Autor tego bloga należy do grupy „Projekt Prozaicy”, z tego też powodu strona korzysta z płatnych linków. Ujmując to krócej i bardziej zrozumiale – autor zarabia, a czytelnicy nic na tym nie tracą. Te linki są całkowicie bezpieczne dla komputerów, tabletów i smartphone-ów pod warunkiem, że postępuje się zgodnie z instrukcją, czyli nie klika w reklamy, nic nie ściąga na swój sprzęt, a jedynie odczekuje symboliczne pięć sekund i przechodzi dalej. Za wszelkie utrudnienia autor bloga przeprasza, za waszą aktywność jest wdzięczny, a prywatnie pozdrawia i życzy dobrej zabawy podczas czytania.

Link do instrukcji – KLIK

niedziela, 24 marca 2019

#96 – „Paulina” – Rozdział 60

Polała się krew”

Tego dnia to Agata odebrała Juliana z przedszkola. Zabrała chłopca na lody. Kiedy go przywiozła do domu, to dziewczynki i Paulina już w nim były.
Wzięliśmy na wynos – pochwalił się czterolatek, wchodząc nogami na kanapę.
Zdejmij buty – zwróciła mu uwagę Paulina. Zaczęła dziękować Agacie, mówiąc, że bez niej, by ze wszystkim nie zdążyła.
Emilia wymądrzała się na temat lodów. Mówiła, że nie da się ich wziąć na wynos, że pewnie tylko kupili w sklepie pudełkowe, po to, by im nie było przykro.
Ja wolę lody w kawiarni – wtrąciła Amelka. – Nie chcę z pudełka – dodała, stając przy matce i ciotce.
Agacie przez moment zrobiło się głupio, że zabrała samego Julka, ale przecież Paulina nie prosiła jej, by odebrała jeszcze dziewczynki. Wydawało jej się też, że lody ze sklepu wszystko załatwią.
Przepraszam – powiedziała szczerze. Spojrzała na przyjaciółkę. – Nie sądziłam, że zrobi się z tego taki problem.
Oni ze wszystkiego potrafią zrobić problem. Ostatnio jechałam z niedozwoloną prędkością, by zdążyć przed zamknięciem galerii, bo Amelka była zazdrosna, że Julian dostał piżamę z nindżą Lego. Chciała taką samą – opowiedziała i przeszła do kuchni. Uruchomiła ekspres. – Wiedeńska czy latte? – dopytywała.
Wiedeńska – odpowiedziała Agata, rozsiadając się na niewygodnym, modnym krześle. – Tomka zostawiłaś z histeryzującym dzieckiem, a sama uciekłaś do sieciówki, by później być matką bohaterką – skomentowała żartobliwie.
Coś ty! – niemal wykrzyknęła. – Dzieci zostały z Bartkiem. Akurat u nas był, bo rano Tomek zawoził go do Łodzi na piłkę. Ale tak, byłam matką bohaterką. Zdążyłam wrócić dwadzieścia minut przed Tomkiem i załagodzić sytuację.
Brawa. – Agata teatralnie zaklaskała. – Będziesz miała rozpuszczone dzieci, a później mąż ukręci ci za to głowę.
Akurat Tomek rozpieszcza je najbardziej. – Postawiła dużą filiżankę przed Agatą, następnie drugą taką samą przed wolnym krzesłem. Nie usiadła na nim, uznała, że musi sprawdzić co robią dzieci. Wydawało jej się, że jest za cicho. – Poza tym, ja nie mogłam mieć wielu rzeczy. Mamy nie było na nie stać. My póki możemy, chcemy dać dzieciom więcej. Jeśli nie musimy, to po co mamy im odmawiać? – zapytała, kierując swoje kroki w stronę salonu.
Oczom Pauliny ukazał się obraz grzecznych dziewczynek, zajętych malowaniem starego wazonu. Sama im go dała przed przyjściem Agaty, by na krótki moment je czym zająć i móc wziąć szybki, orzeźwiający prysznic. Nie czuła się za dobrze. Od rana bolała ją głowa i gardło. Sądziła, że to pierwsze objawy przeziębienia.
Gdzie jest Julian? – zapytała, zmierzając w stronę schodów.
Psuł wszystko – odpowiedziała Amelka. – Nie umiał malować jak my.
Powiedział, że znajdzie coś lepszego do kolorowania – objaśniła Emilka.
Paulina sądziła, że Julek poszedł do swojego pokoju po kolorowankę. Szła po schodach ku górze. Emilka postanowiła ją zatrzymać.
Ale on poszedł do pokoju taty! – wykrzyknęła.
Pokój Tomka, tak naprawdę nie był pokojem Tomka. Było to po prostu pomieszczenie w domu bez konkretnego przeznaczenia, nieco zagracone, zwłaszcza dokumentami Tomasza, ale Paulina równie często w nim przebywała. To tam stał jej orbitrek, rowerek stacjonarny oraz bieżnia. Miała w planach przekształcić poddasze na małą, domową siłownie. Tomek ten pomysł zaaprobował, ale nieustannie brakowało na to środków i przede wszystkim czasu. Ona nie mogła zacząć znosić tam sprzętów i kwiatów, dopóki on nie zrobi odpowiedniej podłogi i dostatecznie nie wyciszy ścian. Miała więc związane ręce i z jednej strony bardzo chciała Tomka pogonić do roboty, z drugiej jednak rozumiała, że ma on dużo na głowie i jest wystarczająco przemęczony. Nie mogła mu dołożyć kolejnej pracy, wiedząc, że mąż ledwie wyrabia się z obecnymi, tymi zarobkowymi, jak i z regularnym transportowaniem Bartka do Łodzi. To drugie jednak miało się niedługo skończyć. Nastolatek zdecydował przenieść się do tamtejszej szkoły, zamieszkać z bursie lub internacie.
Kiedy Paulina weszła do „pokoju Tomka”, jak zwykły nazywać go dziewczynki, zobaczyła Juliana siedzącego przy starym, podniszczonym stole. Chłopiec w dłoni trzymał czerwonego markera. Czerwony był jego ulubionym kolorem, przez co nieraz dokuczali mu rówieśnicy w przedszkolu, uważając ten kolor za babski.
Julian nie był typowym chłopcem. Uciekał od chłopięcych zabaw. Samochód lubił tylko jeden. Takiego pchacza, na którym mógł jeździć. Piłka zupełnie go nie pociągała. Pistolety nie należały do jego najulubieńszych zabawek, chyba, że takie na wodę, używane zazwyczaj w okolicach Wielkanocy. Julek nie interesował się bronią ani sportem. Lubił pluszaki, kredki, pomagać mamie przy malowaniu paznokci i robieniu makijażu. Paulina widziała jak Tomka to gnębi. Była pewna, że gdyby Julian był bardziej jak Bartek, to Tomasz złapałby z nim lepszy kontakt. Coraz częściej docierało do niej, że podzielili się dziećmi. Jej był Julek, kochany, mamusi synuś. Tomka zaś były dziewczynki. Nimi zajmował się jakby chętniej. Z nimi dzielił pasje i oglądał filmy oraz bajki, które Julek często uważał za głupie lub nudne.
Kololuję, by nie było takie sare – powiedział Julian do mamy. Uśmiechnął się szeroko.
Szare – poprawiła go, a później podeszła bliżej. Położyła dłoń na ramieniu chłopca i wejrzała na kartkę. Spodziewała się zobaczyć pustą, ozdobioną czerwonym kolorem, ewentualnie jakąś dziecięcą kolorowankę, ale nie plany budowy. – Skąd tyś wziął tę kartkę? – zapytała, lekko się zatrzęsła.
Stąd – odpowiedział chłopiec i wskazał na niegdyś szarą teczkę. – Wszystko szszszare – bardzo się wysilił, by dobrze wymówić ostatni wyraz. – Zrobiłem kolorowe, by tata był weselsy – objaśnił swoje czteroletnie rozumowanie.
Paulina w pierwszej chwili zatkała dłonią usta, później złapała się za głowę. Chłopiec na jej oczach powrócił do malowania.
Nie! – lekko się uniosła. – Nie możesz po tym malować, Julek – dodała, siląc się na spokój i wyrwała kartkę spod markera, trzymanego w małej, lewej dłoni.
Czemu? – zapytał. Wbił w mamę pytające, nieco zbulwersowane spojrzenie.
To są taty dokumenty. Mówił nieraz, że nie wolno ich ruszać.
To nie dokumenty. – Chłopczyk rozpromienił się i machnął obiema dłońmi. – To rysunki – wyjaśnił matce. – Nudne były, takie sare. Teraz są ładne, takie korolowe – dodał.
Paulina w pierwszej chwili chciała wrzasnąć na syna i uświadomić go, że ojciec, gdy wróci do domu, niemiłosiernie się wkurzy, w drugiej jednak wzięła głębszy wdech i spróbowała się uspokoić. Przykucnęła przy Julianie, chwyciła go za drobne rączki i spokojnie tłumaczyła, że takie rysunki nazywają się plany i są tak samo ważne jak dokumenty, że właściwie to też są dokumentami.
Julian zdawał się rozumieć. Nawet przeprosił. Paulina więc zaczęła łudzić się, że w podobny sposób uda jej się wpłynąć na męża, przemówić mu do rozsądku i przekonać, że wrzeszczenie na dziecko czy szarpanie nim nic już nie zmieni. Popełniła jednak jeden wielki błąd. Zamiast najpierw zadzwonić do męża i uprzedzić go co się stało, ona powróciła do Agaty, by przy kawie jej się wyżalić.
Tomek powrócił do domu po dwudziestej drugiej. Był wykończony. Rano był na budowie, w południe kładł glazurę, a wieczorem pojechał po materiały. Nim je samodzielnie wniósł na czwarte piętro i powrócił do domu, to marzył już tylko o łóżku. Nie miał siły nawet na prysznic, że już o seksie nie wspominając.
Błagam, kawy – powiedział do żony. Położył dłonie na oparciu kanapy, na której siedziała i wychylił się, by musnąć ją w policzek. – Kawy i masażu – dodał, siadając obok niej. Nogi wsparł na dużej, kwadratowej pufie. Odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy.
Zaraz cię rozbudzę – uprzedziła. Wstała i przeszła do kuchni. – Chcesz tylko kawę czy może też jakąś kanapkę? Babeczkę? Piekłam z dzieciakami i Agą!
Uchu – odburknął niezrozumiale. Tak naprawdę to przysypiał na siedząco, więc nie miał pojęcia co żona do niego mówi. Jednak kiedy powróciła z babeczkami na talerzu i mocną kawą, to zdawał się być szczęśliwy. Przejął od żony talerz i odłożył go na niską ławkę. Pochwycił za drobną, kobiecą, zadbaną dłoń i przyjrzał się uważnie paznokciom. – Ładne – pochwalił. – Eozyna, ciekawa barwa – dodał i zdjął nogi z pufy. Nakierował żonę tak, by usiadła na jego kolanach.
Jestem pod wrażeniem. Znasz wszystkie kolory świata? – zapytała, wtulając się w niego, chowając twarz w zagłębieniu między ramieniem a szyją.
Większość – odpowiedział, śmiejąc się. – Takie hobby – wyjaśnił. – Nie rozbudzisz mnie w ten sposób – uprzedził, gdy wkładała dłonie pod jego przepoconą bluzkę na długi rękaw. – Nie mam siły ruszyć palcem, nawet tym dwudziestym pierwszym.
Zaśmiała się, ale po chwili sobie o czymś przypomniała.
Rozbudzę cię – zapewniła, wstając z jego kolan.
Tomek sięgnął po babeczkę, ugryzł. Pochwalił domowy wyrób cukiernicy i napił się gorzkiej, gorącej kawy.
Tylko obiecaj, że się nie wściekniesz – zażądała, ale nie czekała. Wyjęła pokolorowane dokumenty z szuflady błyszczącej komody. – On nie chciał, nie wiedział, że...
Tomek nie czekał. Wstał i wyrwał teczkę z dłoni żony. Otworzył i robił coraz większe oczy, przeglądając zniszczenia jakich dokonał ich syn.
Potrzebuję tego na jutro – warknął.
Tego się nie da zmazać. To marker – uświadomiła go.
Tomasz wziął głębszy oddech, zrobił się czerwony na twarz.
Mówiłem mu wiele razy, że moich dokumentów ma nie ruszać! – wrzasnął.
Myślał, że rysunki, to nie to samo co dokumenty.
To mógł się zapytać! – Tomek obrócił się na pięcie i Paula w pierwszej chwili chciała za nim krzyknąć i go zatrzymać, ale, gdy mąż nie wszedł na schody, tylko z telefonem przy uchy poszedł do „swojego pokoju”, zdecydowała się nie wtrącać.
Paula łudziła się, że pokolorowane dokumenty nie pozostawią po sobie śladu na ich rodzinnych relacjach. Myślała, że wszystko obejdzie się bez awantury i nie będzie po niej echa. Myliła się. Bordych w pierwszej chwili chciał załagodzić sytuację z klientem. Szukał też architekta, który narysowałby wszystko od nowa, gdyż poprzedni właśnie wyjechał na rodzinny urlop i miał wyłączony telefon. To wszystko wiązało się z dodatkowymi kosztami, bo przecież za każde zlecenie, nawet powtórne, należy zapłacić, zwłaszcza, gdy wykonuje je ktoś inny. A wykonanie czegoś na kolejny dzień, to był cud. W tej branży cuda dużo kosztowały.
Muszę jechać – zakomunikował i z niegdyś szarą teczką wyszedł z domu. Wsiadł do auta. Powrócił dopiero po północy.
Paulina na niego czekała. Patrzyła w telewizor, ale tak naprawdę wcale nie interesował ją film. Głowę miała zajętą zupełnie innymi myślami.
Załatwiłeś? – zapytała, wciskając na pilocie czerwony przycisk. – Wszystko załatwiłeś? – ponowiła pytanie.
Wszystko, oprócz jednego – odpowiedział. Odłożył kluczyki na komodę, wrzucając je do ozdobnej salaterki. Kierując się w stronę schodów, zaczął rozpinać pasek, który miał przy spodniach.
Nie, nie, nie! – wykrzyknęła Paulina i ruszyła za mężem. Chwyciła go za ramię, niemal się na nim uwieszając, później go wyprzedziła i stanęła przed drzwiami prowadzącymi do pokoju syna. – Jest środek nocy – przypomniała mężowi.
Tomek milczał. Zdawałoby się, że trwało to godziny. W rzeczywistości jednak tylko minuty.
Przesuń się – zażądał spokojnie, cicho. Machnął teatralnie ręką, jakby chciał ją popędzić.
To nie jest żadne rozwiązanie – starała się mu przemówić do rozsądku.
Mówienie też nie jest rozwiązaniem, jeśli dziecko jest idiotą i nie rozumie!
Rozumie! I nie jest idiotą! – stanęła w obronie Juliana.
Jest rozpuszczonym, mazgajowatym maminsynkiem. I to twoja wina. Przesuń się – rozkazał i nie czekał na jej ruch. Szarpnął nią.
Paulina szybko jednak powróciła na poprzednie miejsce.
Tomek miał dość. Był zmęczony i zdenerwowany, choć starał się tego nie okazywać. Hamował się na tyle, by nie stracić panowania nad sobą. Nie dał jednak rady utrzymać tego stanu do końca. Gdzieś w nim załączyło się poczucie, że to on jest mężczyzną, mężem i ojcem, a tym samym też panem domu, i że przez to, zdanie należące do niego powinno być zawsze na górze. Przekształcił owe myślenie na zarzut względem żony. Uznał, że Paulina go nie szanuje, nie respektuje jego zdania, wtrąca się do wychowywania dzieci, nieustannie ich broniąc, zamiast odpowiednio przypilnować. Złość na Julka, przekształciła się w złość na Paulinę. Tyle wystarczyło, by ją uderzył.
Paula wpadła w futrynę, a Tomek poczuł pieczenie po wewnętrznej stronie dłoni. Oboje byli w szoku. Jego szok jednak potrwał krótsza chwilę. Zaraz po niej postanowił nie oddawać wygranej żonie. Tak więc pomimo tego co zrobił, postanowił ukarać syna. Wszedł do pokoju. Paula podążyła za nim.
Rozpoczęła się walka, której nie miała szans wygrać, zwłaszcza, gdy mąż sprowadził ją do poziomu podłogi, a później przycisnął do ściany, jedną dłonią trzymając za włosy, drugą zaciskając na jej gardle. Zaczęło jej się kręcić w głowie, tańczyć przed oczami. W tle słyszała zabawkowego robota. Wiedziała, że to oni musieli go potrącić, ale nie umiała sobie przypomnieć kiedy.
Julek się obudził. Otworzył oczy. Usiadł na łóżku. Krzyknął.
Tomek zwolnił uścisk i wstał na równe nogi. Szybko oddychał. Serce biło mu jak oszalałe. Obserwował jak Paulina z trudem, spazmatycznie nabiera powietrza, jak się dusi, jak kaszle.
Julian się wystraszył. Podbiegł do matki i ją przytulił.
Nic ci nie jest? Nic ci nie jest? – dopytywał histerycznie. Płakał. Był przerażony.
Paulina starała się uspokoić. Zrobić to dla syna. Nie udało jej się. Co prawda, oddech zaczęła łapać normalnie i przestała się dusić, ale wciąż działała pod wpływem emocji. Kiedy Tomek powiedział, że przyniesie jej wody, ona przytaknęła, a później wzięła Juliana na ręce i zbiegła po schodach. Tomek ją zauważył, ale nim dobiegł do garażu, ona była już w samochodzie. Ruszała.
Kurwa! – przeklął po włożeniu dłoni do kieszeni. Uświadomił sobie, że kluczyki pozostawił w salonie. – Kurwa! – powtórzył, uderzając z całych sił pięściami w ścianę. Skóra nie wytrzymała, pękła, polała się krew.


To nie jest ostatni rozdział. Został jeszcze jeden. Pewnie podzielę go na dwa. Wszystko jednak postaram się opublikować dzisiaj, ewentualnie w nocy. Mnie też przykro z tym, że ta historia ciągnie się tak długo, że tyle miesięcy od niej „odpoczywałem”, ale to był przymus, moi kochani. Policja buchnęła mi komputer, później przekazała go prokuraturze, a wszystko przez to, że ja sam ten komputer komuś pożyczyłem. Weszli do miejsca, gdzie akurat był i... no i czekaliście, czekaliście, czekaliście...

1 komentarz:

  1. Biedna Agatka ma wyrzuty sumienia, ale moim zdaniem niepotrzebnie, w niczym nie zawiniła. A tak w ogóle to nie musiała dziewczynkom kupować lodów, plus dla niej, że o tym pomyślała. Agata nie ma dzieci, nie zajmuje się nimi na co dzień, wiec nie zdaje sobie sprawy, że dzieci mogą zrobić problem z takiej głupoty, zamiast docenić, że ciotka o nich pomyślała.
    Rozbawiła mnie wizja Pauli matki bohaterki, haha. No cóż matki czasem muszą dokonywać heroicznych czynów, takich jak zdobycie upragnionej rzeczy dla swojej latorośli, haha.
    Oj, też tak miałam, że jak było za cicho to mnie zaraz niepokoiło, że słoneczka coś broją i niestety zazwyczaj tak właśnie było. Ojoj, Julek nieźle narozrabiał, ma chłopak pomysły, co zrobić, jak rysunki taty były takie brzydkie, takie szare, musiał je poprawić.
    Moim zdaniem Paulina jeśli chciała jakoś załagodzić sytuację, to nie powinna w ten sposób informować Tomka o tym co zrobił Julian. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że powinna nie zwlekać i powiedzieć o wszystkim mężowi od razu, tylko niekoniecznie tekstem " zaraz cię rozbudzę". Nie dziwię się zdenerwowaniu Tomasza wyczynem syna, młody zniszczył jego pracę. Jak znam Bordycha to on nie raz i nie dwa razy powtarzał dzieciom, że jego dokumentów nie wolno ruszać, więc Julian wiedział czego mu nie wolno i za zniszczenie dokumentów ojca należała mu się bura.
    Tylko, że w przypadku Tomka wszystko zostaje zwielokrotnione. Zrozumiałabym gdyby w momencie jak dowiedział się, że syn zniszczył plany nakrzyczał na niego, a nawet jakby mu klapsa przylał, ale nie jestem w stanie zaakceptować tego co on dla Julka zaplanował. Na zimno chciał zbić pasem czterolatka. Nie dziwię się, że Paula broniła syna, też bym próbowała w takiej sytuacji bronić dziecka. Tomek znowu nad sobą nie zapanował, całą agresję wyładował na żonie, na dodatek Julian był świadkiem tego jak ojciec dusi matkę, ciężko będzie Tomaszowi wytłumaczyć synowi co się wydarzyło, myślę że nie da się czegoś takiego wytłumaczyć.
    Nie dziwię się, że Paulina skorzystała z okazji i uciekła, miała prawo obawiać się męża. Może będę złośliwa i niesprawiedliwa, ale tak mnie zastanawia, czy ona tak samo broniłaby dziewczynek przed gniewem ojca i coś mi mówi, że nie do końca, jak Emi dostała lanie za ucieczkę ze sklepu to wyczekała aż mąż skończy wymierzać córce karę. No i nie podoba mi się, że zabrała Julka i uciekła, a zostawiła dziewczynki. Niby może być pewna, że Tomek nie zrobi im krzywdy, ale jednak je zostawiła, jak one mają się czuć po czymś takim? Mama zabrała ich brata, a je zostawiła.

    OdpowiedzUsuń