„Trzecie
dziecko”
Iwona, pomimo upływu lat,
ciągle nie rozumiała decyzji jaką podjęła jej córka.
Nieustannie upewniała się czy u niej wszystko w porządku.
Oczywiście nie czyniła tego wprost, pytając o to Paulinę, gdyż
wiedziała, że ta zapewne nie powiedziałaby jej prawdy. Iwona do
zdobywania wiedzy wykorzystywała wnuczki. Kiedy tylko zostawała z
nimi sama, czy to u siebie, czy u Bordychów w domu, to wypytywała
je czy mama z tatą się kłócą, czy tata krzyczy, czy często się
złości.
– Dziś się zeźlił –
odpowiedziała zgodnie z prawdą Amelka, głaszcząc pluszowego Pluta
po łebku.
– Kłócili się –
potwierdziła wersję siostry Emilia.
– A co mówili?
– Tata mówił, że takie
decyzje podejmuje się wspólnie. A mama kazała mu się cieszyć.
– Cieszyć? – Iwonie z
początku wydawało się, że się przesłyszała.
– Z syna – wtrąciła się
do rozmowy Amelka.
– Z jakiego syna? – niemal
wykrzyknęła Iwona. Kobieta była przerażona. Relacja zdawana przez
dziewczynki sugerowała, że Paulina zdecydowała się na kolejne
dziecko.
Dziewczynki jednak tego nie
potwierdziły. Jedynie zgodnie wzruszyły ramionami, co oznaczało,
że nie wiedziały niczego więcej.
Ledwie Paulina skończyła pracę
i wróciła do domu, a Iwona wybiegła jej na przywitanie. Kobieta
lustrowała córkę od stóp do głowy, dłużej zatrzymując się
jedynie na brzuchu. Ten jednak nie był wypukły, co dawało jej
nadzieję i mogło świadczyć o tym, że dziewczynki coś
pomieszały.
– Nie cierpię sobót w pracy
– zamarudziła Paulina. – Grzeczne były? – zapytała. –
Tomek już wrócił?
– Dzwonił, że nie wraca,
że... Coś jest z wami nie tak, prawda?
– Nie trafiłam z
niespodzianką, weź sobie wyobraź. – Przysiadła na komodzie i
zaczęła zdejmować niewygodne szpilki. Emilka podbiegła do niej i
zapytała się kiedy wróci tata. Dziewczynka chciała, by ojciec w
końcu dokończył malować jej pokój. Amelka natomiast dopominała
się, by kota wpuścić do domu.
– Drapie w okno! – krzyczała
zmartwiona. – Moze wilku go goni!
– Tu nie ma wilków. –
Paulina podeszła do okna i uchyliła je na tyle, by Bandziorek dał
radę się przecisnąć. – Pewnie wyczuł kolację – stwierdziła
i z torbami, z którymi przyszła, udała się do salonu. Wypakowała
dwa tekturowe pudełka i włączyła bajkę na dużym telewizorze,
który sprawiał wrażenie jakby zajmował pół ściany. –
Przynieść wam widelce, czy jecie rękoma? – zapytała.
– McDonald! – wykrzyczały
radośnie obydwie i nie czekając na sztućce, zabrały się do
otwierania opakowań. Oczywiście pierwszym co wyjęły z pudełek
były zabawki.
Paulina czerpała radość z
zadowolenia córek, poza tym tego dnia sama miała ochotę na coś
szybkiego i niezdrowego. A najszybciej było pojechać po gotowca i
to najlepiej do miejsca, gdzie nie trzeba było wysiadać z samochodu
by złożyć i odebrać zamówienie.
Dziewczynki zaczęły pokazywać
babci zabawki, a Paulina zaproponowała mamie, by spędziła u nich
noc.
– Musiałabym cię odwieź,
zabrać dziewczynki... Tomek powinien cię odwieź, ale widocznie
rzucił focha. Poza tym ja nie lubię być sama na tym pustkowiu, a
on najwidoczniej się tym nie przejmuje.
– O co rzucił fochem?
Paulina wskazała mamie głową,
by przeszły do kuchni. Wzięła z sobą dwie papierowe torby ze
znanym wszystkim logiem.
– Wiesz, że nie lubię
takich...
– Smacznego – zbyła
marudzenie rodzicielki Paulina i wyjęła BigMaca.
– Jesteś w ciąży, tak? To
była ta niespodzianka? – zagrała w otwarte karty Iwona.
Paulina przewróciła oczami i
znacząco westchnęła.
– Nie jestem – odparła
przez zaciśnięte zęby.
– Dziewczynki mówiły o synu,
więc pomyślałam, że będę miała jeszcze jednego wnuczka –
zaczęła bardzo delikatnie.
– Ja bym chciała. Sądziłam,
że Tomek też, bo w końcu spędza tyle czasu z Bartkiem, ale
jednak...
– Może to lepiej –
stwierdziła z całym przekonaniem Iwona i skosztowała frytek. –
Nawet dobre. – Uśmiechnęła się, chcąc zmienić temat.
– Tomek potrafi podobne zrobić
– pochwaliła męża, choć oboje zdolności kulinarne mieli raczej
średnie.
– Naprawdę? – zdziwiła się
Iwona.
– Tak, ale z tym jest tyle
babrania, że mnie by się nie chciało. Trzeba je w wodzie z miodem
i cukrem wymoczyć, później naoleić lub odwrotnie. Później
jeszcze do zamrażalnika i dopiero na olej. Babrania z tym tyle, że
gra niewarta świeczki. Za to dziewczynki za to, to by go najchętniej
na świecznik wyniosły. – Zaśmiała się.
Iwona już się ucieszyła, że
jej córka przystała na zmianę tematu, gdy Paulina nagle powróciła
do poprzedniego:
– Dlaczego uważasz, że to
nawet i lepiej, że nie mamy syna?
– Nie chodzi o to, że nie
macie syna. Gdyby Amelka czy Emilka... gdyby któraś urodziła się
chłopcem, to byłoby okay. Jednak w dzisiejszych czasach
najwygodniej mieć jedno dziecko. Dwoje to już tak nieco pod górkę,
ale jeszcze w normie. Troje to już wielodzietność, Paula.
– Stać nas – śmiała
zauważyć.
– Tu nie tylko o pieniądze
chodzi. Trzeba brać pod uwagę, że sytuacja nagle może się
zmienić i nie mam tu na myśli tylko finansów.
– A co masz na myśli? –
Paula utkwiła zniecierpliwiony wzrok w rodzicielce.
Iwona spuściła głowę i
spojrzała na swoje gołe stopy. Nie było jej zimno w nogi.
Podłogowe ogrzewanie było w tym przypadku prawdziwym luksusem.
Zastanawiała się w jaki sposób rozmawiać z córką, by czasami
nie wynikła z tego karczemna awantura.
– Między tobą i twoim mężem
chyba nie zawsze się układało, prawda? – ledwie zadała to
pytanie, a już zdała sobie sprawę z tego, że nie tylko dobrała
nieodpowiednie słowa, ale także przybrała niewłaściwy ton.
Brzmiała jakby miała o coś pretensje.
– I co z tego? Znasz
małżeństwa, którym zawsze się układa? Nie ma takich.
– Nie, nie ma, ale nie każdy
mąż podnosi rękę na żonę. Mam niemal pewność, że Tomek nie
zrobił tego raz.
Paulina westchnęła.
– Przestań się go w końcu
czepiać. Jest dobrym mężem i ojcem.
– I zawsze tak było?
– Ty też nie zawsze byłaś
dobrą matką!
Dziewczynki zainteresowały się
podniesionymi tonami mamy i babci, zaciekawione przybiegły do
kuchni.
– Nie chcę się kłócić –
pierwsza odpuściła Iwona. – Zrobisz jak uważasz. Zawsze robisz
tak jak uważasz, z nikim się nie licząc. Jeśli zechcesz mieć
trzecie dziecko, to będę je tak samo kochać, tak samo się nim
zajmować, to też będzie mój wnuk, ale żeby potem nie było, że
cię nie ostrzegałam. Bez dzieci ciężko odejść od męża. Z
jednym jest cholernie trudno. Jak sobie to wyobrażasz z trójką?
Dziewczynki są już duże, a to będzie niemowlak.
– Chcesz odejść od taty? –
zmartwiła się Emilka i szybko podbiegła do mamy.
– Nie, coś ty! – Przybrała
na twarz sztuczny uśmiech. – Tak tylko rozmawiamy. Tak
teoretycznie. Tak, nie nas to dotyczy – zaczęła uspokajać
dziewczynkę.
Niespodziewanie rozległ się
dźwięk otwierania bramy. Ta nie była jeszcze automatyczna. Tomasz
założył najtańszą z możliwych. Najpierw miał w planach
wykończyć dom do końca, ocieplić go przed zimą, a dopiero
później zajmować się takimi bajerami jak automatycznie otwierana
brama czy podnoszące się drzwi garażu, działające na pilot.
– Mówił, że dziś nie
wróci? – upewniała się Paulina.
– Może zmienił zdanie –
odpowiedziała jej na to Iwona, a dziewczynki od razu pobiegły do
korytarza, by powitać tatę w drzwiach.
– Było dla mamy, ale chyba
się nie obrazi – powiedział na wstępie i wręczył córkom
raffaello. Przy okazji wpuścił też do domu psa, który od razu
uwalił się w salonie, na samym środku miękkiego, puszystego
dywanu.
Tomek zaszedł Paulinę od tyłu,
bo ta w przeciwieństwie do córek nie wyszła mu na powitanie.
Kobieta traktowała męża właściwie jak powietrze. Dopiero gdy
przed jej oczami pojawił się bukiet długich czerwonych róż,
podniosła głowę.
– Mamy jakąś rocznicę? –
zapytała.
– To na przeprosiny –
odpowiedział, a dopiero potem przywitał się z teściową. –
Przemyślałem sprawę – dodał w kierunku żony i puścił do niej
łobuzersko oczko.
Iwona w tamtej chwili zdała
sobie sprawę, że jej kazania spadły na całkiem straconą pozycję.
Wiedziała, że ciąża Pauliny będzie tylko kwestią czasu. Życzyła
córce jak najlepiej i chciała, by tej naprawdę ułożyło się z
mężem. Pragnęła, by wnuki miały pełną, szczęśliwą i
kochającą się rodzinę. Coś jednak, jakieś kłucie w kościach,
podpowiadało jej, że ta sielanka trwa już za długo i wkrótce, w
najbliższym czasie, ten domek z kart, o bardzo słabych
fundamentach, pierdolnie. Nim jednak zebrała się na odwagę i na
naprawdę szczerą rozmowę z córką, to ta już wręczała jej
zaproszenie na Baby Shower.
– Dziś już trzydziesty
tydzień! – głosiła radośnie.
W pierwszej chwili, to sobie pomyślałam, że Paulina wykręciła numer i nic nie mówiąc wcześniej Tomkowi odstawiła antykoncepcję i postawiła męża przed faktem dokonanym, bo wpadło jej do głowy, że jeszcze do pełnego kompletu brakuje im syna.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to ja na jej miejscu raczej nie zdecydowałabym się na trzecie dziecko, zwyczajnie bałabym się. Tak jak Iwona miałabym obiekcje, czy to dobry pomysł. Ja wiem, że ostatnio wszystko dobrze im się układało, że nastał dla nich dobry czas, ale gdzieś tam z tyłu głowy plącze się myśl, że zaraz, za chwilę, krótszą czy dłuższą ta sielanka się skończy.
Zastanawiam się czemu Tomek tak szybko skapitulował i uznał pomysł Pauli za dobry, czy przemyślał sprawę i faktycznie z czystych pobudek i miłości do żony chce mieć jeszcze jedno dziecko, czy jest to jakieś wyrachowanie, jeszcze jedno dziecko, to jeszcze jeden powód i argument, żeby trwać w małżeństwie, gdyby kiedyś postanowiła od niego odejść.
Iwona trochę mnie przeraża, wypytuje wnuczki co się u nich w domu dzieje. Ale z drugiej strony to może nie powinnam się jej dziwić, Paula raczej szczera, tak do końca z nią nigdy nie jest, a po tym co było wcześniej w małżeństwie Bordychów to Iwona ma prawo się martwić.