„Powrót
do domu”
Daniel był człowiekiem, który
miał dużo sił na wiosnę i zwykle tracił je jesienią. Tej wiosny
postanowił regularnie biegać i jak zwykle znalazł powód, by nie
utrzymać tego postanowienia i wymigał się od niego jeszcze nim
pierwsze, jesienne krople deszczu zastukały o blaszany daszek budki,
gdzie przygotowywano jego ulubiony kebab.
Zajadając tortille z dużą
ilością ostrego i czosnkowego sosu, rozmyślał o dniu, gdy
Kornelia stanęła przed drzwiami mieszkania, które zajmował, a
które miał teraz w planach szybko wynająć.
– Porozmawiajmy – nalegała.
Był wtedy taki bierny. Z jednej
strony nie miał jej nic więcej do powiedzenia, a z drugiej nie mógł
przecież w nieskończoność uciekać przed tą rozmową.
Stał w kuchni, oparty tyłem o
szafkę ze zlewozmywakiem, a ona znajdowała się dokładnie
naprzeciw niego, na tle białej tapety w różowe róże.
– Co chcesz usłyszeć? –
zapytał, nawet nie siląc się na uprzejmość zaproponowania
kobiecie czegoś do napicia.
– Na początek może to,
dlaczego się wyprowadziłeś? – brzmiała jakby była pełna
pretensji, nawet jej postawa na to wskazywała... te splecione na
piersi ręce i wojowniczo uniesiony podbródek.
– Wydaje mi się, że już to
przerabialiśmy. Nie mogę ci dać tego czego ode mnie oczekujesz.
– Nie wiesz tego na pewno! –
uniosła się.
– Jeśli tyle lat się nie
udało...
– Nawet nie spróbowałeś!
– Czego nie spróbowałem!?
Pieprzyć cię bez gumki!? Robiłem to połowę mojego życia! Myśmy
się tylko za pierwszym razem zabezpieczali! – przypomniał.
– Uspokój się – zażądała.
– Nerwy nam akurat nie pomogą. Byliśmy szczęśliwi, nawet bez
dziecka. Możemy nadal być.
– Ty nie możesz.
– I to powód, by z dnia na
dzień zostawić żonę bez żadnych wyjaśnień!? Nigdy nie byłeś
dojrzały, ale teraz przeszedłeś samego siebie. Mamy problem, to ty
pakujesz walizeczki i... aż dziwne, że zamieszkałeś sam, a nie
poleciałeś do mamusi.
– Zamknij się!
– Bo co? Uderzysz mnie?!
– W życiu nie podniosłem na
ciebie ręki – odpowiedział, ledwie się opanowując, by nie
uczynić tego w tej chwili.
– A szkoda! – wypaliła
nagle. – Bo wiesz co? To by mniej bolało.
Ponownie przywarł plecami do
szafki ze zlewozmywakiem i uniósł głowę do góry, na tyle mocno
ją zadarł, że zdawał się obserwować sufit albo krawędź jaka
tworzyła się w miejscu, gdzie ów sufit łączył się ze ścianą.
Zeszkliły mu się oczy.
– Twoja wyprowadzka dała mi
do zrozumienia, że nic dla ciebie nie znaczę. Ty chcesz...
Siedemnaście lat naszego wspólnego życia chcesz wywalić do kosza?
– Widocznie twój ojciec miał
rację.
– Nie wyjeżdżaj mi teraz z
moim ojcem. Już dawno jest w grobie!
– Ale miał rację, byłem
wtedy młody, ty też.
– A teraz jesteś stary i ja
też – stwierdziła, wzruszając niedbale ramionami.
– Kornelia...?
– Mój ojciec przewidział, że
przy tobie nie skończę szkoły i że razem skończymy pod mostem –
przypomniała. – Jakoś do tego nie doszło.
– Przypadkiem. Dwa razy
oblałaś maturę – przypomniał.
– Każdy popełnia błędy.
Ten akurat był mój, nie twój. Poza tym, ja o nas walczyłam i mam
prawo wymagać tego samego od ciebie.
– Walczyłaś?
– A nie? Poszłam do sądu, by
móc za ciebie wyjść, człowieku, a ty po siedemnastu latach
małżeństwa wychodzisz z domu, gdy mnie nie ma. Niczym złodziej
się wyprowadzasz!
– Lepiej będzie ci z kimś
innym, z kimś kto może ci dać to czego chcesz.
– Nie wiesz czego chcę. Nie
wiesz też, że ty nie możesz mi tego dać. Zrób chociaż badania
albo jak nie chcesz, to ich nie rób, tylko wróć do domu.
– Kornelia, to nie ma sensu.
– Dla mnie ma. Poza tym nigdy
nie spytałeś czy biorę pod uwagę inne możliwości, a brałam.
Nawet już odwiedzałam domy dziecka, dowiadywałam się o adopcję.
– Niby skąd miałem to
wiedzieć!?
– Wystarczyło ze mną
porozmawiać, ale ty nawet nie chciałeś o tym słuchać!
– Po co mówić o czymś czego
nie możemy mieć!? – zdenerwował się i to tak bardzo, że nawet
zmniejszył dystans, który istniał między nimi.
– Właśnie ci tłumaczę,
debilu do entej, że to coś co możemy mieć – warknęła przez
zaciśnięte zęby, poruszając przy tym nerwowo otwartą dłonią. W
końcu zebrała się na to, by go uderzyć, najpierw w klatkę
piersiową, jakby chciała go odepchnąć, a potem w twarz.
Daniel wykazał się refleksem i
ten drugi cios udało mu się zablokować.
– Nie pozwalaj sobie. –
Chwycił za jej nadgarstek i szarpnął tak, że przyszpilił ją do
bocznej ściany. W ten sposób znaleźli się we wnęce utworzonej
pomiędzy pralką, a lodówką.
Nagła bliskość, płytsze, ale
za to szybsze bicie serc, to wszystko sprawiło, że krew zawrzała,
dokładnie tak samo jak za młodych lat. On mokrą dłonią sunął
po kobiecym udzie. Ona długie palce smukłych dłoni wplatała w
jego gęste włosy.
A potem zjawiła się Julia,
która była światkiem jedynie końca ich rozmowy, a właściwie to
obecna była tylko i wyłącznie przy tym, jak Kornelia krzyczała na
Daniela, że jest nienormalny. Gdyby zjawiła się dwie minuty
wcześniej, być może usłyszałaby:
– Tylko tyle potrafisz!?
Przelecieć mnie, a potem powiedzieć, że to ostatni raz, bo wiesz
lepiej co dla mnie dobre!? Jesteś popierdolony! Jesteś nienormalny!
Daniel Lalental tak naprawdę
nie miał w planach widzieć Kornelię po raz kolejny w innym miejscu
niż na sali podczas rozprawy rozwodowej. Nie chciał odbierać jej
możliwości na bycie szczęśliwą, zabierać ostatnich chwil czasu,
w którym jeszcze miała szansę na zostanie matką.
Plany Daniela jednak rzadko były
wypełniane. Zawsze się gdzieś obsunął w czasie lub zmieniał
porządek, który wcześniej ustanowił. Dlatego nie było nic
dziwnego, że po SMS-ie jaki otrzymał od żony, gdy tylko włożył
do komórki stary numer, to zdecydował się ruszyć w stronę domu.
W tym samym czasie zaniepokojona
Julia szukała go wszędzie, gdzie tylko mogła. Odwiedziła więc
wszystkie miejsca, które kojarzyły jej się z Danielem, także jego
mieszkanie. Natrafiła na pana z psem, tego samego, dzięki któremu
kilka dni wcześniej dostała się na klatkę schodową. Powiedziała
mu kogo szuka, opisując Daniela możliwie jak najdokładniej.
– Ma biuro nieruchomości.
Gdzie ja widziałem ten szyld? – pytał samego siebie. – W, w...
u weterynarza! To ten sam budynek – przypomniał sobie nagle i
podał dziewczynie dokładny adres.
Temperatura pomału spadała, w
powietrzu czuć było, że zima, która nastąpi po jesieni będzie
sroga, ale tego popołudnia słońce wyszło zza chmur, więc Julia
zdecydowała się na rozpięcie złotej kurtki.
Szła naprzeciw Daniela, tyle
tylko, że po drugiej stronie ulicy. Nie zauważył jej, wyposażony
w ciemne, okrąglutkie, przeciwsłoneczne okulary, dzięki którym
był w stanie prowadzić z otwartym dachem nawet pomimo wiatru.
Poprawił arafatkę, która osłaniała jego szyję i dawała złudne
poczucie, że gardło mniej go boli.
Julia ruszyła szybciej, jakby
chciała go dogonić, ale nie odezwała się ani słowem. Nie
krzyknęła za nim, jakby nie miała pewności czy to on. Mężczyzna
tego dnia nosił się zupełnie inaczej niż zwykle, jego włosy
zdawały się być dłuższe, a krok bardziej sztywny, mniej
chłopięcy. W ciszy więc weszła na klatkę schodową, gdzie po
jednej stronie mieściło się biuro nieruchomości, a po drugiej
gabinet weterynaryjny. W tym miejscu był też fryzjer, makijażystka
oraz solarium. Przeczytała tabliczki:
„BIURO NIERUCHOMOŚCI, DANIEL
LALENTAL
GABINET WETERYNARYJNY, KORNELIA
LALENTAL”
Połączyła fakty. Zrozumiała,
że nazwisko jest dokładnie to samo, a siostra Daniela, przecież
miała mieć męża. W Polsce, w państwie tak tradycjonalnym, ciągle
nie było w modzie, by kobieta zostawała przy swym nazwisku
panieńskim. Pomimo tego poszła dalej, po krętych schodach i
zatrzymała się na półpiętrze, gdzie Kornelia, która wcześniej
wypatrzyła Daniela z okna, już otwierała drzwi.
Młoda brunetka obserwowała jak
pierwsza miłość jej życia zdejmuje okulary przeciwsłoneczne
jedną dłonią, a potem przekłada je do drugiej ręki, by tą
pierwszą móc położyć na policzku brązowowłosej. Pocałował ją
w usta, potem się uśmiechał i przytulał. Dopytywał o coś.
– Tak – padła odpowiedź z
ust kobiety, szczęśliwej tak mocno, iż zdawało się, że byłaby
w stanie góry przenosić.
Ona ruszyła w głąb
pomieszczenia, a on zamykając drzwi. Stojąc do nich tyłem,
pieszczotliwie klepnął żonę w jeden z pośladków i zapytał:
– Ale moje piwo z lodówki nie
zniknęło, prawda?
– Zniknie gdy Zosia albo Antek
się narodzi. Wolę byś dawał jej... jemu, jej dobry przykład.
– Co jest złego w piciu piwa?
– dziwił się, otwierając zapalniczką jedno z nich. – Myślisz,
że moja Paskuda zgodzi się z Velvetem? – dopytywał, głaskając
biszkoptowego labradora po dużym łbie. – Kochanie, kotek, pytam
się o coś!? Nie chciałbym, by mi ją pożarł między obiadem a
kolacją!? – nawoływał, podczas gdy ona przemywała ręce w
łazience, przez co zupełnie go nie słyszała.
– Mówiłeś coś? –
zapytała, wchodząc do kolorowej kuchni, urządzonej w nieco starym
stylu. Meble w pomieszczeniu sprawiały wrażenie, jakby każde było
z innej parady, a mimo tego tworzyły nieodłączną i pasującą do
siebie całość.
– Wiele.
– To teraz ja coś ci powiem.
Złamałam paznokcia. – Pokazała serdeczny palec, wystawiając go
dokładnie przed oczy męża.
– Pocałuję. – Pochwycił
jej dłoń i musnął delikatnie.
– Od tego raczej nie urośnie.
– Liczą się chęci, moja
droga, chęci. – Wzruszył ramionami i uśmiechnął się
łobuzersko, niczym mały, uroczy chłopczyk, do którego ani trochę
nie pasowało butelkowe piwo, trzymane w drugiej dłoni. Daniel
zdawał się stwierdzić tak samo, bo odstawił je do lodówki, nawet
nie zważając na to, że butelka się przewaliła i ciągle z niej
ubywa. – Uczcimy to, że zostaniemy rodzicami – postanowił.
– Nie mogę pić.
– Wiem, ale w samochodzie wożę
szampana piccolo. Przejdę się po niego, a ty bądź tak miła i
naszykuj kieliszki. I zróbże jakiś obiad. Mąż wraca do domu, a
gary puste. – Podnosił pokrywki naczyń poustawianych na dużej,
sześciopalnikowej kuchence. Trzaskał nimi. – To jest naprawdę
nie do pomyślenia. W głowie się nie mieści.
– To zabawne, ale tęskniłam
za tym. Brakowało mi tego – powiedziała z uśmiechem na twarzy,
gdy zaczął się do niej zbliżać.
– Czego ci brakowało?
Wakacje, wolne od prania, prasowania i gotowania trwały za długo? –
dopytywał.
– U nas to ty prasujesz –
przypomniała, gdy wsuwał dłoń pod jej bluzkę, przez szeroki
dekolt opadający do połowy ramienia. – Daniel! – zawołała,
gdy on zdawał się być pochłonięty obmacywaniem.
– Tak? Chcesz klapsa za brak
obiadu? – zapytał, odbiegając na moment wzrokiem od jej twarzy i
przenosząc go na puste garnki.
Zaśmiała się, ale krótko.
– Bądź przez chwilę
poważny, proszę.
– Dobra. Myślę, że umiem,
byle nie za długo. – Zaczął błądzić po jej ręce, zmierzając
w stronę nadgarstka.
– Był ktoś poza mną? Gdy
się wyprowadziłeś... To trochę trwało. Spotykałeś się z kimś?
– Postanowiła działać wprost, bez owijania w bawełnę. –
Możesz być szczery, będziemy mieli dziecko, zaczynamy nowy
rozdział. Cokolwiek zrobiłeś, to powiedz, nie będę ci wypominać.
– Był... była. – Splótł
swoje palce z palcami żony. Zawsze lubił smukłość jej dłoni,
taką namacalną delikatność, która była zaprzeczeniem jej
silnego charakteru i pewności siebie. – Spotykałem się z nią
trochę, ale nie.... – Spuścił głowę, ale nie wypuścił jej
dłoni z objęć. – Ja jej nawet nie umiałem pocałować, bo za
każdym razem uświadamiałem sobie, że w życiu całowałem tylko
ciebie tak jak mężczyzna całuje kobietę. Chciałem, by tak
pozostało i nie mówmy więcej o tym, dobrze? – zapytał i nie
czekając na odpowiedź, gdy tylko dostrzegł, że zamierza coś
powiedzieć, to zamknął jej usta pocałunkiem.
Oj, jestem rozczarowana. Szkoda Julii :( Mógł się z nią chociaż spotkać i porozmawiać ostatni raz.
OdpowiedzUsuńPrzeraziło go jej wyznanie.
UsuńWolałbym by anonimowi czytelnicy się jakoś podpisywali.
Co Ty za bohatera stworzyłeś? Obu Paniom chyba lepiej by było bez takiego Daniela.
OdpowiedzUsuńNajpierw wyprowadza się bez słowa od żony, bo nie umie sobie poradzić z problemami, on nawet nie umie z nią porozmawiać tylko znika. Potem wyrywa sobie małolatkę i ją bajeruje. Gdy w jego domu pojawia się żona, to dziewczyna myśli że to jego siostra. Ja pierdziele co za typek, a na końcu wraca jednak do żony, młodej nie informując o niczym.
Poza tym koleś nie pracuje, żyje sobie lekkim życiem i bajeruje laski wożąc szampana piccolo w samochodzie.
Bohater, jak bohater, ma wady i zalety. Nie chciałem tworzyć kogoś krystalicznego.
UsuńMam tylko jedno zastrzeżenie do Twojego komentarza, Daniel pracuje, ma biuro nieruchomości.
Wiadomo nie ma ludzi idealnych, ale on od początku mi się nie spodobał. Jakoś mi umknęło to biuro nieruchomości, nie wiem dlaczego ale odniosłam wrażenie że on nie ma żadnego biura tylko sobie kręci na własną rękę.
UsuńDoba czytałam szyldy były. Racja. Ale wcześniej był taki opis o tym wynajmownaniu że mi się ubzdurało że nie ma biura.
UsuńBo on faktycznie jakiś czas się migał, można tylko gdybać, że być może zawiesił działalność, że pracują za niego pracownicy, ale jakby nie patrzeć dochód miał :-)
UsuńMusze przyznać, ze to zakonczenie zbytnio mnie zdziwiło, choc zdziwiło mnie, ze D był siedemnaście lat mężem i zachowuje sie az tak nieodpowiedzialnie. I nawet nie chodzi mi o Julie, ktora to z pewnością przeżyje zbyt mocno, niz powinna
OdpowiedzUsuńTaki typ, cóż na to poradzić. Może w części drugiej Daniel wypadnie lepiej w Twoich oczach, tylko tę część opublikuję za około rok.
UsuńPozdrawiam.
Ile zarabiasz na blogu?
OdpowiedzUsuńA Pan/Pani z jakiegoś urzędu? Jeśli nie, to nie czuję obowiązku, by się spowiadać z własnych dochodów.
UsuńLuz. :) Czysta ciekawość, czy bawienie się w reklamy, gdy się nie jest mega popularnym, jest opłacalne, bo zdania podzielone.
UsuńTypowo polski zwyczaj, liczenie cudzych dochodów, bycie ciekawym cudzych zarobków.
UsuńStereotypy narodowościowe. :) No i przewrażliwienie. Nikt nikomu nie zagląda do portfela. Zainteresowany czymś nowym > uderzający do korzystającego. Tyle.
UsuńMoże i stereotypy, ale nie wzięły się znikąd. Francuzi naprawdę biją dzieci po twarzy, Cygani naprawdę kradną, a Polacy piją. Oczywiście nie chodzi o to, że tak postępuje 100% społeczeństwa, ale wystarczająca ilość, by taki stereotyp powstał i się utrzymał na długie lata.
UsuńMyślę, że takie strony zarobkowe każdy powinien sprawdzić sam. Jeśli ktoś oczekuje tysiąca na miesiąc, to faktycznie może to nie być coś dla niego, ale jeśli dla kogoś zarobiona na niczym stówa rocznie jest okay i taką dodatkową gotówką, to czemu nie, niech próbuje.
Przeczytałam 5, 6 i 7 naraz, więc nie będę swojej opinii rozbijać na osobne notki, bo to chyba bez sensu.
OdpowiedzUsuńZacznę może od tego, że nie miałam za bardzo racji mówiąc, że opowiadanie będzie takie leciutkie i spokojniutkie. Tak mi się wydawało, takie wrażenie odniosłam po początkowych rozdziałach, ale gdy pojawił się wątek żony, to troszkę zmieniłam zdanie. To wiele komplikuje i przede wszystkim stawia Daniela w innym świetle. Zrozumiałabym jeszcze, gdyby samotny facet bez rodziny (w sensie żony, dzieci) zaczął uganiać się za małolatą, bo się zauroczył, bo woli młodsze, bo "kryzys wieku średniego" czy coś tam. Ale skoro Daniel ma żonę, skoro nie potrafił pocałować Julii, bo "myślał o żonie" to czemu zaprosił nastolatkę do swojego domu? Czemu zaniósł ją do łazienki i kazał się rozbierać? Wiem, że to są pytania, na które nie ma odpowiedzi. Bohater tak się po prostu zachował i już, ale to sprawiło, że o ile wcześniej go lubiłam, to teraz dałabym mu w pysk.
W każdym razie opowiadanie naprawdę mi się podobalo i cieszę się, że pojawił się wątek tej żony, bo odwrócił wszystko do góry nogami i wzmógł moją ciekawość. Szkoda, że nie ma kolejnych rozdziałów, bo z chęcią bym je przeczytała.
A, no i wreszcie dostałam odpowiedź na te moje wątpliwości związane z kupnem mieszkań. Skoro Daniel ma biuro nieruchomości, to nic dziwnego, że takie mieszkania skupuje. Nie wiem tylko czy wcześniej to ja czegoś nie doczytałam, czy po prostu nie napisałeś, ale nie ważne.
Na tę chwilę pozdrawiam i do napisania pod jakimś innym opowiadaniem. Pewnie niebawem zacznę coś czytać.
Są na te pytania odpowiedzi. One Daniela nie usprawiedliwiają, ale tłumaczą jego zachowania. On uważał, że nie może dać żonie dziecka, chciał więc dać jej wolność i możliwość ułożenia sobie życia z kimś innym. jednocześnie też chciał sprawdzić czy sam będzie w stanie być z kimś innym, choćby w luźnym związku, choćby przespać się z inną i cokolwiek do niej poczuć.
UsuńBędzie druga część "Między alejkami" ale to dopiero za jakieś pół roku.
Ja wiele rzeczy nie pisałem od samego początku, nie chciałem by wszystko od pierwszych rozdziałów było jasne. Tak samo pojawienie się żony miało odwrócić wszystko do góry nogami i to też daje odpowiedź odnośnie kupywania tych mieszkań, bo weterynarz z własną weterynarią nie zarabia mało, więc żona pewnie się dokładała do rachunków, utrzymania domu, a nawet może też do jego interesu.
Pozdrawiam i wpadaj, gdy masz czas oraz ochotę.
Szkoda małej, ale i Kornelii mi szkoda - zachował się jak gówniarz, zostawiając ją. To samolubne zostawić kogoś i chrzanić, że dla jego dobra - to tak nie działa. Gdyby chciała bardziej dziecka niż jego, to pierwsza by go kopnęła, czy Daniel nie wpadł na to?
OdpowiedzUsuńZdziwiłam się, że się przyznał do Julki - widocznie tylko jej wciskał kity, a do Kornelii jest szczery. Wytłumaczenie też przekonujące, na pewno w oczach Kornelii zmniejszyło dyskomfort spowodowany pojawieniem się "drugiej".
No, ale udało im się, wszystko się ułożyło, została tylko biedna Julka, zadurzona w Danielu po uszy, po tym jak zawrócił jej w głowie. Ale młoda jest, poradzi sobie. Sama chciała, a ja ją przy każdym rozdziale przed nim ostrzegałam przecież i mówiłam, że wcale nie jest fajny :P
Aż żałuje, że to już koniec i nie dowiemy się co dalej - u Julki ale i u Daniela i Kornelii, prawie-świeżo-upieczonych-rodziców.
Cały czas w planach jest druga część tej opowieści, ale ostatnio brakuje mi na wszystko czasu, więc nie wiem kiedy ją opublikuję.
Usuń