwykłe
ludzkie odruchy, ale oni jakby zdawali się ich wstydzić.
W ich relacji, choć nie była
jeszcze dopełniona żadnym aktem fizycznym, dało się wyczuć coś
nieprzyzwoitego. Julia nieustannie zdawała sobie sprawę z tego, że
Daniel ma tyle lat, iż spokojnie mógłby być jej ojcem. Choć
młodym, przedwczesnym, to jednak ojcem. To ją skutecznie hamowało
przed tym „coś więcej”, a on zdawał się to szanować i przez
to sam wycofywać.
Pewnego dnia jednak zaprosił
dziewczynę na przejażdżkę samochodem, który właśnie odnowił i
wprawił w ruch. Opowiadał jej o tym, że konieczna była wymiana
niemal całego wnętrza, z silnikiem i pompą paliwową włącznie.
Przyglądała się czerwonemu
kabrioletowi z długim przodem i srebrnymi wykończeniami, i zdawała
się zupełnie nie słuchać jego słów. On natomiast wcale się tym
nie przejmował i gadał jak nakręcony, niczym mały chłopiec o
swojej nowej zabawce.
Julia wydała się być
najbardziej zaciekawiona w chwili, gdy nakazał jej wsiąść do
środka.
– Mamy nim jechać? –
zdziwiła się, dotykając lśniącego lakieru na drzwiach.
– Przecież zaprosiłem cię
na przejażdżkę – przypomniał.
– Mówiłeś też coś o tym,
że nie masz prawa jazdy.
– No bo nie mam, ale miałem.
Długi czas miałem – bronił się, otwierając przed nią drzwi. –
Ominiemy patrole – zapewniał.
Wsiadła. Usadowiła się
wygodnie i zaczęła dopytywać za co zostało mu odebrane prawo do
jazdy. Tego, że zostało odebrane sama się domyśliła, bo przecież
głupotą, by było samemu się go pozbyć, tak po prostu oddać albo
zgubić i nie wyrobić nowego, a Daniel na głupiego nie wyglądał.
Chociaż przy jego beztroskim podejściu do życia, zgubienie i nie
wyrobienie, nie wydawało się jej wcale takie znowuż
nieprawdopodobne.
Wychylił się, by sięgnąć do
pasa bezpieczeństwa po jej stronie i zabezpieczyć ją na
ewentualność wypadku. Potem uczynił to samo, zabezpieczając
siebie. Ruszył powoli, spokojnie.
– Zrobiłem kiedyś głupotę
– wypalił, kierując się w stronę drogi wyjazdowej z miasta. –
Wsiadłem za kółko po pijanemu.
– Zatrzymali cię?
– No – odparł szczerze,
nico przygaszony.
– I już więcej nie
prowadziłeś po alkoholu? – dopytywała.
– Prowadziłem – wyznał,
jednocześnie dociskając gaz, by przyspieszyć.
Julia zerknęła w bok i
spostrzegła jak budynki zaczynają szybko ich mijać, aż w końcu
mogła jedynie obejrzeć się do tyłu, gdy chciała je dostrzec, bo
po bokach nagle zaczęły znajdować się same pola, potem lasy.
Elvis także rozglądał się
dookoła, z językiem wywalonym na wierzch, ale spokojnie siedział
na jej kolanach, zaciekawiony nowym doznaniem.
– Teraz już bym się nie
odważył pić i jechać – powiedział po dłuższej chwili
milczenia, zatrzymując się na pustym, betonowym placu.
Julię zdziwiło, że w szczerym
polu znajduje się coś takiego jak wybetonowana, ślepa uliczka, ale
Daniel wskazał na zgliszcza i wytłumaczył jej, że był to parking
dla mieszkańców kamienicy, która została wyburzona, bo gmina o
nią nie dbała i zaczęła się zapadać. Mówił jak wyglądała,
jak się przechylała, jak w końcu stała dokładnie tak niczym
Krzywa Wieża w Pizie.
Słuchała go z zaciekawieniem i
podziwiała zaangażowanie z jakim to wszystko opowiadał,
gestykulując przy tym dłońmi i co jakiś czas posyłając jej
ciepły, szczery uśmiech. W końcu jednak zapytała:
– Wszystko pięknie, ale po co
myśmy tutaj stanęli?
Daniel odpowiedział puszczeniem
oczka bardziej w stronę Elvisa niż jej, a potem wychylił się do
tyłu, gdzie między przednimi fotelami, a tymi malutkimi, tylnymi
znajdował się materiałowy koszyk z dwoma przegródkami zamykanymi
na zamek.
– By zjeść. – Rozpromienił
się i zaczął wyjmować po trójkątnej kanapce, zakupionej na
stacji benzynowej, na której tego dnia tankował. – I wypić –
dodał, wyjmując tym razem szampana bezalkoholowego dla dzieci. –
No co się tak na mnie patrzysz? Trzeba jakoś oblać to, że
dostałaś pracę, inaczej jej nie utrzymasz. Oblewanie jest na
szczęście, sprawdza się – zapewniał, sięgając tym razem po
kieliszki niczym do wina, ale wykonane z plastiku.
Patrzyła na niego z
rozbawieniem wypisanym na twarzy i z blaskiem w oczach. Zdawał jej
się być taki niemożliwy, a w tym wszystkim niesłychanie uroczy.
Nawet w snach nie sądziła, że Daniel będzie gotowy przygotowywać
dla niej niespodzianki, zaskakiwać ją, nadskakiwać jej. Marzyła o
tym, to prawda, ale nie łudziła się, że jej marzenia się
ziszczą.
Zaimponował jej też tym, że
pomimo iż kochał samochody, a z tego dzieła był niesłychanie
dumny, to sam zachęcał ją do tego, by spróbowała poprowadzić
owe zabytkowe maleństwo.
Julia nigdy wcześniej nie
prowadziła, a więc wiele razy popełniła totalną gafę nim udało
jej się płynnie ruszyć, ale mężczyzna wcale się tym nie
przejmował i wykazał się wręcz niesłychaną cierpliwością, w
którą trudno było zawierzyć. Ani razu nie podniósł na nią
głosu, nie skrzyczał, nie pouczył ostrym tonem. Jedynie ją
dotykał, można by wręcz rzec, że obmacywał, ale próbowała
wierzyć w to, że tym stara się jej jedynie pomóc w zmianie
biegów, kręceniu kierownicą, odpowiednim dociśnięciu pedałów.
W końcu brunetka osiągnęła
to czego oboje oczekiwali i zachęcona przez Daniela wyjechała na
drogę. Pora, w której jeździli była taką, gdy większość ludzi
była w szkole lub w pracy, więc ulica była niemal zupełnie pusta.
Tak dojechali pod samo miasto, gdzie zamienili się miejscami.
– Kiedy szykuje nam się
kolejne oblewanie? – zapytał.
– Kolejne oblewanie?
– Pytam, kiedy zdasz maturę –
wyjaśnił, sięgając do schowka po sportowe okulary
przeciwsłoneczne. Tego dnia ubrany był jak do biegania, czyli w
dresową bluzę i spodnie ledwie zakrywające kolana.
– Skąd wiesz, że zdam? –
dopytywała.
– Bo przełożę cię przez
kolano, jeśli się nie przyłożysz i nie zdasz – zapowiedział, a
potem na moment spuścił drogę z oczu, by móc zerknąć na nią i
zobaczyć jak słodko się peszy, jak jej policzki pąsowieją
rumieńcem. – Taki żarcik – dodał rozbawiony. – No chyba, że
byś bardzo chciała albo tak nawet trochę chciała, to wiesz...
mów, ja tam jestem zawsze gotowy i chętny do tego, by próbować
nowych rzeczy. Tylko uprzedzam, że mogę nie mieć wprawy... że nie
mam wprawy. Zrozum, nie mam dzieci, nie miałem nigdy córki...
– Przestań gadać –
przerwała mu i trąciła w jego ramię otwartą dłonią. – Jesteś
nienormalny! – niemal wykrzyknęła z radosnym uśmiechem.
– Ale przyznaj, że mnie choć
trochę lubisz.
– Pewnie że tak, zawsze
poprawiasz mi humor.
– A więc jestem Daniel
niezbędny i niezawodny na babską chandrę. Na bóle miesiączkowe
też działam? – dopytywał, przez co znowu jej policzki
poczerwieniały ze wstydu i skrępowania. – Kocham w tobie to, że
się tak fajnie rumienisz – wyznał. – To takie słodkie,
niewinne.
– Bawi cię to, że mnie
zawstydzasz? – nie dowierzała.
– No – przytaknął jej
ochoczo, nawet głową przy tym poruszył na tak.
Odwiózł ją pod sam dom, co
nie uszło uwadze jej matki, która akurat stała w oknie i
przewieszała pranie przez górną barierkę futryny. Chciała by jej
ulubiona bluzka szybciej wyschła. Oczywiście nie mogła sobie też
darować i zaczęła pouczać Julię o tym, że zadawanie się ze
starszym mężczyzną nie jest ani do końca normalne, ani tak
całkowicie bezpieczne.
– Daj spokój, mamo. Jestem
dorosła. Wiem co robię. Poza tym nie znasz Daniela, on jest inny.
Jest doskonały.
Kobieta nie chciała się
kłócić. Poza tym szła na nockę do pracy i miała w planach się
jeszcze wyspać. Wolała więc oszczędzać energię, niż ją
marnować na sprzeczki z dziewiętnastolatką.
– Powinnaś się uczyć teraz
do poprawkowej matury, a nie uganiać się za chłopakami. Za
mężczyznami – poprawiła się szybko. – Ale skoro już musisz,
to jakby coś, to się zabezpieczaj. Dziecko nie jest ci w tym wieku
potrzebne.
– Tobie też nie było, a
jednak mnie urodziłaś – odpyskowała, po czym zamknęła się w
swoim pokoju.
Słowa matki wywarły na Julię
taki wpływ, iż zaczęła się zastanawiać czy Daniel w ogóle
chciałby kiedykolwiek mieć dzieci. Co prawda, ona nie chciała
zostawać matką od zaraz, ale liczyła się z tym, że jeśli się
im powiedzie i zostaną parą, to on może nie chcieć dziecka, a ona
na to przystać, ale za jakiś czas zapragnąć zaznać uroków
macierzyństwa, a tym samym skrzywdzić go swoim odejściem lub sama
trwać w nieszczęściu nie spełniając swojego pragnienia. Z
drugiej strony dopuszczała do siebie myśl, że Daniel chciałby
ojcem zostać, a tym samym ona musiałaby się pospieszyć i szybciej
zapragnąć macierzyństwa, by on dla swojego dziecka mógł być
ojcem, a nie dziadkiem. To były takie dylematy, o których myślała
o wiele za wcześnie, dzieląc skórę na niedźwiedziu, ale ona już
była z tych osób co lubiły sobie w ten sposób pofantazjować.
Fakt, że Daniel to taki uroczy wariat, ale mnie nie przekonuje dalej. Nie mogę komentować opowiadań po przeczytaniu całego, potem jestem sceptyczna xD
OdpowiedzUsuńA co do Julki, to wkurza mnie jej naiwność, ja wiem, że młoda i w ogóle, ale mimo wszystko mnie irytuje. Szkoda, że matka nie potrafiła jej jakoś przetłumaczyć, że chwila szczęścia nie jest warta tego zawodu - chociaż, ona i tak by nie posłuchała. To taki wiek, że nikogo się nie słucha i trzeba się na swoich błędach nauczyć.
Daniel mimo swojego wieku jest bardzo niedorosły, dlatego jest ciekawy, a dla kobiet ponoć to jest ważne, by mężczyzna był ciekawy, by po kolei odkrywał karty.
Usuń