„Polała
się krew”
Tego dnia to Agata odebrała
Juliana z przedszkola. Zabrała chłopca na lody. Kiedy go przywiozła
do domu, to dziewczynki i Paulina już w nim były.
– Wzięliśmy na wynos –
pochwalił się czterolatek, wchodząc nogami na kanapę.
– Zdejmij buty – zwróciła
mu uwagę Paulina. Zaczęła dziękować Agacie, mówiąc, że bez
niej, by ze wszystkim nie zdążyła.
Emilia wymądrzała się na
temat lodów. Mówiła, że nie da się ich wziąć na wynos, że
pewnie tylko kupili w sklepie pudełkowe, po to, by im nie było
przykro.
– Ja wolę lody w kawiarni –
wtrąciła Amelka. – Nie chcę z pudełka – dodała, stając przy
matce i ciotce.
Agacie przez moment zrobiło się
głupio, że zabrała samego Julka, ale przecież Paulina nie prosiła
jej, by odebrała jeszcze dziewczynki. Wydawało jej się też, że
lody ze sklepu wszystko załatwią.
– Przepraszam – powiedziała
szczerze. Spojrzała na przyjaciółkę. – Nie sądziłam, że
zrobi się z tego taki problem.
– Oni ze wszystkiego potrafią
zrobić problem. Ostatnio jechałam z niedozwoloną prędkością, by
zdążyć przed zamknięciem galerii, bo Amelka była zazdrosna, że
Julian dostał piżamę z nindżą Lego. Chciała taką samą –
opowiedziała i przeszła do kuchni. Uruchomiła ekspres. –
Wiedeńska czy latte? – dopytywała.
– Wiedeńska – odpowiedziała
Agata, rozsiadając się na niewygodnym, modnym krześle. – Tomka
zostawiłaś z histeryzującym dzieckiem, a sama uciekłaś do
sieciówki, by później być matką bohaterką – skomentowała
żartobliwie.
– Coś ty! – niemal
wykrzyknęła. – Dzieci zostały z Bartkiem. Akurat u nas był, bo
rano Tomek zawoził go do Łodzi na piłkę. Ale tak, byłam matką
bohaterką. Zdążyłam wrócić dwadzieścia minut przed Tomkiem i
załagodzić sytuację.
– Brawa. – Agata teatralnie
zaklaskała. – Będziesz miała rozpuszczone dzieci, a później
mąż ukręci ci za to głowę.
– Akurat Tomek rozpieszcza je
najbardziej. – Postawiła dużą filiżankę przed Agatą,
następnie drugą taką samą przed wolnym krzesłem. Nie usiadła na
nim, uznała, że musi sprawdzić co robią dzieci. Wydawało jej
się, że jest za cicho. – Poza tym, ja nie mogłam mieć wielu
rzeczy. Mamy nie było na nie stać. My póki możemy, chcemy dać
dzieciom więcej. Jeśli nie musimy, to po co mamy im odmawiać? –
zapytała, kierując swoje kroki w stronę salonu.
Oczom Pauliny ukazał się obraz
grzecznych dziewczynek, zajętych malowaniem starego wazonu. Sama im
go dała przed przyjściem Agaty, by na krótki moment je czym zająć
i móc wziąć szybki, orzeźwiający prysznic. Nie czuła się za
dobrze. Od rana bolała ją głowa i gardło. Sądziła, że to
pierwsze objawy przeziębienia.
– Gdzie jest Julian? –
zapytała, zmierzając w stronę schodów.
– Psuł wszystko –
odpowiedziała Amelka. – Nie umiał malować jak my.
– Powiedział, że znajdzie
coś lepszego do kolorowania – objaśniła Emilka.
Paulina sądziła, że Julek
poszedł do swojego pokoju po kolorowankę. Szła po schodach ku
górze. Emilka postanowiła ją zatrzymać.
– Ale on poszedł do pokoju
taty! – wykrzyknęła.
Pokój Tomka, tak naprawdę nie
był pokojem Tomka. Było to po prostu pomieszczenie w domu bez
konkretnego przeznaczenia, nieco zagracone, zwłaszcza dokumentami
Tomasza, ale Paulina równie często w nim przebywała. To tam stał
jej orbitrek, rowerek stacjonarny oraz bieżnia. Miała w planach
przekształcić poddasze na małą, domową siłownie. Tomek ten
pomysł zaaprobował, ale nieustannie brakowało na to środków i
przede wszystkim czasu. Ona nie mogła zacząć znosić tam sprzętów
i kwiatów, dopóki on nie zrobi odpowiedniej podłogi i dostatecznie
nie wyciszy ścian. Miała więc związane ręce i z jednej strony
bardzo chciała Tomka pogonić do roboty, z drugiej jednak rozumiała,
że ma on dużo na głowie i jest wystarczająco przemęczony. Nie
mogła mu dołożyć kolejnej pracy, wiedząc, że mąż ledwie
wyrabia się z obecnymi, tymi zarobkowymi, jak i z regularnym
transportowaniem Bartka do Łodzi. To drugie jednak miało się
niedługo skończyć. Nastolatek zdecydował przenieść się do
tamtejszej szkoły, zamieszkać z bursie lub internacie.
Kiedy Paulina weszła do „pokoju
Tomka”, jak zwykły nazywać go dziewczynki, zobaczyła Juliana
siedzącego przy starym, podniszczonym stole. Chłopiec w dłoni
trzymał czerwonego markera. Czerwony był jego ulubionym kolorem,
przez co nieraz dokuczali mu rówieśnicy w przedszkolu, uważając
ten kolor za babski.
Julian nie był typowym
chłopcem. Uciekał od chłopięcych zabaw. Samochód lubił tylko
jeden. Takiego pchacza, na którym mógł jeździć. Piłka zupełnie
go nie pociągała. Pistolety nie należały do jego najulubieńszych
zabawek, chyba, że takie na wodę, używane zazwyczaj w okolicach
Wielkanocy. Julek nie interesował się bronią ani sportem. Lubił
pluszaki, kredki, pomagać mamie przy malowaniu paznokci i robieniu
makijażu. Paulina widziała jak Tomka to gnębi. Była pewna, że
gdyby Julian był bardziej jak Bartek, to Tomasz złapałby z nim
lepszy kontakt. Coraz częściej docierało do niej, że podzielili
się dziećmi. Jej był Julek, kochany, mamusi synuś. Tomka zaś
były dziewczynki. Nimi zajmował się jakby chętniej. Z nimi
dzielił pasje i oglądał filmy oraz bajki, które Julek często
uważał za głupie lub nudne.
– Kololuję, by nie było
takie sare – powiedział Julian do mamy. Uśmiechnął się
szeroko.
– Szare – poprawiła go, a
później podeszła bliżej. Położyła dłoń na ramieniu chłopca
i wejrzała na kartkę. Spodziewała się zobaczyć pustą, ozdobioną
czerwonym kolorem, ewentualnie jakąś dziecięcą kolorowankę, ale
nie plany budowy. – Skąd tyś wziął tę kartkę? – zapytała,
lekko się zatrzęsła.
– Stąd – odpowiedział
chłopiec i wskazał na niegdyś szarą teczkę. – Wszystko
szszszare – bardzo się wysilił, by dobrze wymówić ostatni
wyraz. – Zrobiłem kolorowe, by tata był weselsy – objaśnił
swoje czteroletnie rozumowanie.
Paulina w pierwszej chwili
zatkała dłonią usta, później złapała się za głowę. Chłopiec
na jej oczach powrócił do malowania.
– Nie! – lekko się uniosła.
– Nie możesz po tym malować, Julek – dodała, siląc się na
spokój i wyrwała kartkę spod markera, trzymanego w małej, lewej
dłoni.
– Czemu? – zapytał. Wbił w
mamę pytające, nieco zbulwersowane spojrzenie.
– To są taty dokumenty. Mówił
nieraz, że nie wolno ich ruszać.
– To nie dokumenty. –
Chłopczyk rozpromienił się i machnął obiema dłońmi. – To
rysunki – wyjaśnił matce. – Nudne były, takie sare. Teraz są
ładne, takie korolowe – dodał.
Paulina w pierwszej chwili
chciała wrzasnąć na syna i uświadomić go, że ojciec, gdy wróci
do domu, niemiłosiernie się wkurzy, w drugiej jednak wzięła
głębszy wdech i spróbowała się uspokoić. Przykucnęła przy
Julianie, chwyciła go za drobne rączki i spokojnie tłumaczyła, że
takie rysunki nazywają się plany i są tak samo ważne jak
dokumenty, że właściwie to też są dokumentami.
Julian zdawał się rozumieć.
Nawet przeprosił. Paulina więc zaczęła łudzić się, że w
podobny sposób uda jej się wpłynąć na męża, przemówić mu do
rozsądku i przekonać, że wrzeszczenie na dziecko czy szarpanie nim
nic już nie zmieni. Popełniła jednak jeden wielki błąd. Zamiast
najpierw zadzwonić do męża i uprzedzić go co się stało, ona
powróciła do Agaty, by przy kawie jej się wyżalić.
Tomek powrócił do domu po
dwudziestej drugiej. Był wykończony. Rano był na budowie, w
południe kładł glazurę, a wieczorem pojechał po materiały. Nim
je samodzielnie wniósł na czwarte piętro i powrócił do domu, to
marzył już tylko o łóżku. Nie miał siły nawet na prysznic, że
już o seksie nie wspominając.
– Błagam, kawy – powiedział
do żony. Położył dłonie na oparciu kanapy, na której siedziała
i wychylił się, by musnąć ją w policzek. – Kawy i masażu –
dodał, siadając obok niej. Nogi wsparł na dużej, kwadratowej
pufie. Odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy.
– Zaraz cię rozbudzę –
uprzedziła. Wstała i przeszła do kuchni. – Chcesz tylko kawę
czy może też jakąś kanapkę? Babeczkę? Piekłam z dzieciakami i
Agą!
– Uchu – odburknął
niezrozumiale. Tak naprawdę to przysypiał na siedząco, więc nie
miał pojęcia co żona do niego mówi. Jednak kiedy powróciła z
babeczkami na talerzu i mocną kawą, to zdawał się być
szczęśliwy. Przejął od żony talerz i odłożył go na niską
ławkę. Pochwycił za drobną, kobiecą, zadbaną dłoń i przyjrzał
się uważnie paznokciom. – Ładne – pochwalił. – Eozyna,
ciekawa barwa – dodał i zdjął nogi z pufy. Nakierował żonę
tak, by usiadła na jego kolanach.
– Jestem pod wrażeniem. Znasz
wszystkie kolory świata? – zapytała, wtulając się w niego,
chowając twarz w zagłębieniu między ramieniem a szyją.
– Większość –
odpowiedział, śmiejąc się. – Takie hobby – wyjaśnił. –
Nie rozbudzisz mnie w ten sposób – uprzedził, gdy wkładała
dłonie pod jego przepoconą bluzkę na długi rękaw. – Nie mam
siły ruszyć palcem, nawet tym dwudziestym pierwszym.
Zaśmiała się, ale po chwili
sobie o czymś przypomniała.
– Rozbudzę cię –
zapewniła, wstając z jego kolan.
Tomek sięgnął po babeczkę,
ugryzł. Pochwalił domowy wyrób cukiernicy i napił się gorzkiej,
gorącej kawy.
– Tylko obiecaj, że się nie
wściekniesz – zażądała, ale nie czekała. Wyjęła pokolorowane
dokumenty z szuflady błyszczącej komody. – On nie chciał, nie
wiedział, że...
Tomek nie czekał. Wstał i
wyrwał teczkę z dłoni żony. Otworzył i robił coraz większe
oczy, przeglądając zniszczenia jakich dokonał ich syn.
– Potrzebuję tego na jutro –
warknął.
– Tego się nie da zmazać. To
marker – uświadomiła go.
Tomasz wziął głębszy oddech,
zrobił się czerwony na twarz.
– Mówiłem mu wiele razy, że
moich dokumentów ma nie ruszać! – wrzasnął.
– Myślał, że rysunki, to
nie to samo co dokumenty.
– To mógł się zapytać! –
Tomek obrócił się na pięcie i Paula w pierwszej chwili chciała
za nim krzyknąć i go zatrzymać, ale, gdy mąż nie wszedł na
schody, tylko z telefonem przy uchy poszedł do „swojego pokoju”,
zdecydowała się nie wtrącać.
Paula łudziła się, że
pokolorowane dokumenty nie pozostawią po sobie śladu na ich
rodzinnych relacjach. Myślała, że wszystko obejdzie się bez
awantury i nie będzie po niej echa. Myliła się. Bordych w
pierwszej chwili chciał załagodzić sytuację z klientem. Szukał
też architekta, który narysowałby wszystko od nowa, gdyż
poprzedni właśnie wyjechał na rodzinny urlop i miał wyłączony
telefon. To wszystko wiązało się z dodatkowymi kosztami, bo
przecież za każde zlecenie, nawet powtórne, należy zapłacić,
zwłaszcza, gdy wykonuje je ktoś inny. A wykonanie czegoś na
kolejny dzień, to był cud. W tej branży cuda dużo kosztowały.
– Muszę jechać –
zakomunikował i z niegdyś szarą teczką wyszedł z domu. Wsiadł
do auta. Powrócił dopiero po północy.
Paulina na niego czekała.
Patrzyła w telewizor, ale tak naprawdę wcale nie interesował ją
film. Głowę miała zajętą zupełnie innymi myślami.
– Załatwiłeś? – zapytała,
wciskając na pilocie czerwony przycisk. – Wszystko załatwiłeś?
– ponowiła pytanie.
– Wszystko, oprócz jednego –
odpowiedział. Odłożył kluczyki na komodę, wrzucając je do
ozdobnej salaterki. Kierując się w stronę schodów, zaczął
rozpinać pasek, który miał przy spodniach.
– Nie, nie, nie! –
wykrzyknęła Paulina i ruszyła za mężem. Chwyciła go za ramię,
niemal się na nim uwieszając, później go wyprzedziła i stanęła
przed drzwiami prowadzącymi do pokoju syna. – Jest środek nocy –
przypomniała mężowi.
Tomek milczał. Zdawałoby się,
że trwało to godziny. W rzeczywistości jednak tylko minuty.
– Przesuń się – zażądał
spokojnie, cicho. Machnął teatralnie ręką, jakby chciał ją
popędzić.
– To nie jest żadne
rozwiązanie – starała się mu przemówić do rozsądku.
– Mówienie też nie jest
rozwiązaniem, jeśli dziecko jest idiotą i nie rozumie!
– Rozumie! I nie jest idiotą!
– stanęła w obronie Juliana.
– Jest rozpuszczonym,
mazgajowatym maminsynkiem. I to twoja wina. Przesuń się –
rozkazał i nie czekał na jej ruch. Szarpnął nią.
Paulina szybko jednak powróciła
na poprzednie miejsce.
Tomek miał dość. Był
zmęczony i zdenerwowany, choć starał się tego nie okazywać.
Hamował się na tyle, by nie stracić panowania nad sobą. Nie dał
jednak rady utrzymać tego stanu do końca. Gdzieś w nim załączyło
się poczucie, że to on jest mężczyzną, mężem i ojcem, a tym
samym też panem domu, i że przez to, zdanie należące do niego
powinno być zawsze na górze. Przekształcił owe myślenie na
zarzut względem żony. Uznał, że Paulina go nie szanuje, nie
respektuje jego zdania, wtrąca się do wychowywania dzieci,
nieustannie ich broniąc, zamiast odpowiednio przypilnować. Złość
na Julka, przekształciła się w złość na Paulinę. Tyle
wystarczyło, by ją uderzył.
Paula wpadła w futrynę, a
Tomek poczuł pieczenie po wewnętrznej stronie dłoni. Oboje byli w
szoku. Jego szok jednak potrwał krótsza chwilę. Zaraz po niej
postanowił nie oddawać wygranej żonie. Tak więc pomimo tego co
zrobił, postanowił ukarać syna. Wszedł do pokoju. Paula podążyła
za nim.
Rozpoczęła się walka, której
nie miała szans wygrać, zwłaszcza, gdy mąż sprowadził ją do
poziomu podłogi, a później przycisnął do ściany, jedną dłonią
trzymając za włosy, drugą zaciskając na jej gardle. Zaczęło jej
się kręcić w głowie, tańczyć przed oczami. W tle słyszała
zabawkowego robota. Wiedziała, że to oni musieli go potrącić, ale
nie umiała sobie przypomnieć kiedy.
Julek się obudził. Otworzył
oczy. Usiadł na łóżku. Krzyknął.
Tomek zwolnił uścisk i wstał
na równe nogi. Szybko oddychał. Serce biło mu jak oszalałe.
Obserwował jak Paulina z trudem, spazmatycznie nabiera powietrza,
jak się dusi, jak kaszle.
Julian się wystraszył.
Podbiegł do matki i ją przytulił.
– Nic ci nie jest? Nic ci nie
jest? – dopytywał histerycznie. Płakał. Był przerażony.
Paulina starała się uspokoić.
Zrobić to dla syna. Nie udało jej się. Co prawda, oddech zaczęła
łapać normalnie i przestała się dusić, ale wciąż działała
pod wpływem emocji. Kiedy Tomek powiedział, że przyniesie jej
wody, ona przytaknęła, a później wzięła Juliana na ręce i
zbiegła po schodach. Tomek ją zauważył, ale nim dobiegł do
garażu, ona była już w samochodzie. Ruszała.
– Kurwa! – przeklął po
włożeniu dłoni do kieszeni. Uświadomił sobie, że kluczyki
pozostawił w salonie. – Kurwa! – powtórzył, uderzając z
całych sił pięściami w ścianę. Skóra nie wytrzymała, pękła,
polała się krew.
To nie jest ostatni rozdział.
Został jeszcze jeden. Pewnie podzielę go na dwa. Wszystko jednak
postaram się opublikować dzisiaj, ewentualnie w nocy. Mnie też
przykro z tym, że ta historia ciągnie się tak długo, że tyle
miesięcy od niej „odpoczywałem”, ale to był przymus, moi
kochani. Policja buchnęła mi komputer, później przekazała go
prokuraturze, a wszystko przez to, że ja sam ten komputer komuś
pożyczyłem. Weszli do miejsca, gdzie akurat był i... no i
czekaliście, czekaliście, czekaliście...
Biedna Agatka ma wyrzuty sumienia, ale moim zdaniem niepotrzebnie, w niczym nie zawiniła. A tak w ogóle to nie musiała dziewczynkom kupować lodów, plus dla niej, że o tym pomyślała. Agata nie ma dzieci, nie zajmuje się nimi na co dzień, wiec nie zdaje sobie sprawy, że dzieci mogą zrobić problem z takiej głupoty, zamiast docenić, że ciotka o nich pomyślała.
OdpowiedzUsuńRozbawiła mnie wizja Pauli matki bohaterki, haha. No cóż matki czasem muszą dokonywać heroicznych czynów, takich jak zdobycie upragnionej rzeczy dla swojej latorośli, haha.
Oj, też tak miałam, że jak było za cicho to mnie zaraz niepokoiło, że słoneczka coś broją i niestety zazwyczaj tak właśnie było. Ojoj, Julek nieźle narozrabiał, ma chłopak pomysły, co zrobić, jak rysunki taty były takie brzydkie, takie szare, musiał je poprawić.
Moim zdaniem Paulina jeśli chciała jakoś załagodzić sytuację, to nie powinna w ten sposób informować Tomka o tym co zrobił Julian. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że powinna nie zwlekać i powiedzieć o wszystkim mężowi od razu, tylko niekoniecznie tekstem " zaraz cię rozbudzę". Nie dziwię się zdenerwowaniu Tomasza wyczynem syna, młody zniszczył jego pracę. Jak znam Bordycha to on nie raz i nie dwa razy powtarzał dzieciom, że jego dokumentów nie wolno ruszać, więc Julian wiedział czego mu nie wolno i za zniszczenie dokumentów ojca należała mu się bura.
Tylko, że w przypadku Tomka wszystko zostaje zwielokrotnione. Zrozumiałabym gdyby w momencie jak dowiedział się, że syn zniszczył plany nakrzyczał na niego, a nawet jakby mu klapsa przylał, ale nie jestem w stanie zaakceptować tego co on dla Julka zaplanował. Na zimno chciał zbić pasem czterolatka. Nie dziwię się, że Paula broniła syna, też bym próbowała w takiej sytuacji bronić dziecka. Tomek znowu nad sobą nie zapanował, całą agresję wyładował na żonie, na dodatek Julian był świadkiem tego jak ojciec dusi matkę, ciężko będzie Tomaszowi wytłumaczyć synowi co się wydarzyło, myślę że nie da się czegoś takiego wytłumaczyć.
Nie dziwię się, że Paulina skorzystała z okazji i uciekła, miała prawo obawiać się męża. Może będę złośliwa i niesprawiedliwa, ale tak mnie zastanawia, czy ona tak samo broniłaby dziewczynek przed gniewem ojca i coś mi mówi, że nie do końca, jak Emi dostała lanie za ucieczkę ze sklepu to wyczekała aż mąż skończy wymierzać córce karę. No i nie podoba mi się, że zabrała Julka i uciekła, a zostawiła dziewczynki. Niby może być pewna, że Tomek nie zrobi im krzywdy, ale jednak je zostawiła, jak one mają się czuć po czymś takim? Mama zabrała ich brata, a je zostawiła.