„Świadomość”
Mijał dzień za dniem i mijała
noc za nocą. Właściwie to dni zlewały się z nocami w jedno, a
każda kolejna doba do złudzenia przypominała poprzednią.
Tomasz co rano odprawiał ten
sam rytuał. Chował zapasową kołdrę i poduszkę do szafy w
przedpokoju, składał narożnik w salonie i szedł brać chłodny
prysznic, bo to pomagało mu się rozbudzić i być rześkim przez
cały dzień. Potem rozpoczynał dzień pracy, a dojeżdżając na
miejsce, gdzie akurat wykańczał mieszkanie, budował dom albo robił
meble na wymiar, po drodze zatrzymywał się na stacji benzynowej.
Nie było potrzeby, by za każdym razem tankować paliwo, ale był
zmuszony doładowywać samego siebie codzienną porcją kawy i jakąś
bagietką lub kanapką. Podobnie było po pracy, z tą różnicą, że
wtedy decydował się odwiedzić jakieś miejskie bistro, by zjeść
obiad. Nie wracał od razu do mieszkania. Udawał się na budowę
domu, który w jego marzeniach miał w przyszłości należeć do
niego, Pauliny i ich córek. Coraz częściej powątpiewał, że tak
będzie, ale pomimo tego zdecydował się dokończyć co zaczął, bo
ponad wszystko nie lubił niepokończonych spraw. Do żony i dzieci
wracał kiedy na dworze było już ciemno, a jednocześnie było za
późno, by móc zrobić coś więcej, niż jedynie zerknąć do
dziecięcych łóżeczek, by sprawić czy córki urosły.
Życie Pauliny także stało się
rutynowe, tylko wskazówkami jej zegarka nie były umówione
spotkania, terminy, płatności i faktury. Jej zegarkami były
dzieci, które dzieliły czas na sen, spacery i zabawę, na
przebieranie, jedzenie i kąpiele. Czuła się jakby mieszkała z
córkami sama, jakby była samotną matką, a Tomek był jedynie
sponsorem, który regularnie opłaca rachunki i co sobotę przywozi
dwie duże siaty zakupów, kładąc obok nich na stół od jednej do
trzech stów na bieżące wydatki.
– Jakbyś potrzebowała czegoś
konkretnego, to mi powiedz albo napisz na kartce, wtedy kupię –
czasami kwitował, jednocześnie zbierając się do wyjścia.
Nim jakiekolwiek słowa
odpowiedzi przychodziły jej na myśl, to jego już nie było w
mieszkaniu. I tak co tydzień.
Najgorzej było w niedziele.
Niedzielami traktował ją tak, jakby była powietrzem. Spał do
południa, odsypiając cały tydzień pracy, a potem brał córki na
spacer, by po godzinie lub dwóch przyprowadzić je do domu i wyjść,
nie tłumacząc się przy tym dokąd idzie, ani o której zamierza
wrócić.
Tej niedzieli wrócił później
niż zwykle i choć Paulinie wydawało się, iż się uodporniła, a
mąż w pewien sposób stał się jej obojętny, to jednak martwiła
się o niego. Samą siebie łapała na tym, że co pięć minut
nerwowo zerkała na zegarek i kilkakrotnie brała do ręki telefon
komórkowy z zamiarem zatelefonowania i upewnienia się czy aby na
pewno nic mu się nie stało. Zawsze jednak odkładała komórkę i
mówiła do samej siebie „nie warto” albo „jakby się coś
stało, to już dawno ktoś by zadzwonił”.
Miała rację, Tomkowi nie stało
się nic. Wrócił o własnych siłach. Co prawda po dwóch piwach i
choć alkohol był od niego wyczuwalny, to nie można było go uznać
za pijanego. Wyjątkowo nie poszedł od razu do łazienki lub salonu,
a przyszedł do kuchni. Wyjął kabanosy z lodówki i nim ją
zamknął, to już jednego ugryzł.
Paulina akurat zmywała, więc
była zmuszona przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, bo nie
chciała już odkładać tego na potem. Później, to chciała
jedynie nakarmić dzieci, gdy się przebudzą i samej pójść spać,
wcześniej jeszcze włączając pralkę, by nad ranem móc rozwiesić
pranie na suszarce w łazience lub na balkonie, jeśli będzie ładna
pogoda. Nie potrafiła jednak dłużej być bierna. Nierozmawianie z
mężem było łatwe, gdy ten był nieobecny, ale gdy od ponad
dwudziestu minut znajdował się pod ręką, to w końcu zdecydowała
się zapytać o to co na tamtą chwilę wydawało jej się być
najważniejsze.
– Masz kogoś?
Tomasz spojrzał na nią, nie
kryjąc swojego zaskoczenia.
– Dwie córki i ciebie –
odpowiedział.
Wzięła to za unik. Opłukała
ostatni z talerzy i odłożyła go na suszarkę ukrytą w szafce nad
zlewozmywakiem.
– Pytałam o to czy się z
kimś spotykasz? Czy jest inna? – objaśniła, wycierając dłonie
w mały, turkusowy ręcznik, który zwykle leżał gdzieś na blacie
albo zawieszony był na rączce piekarnika.
W odpowiedzi pokręcił jedynie
głową.
– Nie sypiamy z sobą od dwóch
miesięcy, właściwie to prawie się nie widujemy i co chcesz mi
wmówić, że nagle popadłeś w pracoholizm? Zawsze byłeś
pracoholikiem, ale wcześniej jednak bywałeś w domu częściej.
– Paula, ja naprawdę nie mam
ani czasu, ani ochoty na drugą babę. Z jedną sobie nie radzę,
więc branie drugiej na łeb byłoby równe z samobójstwem.
Dobranoc. – Wyszedł z kuchni i starym zwyczajem skierował się
najpierw do sypialni, gdzie w kołysce spała mała Amelka, a potem
do pokoju dziecięcego, gdzie w łóżeczku z szeroko otwartymi
oczami leżała Emilka, zafascynowana światełkami w kształcie
gwiazd przesuwającymi się po całym suficie. – Czemu nie śpisz?
– zagadnął wesoło.
Paulina stanęła w progu i
wsparła się ramieniem o futrynę. Obserwowała jak Emi wyciąga
rączki do Tomka i pomimo smoczka w buzi, całkiem wyraźnie
wypowiada „tata”.
– A więc to moja wina, że
nie bywasz w domu? – zapytała, kiedy on brał dziecko na ręce i
podnosił do góry w celu pokazania światełek z bliska.
Przyciskiem umiejscowionym na
lampce zmienił opcję, a gwiazdki nagle zaczęły migotać na różne
kolory. Emi zaczęła się śmiać i klaskać w dłonie. Z wrażenia
aż smoczek wypadł jej z buzi. Podniósł go i zanim ponownie oddał
go dziewczynce, to najpierw porządnie oblizał. Emilka postanowiła
więc podzielić się z tatą swoim „dydy” i usilnie zaczęła mu
go wpychać, wbijając przy tym nie tylko w usta, ale także w
policzek.
– Nie chce – zapewniał ją,
krzywiąc się przy tym i nieustannie robiąc głową uniki.
– Ce, ce – trwała przy
swoim i kiedy była już naprawdę bliska płaczu w końcu zdecydował
się jej ustąpić.
– Dobrze ci w różowym –
zagadnęła Paulina.
– Dziękuję – odpowiedział,
nie wyjmując smoczka z ust.
– Nie przegryź, bo nie mam
drugiego – upomniała przerażona, dobrze wiedząc, że Emilka bez
swojego „dydy” nie uśnie. – Powiesz mi co cię tak absorbuje
każdego dnia, że wychodzisz o szóstej i wracasz po północy?
– Jutro ci pokażę –
zapewnił. – Jutro masz urodziny – dodał.
Zmarszczyła brwi i starała się
przypomnieć sobie jaki aktualnie jest dzień. Tak naprawdę, gdyby
Tomek jej nie przypomniał, to w życiu sama nie zorientowałaby się,
że listopada został już tylko tydzień, a tym samym coraz bliżej
do Mikołajek, a następnie do świąt Bożego Narodzenia, później
do Nowego Roku, Walentynek, dnia kobiet, dnia matki, dnia dziecka i
pierwszych urodzin Amelki. Od kiedy stała się żoną i matką czas
zdawał się nie płynąć tak jak zwykle, a pędzić do przodu na
złamanie karku. Nie pamiętała już kiedy ostatni raz była w
klubie potańczyć, kiedy jeździła na rolkach, kiedy odwiedziła z
przyjaciółmi ulubioną pizzerię.
– Co się stało? – zapytał,
widząc jej zmartwioną minę.
– Nic.
– Na pewno?
– Tak, tylko uświadomiłam
sobie, że mogę się pomarszczyć i nawet tego nie zauważyć.
– Dlaczego miałabyś się
pomarszczyć? – dopytywał niewyraźnie, a słysząc samego siebie,
zdecydował się ukradkiem wyjąć smoczek i nawet już nie oddawać
go Emilce, by ta ponownie nie wcisnęła mu go do ust.
– Nieważne, nie zrozumiesz –
stwierdziła, dobrze wiedząc, że mężczyzna takich kobiecych trosk
nigdy nie podzieli.
– Mnie możesz powiedzieć
wszystko – zapewnił.
– Ty też mi czegoś nie
powiedziałeś – przypomniała sobie, jednocześnie przypominając
o tym też jemu.
– Wiedziałem, że kiedyś do
tego wrócisz. – Brzmiał jakby miał nie tyle pretensje, co był
zawiedziony, że ten temat ponownie wypłynął.
– Dlatego zacząłeś mnie
unikać? Masz jeszcze coś do ukrycia? – Splotła ręce na piersi i
wyczekiwała odpowiedzi, nie spuszczając go przy tym z oczu, bacznie
obserwując, by wychwycić blef, gdyby tylko przyszło mu do głowy
skłamać.
– Nie – zapewnił szybko.
– Chciałabym zobaczyć te
papiery z sądu – oznajmiła hardo.
– Jesteś pewna?
Przytaknęła głową, a potem
zdecydowała się odpowiedzieć werbalnie:
– Tak, jestem pewna. –
Opuściła pokój, pozostawiając Tomka ze starszą córką, a sama
udała się do kuchni, by przygotować mleko dla młodszej córki. O
dziwo nagle poczuła się lepiej, jakby w mgnieniu oka stała się
mniej zmęczona, tak jakby ta jedna, krótka, normalna rozmowa
przerwała złe samopoczucie ciągnące się za nią od prawie dwóch
miesięcy.
Rano jak zwykle obudziła się
sama, co znaczyło, że Tomek nie przyszedł do sypialni, że ciągle
sypiał w salonie. Zdziwiło ją, że żadna z dziewczynek nie
zapłakała, ale szybko zorientowała się, że kołyski nie ma w
pokoju. Domyśliła się, że Tomek zabrał Amelkę do salonu i że
także zajął się Emilką.
Miała już wstać i udać się
do łazienki, ale drzwi sypialni otworzyły się.
– Pamiętasz jeszcze kawę i
rogaliki? – zapytał, odkładając drewnianą tacę na stolik
nocny.
– Byłeś w kawiarni? –
zdziwiła się, widząc tekturowy kubek, taki sam jak wtedy, gdy
kurier stanął przed furtką jej rodzinnego domu.
– Poszliśmy z dziewczynami na
poranny spacer. Obok nas jest druga filia. Możemy się tam kiedyś
razem wybrać na szarlotkę i lody waniliowe.
Lody waniliowe i szarlotka też
były pełne wspomnień. Niby dwa smaki, zwykły jabłecznik i zimna
kulka, a jednak zdawały się dziwnie ogrzewać i wcale nie było
koniecznym ich jeść, by tak się stało. Wystarczyło sobie jedynie
przypomnieć tamtejsze dni, okoliczności, spotkania, rozmowy,
pierwsze niewinne sprzeczki o cukier.
Tomek niespodziewanie wstał i
wyjął z dolnej szuflady komody kilka segregatorów i teczek. W
jednej z nich odnalazł wyrok sądu i opis przebiegu rozprawy, a
także dokumenty z przesłuchania. Podniósł się, wcześniej
chowając to co zbędne i stanął przy łóżku. Upuścił kartki
wprost na uda żony.
– Chciałaś się z tym
zapoznać – powiedział, po czym wyszedł, nie dodając już ani
słowa więcej.
Paulina spoglądała na te
dokumenty i na rogaliki. Skosztowała łyk kawy i ponownie zerknęła
raz na jedno, a potem na drugie. Wzięła wyrok sądu do ręki.
Otworzyła na ostatniej stronie i nim przeczytała coś ponad
„Pozwany Tomasz Bordych”, to już odrzuciła papiery na bok.
Uświadomiła sobie, że tak naprawdę nie chce wiedzieć. Dotarło
do niej, że nie potrafiłaby tego przeczytać, a po tym patrzeć na
męża dokładnie w taki sam sposób jak przez te wszystkie lata. Tak
naprawdę zależało jej tylko na dowiedzeniu się tego czy Tomek nie
kłamał i doszła do wniosku, że skoro pokazał jej te dokumenty,
tak jak obiecał, to znaczy, że mówił prawdę i nic ponadto nie
było ważne.
Zjadła śniadanie, udała się
do salonu i oddała Tomkowi te papiery, które aż paliły ją nie
tylko w oczy, ale także w ręce. Usiadła na gumowej macie, gdzie
Emilka bawiła się wszystkimi zabawkami naraz, robiąc przy tym
większy bałagan niż kiedykolwiek. Miała cichą nadzieję, że
skoro Tomasz dał jej tyle zabawek, to potem też on je pochowa.
– Przeczytałaś? – zapytał
niespodziewanie.
Pokręciła głową.
– Jesteś pewna, że nie
chcesz? – dopytywał, idąc z dokumentami w stronę drzwi, ale
zatrzymując się na krok przed nimi.
– Na tę chwilę tak –
odpowiedziała pewnie.
Przełknął ślinę i wydawało
się jakby zrozumiał dlaczego ona nie była w stanie przewertować
najgorszej ze spraw jego przeszłości.
– Jakbyś kiedyś zmieniła
zdanie, to... to odkładam to na to samo miejsce. – Zniknął,
przekraczając próg salonu. Domyśliła się, że udał się do
sypialni. Potem nim go zobaczyła, to go usłyszała:
– Ubierz się w końcu, bo mam
niespodziankę. Tylko wcześniej zawieziemy dzieci do twojej mamy.
Już z nią rozmawiałem.
– Rozmawiacie z sobą? –
zdziwiła się.
Tomasz uklęknął za plecami
żony i objął ją w pasie. Przyłożył swój policzek do jej
policzka, a potem odgarnął włosy, by musnąć kark.
– To twoja mama. Nie ma nic
dziwnego, że z sobą rozmawiamy. Co prawda, po tym... –
niespodziewanie urwał, jakby brakowało mu odpowiednich słów –
raczej już nigdy mnie nie polubi, ale przynajmniej stara się
tolerować – dokończył.
Do Pauliny nagle dotarło
nieprzyjemne wspomnienie pieczenia na policzku i choć po siniaku nie
było już ani śladu, to tamto uderzenie ciągle było namacalne.
Wystarczyło, by zamknęła oczy i postarała się sobie przypomnieć,
a nawet tamtejszy ból potrafił do niej powrócić. To sprawiło, że
zrozumiała, że i tego tematu nie może pominąć.
– Nie jestem jedyną kobietą,
na którą podniosłeś rękę – oznajmiła, obserwując jak Emilka
stara się dogonić Batmana, który jak zwykle umknął przed nią
najpierw na parapet, a następnie na szafę. Goniła oczami za córką,
jakby nie potrafiła spojrzeć w oczy własnego męża. Słowa
wypowiadała do niego, a przy tym zdawała się być nieobecna. –
Przede mną była jeszcze ona – dodała, przypominając sobie co
Tomek sam powiedział o zgwałconej przez jego kumpli dziewczynie. –
I myślę, że nie tylko ona – przyznała sama przed sobą.
– Do czego zmierzasz? –
Przestał ją obejmować. Usiadł w taki sposób, by móc widzieć
twarz żony, choć ona nie patrzyła na niego, a przed siebie, tym
razem wbijając wzrok w klamkę od drzwi szafy.
– Do tego, że może jednak
masz z tym problem. – W końcu odważyła się przenieść wzrok na
męża. – Wcześniej wierzyłam, że raz puściły ci nerwy, że
sama cię sprowokowałam. Tak było, gdy oddałeś mi tutaj... –
przerwała, zdając sobie sprawę, że to było w tym mieszkaniu, że
zawsze, gdy podniósł na nią rękę, to miało to miejsce w tym
mieszkaniu. Paradoksalnie nie przestawała lubić męża, ale
zaczynała nienawidzić miejsce, w którym wspólnie mieszkali, jakby
to miejsce, a nie człowiek był winny tym wszystkim razom, które
zniosła. – Potem wmówiłam sobie, że straciłeś cierpliwość,
że to wina dzieciństwa, twojej matki i także moja, ale kolejnych
takich... sytuacji nie umiem sobie wytłumaczyć – dodała ze łzami
w oczach. – Nie umiem usprawiedliwić cię nawet przed sobą –
dopowiedziała jawnie już płacząc.
– Ciii – wyszeptał i złapał
ją za rękę. Chciał ją uspokoić i dodać otuchy, ale nie
pozwoliła na to.
Zabrała dłoń.
– Jesteś agresywny i masz się
leczyć – oznajmiła twardo, pomimo tego, że niewyraźnie, bo głos
jej się łamał od płaczu.
Tomek zdawał się być
przerażony. Czegoś takiego się nawet nie spodziewał i nie
zamierzał podejmować żadnego leczenia.
– Nie mam czasu na jakiś
psychologów i ich głupie terapie – powiedział, nieco się przy
tym unosząc.
Mogła się wystraszyć i
kolejny raz dać mu wygrać, znowu wybaczyć, zapomnieć i czekać na
to aż znów ją uderzy. Postanowiła jednak zachować się inaczej,
obiecując samej sobie, że jeśli teraz podniesie na nią rękę, to
się spakuje, zabierze córki i odejdzie.
– Wolisz szukać w swym
napiętym grafiku czasu na rozwód i widywać dzieci w z góry
ustalonych dniach i o konkretnych godzinach? – zapytała, wstając.
– Albo sam sobie uświadomisz, że jesteś agresywny i podejmiesz
jakieś leczenie, albo sam doprowadzisz do tego, że nasze małżeństwo
się skończy.
– Dobrze! – krzyknął, a
potem opanował się i powoli wstał. – Pójdę gdzieś, jeśli tak
bardzo ci na tym zależy.
– Nie gdzieś, tylko na
terapię – poprawiła go.
– I może jeszcze będziesz
mnie kontrolować czy tam chodzę?
– A sądziłeś, że uwierzę
ci na słowo? – zdziwiła się. – Jak już znajdziesz jakąś
poradnie czy psychologa, to będę cię tam odprowadzać. I nie myśl
sobie, że pójdziesz raz czy dwa i to wystarczy.
– Skoro nie masz na co wydawać
pieniędzy. – Splótł ręce na piersi i wyglądał tak jakby był
na nią o coś obrażony.
– Nawet jeśli będę miała
za to sama płacić, to uwierz znajdę pracę, opiekę dziewczynkom i
cię tam zaciągnę – odparła, wyglądając na bardziej
zdeterminowaną niż kiedykolwiek wcześniej. – I posprzątaj tu w
końcu, bo ona się i tak tymi wszystkimi zabawkami nie bawi! –
krzyknęła, zabierając pierwszego z brzegu miśka i odkładając go
w kąt pokoju. Reszty nie zamierzała robić za niego, poszła do
sypialni, by się ubrać.
Kilka pytań do czytelników:
1. Czy Paulina dobrze postąpiła
woląc nie wiedzieć, czy może jednak powinna przeczytać wyrok sądu
oraz dokumenty z przesłuchań?
2. Czy Paulina dobrze zrobiła
wysyłając Tomasza szantażem na terapię?
3. Czy tych dwoje Waszym zdaniem
ma jeszcze jakieś szanse, czy powinni się definitywnie rozstać?
Nie wiem, czy Paulina dobrze zrobiła, że oddała mężowi dokumenty dotyczące wyroku i całej sprawy z gwałtem bez ich przeczytania, okaże się kiedyś. Tak nad tym myślałam i zastanawiałam się, co bym zrobiła w takiej sytuacji i doszłam do wniosku, że ja pewnie bym przeczytała, żeby już nie było żadnych niedomówień w tej sprawie. Zastanawiam się też czy to z jej strony tchórzostwo i chowanie głowy w piasek, czy pomimo wszystko kwestia zaufania do Tomka.
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili jak przeczytałam o tym jak Paula wymusiła na Tomku, że pójdzie na terapię, to pomyślałam, że bardzo dobrze, że może coś to da, a za chwilę przyszła myśl, że wcale nie dobrze, bo ona to na nim wymusza, to zwyczajny szantaż. A nie oszukujmy się, jak nas ktoś do czegoś zmusza i szantażuje to robimy wszystko żeby się temu nie podporządkować. Nic z tego moim zdaniem nie będzie, to miałoby jakieś szanse, gdyby Tomek sam zdecydował, że potrzebna mu terapia, żeby zrozumiał, że ma problem i chciał go rozwiązać.
Myślę, że szansa jest jeszcze na to, żeby byli ze sobą, zwłaszcza, że u nich nie zawsze jest źle, mają swoje wzloty i upadki, jak w każdym małżeństwie, no i mają wspólne dzieci, a to też ważne. Tylko żeby tak było musieliby oboje bardzo, bardzo się postarać. Paula musiałaby popracować nad swoim uszczypliwym językiem i czepialstwem, a Tomasz nad wybuchami agresji i zazdrości.
Czyli to w Pauli często widzisz prowodyra awantur, które Tomka prowadzą do agresji?
UsuńMoże nie często, to by było chyba takie na wyrost,ale powiedzmy że w 4 przypadkach na 10 ,Paulina ma swój duży udział.
Usuń