„Ucisk
w sercu”
Paulina wsypywała do kubka kawę
rozpuszczalną. Przygotowywała ją dla matki. Po chwili zdała sobie
sprawę, że sama też chętnie by się napiła kawy. Wyjęła więc
drugi kubek. Do niego nasypała zwykłą, sypaną. Nie obawiała się,
że po niej nie zaśnie. Od kawy była uzależniona już tak bardzo,
że najprawdopodobniej musiałaby wsypać z osiem łyżek, by poczuć
kofeinowego kopa. Nie było to zasługą Emilki i nieprzespanych
nocy. Paulina pijała kawę często i to od wielu lat. Lubiła ten
gorzkawy posmak, ciężkość cieczy na języku. Kiedyś lubiła też
poczucie słodyczy, które się przez tą gorycz przedzierało. Teraz
słodziła tyle co nic. Ledwie półtora łyżeczki. Uświadomiła
sobie, że to wina Tomka. I choć dbanie o zdrowie ukochanej osoby
można by było uznać za zasługę, to w tym przypadku napawało ją
przerażeniem, jakby mężczyzna, skłaniając ją do ograniczenia
cukru, zabrał jej jakąś część niej samej.
Emilka płakała, ale Iwonie
noszenie wnuczki na rękach zdawało się nie przeszkadzać w
mówieniu. Próbowała rozmawiać z Pauliną, dowiedzieć się
czegoś. Patrzyła na córkę, a ta ani trochę już nie przypominała
jej dziewczyny, która jeszcze półtora roku temu z nią mieszkała.
Paula, jej zdaniem, nikła w oczach, cera jej bledła, oczy zapadały
się, a skóra pod nimi zdawała się być nie tylko sina ze
zmęczenia, ale także zaczerwieniona, jakby od częstego płaczu.
– Nie radzimy sobie z
dzieckiem, tyle – odpowiedziała, robiąc spory łyk ciepłej kawy.
– Mała całe dnie i noce płacze, a my jesteśmy przemęczeni,
nerwowi.
– Wzajemne wydzieranie się na
siebie wam nie pomoże – skwitowała z wyczuwalnym bólem w głosie,
jakby było jej żal młodych ludzi, którzy zmierzając się z
rzeczywistością, obwiniają o wszystko siebie nawzajem, zamiast
zawalczyć wspólnie.
– Wiem, że nie – odwarknęła
Paula i zdecydowała, że pójdzie się przespać. Wytłumaczyła
rodzicielce, że pada z nóg. Nie było to co prawda kłamstwo, bo
rzeczywiście była zmęczona, ale jednocześnie miała dość pytań
Iwony, jej rad i wolała znaleźć się w innym pomieszczeniu, by
mieć święty spokój.
Iwona nie sprawdzała czy
Paulina zasnęła. Zdecydowała się szybko dopić kawę, przebrać
wnuczkę w cieplejsze ubrania i zabrać ją na spacer. Zniesienie
wózka po schodach do prostych zadań nie należało, ale
samodzielnie dała radę się z tym uporać.
Spacerowała dość długo.
Emilka na spacerze zdawała się być spokojniejsza. Nadal czasami
popłakiwała i podkurczała nóżki dotykając kolanami brzuszka,
ale i tak było znacznie lepiej niż w domu. Wtedy nagle zadzwonił
telefon. Trochę trwało zanim wyciągnęła swoją torebkę spod
wózka, a potem jeszcze odnalazła komórkę. Dzwoniła Paulina, ale
nim zdążyła odebrać, to ta już się rozłączyła. Później
próbowała się do niej dodzwonić, ale ta najprawdopodobniej robiła
to samo, dlatego automatyczny głos poinformował ją o tym, że
abonent prowadzi w tej chwili rozmowę. Wrzuciła torebkę z powrotem
pod wózek, ale komórkę położyła w gondoli, przy nóżkach
wnuczki. Zdecydowała się na powrót do mieszkania córki. Ledwie
ruszyła w tamtym kierunku, a telefon zadzwonił ponownie. Odebrała
i usłyszała zapłakany, niezwykle zmartwiony głos:
– Ja krwawię.
Iwonie pod wpływem stresu
zakręciło się w głowie, ale zdawała sobie sprawę z tego, że
Paulina musi czuć się znacznie gorzej, dlatego ona musi być twarda
i doradzić jej coś, jakoś dopomóc.
– Zadzwoń po karetkę.
– Oszalałaś? – usłyszała
w odpowiedzi.
– To do lekarza. Tego, do
którego chodziłaś, gdy byłaś w ciąży. Masz jego numer?
Paula najpierw przytaknęła
głową, dopiero potem zdała sobie sprawę z tego, że jej
rodzicielka nie widzi tego gestu. Odpowiedziała więc werbalnie.
– W takim razie dzwoń, a ja
już wracam do domu. Za pięć minut będę.
I faktycznie, Iwona znalazła
się pod blokiem w raptem pięć minut. Całą drogę szła takim
tempem, że można było uznać to za bardzo szybki marsz. Nie
trudziła się z wnoszeniem wózka na drugie piętro. Po wpisaniu
kodu zostawiła go na samym dole, zastawiając tym samym drzwi do
piwnicy. Wzięła torebkę spod wózka, Emilkę na rękę i wbiegła
po schodach.
Paulina otworzyła jej drzwi.
Była już ubrana, gotowa do wyjścia.
– Lekarz kazał jechać do
szpitala. Wezwałam taksówkę. Zostaniesz z Emilą?
– A Tomek? Nie zawiezie cię?
– zdziwiła się.
– Tomek nie odbiera. Dzwoniłam
cztery razy. Więcej nie będę. – Przysiadła na pufie postawionym
przy szafce na buty.
– A ty jak się czujesz? Mocno
krwawisz?
– Nie, tyle co na papierze.
Jakbym nie poszła siku, to nawet bym nie wiedziała – przyznała
wyraźnie zmartwiona i ze łzami cisnącymi się do oczu. – Nie
chciałam tego dziecka, a teraz... wolę, by się urodziło niż mam
je stracić. – Starała się powstrzymać szloch, ale nie umiała
zatrzymać łez, stoczyły się ciurkiem po policzkach.
Iwona także poczuła wzruszenie
i pierwszy raz zdecydowała się na sprostowanie tego co kiedyś
Paulina usłyszała przypadkiem. Wtedy była za mała, by jej
cokolwiek tłumaczyć. Zapewniała ją więc, że to nieprawda, że
ją bardzo mocno kocha. Dziewczynka nigdy jej nie uwierzyła, w
głowie zakodowała sobie, że była dzieckiem niechcianym i nawet,
gdy była już dorosłą kobietą zawsze czuła się tą gorszą...
gorszą niż Natalia.
– Może teraz zrozumiesz, że
choć cię nie chciałam, to zawsze, od pierwszych chwil, kochałam
tak samo. Ty też już kochasz to dziecko tak samo jak Emilkę, choć
go nie chciałaś.
Paulina w duchu przyznała matce
rację. Zdała sobie sprawę, że gdyby utraciła ciążę, o której
wie, to czułaby się dokładnie tak samo, jakby nagle miała stracić
Emilkę. Żal i żałoba zarówno po dziecku nienarodzonym, jak i tym
będącym na świecie, byłaby identyczna. Ta świadomość sprawiła,
że rozkleiła się na dobre. Poczuła jak mama kładzie swoją dłoń
na jej ramieniu, delikatnie pociera.
– Objęłabym cię, ale ją
trzymam – wyjaśniła, podnosząc Emilkę nieco wyżej. – I nie
martw się Tomkiem – dodała. – Jeśli wam się nie układa,
spakujesz się i wrócisz do domu, a ja ci pomogę – mówiąc to
nie była pewna w jaki sposób pomoże córce. Nie mogła się
zwolnić z pracy i opiekować jej dziećmi całymi dniami, nie była
też w stanie z jednej pensji utrzymać trzech dodatkowych osób, ale
w tamtej chwili logiczne bariery nie miały szans zatrzymać miłości,
tej największej na świecie – miłości matki do dziecka.
Takie zapewnienie Paulinie
pomogło. Jeszcze bardziej podniosło ją na duchu to, że mama
zdecydowała się pojechać z nią do szpitala. Paula długo się
przed tym wzbraniała, mówiąc, by lepiej została z Emi w domu, ale
Iwona pozostawała nieugięta. W końcu zmęczona Paula poinstruowała
jedynie:
– To weź chociaż nosidełko.
Tak obie, a właściwie to we
trzy, znalazły się w taksówce, następnie w szpitalu. Iwona
została z małą w poczekalni, a Paulina poproszona do gabinetu
otrzymała plik dokumentów, które należało wypełnić przed
przyjęciem. To tylko dokładało stresu. Co innego, gdyby wystarczył
jeden podpis, ale tu było kilka kartek, w które należało wpisać
swoje dane, ilość ciąż straconych i urodzonych, podać osobę
upoważnioną do kontaktu i zgodzić się na zatrzymanie w szpitalu.
Po tym wszystkim próżno było liczyć na zbadanie przez ginekologa.
Najpierw trzeba było się przebrać w koszule nocną, a następnie
udać na salę, do której pokierowała pielęgniarka, tam położyć
się do łóżka i dalej czekać. Czekanie w tym wszystkim było
najgorsze.
Paulina nie widziała sensu, by
Iwona czekała z nią, zwłaszcza, że Emilka zaczynała się
niecierpliwić i wydzierać wniebogłosy, co zapewne przeszkadzało
innym kobietom przebywającym na tej samej sali, ale też tym
przebywającym w salach obok.
– Jak czegoś się dowiem, to
zadzwonię – zapewniła. – W torbie mam klucze. – Chciała się
schylić i podać je matce, ale ta ją ubiegła.
– Sama sobie wyjmę! Ty lepiej
leż! – krzyknęła szybko pod wpływem stresu. – Ja jutro
przyjdę – obiecała. – Jakbyś czegoś potrzebowała to napisz
lub zadzwoń, tak?
– Dobrze.
Iwona podniosła nosidełko, w
którym siedziała Emilka z podłogi i wróciła do domu córki.
Zięcia nadal w nim nie było. Sama próbowała się do niego
dzwonić, ale jej także nie odebrał. W końcu zdecydowała się na
poinformowanie go o tym, że Paulina jest w szpitalu poprzez SMS–a.
Chwilę potem zadzwoniła do córki, która była już po badaniu. W
pierwszej chwili miała na nią nawrzeszczeć za to, że nie
dotrzymała obietnicy i nie poinformowała jej od razu o tym co
powiedział ginekolog, ale gdy usłyszała, że to siódmy tydzień i
nie ma echa zarodka, że nie wiadomo czy się rozwinie, czy ciąża
nie umarła, to zrezygnowała z pomysłu wrzeszczenia i zdecydowała
się na pocieszanie córki.
Rozmawiała z nią przez dobrą
godzinę, nosząc dziecko na rękach. Mówiła, że ma się nie
martwić, dużo odpoczywać, najlepiej ciągle leżeć, nie wstawać.
– Może to z przemęczenia –
gdybała na głos, sądząc, że tym pomaga.
W końcu Paulina uznała, że
czas zakończyć rozmowę. Powiedziała, że chce się przespać. W
rzeczywistości chciała być sama ze swoimi myślami, które
wykończyły ją tak bardzo, że w końcu zapadła w sen.
Iwona zajmując się Emilką
zdała sobie sprawę z tego ile czasu minęło od momentu jak poszła
z wnuczką na spacer. Szybko pognała do kuchni, by przygotować
mleko.
– Babcia cię przeprasza,
babcia w ogóle przez to wszystko zapomniała, że ty możesz być
głodna. – Wyjęła małą z nosidełka i usiadła na krześle.
Tuląc ją do siebie, podała butelkę, a potem obserwowała jak
dziecko łapczywie ssie. To był przyjemny widok, uspokajał.
Podniosła się jednak
energicznie, gdy usłyszała hałas na klatce schodowej. Do jej uszu
dotarło kilka męskich głosów, dźwięk upuszczanych kluczy i
nachalny dzwonek do drzwi... drzwi mieszkania, w którym przebywała.
Zanim otworzyła, spojrzała w
judasza. Nie wszystkich znała, ale Tomka rozpoznała bezbłędnie,
dlatego zdecydowała się na zwolnienie zamków i rozchylenie drzwi.
Odsunęła się, by zrobić im przejście, pomimo tego dwóch
mężczyzn pozostało na klatce. Tylko jeden wszedł, wprowadził
pijanego Tomasza i choć sam ledwie sklecał zdania, to przynajmniej
stał pewnie na nogach.
– Miał spać. U mnie spać.
Upar sieee, wrócić – wytłumaczył niewyraźnie, a potem ukłonił
się grzecznie i wyszedł, nie zamykając za sobą drzwi, bo nie był
w stanie trafić dłonią w klamkę.
Tomek odchylił głowę do tyłu.
Cały korytarz mu wirował i było mu naprawdę niedobrze. Trzy razy
powiedział coś w myślach, nim zdecydował się wypowiedzieć to na
głos, ale mimo tego przygotowania bełkotał tak, że Iwona ledwie
mogła go zrozumieć. Bardziej domyśliła się, że chodzi mu o
Paulinę.
– Jest w szpitalu –
wyjawiła. A potem nie wytrzymała. Cała tama złości, żalu,
stresu puściła, a Tomek był pierwszym, który się nawinął i na
którym mogła się wyładować. Na dodatek w jej oczach był winnym
tego co się stało, w końcu kobiety w ciąży nie wolno było
denerwować, a on z pewnością Paulę zdenerwował, zarówno
awanturą, jak potem wyjściem niemalże po kryjomu. – Gdzieś ty
był!? – wrzasnęła, uderzając go z taką siłą, że drugą
stroną twarzy zderzył się ze ścianą. – Wiesz ile razy do
ciebie dzwoniłam, ja i Paulina!? – Uderzyła zięcia ponownie, tym
razem jeszcze mocniej. Ręka ją zabolała. – Teraz rozumiem,
dlaczego wam się nie układa! Jak ma się wam układać skoro
wracasz nachlany!?
Ze wszystkimi wcześniejszymi
słowami Iwony się zgadzał, dlatego nie protestował ani słowem,
ani czynem kiedy okładała go po lewym policzku. Jednak, gdy
usłyszał o piciu, to miał ochotę jej oddać i wykrzyczeć prosto
w twarz, że to był pierwszy i jedyny raz. Nie miał jednak siły
nawet samodzielnie ustać na nogach. Ledwie spróbował, a ponownie
znalazł się w pozycji siedzącej, z tą różnicą, że teraz pod
dupą nie miał pufa, a podłogę. Załamał się, przytrzymał głowę
dłońmi i ponownie zaczął dopytywać o żonę.
– Teraz o to pytasz? A gdzie
byłeś godzinę temu? Gdzie dwie godziny temu? Tomek, a gdyby ona
poroniła? O co wtedy miałabym ja pytać ciebie? – Z irytacją
postukała się palcami w sam środek klatki piersiowej. – O to czy
fajnie i przyjemnie ci się piło z kolegami w chwili, gdy traciła
twoje dziecko!?
– Poroniła? – zapytał i
spojrzał na teściową ze łzami w oczach.
W pierwszej chwili chciała
skłamać, zrobić tak tylko po to, by go zabolało, ale wiedziała,
że w takiej sprawie musi powiedzieć prawdę, bo gdyby potem coś
stało się temu nienarodzonemu dziecku, to czułaby się winna i
uważała, że to przez to jedno kłamstwo.
– Nie, ale nie ma echa
zarodka. Nie wiadomo czy będzie mieć. – Przytuliła wrzeszczącą
Emilkę mocniej do siebie. Podniosła butelkę, którą wcześniej
postawiła na niewysokiej komodzie i ponownie podała ją wnuczce.
– Co to... nie ma znaczy? –
dopytywał, dalej siedząc na podłodze i niczego nie rozumiejąc.
– Że serce dziecku nie bije,
być może nie bije jeszcze, a może biło i przestało –
wytłumaczyła.
– Aha – odparł i nagle od
zawrotu głowy bardziej dokuczliwe stały się zawroty w sercu.
Poczuł jakby coś się tam przewracało i nie chciało osiąść,
wrócić do normy. Pierwszy raz w klatce piersiowej to coś ścisnęło
go tak mocno, że aż zabolało.
Hej. Dużo Ci jeszcze zostało tej Pauliny? Dzisiaj zajrzałam z rana na Twój blog i o mało się do pracy nie spozniłam. Tyle zaległości. Cieszę się że powracasz do regularnego dodawania rozdziałów. Tomkowi życzę giga kaca zarówno tego moralnego jak i fizycznego. Co Ci mężczyzni mają w głowach? Jak tylko pojawia się problem to najlepiej go olac i iść się nachlac z kolegami. Niby zdarzyło mu się pierwszy raz, ale z to kiepski sobie wybrał moment.
OdpowiedzUsuńNiewiele, z tym, że podzieliłem rozdziały, by były krótsze i żaden nie wyróżniał się szczególną obszernością.
UsuńZnalazłem czas nie tylko, by coś opublikować, ale nawet, by coś przeczytać, właśnie dlatego, że zostało już ukończone i miałem możliwość poznać zakończenie.
Faktycznie, to dosyć powszechne, że jak jest problem, to my idziemy się upić. On zrobił to pierwszy raz, ale moment wybrał sobie bardzo nieodpowiedni. Niby nie mógł przewidzieć, że coś złego się wydarzy, ale w takiej sytuacji, gdy dowiedział się o ciąży, widział Pauliny złe samopoczucie, to jednak powinien zostać przy żonie i córce, a nie się szlajać po barach czy kolegach.
Muszę przyznać, że nie podoba mi się sytuacja, jaka zawitała w życiu Pauliny. Jest coraz gorzej, a Paula i tak tkwi jeszcze z Tomkiem. Do tego pojawi się kolejne dziecko, niespodziewane...
OdpowiedzUsuńI naprawdę Tomasz zaczyna mnie wkurzać swoim zachowaniem, popadł w alkoholizm, co jest naprawdę niepokojące :(
I tak naprawdę żal mi Emi, a także to nienarodzone dziecko (mam nadzieje, że wszystko będzie z nim dobrze i się urodzi). Problemy małżeńskie Pauliny i Tomasza mogą mocno odbić piętno na dzieciach, co jest bardzo przykre :(
Dobrze, że jest Iwona, bo naprawdę widać, że zależy jej na Pauli i chce dla niej jak najlepiej - nie tak, jak sądzi Paulina.
Ciekawa jestem, co potoczy się dalej...
Ale jaki alkoholizm? Pije od jakiegoś czasu, upił się raz. Jest na najlepszej drodze, by być alkoholikiem, ale jeszcze nim nie jest. Nie wyolbrzymiajmy.
UsuńNo tak, tkwi z Tomkiem i jeszcze długo będzie z nim.
To rzeczywiście nie jest dobry moment na ciążę. Nie dość, że Paulina jest wykończona zajmowaniem się Emilką, to jej związek z Tomkiem też wygląda właściwie coraz gorzej. Tak jak było napisane pod koniec poprzedniego rozdziału - on się nie zmieni i albo Paulina to zaakceptuje, albo powinna odejść. Wiele osób ignoruje na początku pewne kwestie i żyje w przeświadczeniu, że zmieni tą drugą osobę i dopasuje do swoich oczekiwań. A to nie ma żadnego sensu, bo ludzi na ogół się zmienić nie da. O ile Tomkowi jakoś się udało nakłonić Paulinę chociażby do ograniczenia tego cukru, co swoją drogą raczej nie było nakłanianiem tak właściwie, tylko wręcz narzucaniem swojego zdania, to Tomek nie zmieni się na pewno. Ani pod wpływem Pauliny, ani z żadnego innego powodu. Po prostu w to nie wierzę.
OdpowiedzUsuńDrugie dziecko sprawi, że Paulina tym bardziej nie odejdzie, choć ja jednak życzyłabym jej, żeby w końcu znalazła w sobie siłę, by to zrobić. Problem w tym, że oprócz dzieci i małżeństwa Paulina chce jeszcze udowodnić, że jest inna niż jej siostra i to tym bardziej będzie ją trzymać przy mężu. No i poza tym pewnie jest świadoma tego, o czym pomyślała jej matka - że Iwona nie będzie w stanie utrzymać Pauliny z dziećmi. Pewnie, jakoś dałoby się znaleźć rozwiązanie - Paulina mogłaby znaleźć opiekę dla dzieci i pójść do pracy, ale skoro ona chce studiować, to byłoby jej ciężko pogodzić naukę, pracę i opiekę nad dziećmi. O ile w ogóle byłoby to możliwe. Swoją drogą tylko potwierdza się zdanie matki Pauliny - pospieszyli się z tym ślubem. Z jednej strony Paulina mogłaby co prawda mówić, że nie spodziewała się, że jej mąż będzie taki, ale prawda jest taka, że widziała już wcześniej jego wybuchy złości i despotyczne zapędy.
I może Tomek wrócił pierwszy raz pijany do domu, ale jeśli on dzień w dzień wypija wódkę po pracy, to niedługo nie tylko będzie mężem bijącym swoją żonę, ale jeszcze w dodatku mężem-alkoholikiem.
Pozdrawiam
j-majkowska
Chciałem pokazać macierzyństwo od możliwie jak najgorszej strony. Na przekór wszystkim instamatką, reklamom telewizyjnym i serialom. Ludziom, którzy chcą mieć dzieci (a Paulina i Tomek chcieli) wydaje się, że to będzie tak jak właśnie na portalach i w reklamach - trochę kwilenia, butelka, zmiana pampersa, ładne ubranko i spacerek. W życiu tak nie jest. Rodzicielstwo daje dużo radości, ale to też cholernie ciężka praca, ciągłe umęczenie, brak czasu dla siebie, a jak do tego jeszcze dojdą kolki trwające np 2-4 miesiące, no to już mamy pozamiatane.
UsuńNie zgodzę się z tym, że ludzie się nie zmieniają. Z pewnością nie będą zupełnie inni, ale zmieniamy się pod wpływem różnych ludzi, wydarzeń, minionych lat. W przypadku Tomka, by się zmienić, to on musiałby tego chcieć, sam do takiego wniosku, że zmiana jest potrzebna dojść, to nie może być szantaż, nie można tego na nim wymusić. Chciałem jednak też pokazać, że Tomek ma zalety, że nie jest takim złym mężem w 100% ani w 100% okropnym ojcem.
Tak, zauważyłaś to co podkreślam na każdym kroku - Paulinę przy Tomku trzymają dzieci, uczucie (choćby przyzwyczajenie jeśli nie miłość) i przede wszystkim ambicja (ta chęć udowodnienia, że jest lepsza od siostry).
Tylko to dzieci Pauliny i Tomka, więc nie tylko Paulina ma obowiązek je utrzymać. On musiałby płacić alimenty, gdyby od niego odeszła. Tyle że sprawa alimentacyjna może się odbyć nawet do pół roku po złożeniu pozwu, a te dzieci przez te pół roku trzeba ubrać, oprać, wykarmić (niestety, takie mamy prawo). Paulina mogłaby też liczyć na alimenty na siebie, bo była na utrzymaniu męża, zajmowała się dziećmi. Jedyny haczyk jest w tym taki, że musiałaby mu udowodnić, że winę za rozpad małżeństwa ponosi on, a nie że jest jej czy wspólna.
Znalezienie opieki i pójście do pracy, równałoby się z oddaniem opiekunce niemal całego zarobku. Dla Pauliny szansą jest przedszkole, ale na to za wcześnie.
Pośpieszyli się ze ślubem, ale nawet jakby do tego doszło później, to myślę, że sytuacja byłaby podobna. Co innego, gdyby wróciła do domu z jednym dzieckiem. Bartek się wychował, to i Emilka by się wychowała, ale z dwójką już nie będzie tak prosto.
Paulina i Tomek polegli też na tym, że chcieli zdobyć wszystko "na raz", tak się tym całym szczęściem i dorosłym życiem zachłysnąć... no i się zachłysnęli, okazało się, że nie jest tak tęczowo jak im się wydawało, a oni nie są tak mocni i niezniszczalni jak sądzili. Jak wszyscy potrzebują snu, odpoczynku, jedzenia, a im na to wszystko brakuje czasu.
Tomek nie będzie alkoholikiem. W porę się z tego otrząśnie. Będzie jednak mężem bijącym żonę, pozostanie nim, choć będą w tym chwile abstynencji.
Pozdrawiam.
Ja tylko odniosę się do tego kawałka, że jak Paula wróciłaby do domu z dwójką dzieci to nie byłoby łatwo. Oczywiście, że by nie było, ale na pewno by sobie poradziła, ma mamę ma siostrę i jakoś by sobie dały radę. Często jest tak, że życie nas zmusza do radzenia sobie z różnymi problemami. Patrząc z perspektywy czasu myślimy jak ja to zrobiłam, jak ja to przeżyłam, jak ja dawałam radę? A jednak jakoś to poszło. Tak jak np. Tomasz, poradził sobie z pracą, domem i małą Emilką mimo że był skrajnie przemęczony.
OdpowiedzUsuńOprócz tego bardzo dużo ludzi pomaga samotnym matkom. Z jednej strony internety wyśmiewają madki curki itd, ale jest też ta druga lepsza strona. Nawet nie myślałam, że ta pomoc jest tak ogromna. Ludzie na prawdę pomagają, przekazują ciuszki wózki, zabawki, pomagają znaleźć pracę, nawet dorywczą taką żeby mama mogła opiekować się dziećmi, pomagają znaleźć mieszkanie, można uzyskać pomoc prawną. Ludzie są na prawdę pomocni. Jednak dla Pauli najważniejsze jest to, że ma rodzinę i przyjaciół, nie jest sama i nie będzie.
Pewnie że jakby musiała to by dała radę. Ma jej kto pomóc, miałaby alimenty (tylko że takie sprawy zazwyczaj trwają). Przecież jakby mężowi się coś stało i by umarł, to też musiałaby sama sobie poradzić i miała do dyspozycji jedynie ręty córek i własne ręce. No i słusznie zauważyłaś, że Paulina nie jest sama, ale jej się wydaje, że jest. Nie jest też jedyną kobietą w takiej sytuacji, ani nie jest pierwszą, ani ostatnią, więc czego się wstydzić?
UsuńJą jeszcze przy Tomku trzymają te dobre chwile, albo raczej dobra codzienność, bo ta przemoc jest tylko chwilą.
Biedna Paula, teraz jak zaczęła krwawić i boi się, że może stracić dziecko to dopadły ją wyrzuty sumienia. Bo czasem tak jest, że na początku się nie cieszymy, potrzebujemy więcej czasu żeby sobie uświadomić, że tak naprawdę to już to dziecko kochamy i jak coś się zaczyna niepokojącego dziać to wtedy rozpacz, bo przecież kochamy tego nienarodzonego maluszka i już za nic w świecie nie chcemy, żeby mu się coś stało, pomimo, że na początku jawiło nam się to jak niewyobrażalna katastrofa.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony jestem wściekła na Tomka, że się schlał i Paula nie mogła na niego liczyć
A z drugiej strony to takich sytuacji nie jesteśmy w stanie przewidzieć
Ale niestety fakt faktem że Tomek dał ciała, a Paula została bez pomocy męża i gdyby nie Iwona, która była na miejscu
to zostałaby sama, krwawiąca i z Emi na ręku. Bo pan mąż musiał odreagować i przemyśleć, a co z nią, jej się nie należy czas na przyzwyczajenie się do rzeczywistości?
Cieszę się, że Iwona nastrzelała zięciowi po pysku, dobrze mu tak, należało mu się. Nie dość,że zwiał z domu jak tchórz, to jeszcze biedaczek musiał się pocieszyć i schlać. Jaka bezmyślność, wraca pijany do domu, ledwo na nogach się trzyma i co, jego zdaniem nie zdenerwowałoby to Pauli, nie przyszło mu do tego zakutego łba, że ona już nie czuła się najlepiej, a on jeszcze w takim stanie postanowił wrócić.
I może jeszcze teraz Iwona ma się nim zajmować, bo przecież taki biedny i serduszko go boli.
Właśnie, takich sytuacji nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Tomek po prostu wyszedł się napić, jest dorosły, miał do tego prawo i nie mógł wiedzieć, że coś się wydarzy.
UsuńOn nie wróciłby w takim stanie do domu. Wytrzeźwiałby najpierw, odespał swoje i dopiero pokazał się żonie na oczy. Być może nawet nie powiedziałby, że był pijany. Może zamówiłby się pracą.
Tego jeszcze Paulinie brakowało, żeby miała męża alkoholika... Chyba już nie mogłeś bardziej skomplikować jej życie, co? :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Tomek nie oddał policzka Iwonie - wtedy na pewno kobieta doszłaby do wniosku, że to nie pierwszy raz jak jej zięć bije kobietę i kazałaby wrócić córce do domu rodzinnego. Wtedy może jakoś wszystko by się ułożyło.
amandiolabadeo.blogspot.com
Tomek nie będzie alkoholikiem. Miał chwile załamania i podążył znanym mu z domu schematem, ale będzie miał w sobie siły i motywacje, by się otrząsnąć. Nie planuję dla niego tego, by został pijakiem.
UsuńOn był zbyt pijany, by jej oddać. Choć na trzeźwo też Iwonie nie odda, a będzie taka sytuacja, gdy kobieta go po raz kolejny spoliczkuje. Jednak choć jej nie odda, to nie zareaguje już tak spokojnie jak teraz.